wtorek, 12 lutego 2013

Severus i Hermiona II

Spóźnienie to chyba nasze drugie imię. Jak co tydzień przepraszamy za nie z całego serca i obiecujemy się poprawić. Dziś kontynuujemy analizowanie poprzedniego opka. Przygotujcie swoje papierowe torebki i uważajcie na PORN ALERTy!

Od aŁtorkowy wstęp:
KOMENTUJCIE, bo jeżeli ktoś chce to czytać (jak na razie nie zauważyłam) to straci taką możliwość, bo odechce mi tworzenia tych historii. I nie mam na myśli pewnych osób, które już komentowały. Wiecie dlaczego;P
Niestety nie...  U nas też nikt nie chce komentować, nie postarałaś się.
Nie ma to jak szantaż. 
"Komentujcie, bo nie będę już was raczyć moimi cudownymi opowieściami!"
Z PUNKTU WIDZENIA SAPE’A
Sape'a? Meo nowy bohater!
Jej. Ciekawe czy będzie miał jakąś ważną rolę...
Wyszedłem z białego, przytulnego salonu zostawiając młodą parę wyraźnie unikającą swoich spojrzeń. Uśmiechnąłem się pod nosem. Ta mała Granger mnie zadziwia. Granger, znowu Granger. Niby wiem, że nazywa się teraz Weasley ale czuję, że nie zasługuje na to żeby jej aż tak ubliżać. Phi! Kto to słyszał żeby inteligentna i nawet nie brzydka dziewczyna wychodziła pod wpływem impulsu za mąż za takiego nieudacznika?
Ron nie jest nieudacznikiem i bez urazy, ale phi mówią dziewczyny.
Po jakimś czasie musiałem przyznać sam przez sobą, że nie była taka głupia jak przystało na szlamę. Nie pasuje mi do niej to określenie. Za to ten jej mężuś Ronald to prawdziwa ofiara losu. Uśmiechnąłem się sam do siebie na widok wizji, która stanęła mi przed oczami gdy o nich pomyślałem. No, no. (Nie chciałabym widzieć teraz tego co on, pewnie wyobraża sobie same zboczone rzeczy.) A myślałem, że wyobraźnia ma granice szczególnie jeśli chodzi o wymyślanie tortur. Biedna dziewczyna. Pewnie często ją boli głowa wieczorem… (Tssa, Sevi, Sevi, Sevi. O co mu chodzi? Aaaa, że nie chce z Ronem ten-teges?) Nie mogłem przestać uśmiechać się pod nosem. Odruchowo skierowałem swoje kroki do kuchni i właśnie stałem w drzwich kiedy ten przygłup przecisnął się obok mnie i bez słowa ruszył do lodówki. Ignorował mnie ale nie sposób było nie dostrzec jak czarwone ma uszy. To pewnie przez to, że się pokłucili (Cóż oznacza słowo "pokłucić się"?). Poczułem dziwną satysfakcję kiedy pomyślałem o podniesionych głosach, które dochodziły do mnie jeszcze przed chwilą zza zamkniętych drzwi salonu. (Jakoś nic nie mówiłeś, ba mówiłeś o tym jakbyś nic nie wiedział.)
- Co się tak gapisz? – zapytał rudzielec
Przed chwilą go ignorował, zdecyduj się aŁtorko!
- Nie wiem do kogo mówisz Weasley ale obawiam się, że masz zwidy, bo ja ci nie pozwoliłem mówić do siebie na ty, a nikogo innego nie ma w tej… kuchni. – włożyłem w to zdanie pokłady pogardy jaką żywiłem do tego dzieciaka od początku jego nauki w Hogwarcie. Zrobił minę zdziwionego trolla ale treść mojej wypowiedzi chyba do niego dotarła, bo odpyskował:
Severusie Snape! Mieszkasz w jego domu, więc okaż szacunek!
- I co dasz mi szlaban?
Odpowiedź godna dziewiętnastolatka. 
- Nawet gdybym mógł to bym tego nie zrobił, bo tyle czasu w twoim towarzystwie mogłoby zrobić z moim mózgiem to co zostało z twojej żony. Masz zły wpływ na szare komórki innych. Tylko co ty z nimi robisz jak już komuś zabierzesz ostanią? Bo na pewno nie używasz.
To w końcu źle wpływa na szare komórki czy je zabiera?
Podczas mojego monologu ten idiota robił się coraz bardziej czerwony. Nie zdążył jednak odpowiedzieć, bo odwróciłem się i spokojnie wyszedłem. W salonie zauwarzyłem (ZauwaRZyłeś?) to biedne dziecko skazane na ciągłe towarzystwo tego skretyniałego gumochłona.
Biedne dziecko, czyli twoja szlama Granger-Phi-Weasley?
- Granger gdzie mam, dzięki twojej łasce, spać?
- Pokój obok łazienki odrzekła i posłała mi zagadkowe spojrzenie.
- Dzięki Granger-Phi-Weasley odrzekł z pogardą.
Mówią o sobie w trzeciej osobie?

