wtorek, 16 października 2012

Pamiętnik Hermiony Riddle I



Z małym poślizgiem (tak takim samochodowym) publikujemy naszą analizę opowiadania o Hermionie - córce Voldiego, serię 2. Trudno do tego napisać jakiś ciekawy wstęp, bo tu prawie nic się nie dzieje...


Wakacje. Błogi raj dla tych, którzy uwielbiają życie bez szkoły. Możecie się dziwić, ale ja – Hermiona Granger też je lubię (:O) Mimo iż uwielbiam szkołę, wakacje są dla mnie chwilową odskocznią od książek.
 Gdy byłam mniejsza wakacje kojarzyły mi się tylko z książkami. Co dzień chodziłam do biblioteki miejskiej i wypożyczałam sobie jakieś „lekkie” lektury. Jednak gdy tylko dowiedziałam się o magii to się zmieniło.  Wakacyjny czas spędzam z rodzicami i przyjaciółmi.
Te wakacje wyobrażam sobie troszkę inaczej. Postanowiłam się zmienić. A, że mam skończone 17 lat to po prostu czas się za siebie wziąć.
W tym roku na wiosnę, jak co 2 lata zresztą moi rodzice przeprowadzili się. I znów to samo. Jednak teraz mieszkamy w samym centrum Londynu. Dla niektórych nie fajnie, lecz ja uwielbiam miasta. Starzy ( Mój stary i stara JOŁ) pracują w najlepszej klinice w Londynie, więc mają kasę na Luksusy. Kupili sobie wielką wille na ulicy(Czy tylko ja uważam ze to dziwnie brzmi? WILLA NA ULICY? No co, nie można sobie chaty walnąć na samym środku jezdni?), gdzie takich pełno. Ciężko nieraz je rozróżnić. Lecz nasza posiadłość leży obok takiej wielkiej czarnej willi. Nie wiem, kto normalny by pomalował na czarno swój dom Pewnie tylko Malfoy, cóż zdarzają się wybryki natury. Jakaż nietolerancja!
Dzień był upalny, prawie zresztą jak zawsze. Co dzień chodziłam nad nasz mały basenik i opalałam się by zrobić się choć trochę brązowa.  Krzywołap zawsze dzielnie mi towarzyszył, ale dziś chyba poszedł na polowanie..
Opalałam się może półgodziny.  Tę piękną, wygodną relaksacje (To w końcu jedna relaksacja czy kilka? Tu też wyruszymy na pomoc ogonkom?) przerwała mi sowa, siadając na trawie obok mojego koca. Pohukiwała cichutko, aż ją zauważę. Trudno jej nie zauważyć, jeśli jest biała jak śnieg. Hedwiga. Ją zawsze, wszędzie, każdy rozpozna.  Miała przywiązany rzemykiem do nóżki liścik. Odwiązałam szybko wiadomość z myślą(wiadomość była z myślą, ciekawe), co też ten Harry znów chce. Jednak pomyliłam się, to była Ginny.
Hey Starucho!! (Ginny..., czy to ta cicha i nieśmiała Ginny, siostra Rona?)
Nie wyleguj się tak, bo się zwęglisz (Węgiel-zwęglisz?) Dasz się wyciągnąć na jakieś zakupy i lody? Pamiętaj!! Mnie się nigdy nie odmawia.
Twoja Ruda.
SIEMA RUDA!
Już ściągam bikini, ubieram się i ide do ciebie!
Twoja Brązowa.

