niedziela, 28 października 2012

Językowe lekcje Hermiony + Fred

Dzisiaj poznamy nowy rodzaj wielokropków, zastanowimy się nad ratowaniem spacji po pauzie, wyznamy 3 razy miłość Fredowi i stoczymy bitwę między dobrem, a złem. Tak, to wszystko w jednym rozdziale.

                              1 Rozdział
Dziękuję za poinformowanie, tytuł notki nie wystarczy. 
PS istnieje wyśrodkowanie tekstu, nie trzeba używać spacji.




Hermiona wraz z Fredem i George'm przybyła do Nory. Szła obok Freda nie zwracając zbytnio na bliźniaków uwagi. Oni szeptali. 
Tak jakby brakuje mi w tym zdaniu jednego wyrazu.
-Dostanie szału jak zobaczy...
Dziewczyna zwróciła ku nim głowę. Hermiono świat nie kręci się wokół Ciebie, nie podsłuchuj!
-Co?
Zapytała mierząc obu ostrzegawczym spojrzeniem.
-NIC! Wyruszmy ratować spację po pauzie!

Powiedzieli obaj szybko. Zmrużyła oczy. Fred kulturalnie otworzył przed nią drzwi.  Dziewczyna weszła do środka a chłopcy za nią. Nagle poczuła że ktoś ją przytula, podnosi.. Czuła się dziwnie. Czemu? Jest ślepa i nie widzi jak kto ją podnosi od przodu? Czy boi się podnieść głowę i popatrzeć na tego kogoś? Oczek nie mamy? 
Ron? Zapytała sama siebie. Nie. Ron stał nieopodal.. Widziała go..
Harry? Ponownie zapytała. Nie. Po Harry'ego jechali dopiero jutro rano.
Bliźniacy? Zdziwiła się. Nie. Stali za nią a teraz dopiero okrążyli ją stając nieopodal rozpromienionej Ginny. Rozmawiam ze sobą? Ale fajnie! Zmarszczyłam brwi. Zaraz, narrator marszy brwi? Zmieniamy rodzaj narracji w środku pierwszego rozdziału! Mój ukochany moment w blogaskach. Wiedziałam że to chłopak.. Perfumy, mięśnie no i.. czy wy też macie skojarzenia? Coś mi nie grało. Państwo Weasley wydawali się być szczęśliwi.
-Daj jej już spokój..
Powiedział Fred. Spojrzałam na niego. Starał się mówić spokojnie ale w jego oczach malował się gniew i obrzydzenie. Zadałam mu pytające spojrzenie. Przytulający mnie chłopak odsunął się o kawałem i ujrzałam..
-Malfoy!!
Odepchnęłam go momentalnie od siebie i szybko wyjęłam różdżkę. Nie wiem jak Hermiona, ale gdy mnie ktoś podnosi znienacka zaczynam się wyrywać i bić. Chłopak wywrócił się na podłogę. Hermiona męski bokser, powali każdego! Ginny podbiegła do niego i uklękła przy nim a Bill osłonił go ciałem. Oczywiście przecież ona go zaraz zabije! ZOSTAW MOJEGO UKOCHANEGO SZLAMO! zadałam wszystkim pytajace spojrzenie. A teraz Hermiona nauczy nas zadawać spojrzenia... -To zdrajca!! Co on tu robi?! Czemu go nie zabijecie?!
-Taak, zamordujmy wszystkich, a potem zakopmy!
Krzyknęłam patrząc na pana Weasleya. Pani Weasley pokręciła głową i podeszłą do mnie.
-Schowaj różdżkę skarbie. Zaraz wszystko ci wytłumaczę.
Wyrwałam się z uścisku. Z jakiego uścisku? Ona tylko podeszła!
-To zdrajca! To przez niego Dumbledore został zamordowany! Snape działał w jego obronie! To jego wina! Czemu trzymacie w domu tego parszywego szczura?! 
-Żeby go karmić uczyć sztuczek i nie gadać samemu do siebie. I wiesz jest na co popatrzeć... - powiedziała pani Weasley oblizując wargi i patrząc na Malfoya dziwnym wzrokiem.

Wydarłam się na cały dom. Fred wyminął swoją mamę.

A także drzeć się na cały dom... Ach te wnętrzności...
-Wytłumaczę jej..
Powiedział podchodząc do mnie. Pociągnął mnie za rękę do wyjścia. Wyszliśmy na ganek a potem skierowaliśmy się w stronę lasu. Spojrzałam na niego. Ze zdziwieniem zauważyłam, że ma skierowaną w moją stronę różdżkę. Oślepiło mnie zielone światło. Byłam martwa. Fred był chłopakiem którego kochałam od pierwszej klasy. Nie mówiłam mu nic od sześciu lat. W tedy gdy opuścił szkołę byłam zmieszana.. tęskniłam.. płakałam.. bałam się.. o niego.. o mnie.. Teraz był blisko. Myślałam, że się posikam ze szczęścia. Siedzimy sami w lesie, wystarczy jedno zaklęcie i... Spojrzał na mnie. A ja na niego. To spojrzenie... Te przyszłe rude dzieci pozbawione przyjaciół... -Draco Malfoy mieszka u nas od trzech tygodni. Po pierwsze jest on chłopakiem Ginny, należy teraz do Zakonu.

Ginny porzuciła Harry'ego dla jego największego wroga? -Co?!
-Spokojnie. Wyjawił nam wszystkie sekrety dotyczące Sama-Wiesz-Kogo.. Jego..
-Przecież ma Mroczny Znak!
-Nie. To byłą podpucha. Coś w stylu tatuaża, takiego z Monte. Posłuchaj. On wcale nie jest zły. Można mu zaufać, choć trochę to dziwne jak się go tu widzi..
Voldemort nie opanował legimencji oraz nie umie rozróżniać tatuaży.
-Fred.. On nazywał mnie szlamą..!
-Zmienił się. Zawarł Przysięgę Wieczystą ze mną, Ginny, Harrym i ojcem..
-Na jakie tematy?
-Ze mną że nie tknie CIEBIE i ze nigdy, NIGDY nie nazwie cię szlamą (Oczywiście gdyby jej nie zawarł Draco by się rzucił na Hermionę, zerwał z niej ubrania po czym nazwałby szlamą. Oczywiście nazywanie szlamą jest wystarczającym powodem do zawarcia wieczystej przysięgi.) z Ginny tego że zawsze będzie u jej boku i że będzie ją kochał gdy Ginny do niego przejdzie on i tak będzie musiał z nią być bo inaczej  umrze. GENIUSZ, a z ojcem że nie wyjawi niczego o Zakonie i ze będzie działał z nami. Jedyna mądra osoba.
Z niedowierzeniem pokiwałam głową.

Z czym? -A Harrym?
-Że pomimo tego, że jest z Ginny będzie czasami do niego wpadał wieczorem.
-Dowiesz się jutro..
Powiedział. Pokiwałam głową. Fred zaczął odchodzić. Złapałam go za rękę. On dobrze wiedział o co chodzi. Pokręcił głową z uśmiechem. Przybliżył się do mnie i delikatnie musnął moje usta. Zaśmiałam się cicho, ujęłam jego twarz i pocałowałam go delikatnie, lecz namiętnie. 

Oczywiście. Pakujemy język w usta i robimy kółka.
Gdzie moja papierowa torebka? -Będziemy razem.. 
-Oczywiście.
Powiedziałam i spojrzałam na niego.
-Ludzie w tych czasach popełniają głupstwa. My też je popełnimy..
Jakie głupstwa?! Oczywiście miłość to głupota.
Powiedział i pogłaskał mnie po policzku. Ujęłam jego dłoń i wróciliśmy do domu. Weszliśmy. Pierwsze co zrobiłam to przeprosiłam Draco. Wszyscy mi o wszystkim wyjaśnili. Do pokoju wpadła Tonks z Lupinem.

Wszyscy o wszystkim wyjaśnili. Logic. -Wyruszamy po Harry'ego!
Powiedziała Tonks.
-Ale o co chodzi?
Zapytał pan Weasley wychodząc z kuchni z szklanką herbaty.
-Sami-Wiecie-Kto.. Wie już..

Wszyscy zginiemy! Ratujcie się!!
Dziwne te wielokropki aŁtorki. 
Powiedział Lupin a pan Weasley wypuścił szklankę z rąk. Wszyscy zrobłi wielkie oczy. Ja jestem wierna małym ;)

 
Nikt nic nie mówił a potem zaczął się chaos. Zostało ustalone kto wyrusza:
Ja, Fred, George, Draco, Pan Weasley, Lupin, Tonks, Bill, Ron i Percy. A ten tu czego, myślałam że jest w ministerstwie, ale co tam kto czyta książke? Wszyscy razem teleportowaliśmy się do domu Harry'ego gdzie byli już Moody, Hagrid i Kingsley. Weszliśmy. Harry oczywiście wiedział o co chodzi i nikt się o nie pytał o zdanie. Ponieważ była 
to moja czwarta lekcja, którą im udzieliłam. Dziś będę ich uczyć pytać o pytanie.
-Każdy siedemnastolatek poleci z dorosłym. Myślę że będzie tak.. Lupin i Hermiona, Tonks z Fredem, Malfoy i Bill, Artur i George, Percy i Kingsley oraz Hagrid i Harry. Harry prawił nam wszystkim kazanie na temat tego że mamy się nie narażać. Moody go nie słuchał. Po chwili startowaliśmy. Spojrzałam na Freda. Przed startem podeszłam do niego.
-Kocham Cię..
Szepnęliśmy obaj Oboje chyba, że Hermiona to chłopak. Taki związek partnerski.  Tak bardzo bałam się do stracić. Teraz gdy czasy były trudne wszystko było możliwe.. Śmierć.. Żałoba.. Zbyt szybkie śluby już ślub? Zaraz będzie pierwsza noc O.o.. Bałam się.. Przytuliłam się do niego i po chwili siedziałam już z Lupienem na miotle. Teleportacja!
-JEDEN...!
Fred..
-Dwa...!

Kocham..
-TRZY!
Cię..
-JEDEN...!
Jestem
-Dwa...!
na prawdę
-TRZY!
głupia

-JEDEN
Czemu
-DWA
mówię
-TRZY
to
-CZTERY
do
-PIĘĆ
Czytelników
-SZEŚĆ
nie
-SIEDEM
do
-OSIEM
Freda?
Ups. Coś nie wyszło...


Wystartowaliśmy. Wraz z Lupinem na miotle. Różdżka była w przygotowaniu. To Lupin kierował. Lecieliśmy szybko. Byłam pod postacią Harry'ego co nie było zbyt miłe ale cóż.. Chciałam i musiałam. Obok, niedaleko.. Leciała Tonks z Fredem. Patrzyłam na niego a on nagle. I w tedy zaraz obok przebiegł promień czerwonego śwaitła. Szybko się od ciebie odwróciliśmy. Zauważyłam kilu dementrorów i śmierciozerców. 

-Avada kedawra! Krucjo! 
Błędy w zaklęciach zawsze spoko ;)
Krzyknęłam i zaklęcie ugodziło śmierciożercę, który spadł z miotły. Pójdziesz siedzieć! Freda i Tonks nie było był obok nas tym razem Malfoy. Nie uśmiechał się. Przekonałam się do niego. Zdradził Voldemorta. Nagle obok przeleciał Fred. Nie zdążyłam nawet się uśmiechnąć. Rzucał zaklęcia w Bellatriks. Cześć Bellatriks. Miło poznać. Będziesz miała ważną rolę w tym opku? Nagle jakieś zaklęcie trafiło mnie. Nie było to śmiertelne. Znieruchomiałam i zemdlałam a w oddali słyszałam krzyk Lupina:
-HERMIONA! WSTAWAJ! NO PRZESTAŃ! WSTAWAJ!
Ale skąd ma wstać? Z powietrza?

Z przykrością pragnę was zawiadomić, że aŁtorka poprzestała swojego blogaska na jednym wpisie. Niestety nie dowiemy się o co chodziło w przysiędze Harry'ego i Malfoy'a i z czego ma wstać Hermiona. Szkoda, jeśli chodzi o to opko na prawdę się uśmiałam przy pisaniu :C

sobota, 27 października 2012

Pamiętnik Hermiony Riddle: Kwiatek


A dzisiaj, jako przystawka jutrzejszej analizy, a deser ostatniej mały kwiatek - lista bohaterów.



Hermiona Riddle








Jestem Uczennicą z siódmego roku w Hogwarcie. Gryfonką. No co ty nie powiesz? Przyjaciele: Harry Potter, Ron Weasley i Ginny Weasley. Jestem córką Lorda Voldemorta i Jean Grenger i od tak o tym mówię. Uwielbiam książki i naukę, ale postanawiam się zmienić. Aha. Wróg : Draco Malfoy, ale stopniowo się to zmienia.
Niech zgadnę czemu...

Draco Malfoy



Zimny, a myślałam że gorący, arystokratyczny dupek, o pięknych stalowych oczach. Jest synem Lucjusza i Narcyzy Malfoy, a może Voldiego?. Były śmierciożerca. Uczeń z domu Slytherin. Jego najlepszym przyjacielem jest Blaise Zabini. Mój wróg, lecz chyba stara się o to by nim nie być... Ojejku...

Tom Marvolo Riddle





Tom Marvolo Riddle. Mój ojciec, tak to nic takiego. Nazywany Czarnym Panem oraz Voldemortem, a także Sami-Wiecie-Kto, Ten-którego-imienia-niewolno-wymawiać itd.. Stanowczy i bezwzględny. Myślałam, że potulny i miły. Stara się zdobyć dawną miłość - moją mamę i zaprzyjaźnić się ze mną.

Ginny Weasley




Ruda. Nie, siwa! Moja przyjaciółka. Siostra Rona i dziewczyna Harrego. Rok młodsza ode mnie. Uwielbia zakupy i Quiditch. Mistrz rzucania upiorogacka.

Fascynujące.

Harry Potter





Mój przyjaciel. Chodzi z Ginny i niedługo chce się jej oświadczyć. W wieku 17 lat? Jak to facet, nie wie jak. Uwielbia grę w szachy z Ronem i Quiditcha. W Hogwarcie jest kapitanem drużyny Gryffindoru.

Ron Weasley





Mój najlepszy przyjaciel. Jest we mnie zakochany i wścieka się gdy ja mam innych. Kocham go jak brata i tak zawsze zostanie. Brat Ginny. Uwielbia grać w szachy i Quiditcha.

Blaise Zabini





Blaise Zabini. Najlepszy przyjaciel smoka. KOGO? Nazywany często diabłem. TY BELZEBUBIE TY! Niezły flirciarz, imprezowy i śmieszny facet. Większość dziewczyn z naszej szkoły się w nim podkochuje. Stara się o względy Ginny.






Fenikso. Przyjaciółka Meo. Większość
chłopaków ze szkoły się w niej nie kocha.
HAHAHAHAHAHA Stara
się o względy Tom'a Feltona. Analizuje nieudane
blogaski.

niedziela, 21 października 2012

Pamiętnik Hermiony Riddle II

A teraz kontynuujemy naszą analizę blogaska o Voldim ojcu Hermiony. Tym razem spędzimy romantyczne wakacje z Hermioną i Charliem, a także posmakujemy gorzkich łez "rozstania".  

Cudo! Staliśmy na plaży. Wiatr targał nasze włosy wesoło, a morze pięknie przygrywało swym szumem. To było coś niesamowitego. Byłam pierwszy raz nad morzem… Słońce właśnie zachodziło.
Gdzie moja papierowa torebka?

- Podoba ci się? – spytał przytulając mnie do siebie. Czy mi się podobało?! No ba!!

- Nie.

- Tu jest jak w bajce – rzekłam oczarowana.


Wziął mnie za rękę i poprowadził na molo, które było niedaleko. Szliśmy wolno. Po chwili zdjęłam buty i szłam na boso, a Charlie poszedł za moim przykładem (Szliśmy, poszedł, szedł. Amen.). Morska woda podmywała nasze stopy, muszelki nad naszym ciężarem chrupały, gdy szliśmy… Podsadził mnie na drewniany mostek zwany molem (Czy ona chce obrazić naszą inteligencję? o.O) i sam zaraz się wdrapał. Przeszliśmy do końca. Trochę się bałam, bo woda była teraz wszędzie… oprócz mostku… Kawałek od plaży odeszliśmy… A i tak widok był imponujący. Morskie fale uderzały o malutki mostek rozpryskując się po drewnianych deskach. Ryby skaczące po falach i zachód słońca. Niebo mieniące się różnych kolorami tęczy… Słońce ginące w morzu…
Ach... Te górnolotne opisy, ale ryby skaczące po falach? AŁtorko, co ty brałaś?

Gdy tylko zaszło z powrotem weszliśmy na piasek… Musieliśmy znaleźć sobie jakiś hotel czy coś. Nasz wzrok padł na piękną rezydencję tuż przy plaży. Udaliśmy się tam. Gdy tylko weszliśmy do hotelu rzuciło mi się na myśl, że to nie jest mugolski hotel. Ponieważ różne przedmioty latały w te i z powrotem. Najczęściej bagaże. Ustawiliśmy się w kolejce do recepcji i czekaliśmy na swoją kolej.
Hotel z latającymi przedmiotami w miejscu ogólnodostępnym dla mugoli. Logiczne.

Kolejka była malutka, bo składała się z nas i z jakiś dwóch mężczyzn. Właśnie się kłócili z recepcjonistką o pokój. Jeden był blondynem, a drugi był brunetem. Gdy tylko udało im się już coś wynegocjować spojrzeli po hotelu z podniesionymi głowami. Na chwilę ich wzrok zatrzymał się na nas. Ale zaraz się odwrócili. Skądś ich znałam, ale nie mogłam sobie przypomnieć skąd. Zakład, że to ktoś z Weasley'ów albo Voldemort? A może Draco? Gdy nastała nasza kolej zamówiliśmy pokój z widokiem na morze. Oczywiście dwu osobowy. Nie mówiliśmy cz osobne łóżko czy nie, bo nawet się nie spytała. Podała nam klucz do pokoju numer 26 i życzyła spokojnego wypoczynku. Nie wiem jak to jest, muszę się zapytać Charliego dlaczego nie pytała na jak długo, ani czemu nic nie zapłaciliśmy.
Domyśl się. Podobno jesteś bardzo inteligentna.