Powlokłem się tam i otworzyłem drzwi. Pokoik tak jak reszt domu był pomalowany na biało. Stało w nim jednoosobowe łóżko, mały fotelik, biurko i szafka nocna. Usiadłem na łóżku i rozjejżałem się dokładniej. Wszechobecna biel zaczęła już męczyć moje oczy. Zdecydowanie wolałem ciemniejsze barwy. Nagle moje spojżenie zatrzymało się na oprawionym w ładną, drewnianą ramkę zdjęciu. Przedstawiało ono ładną (Powtórzenie, dajmy "seksowną".) kobietę z burzą brązowych włosów i wysokiego mężczyznę i krótkimi czarnymi włosami. Na kolanach mężczyzny siedziała mała dziewczynka bardzo podobna do matki. Patrzyła w obiektyw zachwyconymi, ciemnobrązowymi oczami, a w rączce miała jakąś książeczkę dla dzieci. Zazwyczaj nudziły mnie takie sceny ale uświadomiłem sobie, że to przecież Hermiona z rodzicami. Musi często przychodzić do tego pokoiku. Nie mogłem oderwać oczu od wesołej sceny, nigdy nie zajmowałem się życiem mugoli. Nie uważałem też, że należy wszystkich wybić, po prostu nie mogłem uwieżyć, że ich życie może mieć jakiś sens. Wierzyłem, że egzystują sobie bez magii tak jak mój ojciec. A tu proszę widzę, że oni mieli lepsze życie od twojego stary strachu na dzieci…
A co twoim zdaniem mugole to nie ludzie? Weź Snape ta śmierć na ciebie źle wpłynęła.
Miałeś stary strachu na dzieci? Biedny Sevi...
Kiedy gapiłem się na zdjęcie do mojego pokoju weszła dziewczyna. Nie zauważyłem jej i dopiero kiedy podeszła bliżej zauważyłem, że dziwnie na mnie patrzy. Jakby zastanawiała się co robię.
- Słucham? Po co przyszłaś? – zapytałem ostrzej niż zamierzałem
- Przyniosłam piżamę. – odpowiedziała z godnością i jakby z zawodem wyszła oglądając się za siebie jeszcze raz. Zamknęła drzwi, a ja zły na siebie za to, że nie umiem nawet okazać wdzięczności usiadłem w fotelu. ledwie to zrobiłem zauwarzyłem leżącą przy łóżku książkę. (Zdjęcie, książka, następna będzie damska bielizna?)  Schyliłem się żeby ją podnieść. Była ciężka i wydawała się znajoma. Zauważyłem tytuł na okładce i nie mogłem powstrzymać się od szerokiego uśmiechu, który od dawna nie zagościł na moich ustach. „Hostoria Hogwartu wydnie rozszeżone”.Widać panna Ja-Zawsze-Wszystko-Wiem-I-Umiem lubi wspominać. Z braku innego zajęcia otworzyłem tomisko i zacząłem czytać. Na marginesie ładnym, pełnym zawijasów pismem podopisywane były uwagi typu: „W 1658 roku w Turnieju Trójmagicznym zwyciężył uczeń z Hogwartu ale tylko dlatego, że pozostałych dwóch uczestników zostało pożatrych prze Akromantule podczas drugiego zadania”. A to ciekawe. Skąd ona to wszystko wie? Pogrążyłem się w pasjonującej lekturze co pozwoliło mi zapomnieć o spotkaniu z tym starym oszustem i o wszystkim co się wydarzyło…
Obudziłem się rano obolały i zobaczyłem, że siedzę na fotelu trzymając na kolanach grubą księgę.  (O, w wreszcie coś normalnego, kto z nas nigdy nie zasnął przy książce?)Przeciągnowszy się doszedłem do wniosku, że zejdę na dół, bo nikogo już dawno nie doprowadziłem do szału. Przy stole siedziała tylko moja była uczennica. Kiedy mnie zobaczyła wstała i bez słowa zaczęła robić śniadanie. Wyglądała na zmęczoną i przygnębioną. Pomyślałem, żę tenę Rudyę czerepę pewnieę jestę wę pracyę, a ona wzięła sobie urlop żebym nie zdemolował domu. Postanowiłem przerwać milczenie, bo złapałem się na tym, że gapię się na to dziecko jak goblin w sztabkę złota. (Czyli intensywnie i jeszcze marząc by go zagarnąć dla siebie?)
- Pasjonująca lektura. Skądt pani ma informacje o historii Hogwartu, których w „Historii Hogwartu” nie ma? – to spojżenie mogłoby należeć do rozjuszonego bazyliszka.
SpojŻenie? Kolejny zawał.
- To nie pana sprawa. Nie ładnie jest czytać cudze książki bez pozwolenia. Nawet jeżeli nie zawierają ni c osobistego. odparła chłodno zalewając kawę.
Po co ona mu robi śniadanie? Co on rączek nie ma.
Pamiętacie:
Kasia nie ma rączek
- Puk! Puk!
- Kto tam?
- Nie Kasia.