No fakt. Jej nigdy nie można odmówić. Wstałam z koca, wzięłam Hedwigę na ramię i ruszyłam do domu. W moim pokoju znalazłam jakieś pióro i kałamarz i naskrobałam na odwrocie.
Ja Ci dam staruchę, wiewióro!!
Masz szczęście, u mnie o …. – tu spojrzałam na zegarek. Była 12. – 13.(Mamy tu do czynienia z przedszkolakiem?)
- Leć jak najprędzej – powiedziałam do sowy. Zagruchała smutno i odleciała z liścikiem w dziobie.
Wzięłam się za szykowanie. Przebrałam kostium kąpielowy na zwykłą koronkową bieliznę, którą dostałam na urodziny od Harrego trzy dni temu (Mój przyjaciel też obdarowuje mnie koronkową bielizną. Widzicie w tym coś dziwnego?) O dziwo trafił z kolorem. Uwielbiałam czerwony. Nałożyłam króciutkie szorty koloru białego i ostro zielony top, zawiązywany na szyi (Zielony top i czerwona bielizna? Kolory Gryffindoru i Slytherinu, tak?). Tak nawiasem uwielbiam też kolor zielony. Nie wiem jakim cudem…  Założyłam jeszcze sandałki i związałam włosy w kitkę. (Cud się stał, Hermiona ma sandały!) Byłam gotowa. Nie mam żadnych kosmetyków, ale muszę sobie sprawić. Mówiłam, że chcę się troszkę zmienić? TAK. Nie? TAK. To właśnie to mówię. Cóż za świetna pamięć.
Punkt 13 usłyszałam trzask Ginny się spóźniła miała być między 12-13 ;) Był to charakterystyczny dźwięk przy teleportacji. Chwilę po tym dźwięku rozbrzmiał dzwonek do bramy. Szybko wyszłam z domu, biorąc po drodze torebkę z różdżką, kasą fiskalną i kluczami. Od razu na powitanie dałam przyjaciółce kopa w ee hmm oko?… pośladki.
- Za co?! – zdenerwowała się i zrobiła przy tym taką śmieszną minę, że wybuchłam śmiechem.
- Za staruchę – odpowiedziałam, łapiąc się za brzuch.   – Ja rodzę! Chodźmy! – złapałam ją za rękę i pociągnęłam w stronę Centrum Handlowego.
Długo nie szłyśmy, bo do Centrum Handlowego miałam zaledwie 5 minut drogi. Gdy Ginny zobaczyła tego „giganta” zaniemówiła z wrażenia. Nie dziwię jej się. W końcu po raz pierwszy idzie do sklepu mugolskiego, dobra nie sklepu tylko bardzo dużo sklepów w jednym…  Jej mina tak mnie rozbawiła, że nie mogłam opanować chichotu. Pierw przeszłyśmy parter. Było mało fajnych ciuchów. Na piętrze jest więcej, więc wybrałyśmy się na piętro (W maśle jest masło, więc masło.). No i zaczął się szał. Każdy sklep spenetrowałyśmy. Zaczęło się niewinnie od „Reportera”, a skończyło na „Nike” (Bo Nike to sklep dla wybranych, w dodatku te oto nazwy muszą się znaleźć w cudzysłowie). Całe ręce miałyśmy od zakupów zajęte już po godzinie. Wstąpiłyśmy do ubikacji bym mogła to wszystko odesłać (to nic zastanawiającego gdy ktoś wchodzi do toalety z zakupami, a wychodzi bez). Następną godzinę buszowałyśmy po sklepach z butami, a jeszcze następną z kosmetykami. Wreszcie mam kosmetyki!! Hihi!! hehehehe!!! Buahahaha Ginn obiecała, że mnie nauczy się nimi obsługiwać i będzie gites! Oczywiście żadna normalna 17-latka nie umie posługiwać się kosmetykami.  Ehz… kocham moją rudą przyjaciółkę, co ja bym bez niej zrobiła (zapewne wszystko inne co robisz bez niej)? Gdy skończyłyśmy zakupy poszłyśmy na pizze. I to znów nowość dla Rudej. Pizze mieliśmy w Hogwarcie ale inne (Excusme? Hogwart i pizza? Równie dobrze może być wół i karoca.). Takie kwadratowe, robione na blaszce.. A tu były okrągłe, mało ciasta, dużo dodatków (złą pizzę jesz Hermiono, prawdziwa powinna mieć mak. 4 dodatki, żeby nie było tego za dużo). Zamówiłyśmy wielką na dwie osoby. Gdy wychodziłyśmy z pizzerii ledwo szłyśmy. Nasze brzuchy tak się napełniły, że nie mogłyśmy normalnie chodzić. Gdy wracałyśmy do mojego domu było po 19. Szybko czas nam zleciał.
Ginny była u mnie jeszcze 2 godziny. Przymierzałyśmy ciuchy, które sobie pokupowałyśmy. Nauczyła mnie jak robić makijaż (Ginny nigdy nie była w mugolskim sklepie, ale ma masę kosmetyków i umie robić makijaż). Zjadłyśmy kubeł lodów czekoladowych i odbyłyśmy bitwę na poduszki. Było fajnie. Szkoda, że ten czas tak szybko leci. Na pożegnanie powiedziała mi, że znów się z Harrym zeszła i mieszkają razem w Norze (razem z jej rodzeństwem i rodzicami).
Wojnę wygrała jasna strona, ale i tak Voldemort żyje (hę?). Kryje się gdzieś. Mówią, że staje się normalnym człowiekiem, ale ja w to nie wierze. Jakoś on nigdy nie był normalny. Śmierciożercy na wolności, jednak jakoś zaprzestali służyć Jemu. Nowa postać Jem ;)
Przez cały wieczór nie miałam co robić. Skakałam po kanałach telewizyjnych od niechcenia (Hop, hop. Mogę skakać na skakance, ale poskaczę po nikomu nie winiących kanałach.). Za 10 minut powinni wrócić rodzice i może uda mi się namówić ich na grę w tysiąca. Ostatnio zrobili się tacy drażliwi. Wszystko ich denerwuje.. Nie mamę, tatę. Tata zrobił się nie do zniesienia. Nie wiem czemu.
Ostatnio zauważyłam, że wcale nie jestem podobna do ojca. Wszystko mam prawie po mamie. Parę cech, które ani u mamy ani u taty nie widzę, jest we mnie, ale to może po dziadkach mam. Wyglądam jak kopia mamy. Tyle, że ja mam ciemniejsze włosy i  pełniejsze usta. Dosłownie można nas rozróżnić tylko po kolorze włosów i po wieku no, i wysokości. Jestem wyższa od mamy. Mam 176cm, a ona ma 167cm.
Tata z kolei jest blondynem. Jest wysoki, ale nie wyższy ode mnie. Jest grubszy i ma lekko zakrzywiony nos (Za chwilę się okaże, że matka Hermiony zdradziła jej ojca z Voldemortem).
Długo czekałam na rodziców, jednak po 23 dałam sobie spokój. Poszłam spać.
Rano obudziły mnie promienie słońca wbijające się brutalnie do mojego pokoju dotkliwie bijąc okna i zasłony. Zauważyłam Krzywołapa, którego wczoraj w ogóle nie widziałam. Ehm? Spał na mojej poduszce lekko przygniatany i przyduszany przeze mnie. Gdy ja się obudziłam, on także. Otworzył zaspane oczka i przeciągnął się leniwie. Następnie miauknął i wstał. Zeskoczył z łóżka i z dumnie wyprostowanym ogonem wyszedł z pokoju. Udałam się za nim.  Zmierzał do kuchni, więc tam też się udałam. Usiadł na podłodze obok swoich misek i miauknął ponownie. Wiedziałam, o co mu chodzi. Kot był głodny. Nie wiem, co on robi na tych polowaniach. Zamiast polować na myszy on chyba poluje na Kocice (Kocice z dużej litery. Szacunek musi być! Swoją drogą kotów mam 10, żaden z nich myszy nie zjadł, ba! Żadnego surowego mięsa nawet nie tknie.). Dałam mu całą miskę mleka i saszetkę kociego pokarmu. Od razu rzucił się na żarcie (biedny kot, musiał zjeść opakowanie mleka i saszetki). Ja natomiast poszłam do siebie, by móc się wykąpać i ubrać. Gdy zrobiłam poranne czynności ponownie zeszłam na dół do kuchni. Jednak coś się zmieniło. Usłyszałam głosy w salonie Ona słyszy GŁOSY!. Już byłam przy drzwiach, gdy usłyszałam męski głos. Głos, który bardzo dobrze znałam. Był to głos Toma Riddle’a (Y? Voldi przychodzi do twojego domu, a ty nic sobie nie robisz?).
- Skąd wiedziałeś gdzie mieszkam? – spytała Jane, moja mama.
- Jane, co dzień widzę, jak wchodzisz do tego domu. Mieszkam obok, u Malfoy’ów.
- Więc, czemu zawdzięczam tą niezbyt miłą niespodziankę.
- Hm, od dawna chciałem to wiedzieć. Czemu mnie zostawiłaś 17 lat temu dla tego – tu się zatrzymał - mugola, bo ty sama nie jesteś mugolem, prawda?
 - Żadnego mugola, to mój mąż – rzekła gniewnie mama.
- Były mąż – odpowiedział jakby z radością. Zawrzało we mnie. – Więc, odpowiesz mi? Czemu to zrobiłaś?
- Mam córkę. Byłam w ciąży.
- Z kim? – jego głos wyrażał zaskoczenie. Mama milczała. Usłyszałam huk. – Z KIM?! Z nim?! ZDRADZAŁAŚ MNIE!?!?
- Zamknij się Tom, bo obudzisz Hermionę. Nie z nim, z tobą. To twoja córka. Dlatego nie chciałam by poznała prawdę. Dlatego wyrzekłam się magii (czekaj, co? Szanowna aŁtorko,co ty bralaś, to nie "Czarodziejki", magii się nie wyrzeka). Dlatego wyszłam za Jake’a – dla mnie było za wiele.
 Wyszłam z domu jak najciszej potrafiłam. (Czyli co? Teleport? Przeszłaś obok rozmawiających rodziców?) Pf Meo ona skoczyła przez okno.