Gdy weszliśmy do pokoju, aż nas zatkało. Ten pokój to nie jest żaden zwykły pokój, to apartament!! Z szoku otworzyłam tak usta, że moja szczęka opadła do podłogi To musiał być ciekawy widok. Szkoda tylko, że aŁtorka nie powiedziała nam wcześniej, iż Hermiona ma trochę za długą szczękę.... Oczywiście w przenośni…Uff już się bałam, że to mutant, chociaż wprowadziłoby to trochę akcji. Ten apartament miał Wielki salon, bardzo bogato zrobiony, luksusową łazienkę i sypialnie z wielkim łożem małżeńskim.Uuu mam nadzieję, że tu nie będzie żadnych nieprzyzwoitych scen, ten blog czytają nastolatki!  I do tego ten widok!!
PORN ALERT!!!

Rzuciłam się na Charliego, który upuścił moje zakupy z Pokątnej i padł ze mną na podłogę. Zaczęłam go całować. Najpierw tak nieśmiało, bo nie wiedziałam czy się nie wygłupiłam. Gdy oddał pocałunek zaczęliśmy namiętny taniec języków. Oderwałam się od niego gdy ten włożył mi pod bluzkę rękę. Charlie ty świntuszku, ona tylko chciała ci wpakować język do ust, nic więcej!
Szybki jesteś. 

- Nie jestem gotowa – powiedziałam z rumieńcem. Ten pocałował mnie w nosek i podniósł nas oboje. Wziął moje zakupy i położył je na łóżku.
Zgadnijcie ile razy ze sobą rozmawiali? Tak, maksymalnie pięć.

- Słuchaj kocie, ja muszę na chwilę wyskoczyć, ty się rozpakuj, a ja wrócę za półgodzinki, to wyjdziemy na kolację – pocałował mnie w policzek i wyszedł. Usiadłam na łóżku i zaczęłam wyjmować ciuchy. Było tego strasznie dużo. Wyjęłam piękną zieloną sukienkę do połówek ud, bez ramiączek i czerwoną bieliznę (Tę od Harry'ego?). Poszłam wziąć szybki prysznic i ubrałam się. Malować się nie malowałam. Wyprostowałam moje pokręcone włosy i czekałam.
Opis ubioru i porannej toalety musi być.

Tak jak mój chłopak powiedział, wrócił za półgodziny. Miał ze sobą torbę ze swoimi ubraniami, czyli był w Norze. Uśmiechnął się na mój widok i sam poszedł się przebrać. Wrócił w eleganckich czarnych spodniach i białej w czarną kratkę koszuli. Wziął mnie za rękę i wyszliśmy z pokoju.
Jakiż on romantyczny, podczas wyjazdu ze swoją dziewczyną idzie do swojego domu po ubrania.

W hotelu była restauracja, więc nie musieliśmy wychodzić na dwór. Przeszliśmy przez hol, potem schodami na dół, znów korytarz i na końcu naprzeciwko recepcji były drzwi do restauracji, albo raczej jadalni… jak kto woli.
Aha.

Pomieszczenie to było duże. Zauważyłam, że jest bardzo dużo stolików dwu osobowych, ale były też cztero- i sześcioosobowe. Jednak wszystkie były rozstawione tak, by nikomu nie przeszkadzać. Może nie było parawanów, ale odległość dzieląca stoły była duża i zapewniała klientom prywatność…
Znowu jakieś nieprzyzwoite myśli? AŁtorka jest niewyżyta seksualnie czy co?
AŁtorko, to w końcu jak piszemy ilu osobowy jest stolik? Łącznie czy oddzielnie?


Usiedliśmy przy pierwszym wolnym stoliku dwuosobowym. Na każdym ze stołów było menu, świece i róże. Romantycznie. Wzięłam do ręki jadłospis i zaczęłam przerzucać kartki. Wszystko było takie drogie… Nie dziwię się, ale no aż mnie peszyło. Miałam kasę fiskalną, Charlie podejrzewam, że też.
Zwłaszcza Charlie, jego rodzina wręcz słynęła z bogactwa.

Pierdu pierdu o zamówieniu.

Długo nie czekaliśmy. Pięć minut po złożeniu zamówienia przyszła nasza kolacja. Kelner położył przed nami posiłek, nalał do lampek wina i życząc smacznego, odszedł, by przyjąć zamówienie od innych gości.
Chodząca kolacja, tego jeszcze nie było.














Kolacja była pyszna. Rozmawialiśmy po niej przy winie o smokach i jego byłej pracy. Widziałam smutek na jego twarzy. Mam pewien pomysł, ale na razie go nie zdradzę…
Jak ja to wytrzymam?!

Po kolacji poszliśmy na spacer po mieście… Wszystkie sklepy były pozamykane, a uliczki były puste. Księżyc przedzierał się przez chmury dając nam jedyne światło. Była pełnia. Spacer okazał się świetnym pomysłem… Mogliśmy spokojnie porozmawiać, poznając się trochę lepiej. Dużo rzeczy o nim nie wiedziałam, tak jak on o mnie. (A chcieliście ze sobą uprawiać seks. No co w tym dziwnego?) Świetnie się dogadywaliśmy. Gdy wreszcie gdzieś w oddali słychać było dzwon obwieszczający godzinę dwunastą ruszyliśmy z powrotem. Zrobiło mi się zimno, więc mnie przytulił, bo sam nie miał żadnej marynarki, ani bluzy, żeby mnie okryć. Pod jego dotykiem robiło mi się naprawdę cieplej. Może nie czułam motylków w brzuchu, ale serce zalewało uczucie miłości. Nie wiem czy prawdziwej…. Ale uczucie było silne…


Dotarliśmy do pokoju zmęczeni. Od razu rzuciliśmy się na łóżko i zasnęliśmy kamiennym snem, przytuleni do siebie, jak małe dzieci. Było nam dobrze…Oczywiście każda normalna para, gdy zaczyna ze sobą chodzić najpierw się na siebie rzuca, a potem śpi sobie spokojnie na łóżku. 


Rano obudziłam się pierwsza. Tak mnie głowa bolała, że nie mogłam wytrzymać. Kac… przez to czerwone wino. Mało wypiłam, ale ja mam bardzo słaby organizm na alkohol. Pół butelki to nic, ale jak bym wypiła całą to rano bym się wcale nie ruszyła. Poszłam do łazienki. Musiałam się odświeżyć. Gdy wyszłam, Charlie jeszcze spał. Opatulona w ręcznik podeszłam do szafy i wyjęłam czerwony strój kąpielowy, białe szorty i fioletowy top, zawiązywany na szyi. Ubrałam się szybko i obudziłam misia.
Uwielbiam gdy nam dokładnie opisuje co ubrała.
Opis ubioru? Jest!

- Czego chcesz mamo! Daj mi spać! Jeszcze wcześnie! – zawołał przez sen, gdy zaczęłam go szturchać. Spał na plecach więc wlazłam na niego i usiadłam na torsie. – Nie ciągnij! Jeszcze chwilka, mamo! Do pracy dziś nie idę! – i przewrócił się na bok, przez co i ja zleciałam.
Umarła?

Dobrze, że na ten bok, gdzie był jeszcze kawałek łóżka. Zaczęłam go całować. Przez parę chwil nic nie oddawał, spał. Po dłuższej chwili jednak oddał pocałunek. Włożył mi język do ust i zaczął grę z moim. Mówiłam, kobieta niewyżyta. Oderwałam się od niego.
Kobieto mogłaś go udusić!

- Witaj, kochanie – pocałowałam go w nos. Otworzył oczy i spojrzał na mnie.


- Heey – przeciągnął się i przytulił mnie do siebie.


- Nie będziemy już spać! Za 10 minut widzę cię na dole – powiedziałam i zeszłam z łóżka. Wzięłam różdżkę i zeszłam na dół. Usiadłam na jednej z sof przy recepcji i czekałam.


Zjawił się 10 minut później. Weszliśmy do jadalni, gdzie zamówiliśmy sobie tosty z dżemem i herbatę z cytryną. Gdy skonsumowaliśmy, zapłaciliśmy rachunek i wyszliśmy.
Opis śniadania również jest. Nie mówiąc o górnolotnym stylu.

- To gdzie idziemy?


- Jak to gdzie? Na plaże! Będziemy się kąpać i opalać! Patrz jaka piękna pogoda – wskazałam słońce. Wzięłam go pod rękę i ruszyliśmy w stronę plaży.


Przy plaży był stragan z różnymi rzeczami. Kupiłam ręcznik i olejek do opalania. Zaczęłam wybierać dobre miejsce. Ludzi było tyle, a ja chciałam by było mało. Przeszliśmy 200 metrów i wreszcie mogłam rozłożyć ręcznik czy koc. Tu było mało ludzi. Char usiadł i zaczął się rozbierać. Sriptiz czy co? Ja jeszcze chwilę stałam i patrzyłam na może. MOŻE? Może patrzyłaś na co?
Tak Hermiono, dla ciebie zostanie zamknięta plaża, żeby nie było dużej ilości ludzi.

- Witaj, Riddle! Widzę, że nie próżnujesz w wakacje! – odezwał się męski głos za moimi plecami. Zawrzało we mnie! Czyżby świat już wiedział jak się nazywam? Odwróciłam się z zamiarem powiedzenia paru kąśliwych uwag, ale mnie zatkało.




* - Cytat w rozdziale pochodzi ze spektaklu "Upiór w operze"
Czemu aŁtorko zmarnowałaś cytat z tak wybitnego dzieła w swoim pseudo wyszukanym opku?
-----

Sorki! Przepraszam was! Długo notki nie było, wiem! Ale to przez moją Wenę... jest taka kapryśna... wczoraj nic nie napisałam... Dziś dokończyłam rozdział... miałam go w połowie, i chciałam naprawdę ją skończyć.. Ciekawie się będzie robić. Jeśli chodzi o moje błędy to was bardzo przepraszam... staram się ich nie robić, ale przecinki np. to moja Pięta Achillesowa. Bywa... a ortografia.. trochę lepiej... Gdyby nie było w Wordzie słownika to zapadłabym się pod ziemie:D:D:D
Poznasz nas ze swoją Weną? Spodoba się nam? Nie jest wredna? A z Piętą Achillesową też?

Następny rozdział w następnym tygodniu:) Pozdro!:* 
CZE
Narkę.



- Malfoy! Po pierwsze to Granger jestem, po drugie odwal się – warknęłam i usiadłam koło mojego chłopaka. Charlie zaczął złowrogo patrzeć na Malfoy’a. Ten uśmiechnął się wrednie i odszedł. Parę metrów od nas usiadł na kocu obok jakiegoś chłopaka. Z początku nie mogłam skojarzyć kto to taki, lecz gdy odwrócił się i spojrzał na mnie wiedziałam, że to Blaise Zabini, przyjaciel fretki.
Usiadłam koło chłopaka. Zobaczyłam chłopaka. 

Muszę przyznać, że zdziwiłam się gdy ten dupek o blond włosach nie zaczął się ze mną drażnić… Czyżby „ojciec”? Zobaczymy, pożyjemy.
A nie na odwrót?

Rozebrałam się do bikini i położyłam na brzuchu. Szkoda, że nie do naga -,- Charlie nadal niespokojny przysunął się do mnie i puknął leciutko swoją głową o moją.
- PUK, PUK!
- Ała, ty wredny rudy czarodzieju! Zrywam z tobą! Nie chce mieć rudych dzieci!
Popatrzyłam na niego. Jego oczy tak przyciągnęły moją uwagę, że nic nie było w stanie tego odciągnąć. Miał tak piękne oczy… czekoladowe i lśniące, radosnym blaskiem. Westchnęłam, na co on uśmiechnął się szczerze. Przysunęłam się do niego bardziej, niż to możliwe i pocałowałam. Oddał pocałunek. Zaczęliśmy się całować. Muszę powiedzieć, że pierwszy raz odkąd z nim chodziłam pocałował mnie tak namiętnie. Tak inaczej niż zwykle. Nawet nie zauważyłam jak Char zaczął się podnosić ze mną. Dopiero gdy byłam na jego rękach zorientowałam się, że on stoi, a ja jestem na niego ramionach. Przerwałam pocałunek i rozejrzałam się dookoła. Za późno. Zaczął iść w stronę wody.
Nawet nie czujesz gdy ktoś cię podnosi?

- Charlie – zaczęłam błagalnie, coraz bardziej się do niego przyklejając Super Glue. - Błagam cię…


- Oj! Nic ci nie zaszkodzi. Po za tym jestem blisko ciebie – mruknął.


Wszedł po kostki do wody. Zaczął przemieszczać się dalej. Zatrzymał się gdy woda osiągnęła wysokość jego pasa. Wrzasnęłam i zaczęłam się wiercić. Owinęłam się mu wokół szyi jak wąż. Zaśmiał się i wszedł dalej do swoich piersi. Merlinie! POMOCY!!Zanurkował, a ja za nim. Nie wynurzał się sporo, a mnie zabrakło powietrza. Oderwałam się od niego i zaczęłam mocno wymachiwać rękoma. Na daremno. Gdy wreszcie się wyłoniłam na powietrze fala znów mnie przykryła. Zdążyłam nabrać powietrza. Po chwili koło mnie pojawił się Charlie pociągnął mnie w górę. Pomógł przepłynąć na grunt. Byłam niska. Nic nie poradzę. Umiałam pływać tyle co kot.
AŁtorko twój górnolotny styl przeplatany z podstawowymi błędami językowymi mnie przeraża.

- Zwariowałeś – spytałam się gdy byliśmy na brzegu.


Mi woda dosięgała piersi, jemu brzucha. Ten w odpowiedzi dał mi całusa. Zaczęłam go ze złości chlapać! Musiałam się wyżyć. Gdy wreszcie dał za wygraną wyszłam na plaże i położyłam się na kocu. Założyłam okulary i zaczęłam się opalać. On jednak nie przyszedł za mną. Po godzinie opalania się spojrzałam za moim chłopakiem. Zauważyłam, że nadal był nad wodą. Otaczała go grupka dziewcząt. Zrobiłam się czerwona jak burak! Jak on może!! Ubrałam się, wzięłam różdżkę i wyszłam z plaży.
Nie wiem jak wy, ale ja sądziłam, że Draco go utopił.
Dziewczyny lecące na rudego? Tego jeszcze nie było!

Ulice miasta podmorskiego były zatłoczone. Pełno turystów robiło zakupy i wychodziło z pobliskich pubów i restauracji. Była pora obiadu. Miałam pieniądze Mugolskie, więc zajrzałam do jednej z knajpek zamawiając dorsza z frytkami i piwo. Popijając piwo i czekając na posiłek usiadłam przy jednym ze stolików.  Niegrzeczna Hermiona, dopiero skończyła 17, a już woli piwo niż soczek. Przyglądałam się ludziom, Mugolom na wakacjach.


Po zjedzonym posiłku zapłaciłam za niego i poszłam do hotelu. Wchodząc do pokoju byłam zamyślona. Zamknęłam drzwi i walnęłam wszystko na kanapę, westchnęłam ze złością i weszłam do łazienki. Odświeżyłam się i w ręczniku wyszłam do salonu by z szafy wziąć ubranie. Zatrzymałam się gdy zobaczyłam, że nie jestem sama. Siedział tam z stoickim pokojem wpatrując się we mnie.
Draco?

- Co ty tu do jasnej ciasnej szparki robisz?! – wrzasnęłam.


- Siedzę i patrzę się na ciebie – powiedział beznamiętnie. Wzięłam z szafy nowe rzeczy i poszłam się przebrać. Wróciłam w mgnieniu sekund.
Hermiono, Z KIM TY ROMAWIASZ?!
W mgnieniu czego? SEKUND?

- Po co ?


- Tamten widok był ładniejszy, ale nic nie mogę zrobić… w końcu jesteś moją córką…
Zaraz zaraz, Voldek podglądał swoją córkę w łazience? Fuj?
Voldi, ty stary zboczuchu!

- Och zamknij się! I wyjdź, bo obrzydzasz mi życie!


- Nie mów do mnie takim tonem! Zresztą sama się zamknij i słuchaj! Wracasz ze mną do matki. Mieszkamy u Malfoy’ów. Teraz pakujesz swoje graty i idziesz ze mną! – zażądał.


- PO moim trupie! Nigdzie z tobą nie idę, nie masz prawa mną rządzić, po za tym jestem już dorosła – zawołałam i podeszłam do drzwi. Otworzyłam je i wskazałam, żeby wyszedł. Ten nawet się nie ruszył. – O co ci chodzi?
PIS moim panem.

- O szacunek do własnego ojca.


- Czy ktoś ci już mówił, że ojcem nie jest ten kto spłodził, a wychował?! Ja mam już ojca, nie potrzebuje drugiego. Wolę jego ciebie i mame. Hermiono skoro jednak go chcesz, to o co ta awantura? A tak nawiasem jesteście siebie warci – powiedziałam zamykając drzwi. Wiedziałam, że nic nie wskóram. Wściekł się i podszedł do mnie. Złapał mnie mocno za gardło i przygwoździł do ściany. Voldek wie co to gwoździe?
Czy twój ojciec też cię dusi gdy się mu sprzeciwisz?

- Chciałem być miły, jednak ty mi nie dajesz! Wracasz ze mną, czy ci się to podoba, czy nie. Już przysłałem twoje ubrania z Nory, więc nie musisz tam wstępować. Kot został. Kota nie wezmę!