-  Och gdybym wiedział, że to tylko książka to nie sięgnąłbym po nią. Liczyłem, że to pani pamiętnik, choć z drogiej strony powinienem się domyślić, że nie ma pani aż tak ciekawego życia żeby musieć zamieszczać je w takim tomisku. Jeden kawałek pergaminu pewnie by wystarczył. – uśmiech ociekający jadem
W kółko coś z jadem, co on się w węża zamienił?
- Pewnie kawałek pergaminu by wystarczył gdyby nie jacyś popaprańcy, którzy napadają na mnie na ulicy. – ona zgryźliwa? Od kiedy?
- Pyskata się pani zrobiła Granger… a może Weasley. Jak pani woli? – ach ten wyrzut w oczach i dołeczki w policzkach.
- Weasley – powiedziała przekornie żeby mnie wkurzyć.
Z PUNKTU WIDZENIA HERMIONY
Jaki on jest bezczelny! Prawie jak w szkole tylko teraz tak jakby próbował żartować. To niemożliwe żeby ten stary Nietoperz miał poczucie humoru. To tak jakby Sfinksa nazwać domowym zwierzaczkiem i przyjacielem dzieci. A jednak.
Jeśli jesteś w stanie zabrać budowle o  wymiarach 57x6x20 (metrów oczywiście) do domu, to czemu nie. 
Postawiłam przed nim kubek z kawą taką jaką lubię i talerz z kanapkami. Usiadłam na przeciwko i zaczęłam się wgapiać w niego jak Harry w swoją Błyskawicę.  (Kolejne dziwne porównanie.) Uderzyła we mnie świadomość, że nigdy nie przypatrzyłam się jak on je. Miałam setki okazji ale nigdy nie zwróciłam uwagi na tę wydawało by się prozaiczną czynność. Wziął jedną z kanapek do ręki, przyjrzał jej się krytycznie co mnie nieco zirytowało i delikatnie ugryzł (Ach ten romantyzm jedzenia kanapki.). Zaczął powoli przeżuwać ale po przełknięciu zamiast dalej zajmować się jedzeniem odłożył chleb na talerz i znieruchomiał. (Zakład , że wyczuł truciznę?) Uniosłam brwi i zapytałam:
- Nie smakuje? Nie mam nic innego jeszcze nie byłam w sklepie, a jedze…
- Granger odpuść sobie popisywanie się wiedzą magiczną przy śniadaniu. nie jem, bo się gapisz, a to nie jest przyjemne. – w jego głosie brzmiała nutka irytacji.  (A no tak...)
Na mojej twarzy wykwitły szkarłatne plamy ale zebrałam się na odwagę i mu odpowiedziałam zamiast uciec.
Szkarłatne plamy? To takie trudne napisać, że się zarumieniła?
- Jestem ciekawa jak smakuje.
- Jak ma smakować kanapka z szynką? Chyba nie robiła jej pani sama? – w jego głosie pobrzmiewała nutka wesołości która sprawiła, że poczerwieniałam jeszcze bardziej, bo przyszło mi do głowy, że mógł czytać w moich myślach. Cholera!
Hu hu, ostre słowa!
- Skoro moja obecność panu przeszkadza to pójdę zająć się sprzątaniem. – rzekłam i wyszłam pośpiesznie nie oglądając się.
Zaczęłam ścierać kurze za pomocą prostego zaklęcia ale nie mogłam się skupić i po trzech minutach stłukłam ulubiony wazon mojej mamy. Kiedy zobaczyłam jego szczątki zupełnie zapomniałam, że mogę bez problemu go naprawić. Przed oczami pojawiły się obrazy moich zmarłych rodziców. Upuściłam różdżkę i uklękłam. Z moich oczu polały się łzy. Po raz pierwszy po ich śmierci płakałam. (Po raz pierwszy? Czemu tłumiłaś w sobie uczucia? Zgadnijcie kto za chwile to zauważy i przyjdzie ją pocieszyć!Czułam jakby coś się we mnie odblokowało. Tamten milczący żal, który ciągle ukrywałam przed sobą samą i innymi wypłyną ze mnie potokiem łez. W kolana wbiły ni się kawałki porcelany ale nie obchodziło mnie to. Miałam w głowie tylko myśl, że to moja wina. To ja wysłałam ich do Australii żeby nic im się nie stało, a zginęli przez przypadek. Bo Śmierciożercy chcieli się zabawić kosztem mugoli i wybrali akurat ich hotel. A gdyby tu zostali Zakon mógłby ich ochronić, ponieważ Zakon, nie miał innych problemów niż ochrona moich rodziców!Nie zwróciłam uwagi, że Snape wyszedł z kuchni i stoi nade mną z miną która wyraża zarówno zdziwienie jak i odrazę (przynajmniej ja tak to uczucie zidentyfikowałam). Ukląkł obok mnie i zrobił coś co przerwało na chwile mój szloch. Przytulił mnie delikatnie jakby się bał, że mogę pęknąć jak ten wazon jeśli dotknie mnie zbyt mocno (Nie mówiłam?). Wziął mnie na ręce i zaniósł na kanapę.  Jestem w szoku. Jak tu zrozumieć aŁtorki?) Po mojej twarzy spływały wciąż łzy, a ja byłam w zbyt dużym odrętwieniu żeby okazać zdziwienie. Wyciągał kawałki starej pamiątki z mojego ciała ale ja nie czułam bólu. Zaleczył rany, a kiedy ja wciąż przebywałam w innym wymiarze wziął mnie w ramiona i zaczął szeptać:”Dobrze… już dobrze, tylko przestań płakać. Naprawię tan wazon, nic się nie stało”. (Nie wyobrażam sobie Snape'a, który tak mówi.) Był nieświadomy, że stłuczenie tego było tylko pretekstem dla mojej prawdziwej rozpaczy. Cała się trzęsłam, a on wziął mnie pod brodę i skierował moją twarz w swoją stronę. Zamarłam pod spojrzeniem jego czarnych oczu. Zbliżył swoje usta do moich i wtedy…
- Jak było?
- Mokro, bo ona płakała...