Czemu całe życie przez jedną głupią rozmowę musi się komuś sypać (fajny proszek nawet...). Moje życie właśnie się rozsypało, jak domek z kart. Jedno zdanie… Ból w sercu nie do zniesienia (To zawał! Do lekarza!). Ciągłe kłamstwa - na tym chyba polegało całe moje życie. Byłam przez rodzoną matkę przez tyle lat okłamywana… Czemu? Bo popełniła błąd, błąd w swojej młodości.
Poszłam do parku, niedaleko centrum handlowego w którym byłam z Ginny. Zaraz, zaraz czy ona się ubrała czy chodzi na golasa, bo była w łazience... Musiałam wszystko przemyśleć. Co mam zrobić? Hmm no nie wiem, pójść do ministerstwa magii, napisać do przyjaciół, wezwać pomoc, zaatakować go albo sobie chodzić po parku do wyboru . Jeśli ktoś powiedział, że życie jest łatwe to grubo się mylił. Jeśli oni jeszcze rozmawiają to mam szansę się wymknąć. Nie mam ochoty spędzać wakacji z „rodzicami”.
Biegiem popędziłam do domu, gdzie jak przypuszczałam oni jeszcze w salonie rozmawiali. Przeszłam cichaczem do swojego pokoju (mały smrodek się zrobił), spakowałam wszystkie swoje rzeczy, wzięłam Krzywołapa. Odesłałam to wszystko do Weasley’ów, a sama cicho jak mysz ponownie opuściłam dom. Nie zostawiałam żadnej kartki… po co? W ciemnym zaułku ulicy teleportowałam się do Nory.
Gdy tylko moje nogi dotknęły ogródka Weasley’ów przed dom wybiegła Ruda. Objęła mnie mocno, przez co o mało się nie udusiłam.
- Ginny.. wiem…, że… jesteś… silna…, ale… udusisz… mnie… zaraz. – wydukałam.
- Ups – zachichotała, puszczając mnie. – Przepraszam Miona, ale stęskniłam się.
- No patrz! Widziałyśmy się wczoraj!
- Oj tam, nie przesadzaj! Z każdą sekundą tęskniłam bardziej! Chodź! – wzięła mnie za rękę i poprowadziła do domu, gdzie zostałam bardzo miło powitana. Tu czułam się jak w domu. Pani Weasley jest tak dobra dla wszystkich, że można było by ją nazwać Matką Narodu… Poważnie…
- Pani Weasley? Czy mogłabym się u pani zatrzymać na te niecałe 2 miesiące wakacji?
- Oj! Kochana… pewnie, że możesz. Przecież wiesz, że nasz dom to i twój. Siadaj, pewnie jesteś głodna – cała pani Weasley. Opiekunka wszystkich. Kiwnęłam na znak zgody i po chwili przede mną stał duży stos tostów. Nie no… Dobrze, że koło mnie siedzi Ron, bo bym pękła. Zjadł za mnie połowę, za co dziękuje mu miłosiernie.
Och Hermiono ty miłosierna kobieto! Po pysznym śniadaniu wyszliśmy sobie do ogrodu, gdzie chłopcy i Ginny chcieli pograć w mini Quidditcha. Było nierówno.. Mimo, iż całe rodzeństwo Ginny było i do tego Harry zabrakło im jednego zawodnika. A niech mnie!! Podbiegli do dębu, gdzie siedziałam by ich oglądać i zaczęli mi coś gorączkowo tłumaczyć. Ja i latanie?! Wolne żarty! Przecież ja latać nie umiem. Ale cóż miałam się zmienić, więc się nauczę. Zgodziłam się na grę z nimi pod jednym warunkiem.
- Jakim? – zapytał Harry ze swoim głupkowatym uśmieszkiem, którego używał przy pisaniu esejów.
- Nauczysz mnie latać, pacanie! – powiedziałam rozbawiona. On jednak nachmurzył się. Pewnie dlatego, że go nazwałam pacanem, co zdarzyło mi się drugi raz w życiu.
- Ale latanie to łatwa rzecz. Machasz sobie rękami i lecisz...
- Dobra, ale nigdy więcej nie chce słyszeć na siebie słowa „pacan”, okej?
- Tak jest! Panie kapitanie – zasalutowałam mu.
Bliźniacy znikli, a my chyba na nich czekaliśmy. Po paru minutach wrócili.
- Gdzie byliście? – spytałam zdenerwowana.
- Booo…. Tyyy… - jąkał się Ron. – Miałaś ostatnio urodziny…
- Łoł, że zapamiętałeś…
- Tak, widzisz, tylko Harry wiedział co ci kupić. Masz na myśli tę czerwoną bieliznę? – powiedział pewniejszym głosem. Zarumieniłam się na słowa o prezencie Harrego. – Hi hi, no a my się złożyliśmy i nie wiedzieliśmy co ci będzie potrzebne. I właśnie teraz, znaczy jakieś 15 minut temu nam przyszło do głowy.
Faktycznie, tylko od Harrego dostałam prezent, ale ja myślałam, że po prostu zapomnieli. Bliźniacy, którzy nadal trzymali ręce za siebie, odkąd przybyli, właśnie je wyciągnęli. W rękach mieli podłużny prezent zapakowany w czerwony papier i złotą kokardkę. Kolory Gryffindoru. Wzięłam niepewnie pakunek i rozpakowałam. Matko Boska, Nowaka i Kowalskiego!!!!!
- Yyy miotła? – zapytałam głupio.
- Nie taka zwykła miotła Hermiono! To Śmigacz 2009, najnowszy model! – entuzjazmował się Ron. On tak ma. Zawsze, gdy Harry dostawał miotłę, mówił nam jaki to model. Był po prostu fanem Quiddichta, a wszystko co z nim związane Ron umiał najlepiej. Gorzej z innymi przedmiotami…
Kurcze tyle na mnie wydali! Uśmiechnęłam się promieniście i rzuciłam się na bliźniaków, którzy złapali mnie, ale sami upadli. Od dłuższego czasu myślę o przejściu na dietę... Wszyscy wybuchli śmiechem, a ich wnętrzności były porozrzucane po całym pokoju. Pocałowałam ich w policzki na co, bliźniacy strasznie się zarumienili. Następnie przytuliłam i pocałowałam Rona, następnie Ginny, Billa i Charliego, a następnie pana Weasleya, potem panią Weasley, a następnie ścianę. Wbiegłam do domu i mocno przytuliłam Panią Weasley, ta nie wiedząc o co chodzi poklepała mnie nieśmiało po plecach. Niestety Pan Weasley był w pracy, ale jak wróci nadrobię zaległość. Z wszystkich co ucałowałam i objęłam to właśnie bliźniacy i Charlie się zaczerwienili.