- Ja się nie ruszam stąd. Mam wakacje i nie pozwolę ich zniszczyć. Po za tym mam chłopaka. Jestem dorosła i sama mogę decydować o swoim życiu – wykrztusiłam. – Puść mnie, bo pożałujesz! – puścił. Ponownie usiadł na kanapie i ucichł. Czego on tu jeszcze? – Czemu nie możesz zostawić mnie w spokoju?


- Dlatego, że jesteś moją córką.


- Nie jestem nią. Zostaw mnie wreszcie w spokoju. Możesz sobie coś wmówić, ale mi tego nie wmówisz… (nie wiem czy kiedykolwiek słyszałam coś głupszego) A teraz wyjdź zanim zawiadomię Zakon – wyjęłam różdżkę. Trzasnęło i już go nie było. ZABIJE MALFOYA!! 
Jakiego Malfoya? Hermiono dopiero teraz się zorientowałaś, że możesz powiadomić Zakon?


Wyszłam z mojego apartamentu i zeszłam na dół, do recepcji. Tam zapytałam się w którym apartamencie mieszka. Okazało się, ze obok mojego. Zapukałam więc do drzwi obok mojego apartamentu. Otworzył mi jego kumpel. Zrzerał mnie wzrokiem.
Am, am.

- Odwal się Zabini! Jest Malfoy? – kiwnął głową i już chciał go zawołać, ale ja żuciłam na niego Silencio.
CO ZROBILAŚ? Żuciłaś? O borze iglasty! Hermiono, nie jesteś za PO, ale w kwestiach językowych wzorujesz się na B. Komorowskim.

Przeszłam koło Ślizgona i rozejrzałam się za jego kumplem. Leżał na jednym z dwóch łóżek i czytał Mugolskie pismo dla mężczyzn powyżej 18 lat. Jednym słowem Playboy! Podeszłam do fretki i rzuciłam na niego Silencio.
Aha.

- DO <CENZURA>!! ZABIJE CIĘ MALFOY – ten wystraszony spadł z łóżka. Nie mógł nic powiedzieć, ale wiedziałam, że klął. – Czemu powiedziałeś mojemu ojcu, gdzie się znajduję?! – odczarowałam go.


- Po pierwsze to witaj, Riddle! Po drugie…


- Żadna Riddle, <CENZURA>! Jak śmiałeś?!
O jej jakie przekleństwa, zmieniam na cenzurę.


- Nie przerywaj mi! Po drugie powiedziałem, bo kazał mi cię szukać! Myślisz, że mi się to uśmiecha!


- Gówno mnie obchodzi, co ci się uśmiecha a co nie! Jeszcze raz coś mu o mnie powiesz.. to nie żyjesz! – złapałam za klamkę chcąc wyjść. Nie! Nie upiecze mu się. Wysłałam mu kanarki, powodując u niego taki krzyk jak u Rona w 6 klasie, gdy zrobiłam mu to samo.
O nie! Wyjdzie zakalec!

- ODWOŁAJ JE!!!! – ja już wyszłam. Poszłam do siebie. Spakowałam się i napisałam kartkę do Charliego, że muszę wyjechać.


Teleportowałam się do Nory. Od razu wszyscy się koło mnie zgromadzili. Zaczęłam ich uspokajać. To prawda, ten dureń nazywany Voldemortem wziął od nich rzeczy! WRR!! Wzięłam kota i już chciałam wychodzić, gdy pani Weasley mnie zatrzymała z obiadem. Podziękowałam grzecznie i pożegnałam się. Ginny odprowadziła mnie do ogródka.
Godzinę wcześniej:
- Dzień dobry szanowni Weasley'e, przyszedłem po rzeczy mojej córki.
- Dzie...
- Avada Kedavra! Ty niegodny mówienia do mnie rudzielcu!

- Co się stało?


- Muszę znaleźć sobie mieszkanie. Nie mogę mieszkać z mamą i z nim u Malfoyów. A na wczasach znalazł mnie Malfoy i powiedział wszystko łysemu. Wr!!! Do tego Charlie.. – głos mi się załamał. – Nie ważne… Wyśle ci sowę, kiedy będziemy mogli się spotkać – już chciałam się teleportować, gdy koło mnie pojawił się Charlie. Zrobiłam się cała czerwona i chciałam się teleportować, gdy ten złapał mnie za rękę.


- Zostaw mnie Char!


- Dasz mi się wytłumaczyć?!


- Nie mam zamiaru! Wiem co widziałam! Rozmawiałeś z dziewczynami!


Scena zazdrości, bla, bla, bla. Przychodzi do gabinetu ojca.

Pierdu pierdu z tatą.

- Wiesz… niedaleko w wieżowcu jest wolne mieszkanie. Całkiem duże. Chciałem się tam zalokować, ale myślę, że ty na niego zasługujesz bardziej – powiedział, kończąc pracę. Zabrał mnie ze sobą do mieszkania. Niestety jego mieszkanko było małe. Kuchnia, mały salonik z jadalnią, łazienka i sypialnia. Musiałam się zadowolić kanapą, ale mi pasowało.
Literówka w słowie zablokować? Chyba chodziło ci Hermiono o ulokować. W dodatku to jest małe mieszkanko dla jednej osoby?

Zanim jeszcze się ściemniło wyszłam do tego wieżowca. Wyszłaś do wieżowca? Okazało się, że mam szczęście, bo za mną facet chciał te wolne mieszkanie kupić. Sporo kosztowało, jednak czynsz miesięczny nie był taki drogi, a ja miałam sporą sumkę w mojej skrytce w Gringocie. Powiedzieli, że mogę się jutro wprowadzać. Po drodzę do domu ojca weszłam do sklepu z meblami i wybrałam meble do salonu, jadalni, sypialni, kuchni, łazienki i przedpokoju.
To się nazywa szybka akcja. W ciągu jednego dnia spotyka Voldemorta, wyjeżdża do Nory, przyjeżdża do ojca, kupuje mieszkanie i meble.
Nie jesteś przez przypadek za bogata?

--------

Przepraszam, że dopiero dziś! Poprostu moja wena jest kapryśna... Dlatego co tydzień będzie pojawiał się rozdział... Przepraszam..

Druga sprawa: powiadomienia. Tych, którzy chcą być powiadamiani proszę o zostawienie gg... ponieważ ja mam słaby zasięg na strony internetowe i nie mam jak was powiadamiać... Z góry dziękuje...

Życzę miłego dzionka!

W sumie nie było tu co poprawiać, głupota ma już poziom krytyczny, więc niestety nie ma jak z nią walczyć. Może wy ostatnio znaleźliście jakiś dziwny blog i chcecie byśmy go poprawiły? Piszcie na nasze gg 45004969.


Już nie poznamy losów Hermiony opisanych górnolotnym stylem z podstawowymi błędami językowymi. Jego aŁtorka, myląca związki frazeologiczne, tak jak się domyślacie... Porzuciła opko!


wtorek, 16 października 2012

Pamiętnik Hermiony Riddle I



Z małym poślizgiem (tak takim samochodowym) publikujemy naszą analizę opowiadania o Hermionie - córce Voldiego, serię 2. Trudno do tego napisać jakiś ciekawy wstęp, bo tu prawie nic się nie dzieje...


Wakacje. Błogi raj dla tych, którzy uwielbiają życie bez szkoły. Możecie się dziwić, ale ja – Hermiona Granger też je lubię (:O) Mimo iż uwielbiam szkołę, wakacje są dla mnie chwilową odskocznią od książek.
 Gdy byłam mniejsza wakacje kojarzyły mi się tylko z książkami. Co dzień chodziłam do biblioteki miejskiej i wypożyczałam sobie jakieś „lekkie” lektury. Jednak gdy tylko dowiedziałam się o magii to się zmieniło.  Wakacyjny czas spędzam z rodzicami i przyjaciółmi.
Te wakacje wyobrażam sobie troszkę inaczej. Postanowiłam się zmienić. A, że mam skończone 17 lat to po prostu czas się za siebie wziąć.
W tym roku na wiosnę, jak co 2 lata zresztą moi rodzice przeprowadzili się. I znów to samo. Jednak teraz mieszkamy w samym centrum Londynu. Dla niektórych nie fajnie, lecz ja uwielbiam miasta. Starzy ( Mój stary i stara JOŁ) pracują w najlepszej klinice w Londynie, więc mają kasę na Luksusy. Kupili sobie wielką wille na ulicy(Czy tylko ja uważam ze to dziwnie brzmi? WILLA NA ULICY? No co, nie można sobie chaty walnąć na samym środku jezdni?), gdzie takich pełno. Ciężko nieraz je rozróżnić. Lecz nasza posiadłość leży obok takiej wielkiej czarnej willi. Nie wiem, kto normalny by pomalował na czarno swój dom Pewnie tylko Malfoy, cóż zdarzają się wybryki natury. Jakaż nietolerancja!
Dzień był upalny, prawie zresztą jak zawsze. Co dzień chodziłam nad nasz mały basenik i opalałam się by zrobić się choć trochę brązowa.  Krzywołap zawsze dzielnie mi towarzyszył, ale dziś chyba poszedł na polowanie..
Opalałam się może półgodziny.  Tę piękną, wygodną relaksacje (To w końcu jedna relaksacja czy kilka? Tu też wyruszymy na pomoc ogonkom?) przerwała mi sowa, siadając na trawie obok mojego koca. Pohukiwała cichutko, aż ją zauważę. Trudno jej nie zauważyć, jeśli jest biała jak śnieg. Hedwiga. Ją zawsze, wszędzie, każdy rozpozna.  Miała przywiązany rzemykiem do nóżki liścik. Odwiązałam szybko wiadomość z myślą(wiadomość była z myślą, ciekawe), co też ten Harry znów chce. Jednak pomyliłam się, to była Ginny.
Hey Starucho!! (Ginny..., czy to ta cicha i nieśmiała Ginny, siostra Rona?)
Nie wyleguj się tak, bo się zwęglisz (Węgiel-zwęglisz?) Dasz się wyciągnąć na jakieś zakupy i lody? Pamiętaj!! Mnie się nigdy nie odmawia.
Twoja Ruda.
SIEMA RUDA!
Już ściągam bikini, ubieram się i ide do ciebie!
Twoja Brązowa.

No fakt. Jej nigdy nie można odmówić. Wstałam z koca, wzięłam Hedwigę na ramię i ruszyłam do domu. W moim pokoju znalazłam jakieś pióro i kałamarz i naskrobałam na odwrocie.
Ja Ci dam staruchę, wiewióro!!
Masz szczęście, u mnie o …. – tu spojrzałam na zegarek. Była 12. – 13.(Mamy tu do czynienia z przedszkolakiem?)
- Leć jak najprędzej – powiedziałam do sowy. Zagruchała smutno i odleciała z liścikiem w dziobie.
Wzięłam się za szykowanie. Przebrałam kostium kąpielowy na zwykłą koronkową bieliznę, którą dostałam na urodziny od Harrego trzy dni temu (Mój przyjaciel też obdarowuje mnie koronkową bielizną. Widzicie w tym coś dziwnego?) O dziwo trafił z kolorem. Uwielbiałam czerwony. Nałożyłam króciutkie szorty koloru białego i ostro zielony top, zawiązywany na szyi (Zielony top i czerwona bielizna? Kolory Gryffindoru i Slytherinu, tak?). Tak nawiasem uwielbiam też kolor zielony. Nie wiem jakim cudem…  Założyłam jeszcze sandałki i związałam włosy w kitkę. (Cud się stał, Hermiona ma sandały!) Byłam gotowa. Nie mam żadnych kosmetyków, ale muszę sobie sprawić. Mówiłam, że chcę się troszkę zmienić? TAK. Nie? TAK. To właśnie to mówię. Cóż za świetna pamięć.
Punkt 13 usłyszałam trzask Ginny się spóźniła miała być między 12-13 ;) Był to charakterystyczny dźwięk przy teleportacji. Chwilę po tym dźwięku rozbrzmiał dzwonek do bramy. Szybko wyszłam z domu, biorąc po drodze torebkę z różdżką, kasą fiskalną i kluczami. Od razu na powitanie dałam przyjaciółce kopa w ee hmm oko?… pośladki.
- Za co?! – zdenerwowała się i zrobiła przy tym taką śmieszną minę, że wybuchłam śmiechem.
- Za staruchę – odpowiedziałam, łapiąc się za brzuch.   – Ja rodzę! Chodźmy! – złapałam ją za rękę i pociągnęłam w stronę Centrum Handlowego.
Długo nie szłyśmy, bo do Centrum Handlowego miałam zaledwie 5 minut drogi. Gdy Ginny zobaczyła tego „giganta” zaniemówiła z wrażenia. Nie dziwię jej się. W końcu po raz pierwszy idzie do sklepu mugolskiego, dobra nie sklepu tylko bardzo dużo sklepów w jednym…  Jej mina tak mnie rozbawiła, że nie mogłam opanować chichotu. Pierw przeszłyśmy parter. Było mało fajnych ciuchów. Na piętrze jest więcej, więc wybrałyśmy się na piętro (W maśle jest masło, więc masło.). No i zaczął się szał. Każdy sklep spenetrowałyśmy. Zaczęło się niewinnie od „Reportera”, a skończyło na „Nike” (Bo Nike to sklep dla wybranych, w dodatku te oto nazwy muszą się znaleźć w cudzysłowie). Całe ręce miałyśmy od zakupów zajęte już po godzinie. Wstąpiłyśmy do ubikacji bym mogła to wszystko odesłać (to nic zastanawiającego gdy ktoś wchodzi do toalety z zakupami, a wychodzi bez). Następną godzinę buszowałyśmy po sklepach z butami, a jeszcze następną z kosmetykami. Wreszcie mam kosmetyki!! Hihi!! hehehehe!!! Buahahaha Ginn obiecała, że mnie nauczy się nimi obsługiwać i będzie gites! Oczywiście żadna normalna 17-latka nie umie posługiwać się kosmetykami.  Ehz… kocham moją rudą przyjaciółkę, co ja bym bez niej zrobiła (zapewne wszystko inne co robisz bez niej)? Gdy skończyłyśmy zakupy poszłyśmy na pizze. I to znów nowość dla Rudej. Pizze mieliśmy w Hogwarcie ale inne (Excusme? Hogwart i pizza? Równie dobrze może być wół i karoca.). Takie kwadratowe, robione na blaszce.. A tu były okrągłe, mało ciasta, dużo dodatków (złą pizzę jesz Hermiono, prawdziwa powinna mieć mak. 4 dodatki, żeby nie było tego za dużo). Zamówiłyśmy wielką na dwie osoby. Gdy wychodziłyśmy z pizzerii ledwo szłyśmy. Nasze brzuchy tak się napełniły, że nie mogłyśmy normalnie chodzić. Gdy wracałyśmy do mojego domu było po 19. Szybko czas nam zleciał.
Ginny była u mnie jeszcze 2 godziny. Przymierzałyśmy ciuchy, które sobie pokupowałyśmy. Nauczyła mnie jak robić makijaż (Ginny nigdy nie była w mugolskim sklepie, ale ma masę kosmetyków i umie robić makijaż). Zjadłyśmy kubeł lodów czekoladowych i odbyłyśmy bitwę na poduszki. Było fajnie. Szkoda, że ten czas tak szybko leci. Na pożegnanie powiedziała mi, że znów się z Harrym zeszła i mieszkają razem w Norze (razem z jej rodzeństwem i rodzicami).
Wojnę wygrała jasna strona, ale i tak Voldemort żyje (hę?). Kryje się gdzieś. Mówią, że staje się normalnym człowiekiem, ale ja w to nie wierze. Jakoś on nigdy nie był normalny. Śmierciożercy na wolności, jednak jakoś zaprzestali służyć Jemu. Nowa postać Jem ;)
Przez cały wieczór nie miałam co robić. Skakałam po kanałach telewizyjnych od niechcenia (Hop, hop. Mogę skakać na skakance, ale poskaczę po nikomu nie winiących kanałach.). Za 10 minut powinni wrócić rodzice i może uda mi się namówić ich na grę w tysiąca. Ostatnio zrobili się tacy drażliwi. Wszystko ich denerwuje.. Nie mamę, tatę. Tata zrobił się nie do zniesienia. Nie wiem czemu.
Ostatnio zauważyłam, że wcale nie jestem podobna do ojca. Wszystko mam prawie po mamie. Parę cech, które ani u mamy ani u taty nie widzę, jest we mnie, ale to może po dziadkach mam. Wyglądam jak kopia mamy. Tyle, że ja mam ciemniejsze włosy i  pełniejsze usta. Dosłownie można nas rozróżnić tylko po kolorze włosów i po wieku no, i wysokości. Jestem wyższa od mamy. Mam 176cm, a ona ma 167cm.
Tata z kolei jest blondynem. Jest wysoki, ale nie wyższy ode mnie. Jest grubszy i ma lekko zakrzywiony nos (Za chwilę się okaże, że matka Hermiony zdradziła jej ojca z Voldemortem).
Długo czekałam na rodziców, jednak po 23 dałam sobie spokój. Poszłam spać.
Rano obudziły mnie promienie słońca wbijające się brutalnie do mojego pokoju dotkliwie bijąc okna i zasłony. Zauważyłam Krzywołapa, którego wczoraj w ogóle nie widziałam. Ehm? Spał na mojej poduszce lekko przygniatany i przyduszany przeze mnie. Gdy ja się obudziłam, on także. Otworzył zaspane oczka i przeciągnął się leniwie. Następnie miauknął i wstał. Zeskoczył z łóżka i z dumnie wyprostowanym ogonem wyszedł z pokoju. Udałam się za nim.  Zmierzał do kuchni, więc tam też się udałam. Usiadł na podłodze obok swoich misek i miauknął ponownie. Wiedziałam, o co mu chodzi. Kot był głodny. Nie wiem, co on robi na tych polowaniach. Zamiast polować na myszy on chyba poluje na Kocice (Kocice z dużej litery. Szacunek musi być! Swoją drogą kotów mam 10, żaden z nich myszy nie zjadł, ba! Żadnego surowego mięsa nawet nie tknie.). Dałam mu całą miskę mleka i saszetkę kociego pokarmu. Od razu rzucił się na żarcie (biedny kot, musiał zjeść opakowanie mleka i saszetki). Ja natomiast poszłam do siebie, by móc się wykąpać i ubrać. Gdy zrobiłam poranne czynności ponownie zeszłam na dół do kuchni. Jednak coś się zmieniło. Usłyszałam głosy w salonie Ona słyszy GŁOSY!. Już byłam przy drzwiach, gdy usłyszałam męski głos. Głos, który bardzo dobrze znałam. Był to głos Toma Riddle’a (Y? Voldi przychodzi do twojego domu, a ty nic sobie nie robisz?).
- Skąd wiedziałeś gdzie mieszkam? – spytała Jane, moja mama.
- Jane, co dzień widzę, jak wchodzisz do tego domu. Mieszkam obok, u Malfoy’ów.
- Więc, czemu zawdzięczam tą niezbyt miłą niespodziankę.
- Hm, od dawna chciałem to wiedzieć. Czemu mnie zostawiłaś 17 lat temu dla tego – tu się zatrzymał - mugola, bo ty sama nie jesteś mugolem, prawda?
 - Żadnego mugola, to mój mąż – rzekła gniewnie mama.
- Były mąż – odpowiedział jakby z radością. Zawrzało we mnie. – Więc, odpowiesz mi? Czemu to zrobiłaś?
- Mam córkę. Byłam w ciąży.
- Z kim? – jego głos wyrażał zaskoczenie. Mama milczała. Usłyszałam huk. – Z KIM?! Z nim?! ZDRADZAŁAŚ MNIE!?!?
- Zamknij się Tom, bo obudzisz Hermionę. Nie z nim, z tobą. To twoja córka. Dlatego nie chciałam by poznała prawdę. Dlatego wyrzekłam się magii (czekaj, co? Szanowna aŁtorko,co ty bralaś, to nie "Czarodziejki", magii się nie wyrzeka). Dlatego wyszłam za Jake’a – dla mnie było za wiele.
 Wyszłam z domu jak najciszej potrafiłam. (Czyli co? Teleport? Przeszłaś obok rozmawiających rodziców?) Pf Meo ona skoczyła przez okno.