Nie byli oni ludźmi tyko małymi figurkami.
Gdy już ochłonęłam chłopcy zaczęli mnie uczyć. Najbardziej zaangażował się w to Charlie. Dziwne, ale cóż. Nauczył mnie jak wsiadać na miotłę i jak się odpychać. Taa i to ja jestem ta tępa. Hermiona nawet nie umie wejść na miotłe.. Całkiem proste. Gdy wzbiłam się w powietrze od razu z miotły zleciałam. Złapał mnie George. Kurczę, co ich dziś tak wzięło? Gdybym nie powiedziała mu, że może mnie już puścić, trzymałby mnie cały dzień i noc. Biedak zarumienił się przy tym. Nigdy szczerze powiedziawszy nie widziałam, żeby któryś z Weasleyów się rumienił, oprócz Rona. Wszyscy się rumienią, ja też powinnam pisze takie bzdury...
W końcu to figurki.
Po dwóch godzinach zaciętej nauki wreszcie nie spadłam z miotły i nawet umiałam latać. Biedy George. Za każdym razem gdy zleciałam to on mnie łapał. Ręce to go pewnie nieźle bolą. Rzeczywiście czas przejść na dietę.
Gdy wreszcie wszystko opanowałam zajęliśmy się grą. Ja byłam z Harrym, Georgem i Billem, przeciwko Ronowi, Ginny, Fredowi i Charliemu. Harry był szukającym, tak jak Ginny, Bill był obrońcą, tak jak Ron, Fred i George pałkarze, a ja i Charlie byliśmy ścigającymi. (Aha.) Gra była zaciekła. Jednak wiedziałam, że Charlie dawał mi fory. Ron bronił moje kafle, ale niektóre nie udało mu się obronić. Bill obronił wszystkie kafle, które rzucił mu Charlie. Nikt nie został pokiereszowany. Nasza drużyna wygrała i w nagrodę drużyna przeciwna musiała nam usługiwać przez resztę dnia. Dziwne.. Osoby podzieliły się tak, że Charlie musiał mi usługiwać, Ginny Harremu, Ron Billowi, Fred Georgowi. Miło było.
Fascynujące. Amazing story! Mogę już iść?
Wieczorem cała nasza ósemka usiadła do czarodziejskich kart. Usypiałam przy 10 kolejce, więc Charlie zaniósł mnie do pokoju Ginny. Oczywiście nie mogłam iść o własnych siłach. Gdy ktoś mnie łapie to się rumienię, a gdy zasypiam to mnie noszą.
Rano obudziłam się dość wcześnie. Wczorajsze wydarzenia były mieszane. Te z domu, chciałam zapomnieć, a z Nory nigdy nie zapominać. Przebrałam się cichutko i wyszłam, bo Ruda jeszcze spała. Wyszłam z Nory i usiadłam pod dębem. Tak się zamyśliłam, że nie zauważyłam, że ktoś siedzi obok mnie. Charlie.
- Czemu nie śpisz? – spytał czule. Czyżby coś tego, a może tamtego? Coś do mnie czuł? Przecież, to nie jest normalne pytać kogoś czemu nie śpi.
- Nie chce mi się spać.
- Och, to tak samo jak ja… - oparłam się o jego ramię i przyglądałam Krzywołapowi, który chciał złowić gnoma. Brat Ginny objął mnie nie pewnie. Wtuliłam głowę w jego tors i zamknęłam oczy.
Zapewne czułaś się bez piecznie.
- O czym myślisz?
- Żeby to było takie łatwe – parsknęłam. – Wczoraj dowiedziałam się, że moje dotychczasowe życie było kłamstwem. Dlatego do was przyjechałam.
- Czy coś się stało?
- Oj stało się, stało. Jednak reszty dowiesz się gdy wszyscy wstaną. Mam nadzieje, że mnie nie wyrzucicie.
- Jak coś wstawię się za tobą, bez względu co to będzie.
- Zobaczymy… - w tym momencie poczułam jak jego ręka unosi mój podbródek. Uniósł go tak, że nasze oczy spotkały się. Moje brązowe i jego także. Zadziałałam chwilą. Pocałowałam go. Zdziwił się, ale oddał pocałunek. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Oderwaliśmy się od siebie jak oparzeni gdy otworzyły się drzwi od domu. Spojrzałam w tamtym kierunku, to była Pani Weasley. Charlie zabujał się w Hermionie, to nie ważne, że jest od niej starszy i wgl...
Gdzie jest jakaś papierowa torebka O.o
- Ups, przepraszam.
- Nic się nie stało, pani Weasley – powiedziałam speszona.
- Dobrze, chciałam was zawołać na śniadanie. Zobaczyłam z okna, że jesteście na dworze… więc..
- Dobrze, już idziemy – rzekłam życzliwym tonem. Gdy tylko matka Rona weszła do domu, wstałam. Chciałam już iść, ale Charlie złapał mnie za nadgarstek.
- Słuchaj… nie wiem jak mam to powiedzieć – jąkał się Rudy.- Widzisz… od dawna mi się podobasz.. no i.. – wziął głęboki wdech i powiedział szybko, tak, że nic nie zrozumiałam – czy chciałabyśbyćmojądziewczyną?
- Nieniechciałabym.
- Kurcze, możesz wolniej? Po co? Nie widzisz tych literek co my nad twoim tekstem? Użyj spacji ;)
Zebrał się w sobie i powtórzył. Zrozumiałam : Czy chciałabyś być moją dziewczyną?
Musiałam się zastanowić. Charlie jest jak mój starszy brat, którego nigdy nie miałam. Kocham go, ale jak przyjaciela, brata. Może coś się zmieni.. W odpowiedzi dałam mu namiętnego całusa. Rudy cały rozpromieniony wziął mnie za rękę i poprowadził do domu.
Jest dla ciebie jak brat, prawie nigdy z nim nie rozmawiałaś, a go pocałowałaś. Logiczne.
Gdy weszliśmy do kuchni wszyscy już byli. Było ciasno, więc usiadłam mu na kolanach. Gdy puściłam cichacza, nie tylko ja dziwnie pachniałam.. Zdziwił się, ale potem uśmiechnął. Cała rodzina patrzyła na nas jak na wariatów, ale kiedy zobaczyli nasz ręce, które były złączone od razu zaczęli nam gratulować. Widziałam zawód w trzech parach oczu. Był to Ron i bliźniacy.
Po śniadaniu wszyscy przenieśliśmy się do salonu. Pan Weasley także został na moją prośbę. Musiałam im to powiedzieć.
- Chciałam wam coś powiedzieć…