Czemu całe życie przez jedną głupią rozmowę musi się komuś sypać (fajny proszek nawet...). Moje życie właśnie się rozsypało, jak domek z kart. Jedno zdanie… Ból w sercu nie do zniesienia (To zawał! Do lekarza!). Ciągłe kłamstwa - na tym chyba polegało całe moje życie. Byłam przez rodzoną matkę przez tyle lat okłamywana… Czemu? Bo popełniła błąd, błąd w swojej młodości.
Poszłam do parku, niedaleko centrum handlowego w którym byłam z Ginny. Zaraz, zaraz czy ona się ubrała czy chodzi na golasa, bo była w łazience... Musiałam wszystko przemyśleć. Co mam zrobić? Hmm no nie wiem, pójść do ministerstwa magii, napisać do przyjaciół, wezwać pomoc, zaatakować go albo sobie chodzić po parku do wyboru . Jeśli ktoś powiedział, że życie jest łatwe to grubo się mylił. Jeśli oni jeszcze rozmawiają to mam szansę się wymknąć. Nie mam ochoty spędzać wakacji z „rodzicami”.
Biegiem popędziłam do domu, gdzie jak przypuszczałam oni jeszcze w salonie rozmawiali. Przeszłam cichaczem do swojego pokoju (mały smrodek się zrobił), spakowałam wszystkie swoje rzeczy, wzięłam Krzywołapa. Odesłałam to wszystko do Weasley’ów, a sama cicho jak mysz ponownie opuściłam dom. Nie zostawiałam żadnej kartki… po co? W ciemnym zaułku ulicy teleportowałam się do Nory.
Gdy tylko moje nogi dotknęły ogródka Weasley’ów przed dom wybiegła Ruda. Objęła mnie mocno, przez co o mało się nie udusiłam.
- Ginny.. wiem…, że… jesteś… silna…, ale… udusisz… mnie… zaraz. – wydukałam.
- Ups – zachichotała, puszczając mnie. – Przepraszam Miona, ale stęskniłam się.
- No patrz! Widziałyśmy się wczoraj!
- Oj tam, nie przesadzaj! Z każdą sekundą tęskniłam bardziej! Chodź! – wzięła mnie za rękę i poprowadziła do domu, gdzie zostałam bardzo miło powitana. Tu czułam się jak w domu. Pani Weasley jest tak dobra dla wszystkich, że można było by ją nazwać Matką Narodu… Poważnie…
- Pani Weasley? Czy mogłabym się u pani zatrzymać na te niecałe 2 miesiące wakacji?
- Oj! Kochana… pewnie, że możesz. Przecież wiesz, że nasz dom to i twój. Siadaj, pewnie jesteś głodna – cała pani Weasley. Opiekunka wszystkich. Kiwnęłam na znak zgody i po chwili przede mną stał duży stos tostów. Nie no… Dobrze, że koło mnie siedzi Ron, bo bym pękła. Zjadł za mnie połowę, za co dziękuje mu miłosiernie.
Och Hermiono ty miłosierna kobieto! Po pysznym śniadaniu wyszliśmy sobie do ogrodu, gdzie chłopcy i Ginny chcieli pograć w mini Quidditcha. Było nierówno.. Mimo, iż całe rodzeństwo Ginny było i do tego Harry zabrakło im jednego zawodnika. A niech mnie!! Podbiegli do dębu, gdzie siedziałam by ich oglądać i zaczęli mi coś gorączkowo tłumaczyć. Ja i latanie?! Wolne żarty! Przecież ja latać nie umiem. Ale cóż miałam się zmienić, więc się nauczę. Zgodziłam się na grę z nimi pod jednym warunkiem.
- Jakim? – zapytał Harry ze swoim głupkowatym uśmieszkiem, którego używał przy pisaniu esejów.
- Nauczysz mnie latać, pacanie! – powiedziałam rozbawiona. On jednak nachmurzył się. Pewnie dlatego, że go nazwałam pacanem, co zdarzyło mi się drugi raz w życiu.
- Ale latanie to łatwa rzecz. Machasz sobie rękami i lecisz...
- Dobra, ale nigdy więcej nie chce słyszeć na siebie słowa „pacan”, okej?
- Tak jest! Panie kapitanie – zasalutowałam mu.
Bliźniacy znikli, a my chyba na nich czekaliśmy. Po paru minutach wrócili.
- Gdzie byliście? – spytałam zdenerwowana.
- Booo…. Tyyy… - jąkał się Ron. – Miałaś ostatnio urodziny…
- Łoł, że zapamiętałeś…
- Tak, widzisz, tylko Harry wiedział co ci kupić. Masz na myśli tę czerwoną bieliznę? – powiedział pewniejszym głosem. Zarumieniłam się na słowa o prezencie Harrego. – Hi hi, no a my się złożyliśmy i nie wiedzieliśmy co ci będzie potrzebne. I właśnie teraz, znaczy jakieś 15 minut temu nam przyszło do głowy.
Faktycznie, tylko od Harrego dostałam prezent, ale ja myślałam, że po prostu zapomnieli. Bliźniacy, którzy nadal trzymali ręce za siebie, odkąd przybyli, właśnie je wyciągnęli. W rękach mieli podłużny prezent zapakowany w czerwony papier i złotą kokardkę. Kolory Gryffindoru. Wzięłam niepewnie pakunek i rozpakowałam. Matko Boska, Nowaka i Kowalskiego!!!!!
- Yyy miotła? – zapytałam głupio.
- Nie taka zwykła miotła Hermiono! To Śmigacz 2009, najnowszy model! – entuzjazmował się Ron. On tak ma. Zawsze, gdy Harry dostawał miotłę, mówił nam jaki to model. Był po prostu fanem Quiddichta, a wszystko co z nim związane Ron umiał najlepiej. Gorzej z innymi przedmiotami…
Kurcze tyle na mnie wydali! Uśmiechnęłam się promieniście i rzuciłam się na bliźniaków, którzy złapali mnie, ale sami upadli. Od dłuższego czasu myślę o przejściu na dietę... Wszyscy wybuchli śmiechem, a ich wnętrzności były porozrzucane po całym pokoju. Pocałowałam ich w policzki na co, bliźniacy strasznie się zarumienili. Następnie przytuliłam i pocałowałam Rona, następnie Ginny, Billa i Charliego, a następnie pana Weasleya, potem panią Weasley, a następnie ścianę. Wbiegłam do domu i mocno przytuliłam Panią Weasley, ta nie wiedząc o co chodzi poklepała mnie nieśmiało po plecach. Niestety Pan Weasley był w pracy, ale jak wróci nadrobię zaległość. Z wszystkich co ucałowałam i objęłam to właśnie bliźniacy i Charlie się zaczerwienili.
Nie byli oni ludźmi tyko małymi figurkami.
Gdy już ochłonęłam chłopcy zaczęli mnie uczyć. Najbardziej zaangażował się w to Charlie. Dziwne, ale cóż. Nauczył mnie jak wsiadać na miotłę i jak się odpychać. Taa i to ja jestem ta tępa. Hermiona nawet nie umie wejść na miotłe.. Całkiem proste. Gdy wzbiłam się w powietrze od razu z miotły zleciałam. Złapał mnie George. Kurczę, co ich dziś tak wzięło? Gdybym nie powiedziała mu, że może mnie już puścić, trzymałby mnie cały dzień i noc. Biedak zarumienił się przy tym. Nigdy szczerze powiedziawszy nie widziałam, żeby któryś z Weasleyów się rumienił, oprócz Rona. Wszyscy się rumienią, ja też powinnam pisze takie bzdury...
W końcu to figurki.
Po dwóch godzinach zaciętej nauki wreszcie nie spadłam z miotły i nawet umiałam latać. Biedy George. Za każdym razem gdy zleciałam to on mnie łapał. Ręce to go pewnie nieźle bolą. Rzeczywiście czas przejść na dietę.
Gdy wreszcie wszystko opanowałam zajęliśmy się grą. Ja byłam z Harrym, Georgem i Billem, przeciwko Ronowi, Ginny, Fredowi i Charliemu. Harry był szukającym, tak jak Ginny, Bill był obrońcą, tak jak Ron, Fred i George pałkarze, a ja i Charlie byliśmy ścigającymi. (Aha.) Gra była zaciekła. Jednak wiedziałam, że Charlie dawał mi fory. Ron bronił moje kafle, ale niektóre nie udało mu się obronić. Bill obronił wszystkie kafle, które rzucił mu Charlie. Nikt nie został pokiereszowany. Nasza drużyna wygrała i w nagrodę drużyna przeciwna musiała nam usługiwać przez resztę dnia. Dziwne.. Osoby podzieliły się tak, że Charlie musiał mi usługiwać, Ginny Harremu, Ron Billowi, Fred Georgowi. Miło było.
Fascynujące. Amazing story! Mogę już iść?
Wieczorem cała nasza ósemka usiadła do czarodziejskich kart. Usypiałam przy 10 kolejce, więc Charlie zaniósł mnie do pokoju Ginny. Oczywiście nie mogłam iść o własnych siłach. Gdy ktoś mnie łapie to się rumienię, a gdy zasypiam to mnie noszą.
Rano obudziłam się dość wcześnie. Wczorajsze wydarzenia były mieszane. Te z domu, chciałam zapomnieć, a z Nory nigdy nie zapominać. Przebrałam się cichutko i wyszłam, bo Ruda jeszcze spała. Wyszłam z Nory i usiadłam pod dębem. Tak się zamyśliłam, że nie zauważyłam, że ktoś siedzi obok mnie. Charlie.
- Czemu nie śpisz? – spytał czule. Czyżby coś tego, a może tamtego? Coś do mnie czuł? Przecież, to nie jest normalne pytać kogoś czemu nie śpi.
- Nie chce mi się spać.
- Och, to tak samo jak ja… - oparłam się o jego ramię i przyglądałam Krzywołapowi, który chciał złowić gnoma. Brat Ginny objął mnie nie pewnie. Wtuliłam głowę w jego tors i zamknęłam oczy.
Zapewne czułaś się bez piecznie.
- O czym myślisz?
- Żeby to było takie łatwe – parsknęłam. – Wczoraj dowiedziałam się, że moje dotychczasowe życie było kłamstwem. Dlatego do was przyjechałam.
- Czy coś się stało?
- Oj stało się, stało. Jednak reszty dowiesz się gdy wszyscy wstaną. Mam nadzieje, że mnie nie wyrzucicie.
- Jak coś wstawię się za tobą, bez względu co to będzie.
- Zobaczymy… - w tym momencie poczułam jak jego ręka unosi mój podbródek. Uniósł go tak, że nasze oczy spotkały się. Moje brązowe i jego także. Zadziałałam chwilą. Pocałowałam go. Zdziwił się, ale oddał pocałunek. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Oderwaliśmy się od siebie jak oparzeni gdy otworzyły się drzwi od domu. Spojrzałam w tamtym kierunku, to była Pani Weasley. Charlie zabujał się w Hermionie, to nie ważne, że jest od niej starszy i wgl...
Gdzie jest jakaś papierowa torebka O.o
- Ups, przepraszam.
- Nic się nie stało, pani Weasley – powiedziałam speszona.
- Dobrze, chciałam was zawołać na śniadanie. Zobaczyłam z okna, że jesteście na dworze… więc..
- Dobrze, już idziemy – rzekłam życzliwym tonem. Gdy tylko matka Rona weszła do domu, wstałam. Chciałam już iść, ale Charlie złapał mnie za nadgarstek.
- Słuchaj… nie wiem jak mam to powiedzieć – jąkał się Rudy.- Widzisz… od dawna mi się podobasz.. no i.. – wziął głęboki wdech i powiedział szybko, tak, że nic nie zrozumiałam – czy chciałabyśbyćmojądziewczyną?
- Nieniechciałabym.
- Kurcze, możesz wolniej? Po co? Nie widzisz tych literek co my nad twoim tekstem? Użyj spacji ;)
Zebrał się w sobie i powtórzył. Zrozumiałam : Czy chciałabyś być moją dziewczyną?
Musiałam się zastanowić. Charlie jest jak mój starszy brat, którego nigdy nie miałam. Kocham go, ale jak przyjaciela, brata. Może coś się zmieni.. W odpowiedzi dałam mu namiętnego całusa. Rudy cały rozpromieniony wziął mnie za rękę i poprowadził do domu.
Jest dla ciebie jak brat, prawie nigdy z nim nie rozmawiałaś, a go pocałowałaś. Logiczne.
Gdy weszliśmy do kuchni wszyscy już byli. Było ciasno, więc usiadłam mu na kolanach. Gdy puściłam cichacza, nie tylko ja dziwnie pachniałam.. Zdziwił się, ale potem uśmiechnął. Cała rodzina patrzyła na nas jak na wariatów, ale kiedy zobaczyli nasz ręce, które były złączone od razu zaczęli nam gratulować. Widziałam zawód w trzech parach oczu. Był to Ron i bliźniacy.
Po śniadaniu wszyscy przenieśliśmy się do salonu. Pan Weasley także został na moją prośbę. Musiałam im to powiedzieć.
- Chciałam wam coś powiedzieć…

Od aŁtorki:
***
I teraz niespodzianka. Hermi-ona nie mogła wstawić notki, gdyż po prostu burza u niej jest. Ja tu tylko tak gościnnie, żeby nie było!
Pozdrawiam Was ciepluchno: Mew xd.
Aha.





- Jeśli chodzi ci o to, że jesteś z Charliem, to wybacz, zauważyliśmy – przerwał mi Ron.


- Ron, jeśli myślisz, że tylko po to was wszystkich tu zaciągnęłam to się grubo mylisz… Po pierwsze dowiedziałam się tego wczoraj, więc nie bądźcie na mnie źli, że wam od razu nie powiedziałam, musiałam sobie to ułożyć. Nie jest to dla mnie miła sprawa, bo dotyczy się całego mojego życia. Wam pierwszym to mówię i mam nadzieje, że mnie zrozumiecie.


- Do czego zmierzasz? – zapytał czerwony jak burak Ron. Czemu Ron się rumieni... czyżby coś tego ?


- Po kolei. Wczoraj rano gdy szłam do kuchni usłyszałam w salonie głosy. SŁYSZE GŁOSYYY Rodzice nie wrócili na noc, więc się bałam. Podeszłam do drzwi i usłyszałam moją mamę. Ulżyło mi, ale drugi głos… był kogoś innego, stwierdziłam że Voldemorta. Kłócili się. Ten ktoś pytał się mojej mamy czemu go zostawiła 17 lat temu. Mama powiedziała mu że wyszła za mąż. On wkurzył się, bowiem nienawidził mugoli. Powiedziała mu, że była w ciąży… z nim, dlatego odeszła, żebym ja nie znała prawdy. Wyrzekła się magii i wyszła za mugola. Zmieniła nazwisko… adres… byle tylko oni nigdy się nie spotkali.
Ach... Ten górnolotny styl...

- Nie rozumiem, kim jest TEN KTOŚ? – zapytał zdenerwowany Ron.


- Znasz go, Tom Marvollo Riddle – popłakałam się. Wcześniej stałam na środku salonu, ale gdy wypowiedziałam te nazwisko zsunęłam się na ziemie. Dopiero siedziała na kolanach Charliego. Teleportacja z przewróceniem? Ktoś podniósł mnie i usadził na swoich kolanach. Słyszałam trzask zamykanych drzwi i jeszcze jeden, tylko, że cichszy. Przytuliłam się do tego kogoś i powoli uspakajałam. Gdy wreszcie mój płacz zanikł spojrzałam po salonie. Nie było Rona i Harrego. Wiedziałam, że Ron tego nie zaakceptuje, ale Harry?
- Twój tata zabił moich rodziców, ale to niczego nie zmienia, przecież jesteśmy przyjaciółmi. Nie, że to morderca...

- Nie martw się, jakoś sobie poradzisz… - pocieszał mnie mój chłopak. Podeszła do nas Pani Weasley i jej mąż. Obydwoje mnie ciepło przytulili i zapewnili, że ta informacja nic nie zmienia, bowiem rodziny się nie wybiera. Ojcem nie jest ten, kto spłodził, ale ten kto wychował…
Jakież mądre słowa, aŁtorko.

Gdy cała atmosfera zrobiła się weselsza, każdy wrócił do codziennych obowiązków. Charlie musiał wracać do pracy, Bill wyjechał z misją, Fred i George teleportowali się do pracy, tak samo jak Pan Weasley. Pani Weasley wzięła się za sprzątanie, a my z Ginny postanowiłyśmy porozmawiać z Harrym i Ronem.
Czy wam w tym towarzystwie nie brakuje jednej osoby? Bo mi brakuje Percy'iego. 

Gdy weszłyśmy do ich pokoju, Ron od razu się zerwał i wyszedł. Harry na nasz widok westchnął potężnie i zaprosił do pokoju.


- Czy jesteś na mnie zły? – spytałam cicho, siadając obok niego na łóżku Rona.


- No coś ty! Rodziny się nie wybiera, zresztą widzę, że nie jesteś tą wiadomością za bardzo zachwycona, więc nie mam żadnych obiekcji, że się zmieniłaś…


- A co z Ronem?


- Ron… Ron twierdzi inaczej… ale zmieni mu się, zresztą jest też wkurzony, że wybrałaś Charliego, a nie jego.


- Przecież ja Rona kocham, ale jak brata, i on o tym wie… A co do Charliego, nie jestem pewna co do niego czuje, ale i tak będę musiała za dwa miesiące z nim zerwać. Przecież idziemy do Hogwartu, a ja nie umiem z kimś chodzić na odległość… pamiętasz Kruma? – pokiwał znacząco głową.
Z którym nigdy nie chodziłaś. Jeju dopiero zaczęło się chodzenie, a tu już zerwanie? 

- Dobra, dzieci…. – powiedziała Ginny, siadając na kolanach Harry'ego. – Co robimy?
Mamusia Ginny.

- Może… chodźmy na miasto, do Londynu… Na lody, pizze… - odezwał się Harry.


- No… możemy iść, ale trzymamy się z dala od mojej ulicy, okej?


- OK!! – odezwała się na raz para.


- To my z Ginny idziemy się przebrać (razem?) a ty może namów Rona… - powiedziałam z cichą nadzieją.


Wzięłam za rękę Ginny, która za nic nie chciała zejść z Harry'ego i musiałam ją ściągać. Gdy wreszcie mi się udało, poszłyśmy się szykować. Za cholerę nie mogłam nic wybrać. Za dużo ciuchów Se kupiłam wczoraj. Se kupiłam. Niezawodna Ruda wyciągnęła z mojej szafy, którą wyczarowałam… Krótkie spodenki koloru czarnego i zieloną bluzkę, bez ramiączek. Do tego zmieniłam stanik, na także bez ramiączek. Rzuciła mi jeszcze czarne buty na malutkim obcasie. Następnie ona wzięła się za siebie, a ja pierwszy raz w życiu zrobiłam sobie makijaż. Myślę, że wyszło mi nawet ładnie jak na pierwszy raz.
SE? SE? O borze iglasty, za co?!
Przynajmniej, jest opis ubioru, Tuśka byłaby zadowolona!

Po 20 minutach szykowania byłyśmy gotowe. Zeszłyśmy do kuchni, gdzie czekał na nas Harry, lecz bez Rona. Minę miał smutną, ale gdy nas zobaczył od razu się rozchmurzył. Pocałował nas w policzki, dał ramiona. Hermiona nie ma ramion? Trzeba było tak od razu! Pożegnaliśmy się z Panią Weasley i teleportowaliśmy w jakimś zaułku. Od razu rozpoznałam miejsce… Byliśmy na mojej ulicy…


- Harry… czy ja ci czegoś nie mówiłam?


- Mówiłaś, ale z mugolskiego świata znam tylko tę ulicę i Privett Drive…
Bo Harry nigdy nie był w mugolskim świecie, nie wychował się tam.

- Dobra, chodźmy stąd – zarządziłam, widząc jak ktoś się na nas patrzy. Wyglądał na mugola. Czarne krótkie włosy, łagodne rysy, wyglądał na 40 lat, może mniej. Stał oparty o jakieś drzewo i obserwował nas, lecz jego postawa była raczej w stronę mojego domu… Odeszliśmy z tej ulicy. To pewnie Voldemort ;)


- WyMiona, czy ty powiedziałaś rodzicom, gdzie jesteś? – spytał Harry.


- Nie, i nie mam zamiaru…


- Ale oni się martwią, w szczególności papcio Voldi  – powiedziała Ginny.


- Oj dobra!! Jak będziemy wracać to wstąpię i powiem, że jestem u was, o nic więcej nie proście, co dotyczy mojego domu…


- To gdzie idziemy?


- Hmm. Może na Pokątną? Połazimy po sklepach, zjemy lody… -zaproponowałam. Zgodzili się.
Tak... Na Pokątnej same bary i lodziarnie. Standard. 

Byliśmy niedaleko Dziurawego kotła, więc nie dziw, że 10 minut później znajdowaliśmy się już na czarodziejskiej ulicy. Zaproponowałam im pierw lody. Harry uparł się nam postawić, więc się nie sprzeczaliśmy. Kupił nam wielkie lody śmietankowo-czekoladowe z polewą o smaku toffi. Mniam!! 20 minut zajęło nam zjedzenie tego dobrego przysmaku. Że było gorąco to lody akurat nas troszkę ochłodziły, co w lecie było bardzo dobrą rzeczą.
Nie rozumiem podkreślonego zdania...

Następnie chodziliśmy po różnorakich sklepach. Naśmiewaliśmy się z nowych strojów do Quidditcha, z różnych ingrediencji do sporządzania eliksirów, z książek i osób. Było fajnie. Harry nawet zgodził się na zakupy w sklepie odzieżowym. Było bardzo dużo fajnych ciuchów. Nie dziw, że kupiłam sobie znów ich bardzo dużo. Musze opróżnić szafę z tych starszych niż miesiąc… Co kupiłam? Bluzki, topy, spódniczki, szorty, spodnie, bielizna… Masa ubrań. Ginny tak samo, dobrze miałyśmy bo znów fundował Harry. Sam nasz przyjaciel bardzo dużo ciuchów kupił. Nawet nie widziałam, że z Ginny go tak nauczyłyśmy kupować. Stał się jak my zakupomaniakiem. Gdy już wyszliśmy ze sklepu z ubraniami mieliśmy całe ręce zajęte torbami.
Tak, bo na Pokątnej sprzedawano ciuchy i inne mugolskie pierdoły. Co tam jakieś różdżki.

- Wracamy? – spytałam zmęczona..


- Nie, dziewczyny jeszcze jeden sklep…


- Tylko nie Quidditch! – zawyłyśmy z niechęci… Już dość z tym sportem.. Harry zachichotał, a ludzie patrzyli na nas jak na UFO, gdy spojrzeli na Harry'ego zrobili jeszcze głupsze miny…


- Hihi, nie, chcę iść do Georga i Freda.. co wy na to?


- Fajowsko… przyda mi się parę rzeczy z ich wynalazków – mruknęłam złośliwie.


- Kim jesteś i co zrobiłaś z Hermioną Granger – zaśmiała się Ruda, a ja razem z nią, po chwili dołączył do nas i chłopiec z blizną Matko przeczytam z bielizną! Przez tego bloga mam pranie mózgu. Weszliśmy do Sklepu Weasley’ów i zaczęliśmy szukać wzrokiem Freda lub Georga.

W tym miejscu jest pierdu, pierdu z bliźniakami.

Nagle do sklepu wpada pewna dziewczyna i zaczyna rzygać tęczą.


- W czym mogę panience Weasley, z domu Granger, ups z domu Riddle służyć – zapytał teatralnie.


- Och… tak.. tylko nie to trzecie nazwisko… no pierwsze też, bo nie mam obrączki –pokazałam mu środkowy palec, w celu, że nic na nim nie mam.
Ojej Hermiono, nie wiesz ze obrączki są na palcu serdecznym?

Kolejne pierdu, pierdu. Zostawiam kwiatek.

- Okej, stawiam….


- Co wy macie dziś z tym stawianiem – zapytałam, a on tylko uśmiechnął się czarująco, aż zaczęło mi coś w brzuchu wiercić. Zarumieniłam się, a moje wnętrzności wylały się na podłogę.


Wzięłam go pod rękę i poszliśmy. Biedny, nadal z torbami, nie pomyślał, że można to po prostu odesłać. Weszliśmy do dziurawego kotła i potem do świata mugolskiego. Ulice dalej znaleźliśmy jakąś pizzerie. Zamówiłam dużą pizze i coś do picia. George dał mi kasę mugolską, a ja zapłaciłam, dając mu to co zostało z reszty. Zanim pizza przyszła my sobie gadaliśmy.


- Gdzie byś chciała spędzić choć tydzień wakacji? – spytał mój chłopak pijąc zimną colę.


- Nie wiem, myślę, że nad morzem… Fajnie byłoby pokąpać się w morzu, pochodzić po mieście, poopalać się… Wiesz… z dala od zgiełku ulicznego, ludzi.. rodziny – zauważyłam, że gdy to mówiłam oczy mu się zaświeciły.


- A ty?


- Ja.. pojechałbym znów do Rumuni, lecz nie mogę… Dziś zostałem zwolniony z roboty..


- Czemu?


- Bo pobiłem się z kolegą o to kto ma jechać. Bardzo chciałem jechać i on też. Oboje już nie pojedziemy.


- Byłeś dobry z OPCM?


- Nom…


- A może napisałbyś do Dumbledora, czy nie może cie przyjąć?


- Dobry pomysł.. lecz pewnie on już kogoś ma…


Po naszej rozmowie przyszła pizza, którą w 10 minut zjedliśmy. Podziękowaliśmy za posiłek i wyszliśmy..


- Słuchaj? Poszlibyśmy pierw do gabinetu rodziców? To tylko dwie ulice stąd… po prostu chce pogadać z ojcem… Z ojcem Voldemortem?- spytałam błagalnie, na co Charlie kiwnął głową. Wiedziałam, że dziś mama nie pracuje, zawsze w środy ma wolne i tata zajmuje gabinet. Spacerkiem poszliśmy do Gabinetu Stomatologicznego. 5 minut i byliśmy. Kurcze nadal się zastanawiam, czemu ten chłopak woli nosić zakupy niż je odesłać. Weszliśmy do przychodni. W recepcji jak zawsze była pani Zosia.


- Dzień Dobry, pani Zosiu – powiedziałam miło. – Jest Tata?


- Tak, ma teraz pacjenta, więc musisz chwilkę poczekać. A cóż to za chłopiec z tobą dzisiaj jest?


- Tak, to Charlie Weasley, mój chłopak – powiedziałam i przytuliłam się do Rudego. Zajęliśmy miejsca w poczekalni i czekaliśmy.


- Miona, co byś powiedziała na tydzień nad morzem?


- No fajnie, ale kiedy?


- Po rozmowie z twoimi rodzicami…


- Ale przecież…. Nie mam ubrań.. – uśmiechnął się i wskazał torby, które leżały obok nich. Zaśmiałam się szczerze. No jak bardzo chce… Kiwnęłam głową i pocałowałam go.


Czekaliśmy jeszcze 15 minut. Przez ten czas nie dużo się działo. Patrzyłyśmy jak dłuży się za nami kolejka do ojca. Tata był naprawdę dobry w tym co robił. Gdy wreszcie drzwi się otworzyły weszłam ja. Charlie pytał się czy i on ma wejść, ale powiedziałam, że nie musi, więc rozsiadł się wygodnie na krześle i wpatrzył na mnie, przez co się zaśmiałam i zarumieniłam. Weszłam do gabinetu. Tata stał odwrócony do mnie.


- Proszę się położyć. Zaraz zobaczymy co tam przeszkadza.


- Cześć tato – powiedziałam wesoło. Przestraszył się i tak szybko obrócił, że prawie by upadł gdyby nie to, że podparł się ręką o jakiś sprzęt.


- Hermiona? Co ty tu robisz? Nie powinnaś być w domu z mamą i…(kim? Matka Hermiony zadzwoniła do jej ojca i oznajmiła, że w domu jest Voldemort-kochanek?) - tu odchrząknął.


- Nie, uciekłam z domu, gdy tylko usłyszałam prawdę. Teraz mieszkam u Weasley’ów. A ty powinieneś to wiedzieć, w końcu mieszkasz z mamą.


- Nie kocie, nie mieszkam już tam. Wczoraj zastałem ich w domu… wiesz… Ten jej kolo się wkurzył, na dodatek mnie pobił…
Mógł użyć dowolnego zaklęcia, ale go pobił. Co z tego, że gardzi mugolskimi czynnościami?

- Tato! – przytuliłam się do niego.


- Nie jestem twoim tatą –rzekł smutno.


- Jesteś i zawsze będziesz! – objął mnie mocno i się rozpłakał. Poklepałam go niepewnie. – A co z gabinetem?


- Należy do mnie. Dom oddałem im. Sam mieszkam w małym mieszkanku tuż za rogiem. Mi wystarcza – oderwałam się od niego.


- Muszę ci kogoś przedstawić – rzekłam. Otworzyłam drzwi i skinęłam na Charliego, który od razu wziął wszystkie torby i ruszył do mnie. Zamknął za sobą drzwi. – Tato, to jest Charlie Weasley, mój chłopak.


- NO nareszcie! –krzyknął uradowany ojciec i podbiegł do Rudego, by później mocno uściskać.


- Dzień Dobry panie Granger. Czy mogę porwać Hermionę nad morze?


- No pewnie, tylko ma wrócić w kawałku – zagroził palcem ojciec.
Mój ojciec też się zgadza kiedy chce jechać z chłopakiem nad morzem. Mam 15lat....


- Niech się pan nie martwi, ze mną jest bezpieczna – powiedział. Pożegnałam się z tatą, chciałam wziąć od Rudego parę toreb, ale mi nie dał. Wyszliśmy od taty uradowani.


Teraz została mi tylko mama i mam wszystko z głowy. Chyba nie powinna robić żadnych awantur. W każdym razie, zobaczymy. Szliśmy całą drogę wesoło się śmiejąc. Było nam dobrze ze sobą. Poczułam to coś do Charliego, jednak nie aż tak silnie. Zobaczymy, może niedługo się to zmieni. 20 minut spacerkiem i byliśmy. Przed domem znów stał ten ktoś. Co on szpieguje, czy jak. Gdy byliśmy koło bramy podszedł do nas. Wyszeptał mi do ucha ciche: WCHODŹ.


Weszłam, trzymając pod ramię Charliego. Bałam się tego typka. Szedł za nami. Wyjęłam klucze i otworzyłam dom. W kuchni siedziała mama, gdy mnie zobaczyła mina jej zrzedła. Wstała i rzuciła się na mnie. Wyściskała mnie, wycałowała.


- MAMO! PRZESTAŃ! – krzyknęłam na cały regulator. Odsunęła się ode mnie i zaprosiła nas do salonu. Usiadłam na jednej kanapie z Charliem, a naprzeciwko nas ten typ z mamą.
AŁtorka raczy nas swoim górnolotnym stylem, żeby później użyć neologizmów. Uwielbiam! Meo, weź pisz normalnie, bo nie wszystko rozumiem!

- Czemu uciekłaś z domu? – spytała Jane Granger.


- Bo jesteś najgorszą matką, jaką mogłam mieć. Kłamałaś przez 17 lat. Wszystko słyszałam. Mama przytuliła się do nieznajomego mężczyzny. Zaraz! Czyżby to on? – Przyszłam się pożegnać.


- Jak to? – spytała głupio.


- A tak, że nie będę więcej mieszkać z tobą i tym tu… myślisz, że cię nie poznałam w tej postaci jaszczurko?


- NIE MÓW TAK DO SWOJEGO OJCA – wrzasnął.
Wow...


- Ojcem nie jest ten kto spłodził, tylko ten co wychował i radzę się tego trzymać Tom – powiedziałam wściekła. – Nie musicie się mną przejmować, już mnie nigdy nie zobaczycie – powiedziałam wstając.
Voldemort- dobry i kochający ojciec.


- Gdzie ty się wybierasz? – spytał „ojciec”


- Z dala od was.. Jestem dorosła, więc nie muszę z wami mieszkać – rzekłam wściekle. Wzięłam za rękę Charliego i już chciałam wychodzić.


- CHODZISZ ZE ZDRAJCĄ KRWI?


- Tak, kochamy się i zamierzamy się niedługo pobrać.


- NIE POZWOLĘ NA TO….


- Phi.. – prychnęłam złowieszczo i pociągnęłam mojego chłopaka do drzwi. Gdy tylko wyszliśmy teleportowaliśmy się w nieznane mi miejsce.

Od aŁtorkowe informacje:
--------

Chciałam was przeprosić... Ta notka złożona jest tylko z dialogów... Ale no cóż... Jedna taka musi kiedyś być...
Ojeju...

Za ewentualne błędy przepraszam... Staram się ich nie robić, i przy tym uważać...
Zawsze można powtórzyć wiadomości z języka polskiego.

Dziękuje Mew, za to, że wczoraj za mnie tu wkleiła nowy rozdział...





Co do Charliego... Ja też nie myślałam pierw, że on się nada... Ale cóż... Miałam wybór między nim, Georgem, Fredem i Ronem... a tylko Charlie wydawał się być najdojrzalszy.
Charlie, którego postać pojawiła się może 2 razy w książce?
A i jeśli chodzi o wiek... w tym opowiadaniu ma on 24 lata...