Od aŁtorki:
***
I teraz niespodzianka. Hermi-ona nie mogła wstawić notki, gdyż po prostu burza u niej jest. Ja tu tylko tak gościnnie, żeby nie było!
Pozdrawiam Was ciepluchno: Mew xd.
Aha.





- Jeśli chodzi ci o to, że jesteś z Charliem, to wybacz, zauważyliśmy – przerwał mi Ron.


- Ron, jeśli myślisz, że tylko po to was wszystkich tu zaciągnęłam to się grubo mylisz… Po pierwsze dowiedziałam się tego wczoraj, więc nie bądźcie na mnie źli, że wam od razu nie powiedziałam, musiałam sobie to ułożyć. Nie jest to dla mnie miła sprawa, bo dotyczy się całego mojego życia. Wam pierwszym to mówię i mam nadzieje, że mnie zrozumiecie.


- Do czego zmierzasz? – zapytał czerwony jak burak Ron. Czemu Ron się rumieni... czyżby coś tego ?


- Po kolei. Wczoraj rano gdy szłam do kuchni usłyszałam w salonie głosy. SŁYSZE GŁOSYYY Rodzice nie wrócili na noc, więc się bałam. Podeszłam do drzwi i usłyszałam moją mamę. Ulżyło mi, ale drugi głos… był kogoś innego, stwierdziłam że Voldemorta. Kłócili się. Ten ktoś pytał się mojej mamy czemu go zostawiła 17 lat temu. Mama powiedziała mu że wyszła za mąż. On wkurzył się, bowiem nienawidził mugoli. Powiedziała mu, że była w ciąży… z nim, dlatego odeszła, żebym ja nie znała prawdy. Wyrzekła się magii i wyszła za mugola. Zmieniła nazwisko… adres… byle tylko oni nigdy się nie spotkali.
Ach... Ten górnolotny styl...

- Nie rozumiem, kim jest TEN KTOŚ? – zapytał zdenerwowany Ron.


- Znasz go, Tom Marvollo Riddle – popłakałam się. Wcześniej stałam na środku salonu, ale gdy wypowiedziałam te nazwisko zsunęłam się na ziemie. Dopiero siedziała na kolanach Charliego. Teleportacja z przewróceniem? Ktoś podniósł mnie i usadził na swoich kolanach. Słyszałam trzask zamykanych drzwi i jeszcze jeden, tylko, że cichszy. Przytuliłam się do tego kogoś i powoli uspakajałam. Gdy wreszcie mój płacz zanikł spojrzałam po salonie. Nie było Rona i Harrego. Wiedziałam, że Ron tego nie zaakceptuje, ale Harry?
- Twój tata zabił moich rodziców, ale to niczego nie zmienia, przecież jesteśmy przyjaciółmi. Nie, że to morderca...

- Nie martw się, jakoś sobie poradzisz… - pocieszał mnie mój chłopak. Podeszła do nas Pani Weasley i jej mąż. Obydwoje mnie ciepło przytulili i zapewnili, że ta informacja nic nie zmienia, bowiem rodziny się nie wybiera. Ojcem nie jest ten, kto spłodził, ale ten kto wychował…
Jakież mądre słowa, aŁtorko.

Gdy cała atmosfera zrobiła się weselsza, każdy wrócił do codziennych obowiązków. Charlie musiał wracać do pracy, Bill wyjechał z misją, Fred i George teleportowali się do pracy, tak samo jak Pan Weasley. Pani Weasley wzięła się za sprzątanie, a my z Ginny postanowiłyśmy porozmawiać z Harrym i Ronem.
Czy wam w tym towarzystwie nie brakuje jednej osoby? Bo mi brakuje Percy'iego. 

Gdy weszłyśmy do ich pokoju, Ron od razu się zerwał i wyszedł. Harry na nasz widok westchnął potężnie i zaprosił do pokoju.


- Czy jesteś na mnie zły? – spytałam cicho, siadając obok niego na łóżku Rona.