Nie wiem kiedy kolejny rozdział... Ten tu na górze ma: 7 stron w wordzie...
Przy takiej ilości enterów się nie dziwię...

Zachęcam do komentowania!

Do zobaczyska!!:*

Tu nawet nie mogę napisać emocjonującego podsumowania, co to za blogasek?

Podsumowując, w czasie czytania śmietana spadła mi na telefon, spodnie i sweter. Najpierw blogasek potem jedzenie, rada na przyszłość ;)

niedziela, 7 października 2012

Harry Potter i trójkącik: Hermiona, Draco i śmierciożerca II

Dziś kontynuujemy analizę blogaska, gdzie Cristiano Ronaldo gra śmierciożercę Crisa Atwooda. Tym razem przeżyjemy przerażająca walkę nastolatków między dobrem, a złem i wyruszymy ratować Hermionę. 

Draco stał osłupiały jeszcze przez kilka minut. Był to chyba dla niego najwięszky szok ostatnich tygodni. Nigdy by się tego nie spodziewał. Jedyne co mu przychodziło teraz na myśl to Hermiona. Nie dopuszczał do siebie mysli, że Cris może jej coś zrobić...że może działać na polecenie Voldemorta. Wiedział jedno: Musi użyć wszystkiego co możliwe, żeby tylko zapewnić jej bezpieczeństwo. Chciał... musiał jej o tym powiedzieć, ale wiedział z góry, że mu nie uwiezy...Jednak postanowił spróbować. Wszedł do Wielkiej Sali, w której siedziała Hermiona i przemówił do niej:
- Hermiono, przemawiam do ciebie!

- Cześć Hermiono, czy możemy porozmawiać w cztery oczy? - Powiedział i rzucił wściekłe spojrzenie na Crisa. Uwaga, rzucam w ciebie spojrzeniem! Złapałeś?
- Jestem teraz trochę zajęta, ale dobrze . - Zgodziła się i wyszła z nim.

Gdy znajdowali się na korytarzu, Draco układał sobie przemówienie po czym powiedział:
Układal sobie kiedy już z nią wyszedł, Draco nie mogłeś tego zrobić wcześniej?

- Bo widzisz Hermiono ... - (Nie widzę oślepłam! Aaa) Zamilkł i zastanawiał się co ma dalej powiedzieć. Chciał powiedzieć wprost, ale wiedział, że ona go wyśmieje i nic po za tym. Spróbował więc innego sposobu. - Czy nie zauważyłaś czasami, żeby Cris dziwnie się zachowywał? No wiesz, dziwne spojrzenia, uśmieszki. Zmiany nastrojów? Mięśnie mu rosną bez ćwiczenia?

- O nie! - Pisnęła. - Ty znowu o nim gadasz? Co się tak go uczepiłeś?

- Po prostu martwie się o ciebie! Nie wiesz z kim się zadajesz! - Ostatnie zdanie wyrwało się z jego gardła zanim zdążył je powstrzymać. Wyobraziłam sobie właśnie jak gardło "odrywa się" od Dracona i ląduje na ziemi tworząc czerwony placek krwi O.o A to przecież się zdanie wyrwało ;)

- Co masz na mysli? - Spytała podejrzliwie Hermiona.

- Chcesz wiedzieć? Proszę bardzo. - Draco był juz wyraźnie zdenerwowany. - Twój kochany i święty Cris jest ŚMIERCIOŻERCĄ!
To się nazywa świetnie zaplanowana przez Draco przemowa.
-Musimy porozmawiać... CRIS JEST ŚMIERCIOŻERCĄ! Aaaa! RATUJ SIĘ !


Hermiona nic nie mówiła. Stała dłuższą chwilę wpatrując się w niego. Po chwili wybuchnęła dzikim śmiechem, a jej wnętrzności wytrysnęły na biednego Draco. Śmiech Hermiony: HAHAHA DZIK HAHAHAH DZIHAHAHAHK

- Ojj Draco...Nie mogłeś wymyślić czegoś lepszego?! Jeśli chciałeś mnie rozśmieszyć to ci się udało! Gratuluje!

- To wcale nie miało być śmieszne! - warknął. - Skoro mi nie wierzysz to nie. Ja i tak wiem swoje. W każdym razie - kontynował - Radzę ci na niego uważać...
Hmm, Ginny też ostatnio warczała. Wszyscy tutaj warczą.
Draco strzelił focha.

- Tak, dzięki za radę! - rzuciła. - Na pewno z niej skorzystam!
Czym rzuciła? Swoją trzustką?

I odeszła zostawiając z Draco swój kwiatowy zapach perfum, które dostała od niego na urodziny.
Ponieważ intensywnie się o niego ocierała lub popsikała go tymi perfumami.

Draco spodziewał się takiej reakcji Hermiony, więc nie zrobiła ona na nim większego wrażenia. Znał ją na tyle dobrze, że wiedział, że mu nie uwierzy...Potwierdziła się zresztą teoria Ginny: Hermiona nie miał do niego zaufania. Musiał coś z tym zrobić, szczególnie teraz, gdy groziło jej niebezpieczeństwo, a on był jedyną osobą, która może ja od tego uratować. Postanowił porozmawiać o tym z Ginn. Poszedł do niej zaraz po skończonej lekcji zielarstwa.
Doświadczeni czarodzieje mają problemy z śmierciożercami, ale nie młody Draco! On uratuje swoją ukochaną przed złem mając tylko 16 lat i nic nie wiedząc o czarnej magii!

- Cześć Ginny, co u ciebie? - Zapytał.

- Dzięki, bardzo dobrze. a u ciebie co słychać?

- Jaka piękna pogoda, nie sądzisz?
- Tak, zgadzam się z tobą.
<Kilka minut stania i patrzenia się w podłogę)-
- Yyy, no to pa
- Pa.
- całkiem nieźle...słuchaj Ginny mam do ciebie ważną sprawę. Musisz mi pomóc.
Tak już kiedyś mówiła Hermiona do Harry'ego. Pamiętacie?
- Słuchaj, mam do ciebie prośbę. Musisz mi pomóc, błagam!- powiedziała Hermiona


- co się stało? Coś z Hermioną? - Zapytała lekko zdenerwowana.

- Nie, jej nic nie jest...Narazie nic jej nie jest...

- Jak to narazie? Co masz na mysli?

- Bo nie nadwazie.

- Słuchaj...Wczoraj szukałem w bibliotece tego zaklęcia, które rzucił na mnie Cris...Była tam wzmianka o tym, że używają go zazwyczaj Śmierciożercy...
Oczywiście, że tam coś takiego pisało. Są świadkowie którzy to mogą potwierdzić, w końcu śmierciożercy nigdy nikogo nie zabijają tylko pozwalają im uciec i napisać książkę ;)
- Bądź wolny! Ciesz się życiem! - powiedział optymistycznie Voldemort


Ginny jęknęła cicho, ale Draco nie zwrócił na to uwagi i mówił dalej:

- ... Z początku pomyślałem, że to przecież nie możliwe, żeby Draco był jednym z nich...Wydawało mi się, że to niemożliwe, bo przecież on ma dopiero 16 lat...Ale zobaczyłem coś co to potwierdziło. Zauważyłem na jego lewej ręce Mroczny Znak.
JAKI DRACO? Zaraz to mi się coś rąbnęło i to Cris rozmawia z Ginny o tym, że Draco jest śmierciożercą? Jaka ja jestem tempa.

- Czyli to jest prawdą? On pracuje dla Sam-Wiesz-Kogo? Ale co ma z tym wspólnego Hermiona?

Ginny wyglądała tak, jakby to ją w ogóle nie zdziwiło.

- Tak na to spokojnie zareagowałas? Szczerze mówiąc, myślałem, że zrobi to na tobie większe wrażenie.

- Podejrzewałam to od samego początku...

- Co?! Skąd wiedziałaś? I nic mi nie powiedziałaś?!

- Pomyśl sam...Po co ci mówiłam, żebyś o nią walczył? Żebyś się łatwo nie poddał i żebyś nie dał wygrać Crisowi? Podejrzewałam to od dawna, lecz nie byłam pewna. Na wszelki wypadek jednak powiedziałam ci o tym zaufaniu, które ma Hermiona do Crisa, a którego nie ma do ciebie...Żebyś zdał sobie sprawę, że on ma nad tobą przewagę, a ty musisz coś z tym zrobić, żeby Hermiona zapomniała o nim, a była z tobą!
Draco zmienił się w Crisa, zaczął obgadywać siebie Malfoya, a potem Atwooda. Nie rozumiem tego.

- Ale problem w tym, że ona nie chcę mi zaufać! Powiedziałem jej o Crisie! A ona najzwyklej mnie wyśmiała i powiedziała, żebym przestał opowiadać głupoty, bo i tak mi nie uwiezy!

- a dziwisz się jej? Już tyl razy ją zawiodłeś, że teraz nie możesz mieć do niej pretensji, że nie chcę ci wierzyć, chociaż teraz na prawdę mówisz prawdę.
Szanowna aŁtorko ile to "tyl"?

- Więc co mam zrobić? - Spytał Draco lekko zdenerwowany swoją bezsilnością.

- Pierwsze co musisz zrobić to zyskać ponownie jej zaufanie, co nie będzie na pewno łatwe, bo znam ją doskonale i wiem, że nie łatwo zdobyć jej zaufanie.
Musisz zyskać jej zaufanie, bo nie łatwo zdobyć jej zaufanie. Kiwi kiwi kiwi.

- Idę do niej - Postanowił Draco - Muszę z nią pogadać.

- W takim razie życzę powodzenia, jak się czegoś dowiesz, to daj znać.

- jasne, cześć.

Nie wiem jak wy, ale ja ominęłam ten dialog. Potwornie nudny, mogłoby się coś stać , a nie tylko ten Cris który okazuje się w połowie Draco. Ogólnie to ja już tutaj nic nie rozumiem od kiedy umięśniony Atwood stał się śmierciożercą Draco.
Udał się do miejsca, w którym zazwyczaj przesiaduje o tej godzinie Hermiona, czyli do biblioteki. Siedziała przy stoliku i męczyła się z zadaniem domowym. Usiadł obok niej i powiedział:

- Słuchaj, tak sobie pomyślałem, że może wybierzemy się dzisiaj gdzieś razem? Przecież dzisiaj cię nie wkurzyłem, ani trochę.

- Że co prosze?! Ja i ty?
- Nie, mówiłem do stołu.

- No a czemu nie? Takie przyjacielskie spotkanie...

- Nie dzięki, jestem juz umówiona.

- Z Crisem? - Zapytał z niepokojem

- Tak a co? Idziemy do lasu się przejść wieczorem.
Idą do lasu? Narobią hałasu...

- Co?! Do lasu wieczorem?! Nie możesz z nim pójść!

- Tak, a niby dlaczego? Znowu będziesz mi mówił co mam robić?! Umiem sama o siebie zadbać nie potrzebuje twojej pomocy.

- O której idziesz z nim? - Zapytał nie zwracając uwagi na to co powiedziała.

- O 18 wychodzimy! a co się to w ogóle obchodzi?!
Powiedz jeszcze gdzie dokładnie się umówiliście, co ze sobą bierzesz oraz co ubierzesz, bo to naprawdę fascynujące.

- Nie nic, tak tylko pytam. Muszę juz iść, część.

Rzucił i wyszedł (Czym rzucił? O aŁtorko, nie trzymaj nas w napięciu!). Nagle wszystko zrozumiał. Cris chcę coś jej zrobić. Wie juz o tym, że Draco widział jego mroczny znak, więc może zacząć działać...Chcę zrobić to o co chodziło mu na samym początku...Zaciągnąć Hermione w jakieś miejsce, którego nikt nie zna pod byle jakim pretekstem, i dostarczyć ją Voldemortowi. Nie mógł na to pozwolić. Wyruszają o 18...Zdąrzy się jeszcze przyszykować...To będzie wyjątkowy wieczór...Hermiona nareszcie przekona się jaki Cris jest naparawdę...
Voldemortowi od zawsze chodziło o Hermionę-wybrankę, no bo przeciesz nie o Harry'ego.
Cokolwiek znaczy słowo "zdąrzy", to Draco skąd wiesz, że Cris nie chce po prostu wywołać PORN ALERTU?

Nadeszła godzina 18. Draco zauważył przez okno, że Hermiona i Cris idą. Zarzucił na siebie peleryne niewidkę i ruszył za nimi. Szedł bardzo ostrożnie, żeby go nie usłyszeli, wtedy cały jego plan poszedłby na marne. Szli godzinkę. Cris i Hermiona doskonale się bawili. Czuła się bardzo dobrze w jego towarzystwie. Nic nie podejrzewała... Aż tu nagle Cris ją śru do krzaków. Resztę sami sobie dopowiecie.


Niespodziwanie jednak, oboje znikli mu z oczu. Nie wiedział o co chodzi. przecież nie mogli tak szybko uciec. Jednak po chwili zrozumiał: Deportowali się (Na terenach Hogwartu każdy uczeń może się deportować i nie zauważony zniknąć, to takie normalne ;) Jak można siebie deportować? O.o Sami uznali, że są nielegalnymi emigrantami i opuścili Anglię ze wszystkimi nakazami i zatrzymaniem policji wykonanym przez ich samych.) Zaklnął głośno i opadł na trawę. Teraz to juz koniec. - Pomyślał. - Hermionie grozi niebezpieczeństwo, a ja już nic nie mogę zrobić.

W tym samym momencie Hermiona i Cris wylądowali na polanie.

- Tak własciwie to co my tutaj będziemy robić? - Zapytała z uśmiechem niczego się nie domyślając.

- Najpierw muszę zrobić to, po co tutaj przyszłem...Po co przyszedłem do Hogwartu... - Zaczął mówić tajemniczo - Mam jeden cel...Coś co od dawna planowałem zrobić...
O borze iglasty! Na tym świecie sa jeszcze ludzie używający formy "przyszłem" O.o
- Cris o co ci chodzi? - Zapytała ze strachem w głosie

- a ty nic się nie domyślałaś...Byłaś taka głupia - Mówił nie zwracając uwagi na jej słowa. - Myślałaś, że mi na tobie zależy..że cię kocham...a ja cię tylko wykorzystywałem...Byłaś moją ofiarą...
Mi sie wydawało, że Hermiona chciała tylko, żeby Draco był zazdrosny i miała gdzieś uczucia Atwooda, ale Cris wie lepiej.

Hermiona teraz na prawdę się przeraziła.

- co?! O czym ty w ogóle mówisz?! jaką ofiarą?!

- Jesteś jednak taka głupia na jaką wyglądasz...twój były chłopak jest o wiele inteligentniejszy...tak, Dracon. Zorientował się, że jestem Śmierciozercą prędzej niż mogłem się tego spodziewać...Tak dobrze słyszałaś, Śmierciożercą...Więc musiałem działać. Nie mogłem pozowlić, żeby ktoś jeszcze się domyślił...Wiedział tylko on. On i ta twoja głupiutka przy
jaciółeczka Ginevra "Ginny" Molly Potter z domu Weasley...

- Przecież ty byłeś taki dobry! - Krzyknęła - Zawsze mnie borniłeś! Byłeś dla mnie miły...Miałam do ciebie zaufanie...
- Zawsze mnie borniłeś! Cokolwiek to znaczy!

Cris wybuchnął śmiechem, a jego wnętrzności wytrysnęły na Hermionę.

- Tak, właśnie o to mi chodziło...Żeby zdobyć twoje zaufanie...teraz mogę z tobą zrobić wszystko...ufałaś mi bardziej niż jemu...Chociaż na to nie zasługiwałem...Ale zaraz to wszystko się skończy...
PORN ALERT!

Powiedział i wyciągnął swoją różczkę.
Hermiono bój się wyciągnął różczkę! Ciekawe co to..
Może wreszcie się dowiemy co to jest tajemnicza różczka.




Myśli Hermiony pędziły jak oszalałe (prędkość 200 km/h na szóstym biegu). Nie zdawała sobie do końca sprawy z tego, jakie grozi jej niebezpieczeństwo. Czuła wyrzuty sumienia. Zastanawiała się dlaczego nie wierzyła Draco? Czemu nie wierzyła mu, gdy mówił, że Cris jest Śmierciożercą? Czy naprawdę on miał nad nią taką władzę, że ślepu mu wierzyła? Na to wyglądało. W niecały miesiąc Cris owinął sobie ją wokół małego palca i była na każde jego zawołanie. Myślała, że ma w nim prawdziwego przyjaciela, z którym chodzi na randki, a może i kogoś więcej ... Jednak teraz nie miała zbyt wiele czasu, żeby się nad tym zastanawiać. Jej mysli pędziły jak oszalałe i jedyne co jej przyszło na myśl w tej chwili to ucieczka. Bała się tego niesamowicie, bo wiedziała, że Cirs jest od niej silniejszy i szybszy. Nie widziała jednak innego rozwiązania, więc postanowiła podjąć próbe ucieczki. Nie miała jednak pomysłu jak odciągnąć wzrok Cirsa od siebie. Postawiła na denny sposób, ale możliwe, że okaże się skuteczny. Zawołała:

- Cris szybko! Zobacz! - Krzyknęła, wskazując palcem na drzewo, które znajdowało się za nim.
Te przedszkolne sztuczki! Zawsze działają!

Cris gwałtownie się obrócił, a ona korzystając z okazji przemknęła obok drzewa i biegła ile sił w nogach. Rozpoczął się pościg. Wiedziała, że za kilka kroków Cris ją dogoni i będzie po niej. Była pewna, że jeśli ją dogoni to ją zabiję (Narratorze zabijesz Hermionę? Czemu?). Wierzyła jednak w swoje szczęście. Miała nadzieję, że zjawi się ktoś kto wybawi ją z opresji. Czuła, że powoli traci siły, a z dala słychać było nadbiegającego Crisa. Chciała się poddać, jednak jak na zawołanie wpadła na Draco.

- Och Draco! Co ty tutaj robisz? Proszę pomóż mi! - wydyszała - Cris mnie goni! On chcę mnie zabić! Proszę zrób coś!
Nie rozumiem przedostatniego zdania ani lamentów do 16 latka o powstrzymanie czarodzieja - mordercy.
- Nie bój się - Powiedział męskim głosem poprawiając grzywkę i napinając mięśnie. - Nie pozwolę, żeby stała ci się krzywda. Biegnij dalej, a ja sobie z nim dam radę.

- Nie możesz! - stanowczo zaprzeczyła - On jest ŚMIERCIOŻERCĄ! Nie dasz sobie z nim sam rady! On cię pokona! wystraczy, że użyje Avady, a będzie po tobie! On jest zdolny do wszystkiego!

- Posłuchaj mnie - Powiedział i ją objął - Dam sobie radę. Wystarczy odrobina sprytu. Wiem, że Cris jest inteligentny, ale myślę, że z łatwością dam mu radę. Przynajmniej spróbuje, bo przecież nie pozwolę, żeby tobie stało się coś złego.

- Ale ja się o ciebie boję! - Powiedziała teraz juz bliska łez.

- Nic mi nie będzie, zobaczysz. Musisz się martwić o siebie. Teraz nie traćmy czasu na rozmowę. - Powiedział. - Biegnij przed siebie ile możesz, aż dobiegniesz do wyjścia z Lasu. Wtedy udaj się do zamku i sprowadz jaką kolwiek pomoc. Ja w tym czasie się z nim rozprawie.

Hermionę goni Cris-śmierciożerca, a ona w najlepsze rozmawia sobie z Draco o tym co może mu się stać. Poczekajcie pójdę po krakersy.

- Dobrze, ale uważaj na siebie proszę cię - powiedziała i już jej nie było.

Tym czasem Draco już słyszał ostatnie kroki Crisa, jakby zaraz miał się pojawić przed nim. I tak się stało. Zza krzaków wyszła wysoka, umięśniona i przystojna postać w której Draco od razu go rozpoznał. Cris powiedział:
Bo tak trudno powiedzieć, że wyszedł Cris? Ach ten górnolotny styl...
- a więc ty tutaj jesteś ... Chcesz bronić swoją dziewczynę tak? Wybacz mi szczerość, ale jesteś żałosny. Poświęcasz swoje życie po to, żeby ona przeżyła....

- Nie boję się ciebie - Powiedział, chociaż w jego głosie można było dostrzec cień niepokoju. - Nie pozwolę, żebyś coś zrobił Hermionie. Musisz najpierw walczyć ze mną!

- Naprawdę jesteś pewien, że chcesz ze mną walczyć? Nie, żebym ci tego zabraniał, ale wydaje mi się, że padniesz na ziemie już po pięciu minutach pojedynku, także najpierw dobrze się zastanów...Nie chce mieć cię później na sumieniu - Odparł i zaśmiał się ironicznie.
Oczywiście morderca zawsze przed walką rozmawia sobie najlepsze ze swoją ofiarą. Rada dla was - kiedy ktoś chce was zabić pogadajcie sobie z nim zamiast uciekać ;)

Draco cały się gotował. Musi go pokonać. Modlił sie w duchu, żeby Hermiona jak najszybciej sprowadziła pomoc bo miał pewne obawy, czy poradzi sobie z nim sam.
Gotowane mięsko z blondasa! Bardzo pożywne i nisko tłuszczowe! Komu, komu, bo idę do domu!

- Widzę, że jesteś strasznie pewny siebie. Uważaj, żebyś czasami się nie przeliczył...Nie wiesz jeszcze do końca na co mnie stać.

- a co? - wybuchnął dzikim śmiechem (Hermiona jednak do niego pasuje też wybucha dzikim śmiechem) - użyjesz na mnie Avady? Czy może Cruccio? Wiem, że stać cię na dużo, ale ty po prostu się boisz, boisz się użyć niewybaczalnego, bo doskonale wiesz czym to grozi...A wtedy twoja kochana Hermionka zostanie sama...całkiem sama...Będzie samotna, a to doskonała okazja dla mnie, żeby w końcu ją wykończyć...

Drao miał dosyć. Nie mógł się powstrzymać, więc wyciągnął różczkę (Draco ma tą samą tajemniczą różczkę co Cris!), a Cris mówił dalej:
I w tym momencie pojawia się postać z poprzednich rozdziałów opka, Drao, gratuluje aŁtorko! Przynajmniej ty wykorzystujesz wszystkie postaci, które opisujesz w opowiadaniu.
Teraz się czegoś o nim dowiemy!
-...O zaczyna się! Już myślałem, że się poddasz, i nic z tego nie wyniknie. A naprawdę byłoby mi przykro, bo wiesz jak kocham się pojedynkować...

Cris również wyciągnął różczkę i krzyknął:

- Expelliarmus!
... Bawiąc się w Harry'ego.
Draco odepchnęło do tyłu wytrącając mu z ręki różczkę, która wpadła prosto w dłonie Crisa.

- I co teraz powiesz Draconie? Jeden zero dla mnie...Teraz twoje szanse są malutkie...Już nie masz szans mnie pokonać...

Nagle z głębi lasu wybieegły dwie postacie: Harry i Ginny. Po minie Crisa można było wywnioskować, że juz nie jest tak pewny siebie jak na początku.
Ginny zbawi świat! Tak nasza cicha i nieśmiała Ginny!

- O przyprowadziłeś przyjaciół Draconie, jak miło - powiedział widząc Ginny i Harry'ego. - I co? Myślisz, że teraz dasz mi radę?! To się jeszcze okaże - Powiedział i uniósł wyżej swoją różczkę.

Draco, który nadal leżał na ziemi bez różczki przyglądał się pojedynkowi swoich przyjaciół z Crisem. Wiedział, że oni nie dadzą sobie sami rady. Byli za słabi do Crisa, który nie powstrzyma się przed użyciem zaklęć niewybaczalnych. Jednak nic nie mógł zrobić. Jedynie przyglądać się temu zaciętemu pojedynkowi.
Harry i Ginny przybiegają mu na pomoc, a on leży na trawie..Jakie to wspaniałe.






Minela chwila, a oni nadal toczyli zaciety pojedynek (Zaraz, co?). Az nagle Cris uniosl rozczke wyzej, tak jakby zmagal sie z checia uzycia jakiegos poteznego zaklecia. Draco nie wiedzial jeszcze co to oznacza, ale byl pewien, ze nic dobrego. Jednak po chwili wpadl mu do glowy cudowny pomysl. DOstal olsnienia. Czemu wczesniej o tym nie pomyslal? Skupil sie
Ach, te wspaniałe opisy sytuacji...

i w myslach powtorzyl kilka razy "Accio rozczka!" i jak na zawolanie rozczka wpadla mu w rece. Teraz mogl walczyc. Podniosl sie o wlasnych silach i wkroczyl na pole bitwy. (Hahaha nie no padłam. GENIUSZ!)
- I co teraz? Myslisz, ze dasz sobie z nami rade? - zadrwil.- Jestemy od ciebie silniejsi, nie pokonasz nas.
- jestes tego pewnien? Dobrze, wiesz, ze wystraczy jedno zaklecie, ktore zaraz na was rzuce...
Draco wiedzial o jakie zaklecie chodzi. Spojrzal na Harry'ego i Ginny, po ich minach dostrzegl, ze oni rowniez sie domyslaja. Jednak gdy Cris wypowiadal te slowa dostrzegl w jego glosie niepokoj...Tak, jakby nie byl
zdolny do uzycia zaklecia niewybaczalnego.
- Ciagle tylko to mowisz..Wiec czemu od razu nie rzucisz tego zaklecia? -
- Nie wiesz, że każdy czarny charakter najpierw omawia swoje plany, a ty to wykorzystujesz i uciekasz?

Draco postanowil go sprowokowac.
- a po co? Mi sie nigdzie nie spieszy, zreszta ja uwielbiam sie pojedynkowac, wiec kazda dodatkowa minuta sprawia mi przyjemnosc.
Harry i Ginny spojrzeli na Draco. Czul, ze mysla o tym samym co on, wiec postanowil dzialac. Niespodziewanie uniosl rozczke i ryknal na caly glos:
- Expelliarmus!
Crisa odrzucilo w dal. Cris był tak wspaniałym czarodziejem, że nie umiał odbić tego zaklęcia. Gratuluje zdolności magicznych ;) Draco chwycil Ginny za reke i wraz z Harrym udali sie w poscig (za kim?). To byla ich jedyna szansa na ucieczke (Pościg jest szansą na ucieczkę? Krowa jest szansą na człowieka?), wiec musieli z niej skorzystac. Mrneli(?) przez las ile sil w nogach. Draco czul, ze Ginny powoli zwalnia i wbiega ukryc sie za drzewo. (? -,-)
- Draco ja juz nie daje rady! - wydyszala. - Musimy zrobic sobie odpoczynek!
- Ginny nie ma na to czasu! On nie moze nas zlapac! Wtedy bedzie po nas!Chyba tego nie chcesz, prawda? - odezwal sie po raz pierwszy Harry.
- Ale Harry! Ja nie dam rady! - powiedziala bezsilnie bliska placzu.
Harry zblizyl sie do Ginny i delikatnie ja pocalowal. Draco poczul lekkie zaklopotanie. Zawsze wiedzial, ze Ginny kocha sie w Harrym, ale czul sie dziwnie patrzac jak dwojka jego najlepszych przyjaciol okazuje sobie uczucia na jego oczach.
Ee... Harry chcąc zachęcić Ginny do biegu całuje się z nią. W końcu Cris biega bardzo wolno, a po drodze zrywa kwiatki na wianek.
- eee - zaczal - Ja nie chce wam przeszkadzac, ale on moze juz byc blisko, wiec proponuje, zebysmy biegli dalej ...
Po minucie oderwali sie od siebie. Wygladali na bardzo szczesliwych, a Ginny cala promieniala.
- Tak Draco! Masz racje! Musimy biec! - Krzyknela i z energia pobiegla dalej.
Cierpisz na słabą kondycję? Krótki bieg wywołuje u ciebie zawroty głowy? To czas na pocałunek Harry'ego Pottera!
Biegli pol godziny, az wreszcie ujzeli wieze Hogwartu. Odetchneli z ulga. Podbiegli blizej i zobaczyli idaca w ich strone Hermione.
Już to widzę jak biegną sprintem pół godziny, a Usain Bolt siedzi i zawija w sreberko.
- Tak sie o was balam! - Krzyknela i rzucila sie im na szyje (Szkoda, że ich nie udusiła..)- Myslalam, ze juz nie wrocicie! Nawet nie wiecie co przezywalam PORN ALERT! Oczywiście nie wezwałam pomocy wolałam siedzieć i panikować.
- Hermiono juz dobrze - Powiedzial Draco przytulajac ja - Jestes juz bezpieczna...Cris ci nic nie zrobi...
- Co sie z nim stalo? Gdzie on teraz jest?
- Tego do konca sami jeszcze nie wiemy - Powiedzial i spojrzal na Ginny - Ale podejrzewamy, ze nie odwazy sie spowrotem tutaj wrocic..A poki co nigdzie nie bedziesz ruszala sie sama.
- Draco nie wiem jak ci dziekowac...Uratowales mi zycie...
- To nie tylko moja zasluga. Gdyby nie Ginny i Harry pewnie bym juz nie zyl...To oni sie zjawili wtedy, gdy najbardziej ich potrzebowalem.
- tak, wam tez dziekuje - Powiedziala ze lzami w oczach - dziekuje, ze tyle dla mnie robicie. Jestescie prawdziwymi przyjaciolmi.
Ginny i Harry wymienili znaczace spojrzenia i powiedzieli:
- E...wlasnie nam sie przypomnialo, ze mamy cos do zalatwienia...Nie bedziemy wam przeszkadzac - Powiedzieli i ruszyli do zamku. Pewnie Harry idzie jej pomóc z nauką.
Draco zostal sam na sam z Hermiona. Stali przez dluzsza chwile patrzac sie na siebie. Na ich twarzach nie bylo cienia usmiechu. Draco, ktory nie mog zniesc dluzej tej ciszy pierwszy przemowil:
- Co teraz bedzie z nami?
- z nami? - Powtorzyla Hermiona.
- No tak...Bo skoro Crisa juz nie ma, bo moze...moze bys mogla dac mi jeszcze jedna szanse? - zapytal z nadzieja.
- Draco, ale ja juz nic do ciebie nie czuje. To co bylo, minelo i juz nie wroci.
Draco poczul sie, jakby ktos wbil mu noz w samo serce. Myslal, byl pewien, ze po tym co dla niej zrobil dostanie jeszcze szanse.
- To co mial znaczyc ten uscisk, jak przyszlismy? To nic nie znaczylo tak?
- Nie...To znaczy znaczylo. Jestescie dla mnie przyjaciomi i martwilam sie o was...To chyba zrozumiale?
- Wiec nie mam sobie robic nadzieji tak? dobra, o nic wiecej pytac nie bede. Sprawa jest zakonczona. Ide sie polozyc, jestem zmeczony. Boli mnie głowa, nie mam dziś ochoty.
Powiedzial i zalamany udal sie do dormitorium. Hermiona patrzala na oddalajacy sie cien Draco. - Co ja najlepszego zrobilam? - Winila sie. - Chociaz...Dobrze zrobilam...Z nas juz nic nie bedzie...Za bardzo sie od
siebie roznimy...Nie dogadujemy sie...Tak, musze o nim zapomniec.
Załamałam się. Już sądziłam, że pójdą razem do dormitorium by nadrobić czas w którym nie mogli sobie wepchać języków do ust.




Przez nastepne kilka dni Hermiona opuszczala zamek tylko pod opieka przyjaciol. Nigdzie nie ruszala sie sama. Bala sie, ze Cris moze wrocic, chociaz uwazala, ze po tym co sie stalo jest to malo prawdopodobne.
Bo Voldi chce Hermionę, nie Harry'ego.

Wolala jednak nie ryzykowac.Swoj wolny czas spedzala glownie z Ginny, ktora calymi dniami zdawala jej relacje na temat swojego pierwszego pocalunku z Harrym.
- Ginny, ja naprawde slyszalam to juz kilka razy - Powiedziala pewnego wieczoru, gdy Ginny po raz kolejny meczyla ja opowiescia jak to Harry wspaniale caluje.
- och, naprawde? - Spytala zaskoczona slowami przyjaciolki.
- Wyobraz sobie, ze tak.Calymi dniami mi to opowiadasz, znam juz to na pamiec. - dodala troche niemilym tonem.
- Hermiono czy cos sie stalo? Widze, ze nie jestes dzisiaj w humorze.
- A nie - Odparla szybko.- Jestem po prostu zmeczona. Tyle sie przez ostatni tydzien dzialo, ze powoli wysiadam z autobusu - Powiedziala i opadla na lozko Ginny.
- I wcale ci sie nie dziwie. To byl dla ciebie naprawde trudny tydzien. Mam pomysl! Jutro od rana zabieram sie do Hogsmeade - Powiedziala. - Nie przyjmuje odmowy!
- Ginny bardzo ci dziekuje, ale ja naprawde sie ostatnio dobrze nie czuje. Jestem jakas slaba i w ogole nic mi sie nie chce.

- Sluchaj, a moze ty jestes chora? - zapytala zatroskana.
- nieee...tu nie o to chodzi...
- a wiec o co? - Ginny nie dawala za wygrana.
Hermiona nie miala ochoty odpowiadac na to pytanie, wiec szybko postanowila zmienic temat.
- wiesz co? JESTEM W CIĄŻY! Zmienialam zdanie. Chetnie wybore sie jutro z toba do Hogsmeade.
- to swietnie! Kupimy sobie kufel kremowego piwa i napewno zapomnimy o klopotach!
Po pijaku zawsze się robi weselej!
A dziecko poronisz, same zalety!
Tak, napewno... - Pomyslala Hermiona. - o moich klopotach nie tak latwo zapomniec...
- ej! mowie do ciebie! - uslyszala nagle glos Ginny. - Co sie z toba dzieje?
- co? mowilas cos?
- Tak, mowie do ciebie od 5 minut! Pytalam sie, czy Harry ostatnio cos o mnie nie wspominal...
- a co mial mowic?
- No nie wiem...Moze, ze dobrze caluje?
- Ginny prosze cie. Jesli chcesz wiedziec, to sama z nim pogadaj...Ja teraz naprawde nie jestem w nastroju to swatania...
- Dobra, juz ci daje spokoj...Zrobilo sie pozno, ide spac. Dobranoc.
Hermiona mogła umrzeć, Harry, Draco i ona sama zresztą też, ale co tam! Najważniejsze jest to co Harry o niej myśli!

Widzimy sie jutro o 10 kolo zamku ok?
- jasne, dobranoc.
Hermiona zostala sama i pograzyla sie w rozmysleniach. W koncu zmeczona pelnym wrazen dniem, usnela.
Nazajutrz obudzil ja radosny spiew ptakow. Spojrzala na zegarek. Byla godzina 8. Niechetnie podniosla sie z lozka i udala do toalety, nastepnie w pospiechu zeszla do Wielkiej Sali na sniadanie. Zajela miejsce tuz obok Harry'ego i Ginny, ktora przez caly czas zalotnie patrzyla na Harry'ego, a on sprawial wrazenie zaklopotanego. Sniadanie zjedli w ciszy. Hermiona

co jakis czas spogladala na Draco, ktory w ogole na nia nie zwracal uwagi. Zrobilo jej sie przykro. Chociaz wiedziala, ze to jest tylko i wylacznie jej wina, bo sama zakonczyla to co bylo miedzy nimi. Po skonczonym posilku postanowila udac sie do dormitorium, poprawic makijaz i udac sie na spotkanie z Ginny. Po drodze zaczepil ja Harry.
- Hermiono stoj - Krzyknal.
- o czesc Harry! Co slychac?
- Swietnie...Sluchaj mam do ciebie prosbe...Czy moglabys przekazac Ginny...
- Nie! - Zdenerwowala sie - Czy wy nie mozecie sami zalatwiac swoich spraw?! Co ja jestem sowa?! Nie przekazuje wiadomosci! Czesc!
Hermiona miala dosc. Miala na glowie inne problemy, a nie rozterki milosne Ginny i Harry'ego. To sa ich sprawy, wiec niech je rozwiazuja sami. Jaka Hermiona jest wspaniała. Prosiła Harry'ego żeby się z nią całował, ale oczywiście przekazać wiadomości to już nie mogła. Cóż za wspaniała przyjaciółka.
Punkt godzina dziesiata wyruszyla po za granice zamku. Ginny juz na nia

czekala.