- No coś ty! Rodziny się nie wybiera, zresztą widzę, że nie jesteś tą wiadomością za bardzo zachwycona, więc nie mam żadnych obiekcji, że się zmieniłaś…


- A co z Ronem?


- Ron… Ron twierdzi inaczej… ale zmieni mu się, zresztą jest też wkurzony, że wybrałaś Charliego, a nie jego.


- Przecież ja Rona kocham, ale jak brata, i on o tym wie… A co do Charliego, nie jestem pewna co do niego czuje, ale i tak będę musiała za dwa miesiące z nim zerwać. Przecież idziemy do Hogwartu, a ja nie umiem z kimś chodzić na odległość… pamiętasz Kruma? – pokiwał znacząco głową.
Z którym nigdy nie chodziłaś. Jeju dopiero zaczęło się chodzenie, a tu już zerwanie? 

- Dobra, dzieci…. – powiedziała Ginny, siadając na kolanach Harry'ego. – Co robimy?
Mamusia Ginny.

- Może… chodźmy na miasto, do Londynu… Na lody, pizze… - odezwał się Harry.


- No… możemy iść, ale trzymamy się z dala od mojej ulicy, okej?


- OK!! – odezwała się na raz para.


- To my z Ginny idziemy się przebrać (razem?) a ty może namów Rona… - powiedziałam z cichą nadzieją.


Wzięłam za rękę Ginny, która za nic nie chciała zejść z Harry'ego i musiałam ją ściągać. Gdy wreszcie mi się udało, poszłyśmy się szykować. Za cholerę nie mogłam nic wybrać. Za dużo ciuchów Se kupiłam wczoraj. Se kupiłam. Niezawodna Ruda wyciągnęła z mojej szafy, którą wyczarowałam… Krótkie spodenki koloru czarnego i zieloną bluzkę, bez ramiączek. Do tego zmieniłam stanik, na także bez ramiączek. Rzuciła mi jeszcze czarne buty na malutkim obcasie. Następnie ona wzięła się za siebie, a ja pierwszy raz w życiu zrobiłam sobie makijaż. Myślę, że wyszło mi nawet ładnie jak na pierwszy raz.
SE? SE? O borze iglasty, za co?!
Przynajmniej, jest opis ubioru, Tuśka byłaby zadowolona!

Po 20 minutach szykowania byłyśmy gotowe. Zeszłyśmy do kuchni, gdzie czekał na nas Harry, lecz bez Rona. Minę miał smutną, ale gdy nas zobaczył od razu się rozchmurzył. Pocałował nas w policzki, dał ramiona. Hermiona nie ma ramion? Trzeba było tak od razu! Pożegnaliśmy się z Panią Weasley i teleportowaliśmy w jakimś zaułku. Od razu rozpoznałam miejsce… Byliśmy na mojej ulicy…


- Harry… czy ja ci czegoś nie mówiłam?


- Mówiłaś, ale z mugolskiego świata znam tylko tę ulicę i Privett Drive…
Bo Harry nigdy nie był w mugolskim świecie, nie wychował się tam.

- Dobra, chodźmy stąd – zarządziłam, widząc jak ktoś się na nas patrzy. Wyglądał na mugola. Czarne krótkie włosy, łagodne rysy, wyglądał na 40 lat, może mniej. Stał oparty o jakieś drzewo i obserwował nas, lecz jego postawa była raczej w stronę mojego domu… Odeszliśmy z tej ulicy. To pewnie Voldemort ;)


- WyMiona, czy ty powiedziałaś rodzicom, gdzie jesteś? – spytał Harry.


- Nie, i nie mam zamiaru…


- Ale oni się martwią, w szczególności papcio Voldi  – powiedziała Ginny.


- Oj dobra!! Jak będziemy wracać to wstąpię i powiem, że jestem u was, o nic więcej nie proście, co dotyczy mojego domu…


- To gdzie idziemy?


- Hmm. Może na Pokątną? Połazimy po sklepach, zjemy lody… -zaproponowałam. Zgodzili się.
Tak... Na Pokątnej same bary i lodziarnie. Standard. 

Byliśmy niedaleko Dziurawego kotła, więc nie dziw, że 10 minut później znajdowaliśmy się już na czarodziejskiej ulicy. Zaproponowałam im pierw lody. Harry uparł się nam postawić, więc się nie sprzeczaliśmy. Kupił nam wielkie lody śmietankowo-czekoladowe z polewą o smaku toffi. Mniam!! 20 minut zajęło nam zjedzenie tego dobrego przysmaku. Że było gorąco to lody akurat nas troszkę ochłodziły, co w lecie było bardzo dobrą rzeczą.
Nie rozumiem podkreślonego zdania...

Następnie chodziliśmy po różnorakich sklepach. Naśmiewaliśmy się z nowych strojów do Quidditcha, z różnych ingrediencji do sporządzania eliksirów, z książek i osób. Było fajnie. Harry nawet zgodził się na zakupy w sklepie odzieżowym. Było bardzo dużo fajnych ciuchów. Nie dziw, że kupiłam sobie znów ich bardzo dużo. Musze opróżnić szafę z tych starszych niż miesiąc… Co kupiłam? Bluzki, topy, spódniczki, szorty, spodnie, bielizna… Masa ubrań. Ginny tak samo, dobrze miałyśmy bo znów fundował Harry. Sam nasz przyjaciel bardzo dużo ciuchów kupił. Nawet nie widziałam, że z Ginny go tak nauczyłyśmy kupować. Stał się jak my zakupomaniakiem. Gdy już wyszliśmy ze sklepu z ubraniami mieliśmy całe ręce zajęte torbami.
Tak, bo na Pokątnej sprzedawano ciuchy i inne mugolskie pierdoły. Co tam jakieś różdżki.

- Wracamy? – spytałam zmęczona..


- Nie, dziewczyny jeszcze jeden sklep…


- Tylko nie Quidditch! – zawyłyśmy z niechęci… Już dość z tym sportem.. Harry zachichotał, a ludzie patrzyli na nas jak na UFO, gdy spojrzeli na Harry'ego zrobili jeszcze głupsze miny…


- Hihi, nie, chcę iść do Georga i Freda.. co wy na to?