Mega nudna rozmowa Hermiony z Ginny.

Hermiona zostala sama. Slyszala tylko szum drzew i spiew ptakow (jakież to romantyczne). Az nagle uslyszala w oddali czyjes kroki. Byla pewna, ze to nie Ginny, bo przeciez dopiero co poszla. Kroki wydawalo sie slyszec coraz blizej, jednak nie miala odwagi sie odwrocic. Po chwili cos szarpnelo ja na ziemie i przewrocilo.
- Kim jestes?! Czego odemnie chcesz?! - Pytala z rozpacza.
Napastnik nic nie odpowiedzial...Po chwili stracila przytomnosc...
To pewnie Cris przyszedł ją przeprosić , ale było ślisko i ją staranował ;)

Ginny wrocila po 10 minutach.
- Hermiono juz jestem! Nie uwiezysz co sie stalo! - zaczela. - Jedna kobieta pomylila sie i wziela moja torebke! ale to jeszcze nic! poczekaj az uslyszysz to!...- Zawachala sie. - Hermiono? Hermiono jestes tutaj! Hermiono!! (Do kogo ona gadała, skoro jej nie widziała?)
Nikt sie nie odzywal. Ginny byla przekonana, ze Hermiona wbrew zasada udala sie sama do zamku, nie czekajac na nia. Powiedziala wsciekla:
- Hermiono przeciez nie mialas sama sie oddalac!Pogadamy sobie w Hogwarcie!
Wow Ginny gada sama do siebie, albo do nas?
Udala sie sama do zamku, myslac co powiedziec Hermionie. Uwazala, ze postapila bardzo nieodpowiedzialnie, bo przeciez Cris moze byc w poblizu...
Po kilkunastu minutach doszla do zamku i udala sie do Wielkiej Sali, w ktorej siedzial Harry i Draco.
- Czesc chlopaki! Nie widzieliscie moze Hermiony? Bylam z nia w Hogsmeade, cofnelam sie po torebke, a ona zniknela! Napewno poszla sama do zamku i...
- Zostawilas ja sama?!?! - Przerwal jej Draco
- Ale tylko na chwile przeciez! Musi byc w dormitorium, ide jej poszukac.
- Idziemy z toba - zarzadzil Draco.
Draco, ty zarządco!
Weszli do ciemnego pokoju. Rozgladali sie bardzo dokladnie, ale nic oprocz sterty brudnych ubran nie przykulo ich wzroku.
- Hermiono prosze odezwij sie! - Blagala Ginny - Nie rob nam tego!
- Hermiono, jesli uwazasz, ze to jest smieszne, to sie mylisz- krzyknal Draco.
- Draco, Ginny...Jej tutaj nie ma...
- To niemozliwe! - Ginny byla bliska placzu - W takim razie gdzie jest?!
- Przeszukalismy polowe zamku...Nie mogla wrocic do Hogwartu, bo nikt z uczniow jej nie widzial...
Od kiedy dormitorium to połowa zamku?
Mozg Draco pracowal bardzo szybko.
- Cris! - Wykrzynal - To napewno on jej cos zrobil! On ja porwal! Ginny jak moglas do tego dopuscic?! Przeciez nie wolno jej bylo zostawiac samej! dobrze o tym wiedzialas!!
- Draco nie krzycz na nia! - Hary podniosl glos. - To przeciez nie jest jej wina!
- Harry nie! To JEST moja wina! - Powiedziala Ginny. - Macie racje! Postapilam glupio i nieodpowiedzialnie! Powinnam przewidziec, ze Cris moze byc gdzies blisko! Draco prosze wybacz mi! - Gin wybuchnela placzem. Jej flaki pozostaną na podłodze na wieki..
- Placz teraz nic nie pomoze - Powiedzial oschle - Trzeba sie zastanowic co robic...I to szybko... - Wzial gleboki oddech - Bo niedlugo moze byc juz za pozno...Wiecie do czego jest zdolny Cris...Moze...Moze ja nawet zabic.
Jakież to straszne. Oczywiście Hermiona nie mogła sobie po prostu gdzieś pójść czy coś, to by było zbyt banalne.




Przerażona ekipa idzie do Dumbiego

Ginny z wielka dokladoscia opowiedziala profesorowi o zniknieciu Hermiony. Opowiadala ze wszystkimi szczegolami starannie dobierajac slowa, tak, zeby Dumbledor'e potraktowal ich powaznie. Przez caly czas, gdy Ginny opowiadala mial taki sam wyraz twarzy niczego nie ukazujacy. Gdy skonczyla przemowil:
- Dlaczego podejrzewacie o to Pana Atwooda?
- Jak to dlaczego? Przeciez wie pan, ze Cris zalecal sie do Hermiony, a gdy ona go odrzucila chcial sie zemscic!
- Moi drodzy, nie mozecie wyciagac pochopnych wnioskow. Nie macie na to zadnych dowodow, a porwanie to naprawde ciezkie oskarzenie. Na waszym miejscu poczekalbym jeszcze, bo moze sie okazac, ze Panna Granger po prostu wybrala sie na spacer. W końcu ktoś normalny.
- Jak pan moze w ogole?! - Krzyknela Ginny, a Harry i Draco sie zdumieli, bo nie slyszeli nigdy, zeby Ginny w taki sposob odnosila sie do nauczycieli. - To jest nasza przyjaciolka! Wie Pan jak my sie teraz czujemy?! A Pan jeszcze mowi nam, zebysmy dali sobie spokoj!
- Wiem, ze sie denerwujecie - Powiedzial spokojnie - Ale zlosc w tym przypadku nic nie pomoze. Jesli naprawde wam na niej zalezy, to udajcie sie teraz do dormitorium, a cala sprawe zostawcie mnie. Gwarantuje wam, ze Panna Granger jest cala i zdrowa. A teraz wybaczcie mi, ale nie mam za bardzo czasu. Dowidzenia.
TO DUMBLEDORE JĄ PORWAŁ! 
Cala trojka wyszla nic wiecej nie mowic. Gdy przekroczyli prog drzwi Ginny ponownie wybuchnela i znowu flaki i takie tam.
- Jak on smie?! Mamy spokojnie czekac z zalozonymi rekami az on laskawie cos zrobi?!
- W tym przypadku masz racje - Powiedzial Draco - Spokojnie czekac napewno nie bedziemy. Musimy isc w to miejsce z ktorego Cris ja porwal. Moze znajdziemy jakies wskazowki...
Draco Malfoy w roli Sherlocka Holmesa, Harry Potter Watsona.
Wyszli z zamku i ruszyli przed siebie. Musieli zachowac ostroznosc, tak, aby Dubmledore nie zauwazyl, ze wymykaja sie z zamku, co bylo niedozwolone wsrod uczniow.
- To jest to miejsce!- Ginny wskazala na miejsce w ktorym tamtego dnia zostawila Hermione. - Stala w tym miejscu, a ja poszlam po torebke.
- Chodzcie, musimy sie rozejrzec.
Weszli w glab lasu, ktory znajdowal sie obok miejsca w ktorym po raz ostatni ja widzieli. Chodzili miedzy drzewami godzine. Nie natrafili na nic szczegolnego, co byloby godne ich uwagi. Byli zmeczeni i wyczerpani. Oddalili sie nieco od zamku nie myslac o tym, ze znajda powrotna droge. Nadal szukali, az w koncu Harry krzyknal:
- Chodzcie tutaj szybko! Chyba cos znalazlem!
Ginny i Draco natychmiast przybiegli. Ujrzeli cos, co ich zszokowalo.
Nie mogli wydobyc z siebie glosu, a Ginny wybuchnela nagle placzem.
- Nie! To nie moze byc prawda! - Krzyknela Ginny zalewajac sie lzami.
Wtulila sie w Harry'ego i szlochala...Nie mogla sie uspokoic...
- Ginny prosze cie nie placz! To jeszcze o niczym, nie swiadczy!
Ale jej jedyna reakcja byla jeszcze wieksza rozpacz i glosniejszy placz.
- Ginny uspokoj sie - Powiedzial tym razem Draco. - Musimy zachowac spokoj. Placzem jej napewno nie pomozesz!
- A...al...Ale jak mam sie uspokoic, skoro na ziemi jest jej krew! O.o Fuj
Ginny wykonała badanie i orzekła, że to krew Hermiony. Kochana nie myślałaś o karierze medycznej?
- Nie wiesz czy to jej! Moze jakiegos zwierzecia! Moze to krew jednorozca!
- Draco sam nie wierzysz w to co mowisz! Ty tez sie boisz! Ale nie chcesz tak tego okazac! Martwisz sie jeszcze bardziej niz ja!
- Usiadzcie. - Nakazal Draco - Musimy powaznie porozmawiac.- Tak, boje sie o nia strasznie, wiecie, ze ja kocham najbardziej na tym swiecie. Ale w takim wypadku nie wolno nam sie zalamywac i plakac. Bo to jej naprawde nie pomoze. Placz i bezsilnosc jest w tym przypadku najgorsza rzecza. Hermiona napewno by nie chciala, zebys plakala Ginny.
- Ale co zrobimy teraz?
- no coz...Idziemy dalej. Bedziemy szukac, az nie wpadniemy na jakis trop. Skoro Dumbledore nam nie pomoze, to odnajdziemy ja sami. - Teraz mnie posluchaj Ginny. Wyruszamy na niebezpieczna wyprawe. Nie wiem kiedy wrocimy do zamku. A raczej wiem. Wrocimy jak znajdziemy Hermione. Jestes mloda, dokładniej to o rok młodsza od nas, masz dwa wyjscia. Osobiscie uwazam, ze lepsze byloby dla ciebie rozwiazanie pierwsze. Albo wracasz do zamku i zachowasz spokoj, albo wyruszasz ze mna i Harrym, i jestes gotowa przetrwac wszystkie przeciwnosci losu i wszystkie przeszkody, ktore napotkamy na swojej drodze...
Draco zacznij układać przemówienia politykom!
- Co za pytanie! - oburzyla sie Ginny. - To oczywiste, ze ide z wami! Mam bezczynnie siedziec w zamku, nie spac calymi nocami i sie o was martwic?! Wykluczone.
- Jestes tego pewna? Mozesz nie dac rady...W my nie mozemy zwalniac tepa, bo kazde zawachanie to jest czas stracony.
- Oczywiscie, ze jestem pewna. Hermiona jest moja najlepsza przyjaciolka, kocham ja jak siostre i musze z wami isc ja odnalzc.

- Dobra, w takim razie czas na wielka i niebezpieczna wyprawe...

- A ja nie kocham Hermiony, Ginny chodź się całować- powiedział kusząco Harry.





Od aŁtorki:
Cześć! Po długich namyśleniach postanowiłam, iż dalej będę prowadziłą tego bloga. Nadal będą na nim losy Hermiony, Dracona, oraz reszty ich przyjaciół. Myślę, że od tej pory trochę się nauczyłam, i moje opowiadanie będzie ciekawsze. Jeśli ktoś ma ochotę je czytać, z osób, które czytały dawniej, serdecznie zapraszam. Uff może będzie mniej błędów, bardziej rozbudowane dialogi i ciekawsza historia.



Rozdział 13 - Rozmyślenia i mijające tygodnie.



Wędrowali tydzień, może dłużej, nie zastanawiali się nad tym, gdyż byli tak zdeterminowani poszukiwaniami, że nie miało to dla nich większego znaczenia. Po długim, ciągnącym się w nieskończoność poszukiwaniu, postanowili odpocząc, by mieć siłę wyruszyć dalej. Sił im brakowało prawie tak samo, jak jak pomysłu, gdzie mogła przebywać Hermiona. Nie nieli żadnych wskazówek, spostrzeżeń, byli skazani na siebie. Brakowało im również jedzenia. Ginny znalazła nad brzegiem jeziora ryby, które w pewnym stopniu zaspokoiły ich głód. Przespali się pod najbliższym drzewem. Następnego dnia obudził ich śpiew ptaków. Pierwszy wstał Draco.
Grupa nastolatków ucieka ze szkoły i nikt się nimi nie interesuje?

Gdy obudziła się pozostałą dwójka przemówił:
Że co? O.o

- Nie mamy pożywienia, schronienia, nie wiemy gdzie jest Hermiona....
- Aleś ty spostrzegawczy. Trzeba było wziąć jedzenie gdy w szkole byliśmy.

- Draco, Ty chyba nie chcesz się poddać? - Przerwała mu niespodziewanie Ginny. - Zaszliśmy tak daleko, na chwilę obecną nie znamy drogi powrotnej, nie możemy się wycofać. Hermiona jest w tym momencie najważniejsza, prawda? Jak to zaszli tak daleko? Przez tydzień sobie idą laskiem nie wiedzą jak wrócić i nie wiedzą gdzie jest Hermiona!

- Ja wcale nie chcę się wycofać! - Krzyknął szybko Draco. - Mam na myśli to, że nie mamy planu. idziemy przed siebie, z określonym celem, jednak bez żadnych wskazówek! Wiemy jakim typem jest Cris, a nie mamy pewności, że Hermion wciąż jest żywa! Kolejna nowa bohaterka. Draconowi już się Hermiona znudziła.

Draco nie wytrzymał. Ujął głowę w dłonie, a z oczu pociekły mu łzy. Nie chciał, nie mógł ich powstrzymać. Tęsknota za Hermioną, a jednocześnie strach, który mu towarzyszył były tak silne, że nie miałsiły na dalszą wyprawę. Było to silniejsze od niego. Ginny i Harry musieli zauważyć jego łzy, więc dopiero po chwili Ginny ponownie się odezwała:
Kocham te pseudo literackie opisy aŁtorki.
- Draco...Draco ja cię rozumiem. Ja czuję się tak samo. Hermiona jest mi bardzo bliska, i cholernie się o nią martwie. Jednak nie możemy rozpaczać, musimy myśleć pozytywnie!

- Nie Ginny! Musimy myśleć realistycznie. A realia jest taka, że Hermiona już może być martwa, a my tu siedzimy, zastanawiając się co dalej.
Realia to liczba pojedyncza?

- Jeśli będziemy tak siedzieć, nigdy się nie dowiemy co jej jest. Musimy ruszać dalej. Pójdziemy przed siebie. To lepsze, niż bezczynność.

Draco kiwnął głową, co oznaczało przyznanie jej racji. Normalnie jak ludzie kiwają to nie przyznają racji no nie? Nic więcej nie powiedzieli. Spakowali się, i ruszyli dalej. Kilka razy wydawało im się, że słyszeli jakieś głosy. Nie byli pewni, a może byli po prostu przewrażliwieni. Draco pomyślał o wspólnie spędzonych chwilach z Hermioną. Stracili tyle czasu, który nigdy może nie wrócić. Dlaczego był takim egoistą? Obiecał sobie, że jak znajdą Hermione wszystko jej wynagrodzi. Przeprosi ją za to, że taki był. Że nie potrafił okazać jej tego co czuję, był zazdrosnym głupkiem, myślącym tylko o sobie. W jednym jednak miał racje. Cris był oszustem. Perfidnie kłamał, a Hermiona wierzyła we wszystko, co powiedział. Zawładnął nią. Była gotowa zrobić wszystko co powiedział, nic nie podejrzewając. Jednak on mógł ją przed tym uchronić. Co z tego, że nie chciała go słuchać? Mógł zrobić wszystko, aby mu uwieżyła. Uwieżyła, że nie jest warta Crisa, że tylko z nim, z Draco może być szczęśliwa.
Te opisy wrażeń wewnętrznych, i te piękne błędy ortograficzne...

Od razu, jakby z oddali usłyszał głos Harry'ego:

- Draco! Draco spójrz !

Jego słowa odbijały się echem od jego uszu, dopiero po chwili, gdy Harry wymówił jedno słowo. Tak ważne dla niego słowo "Hermiona" oprzytomiał.

- ... Czy to nie należy do Hermiony?!

Draco spojrzał na niebieską śliczną apaszkę, która należała do Hermiony. Był tego pewien, gdyż sam jej ją podarował dwa lata temu na gwiazdkę, i nigdy nie zapomniał jej radości, i zachwytu, gdy ją ujżała.
To zamiłowanie do "ż" aŁtorki...
- Taaak - wyjąkał. - To jest Hermiony.

- Draco to oznacza, że gdzieś tutaj musi być! - Odrzekła z entuzjazmem Ginny.

On jednak jej radości nie podzielał. To dla niego nic nie odznaczało. Nadal byli utknięci w martwym punkcie, w punkcie z którego wyjścia nie widział. Nic więc nie odrzekł. Nie wiedział co ma powiedzieć. A jeśli Hermiona tutaj była? Jeśli Cris ją tutaj przetrzymywał, a później deportowali się dalej? Jeśli już ją wydał Czarnemu Panu? Nie, nie przyjmował do siebie takiej myśli. Nagle w niespodziewanym momencie coś uderzyło go w głowę. Stracił przytomność. Nic więcej nie pamiętał ....
Wszyscy tu tracą przytomność wariatkowo...
I to przekształcanie ze strony czynnej na bierną...

Niestety nie dowiemy się co dalej, bo opko upadło. Jakaż szkoda...