- Fajowsko… przyda mi się parę rzeczy z ich wynalazków – mruknęłam złośliwie.


- Kim jesteś i co zrobiłaś z Hermioną Granger – zaśmiała się Ruda, a ja razem z nią, po chwili dołączył do nas i chłopiec z blizną Matko przeczytam z bielizną! Przez tego bloga mam pranie mózgu. Weszliśmy do Sklepu Weasley’ów i zaczęliśmy szukać wzrokiem Freda lub Georga.

W tym miejscu jest pierdu, pierdu z bliźniakami.

Nagle do sklepu wpada pewna dziewczyna i zaczyna rzygać tęczą.


- W czym mogę panience Weasley, z domu Granger, ups z domu Riddle służyć – zapytał teatralnie.


- Och… tak.. tylko nie to trzecie nazwisko… no pierwsze też, bo nie mam obrączki –pokazałam mu środkowy palec, w celu, że nic na nim nie mam.
Ojej Hermiono, nie wiesz ze obrączki są na palcu serdecznym?

Kolejne pierdu, pierdu. Zostawiam kwiatek.

- Okej, stawiam….


- Co wy macie dziś z tym stawianiem – zapytałam, a on tylko uśmiechnął się czarująco, aż zaczęło mi coś w brzuchu wiercić. Zarumieniłam się, a moje wnętrzności wylały się na podłogę.


Wzięłam go pod rękę i poszliśmy. Biedny, nadal z torbami, nie pomyślał, że można to po prostu odesłać. Weszliśmy do dziurawego kotła i potem do świata mugolskiego. Ulice dalej znaleźliśmy jakąś pizzerie. Zamówiłam dużą pizze i coś do picia. George dał mi kasę mugolską, a ja zapłaciłam, dając mu to co zostało z reszty. Zanim pizza przyszła my sobie gadaliśmy.


- Gdzie byś chciała spędzić choć tydzień wakacji? – spytał mój chłopak pijąc zimną colę.


- Nie wiem, myślę, że nad morzem… Fajnie byłoby pokąpać się w morzu, pochodzić po mieście, poopalać się… Wiesz… z dala od zgiełku ulicznego, ludzi.. rodziny – zauważyłam, że gdy to mówiłam oczy mu się zaświeciły.


- A ty?


- Ja.. pojechałbym znów do Rumuni, lecz nie mogę… Dziś zostałem zwolniony z roboty..


- Czemu?


- Bo pobiłem się z kolegą o to kto ma jechać. Bardzo chciałem jechać i on też. Oboje już nie pojedziemy.


- Byłeś dobry z OPCM?


- Nom…


- A może napisałbyś do Dumbledora, czy nie może cie przyjąć?


- Dobry pomysł.. lecz pewnie on już kogoś ma…


Po naszej rozmowie przyszła pizza, którą w 10 minut zjedliśmy. Podziękowaliśmy za posiłek i wyszliśmy..


- Słuchaj? Poszlibyśmy pierw do gabinetu rodziców? To tylko dwie ulice stąd… po prostu chce pogadać z ojcem… Z ojcem Voldemortem?- spytałam błagalnie, na co Charlie kiwnął głową. Wiedziałam, że dziś mama nie pracuje, zawsze w środy ma wolne i tata zajmuje gabinet. Spacerkiem poszliśmy do Gabinetu Stomatologicznego. 5 minut i byliśmy. Kurcze nadal się zastanawiam, czemu ten chłopak woli nosić zakupy niż je odesłać. Weszliśmy do przychodni. W recepcji jak zawsze była pani Zosia.


- Dzień Dobry, pani Zosiu – powiedziałam miło. – Jest Tata?


- Tak, ma teraz pacjenta, więc musisz chwilkę poczekać. A cóż to za chłopiec z tobą dzisiaj jest?


- Tak, to Charlie Weasley, mój chłopak – powiedziałam i przytuliłam się do Rudego. Zajęliśmy miejsca w poczekalni i czekaliśmy.


- Miona, co byś powiedziała na tydzień nad morzem?


- No fajnie, ale kiedy?


- Po rozmowie z twoimi rodzicami…


- Ale przecież…. Nie mam ubrań.. – uśmiechnął się i wskazał torby, które leżały obok nich. Zaśmiałam się szczerze. No jak bardzo chce… Kiwnęłam głową i pocałowałam go.


Czekaliśmy jeszcze 15 minut. Przez ten czas nie dużo się działo. Patrzyłyśmy jak dłuży się za nami kolejka do ojca. Tata był naprawdę dobry w tym co robił. Gdy wreszcie drzwi się otworzyły weszłam ja. Charlie pytał się czy i on ma wejść, ale powiedziałam, że nie musi, więc rozsiadł się wygodnie na krześle i wpatrzył na mnie, przez co się zaśmiałam i zarumieniłam. Weszłam do gabinetu. Tata stał odwrócony do mnie.


- Proszę się położyć. Zaraz zobaczymy co tam przeszkadza.


- Cześć tato – powiedziałam wesoło. Przestraszył się i tak szybko obrócił, że prawie by upadł gdyby nie to, że podparł się ręką o jakiś sprzęt.


- Hermiona? Co ty tu robisz? Nie powinnaś być w domu z mamą i…(kim? Matka Hermiony zadzwoniła do jej ojca i oznajmiła, że w domu jest Voldemort-kochanek?) - tu odchrząknął.


- Nie, uciekłam z domu, gdy tylko usłyszałam prawdę. Teraz mieszkam u Weasley’ów. A ty powinieneś to wiedzieć, w końcu mieszkasz z mamą.


- Nie kocie, nie mieszkam już tam. Wczoraj zastałem ich w domu… wiesz… Ten jej kolo się wkurzył, na dodatek mnie pobił…
Mógł użyć dowolnego zaklęcia, ale go pobił. Co z tego, że gardzi mugolskimi czynnościami?

- Tato! – przytuliłam się do niego.


- Nie jestem twoim tatą –rzekł smutno.


- Jesteś i zawsze będziesz! – objął mnie mocno i się rozpłakał. Poklepałam go niepewnie. – A co z gabinetem?


- Należy do mnie. Dom oddałem im. Sam mieszkam w małym mieszkanku tuż za rogiem. Mi wystarcza – oderwałam się od niego.


- Muszę ci kogoś przedstawić – rzekłam. Otworzyłam drzwi i skinęłam na Charliego, który od razu wziął wszystkie torby i ruszył do mnie. Zamknął za sobą drzwi. – Tato, to jest Charlie Weasley, mój chłopak.


- NO nareszcie! –krzyknął uradowany ojciec i podbiegł do Rudego, by później mocno uściskać.


- Dzień Dobry panie Granger. Czy mogę porwać Hermionę nad morze?


- No pewnie, tylko ma wrócić w kawałku – zagroził palcem ojciec.
Mój ojciec też się zgadza kiedy chce jechać z chłopakiem nad morzem. Mam 15lat....


- Niech się pan nie martwi, ze mną jest bezpieczna – powiedział. Pożegnałam się z tatą, chciałam wziąć od Rudego parę toreb, ale mi nie dał. Wyszliśmy od taty uradowani.


Teraz została mi tylko mama i mam wszystko z głowy. Chyba nie powinna robić żadnych awantur. W każdym razie, zobaczymy. Szliśmy całą drogę wesoło się śmiejąc. Było nam dobrze ze sobą. Poczułam to coś do Charliego, jednak nie aż tak silnie. Zobaczymy, może niedługo się to zmieni. 20 minut spacerkiem i byliśmy. Przed domem znów stał ten ktoś. Co on szpieguje, czy jak. Gdy byliśmy koło bramy podszedł do nas. Wyszeptał mi do ucha ciche: WCHODŹ.


Weszłam, trzymając pod ramię Charliego. Bałam się tego typka. Szedł za nami. Wyjęłam klucze i otworzyłam dom. W kuchni siedziała mama, gdy mnie zobaczyła mina jej zrzedła. Wstała i rzuciła się na mnie. Wyściskała mnie, wycałowała.


- MAMO! PRZESTAŃ! – krzyknęłam na cały regulator. Odsunęła się ode mnie i zaprosiła nas do salonu. Usiadłam na jednej kanapie z Charliem, a naprzeciwko nas ten typ z mamą.
AŁtorka raczy nas swoim górnolotnym stylem, żeby później użyć neologizmów. Uwielbiam! Meo, weź pisz normalnie, bo nie wszystko rozumiem!

- Czemu uciekłaś z domu? – spytała Jane Granger.


- Bo jesteś najgorszą matką, jaką mogłam mieć. Kłamałaś przez 17 lat. Wszystko słyszałam. Mama przytuliła się do nieznajomego mężczyzny. Zaraz! Czyżby to on? – Przyszłam się pożegnać.


- Jak to? – spytała głupio.


- A tak, że nie będę więcej mieszkać z tobą i tym tu… myślisz, że cię nie poznałam w tej postaci jaszczurko?


- NIE MÓW TAK DO SWOJEGO OJCA – wrzasnął.
Wow...


- Ojcem nie jest ten kto spłodził, tylko ten co wychował i radzę się tego trzymać Tom – powiedziałam wściekła. – Nie musicie się mną przejmować, już mnie nigdy nie zobaczycie – powiedziałam wstając.
Voldemort- dobry i kochający ojciec.


- Gdzie ty się wybierasz? – spytał „ojciec”


- Z dala od was.. Jestem dorosła, więc nie muszę z wami mieszkać – rzekłam wściekle. Wzięłam za rękę Charliego i już chciałam wychodzić.


- CHODZISZ ZE ZDRAJCĄ KRWI?


- Tak, kochamy się i zamierzamy się niedługo pobrać.


- NIE POZWOLĘ NA TO….


- Phi.. – prychnęłam złowieszczo i pociągnęłam mojego chłopaka do drzwi. Gdy tylko wyszliśmy teleportowaliśmy się w nieznane mi miejsce.

Od aŁtorkowe informacje:
--------

Chciałam was przeprosić... Ta notka złożona jest tylko z dialogów... Ale no cóż... Jedna taka musi kiedyś być...
Ojeju...

Za ewentualne błędy przepraszam... Staram się ich nie robić, i przy tym uważać...
Zawsze można powtórzyć wiadomości z języka polskiego.

Dziękuje Mew, za to, że wczoraj za mnie tu wkleiła nowy rozdział...





Co do Charliego... Ja też nie myślałam pierw, że on się nada... Ale cóż... Miałam wybór między nim, Georgem, Fredem i Ronem... a tylko Charlie wydawał się być najdojrzalszy.
Charlie, którego postać pojawiła się może 2 razy w książce?
A i jeśli chodzi o wiek... w tym opowiadaniu ma on 24 lata...





Nie wiem kiedy kolejny rozdział... Ten tu na górze ma: 7 stron w wordzie...
Przy takiej ilości enterów się nie dziwię...

Zachęcam do komentowania!

Do zobaczyska!!:*

Tu nawet nie mogę napisać emocjonującego podsumowania, co to za blogasek?

Podsumowując, w czasie czytania śmietana spadła mi na telefon, spodnie i sweter. Najpierw blogasek potem jedzenie, rada na przyszłość ;)

6 komentarzy:

  1. ten PRAWDZIWY ojciec Chermiony :D19 października 2012 22:23

    tarzam się ze śmiechu :D

    GENIALNE!

    hueheuheueuehueheu mam nadzieję że następna notka już nie długo :DDD

    OdpowiedzUsuń
  2. popieram przedmówcę, dzisiaj płakałam ze śmiechu przez tego blogaska :D szczęście, że nie miałam w pobliżu śmietany ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. I znów tarzałam się po podłodze ze śmiechu :D

    ekhem a w tym podkreślonym zdaniu... Harry uparł się żeby im Postawić i dlatego aŁtorka podkreśliła.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy czytałam analizę miałam banana na twarzy...

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też słyszę głosy... ale spoko, mówią mi, że nie muszę się leczyć...
    A tatusia ma hardgorowego. Kiedy ja powiedziałam, że mam chłopaka, chciał go wykastrować i zepchnąć ze schodów... o.O

    OdpowiedzUsuń
  6. to było GENIALNE normalnie prawie spadłam z krzesła
    ~W

    OdpowiedzUsuń