Jeszcze nikt nigdy tak mnie nie całował .Delikatnie jakby nie chciał mi czegoś zrobić i zarazem stanowczo. Odwzajemniłam pocałunek i delikatnie wsadziłam język do jego ust. (Zaraz ja wyciągnę język ze swoich ust żeby zwymiotować. Czyżby PORN ALERT?On przyciągnął mnie jeszcze bliżej i trwaliśmy w tym uścisku przez chwilę. Kiedy objęłam go rękami za szyję nagle poczułam, że mnie odpycha. Popatrzyłam na niego pytającym, trochę nieprzytomnym z wrażenia, spojżeniem (Mam zawał.).  Zdjął mnie ze swoich kolan ale nie spuszczał ze mnie wzroku. Po raz pierwszy nie patrzył na mnie z pogardą czy irytacją. W jego oczach było tyle ciepła. Nie zauważyłam kiedy wszystko zmieniło się o 180 stopni. Wstał i popatrzył lodowato.

- Lepiej? – zapytał jakby mówił do hipogryfa nie do człowieka i kiedy kiwnęłam głową wyszedł. Zobaczyłam naprawiony wazon. Drzwi trzasnęły i wstałam w końcu żeby zobaczyć co się z nim dzieje. Nie zrozumiałam dlaczego Snape tak się zachował. Dlaczego najpierw mnie przytulił i pozwolił żebym go całowała, a teraz sobie poszedł. Weszłam na góre i zapukałam nieśmiało do jego sypialni niepewna czy nie  jestem zbyt nachalna. (Tak, jesteś nachalna.)
- Wejść – usłyszałam i poczułam się jak w Hogwarcie kiedy pukałam go jego gabinetu w lochach – Coś się stało, że mi przeszkadzasz?
- Przyjść na seks - odpowiedziałam.
- Nie skąd. Chciałam tylko panu powiedzieć, zę pana brat bliźniak był na dole i nagle wyszedł. Niech mu pan podziękuje. – wydusiłam z siebie słowa, które ledwo przeszły mi przez gardło. Byłam wściekła na tę jego obojętność. Miał ochotę się zabawić ale mu się na spodobało więc w trakcie odłożył lalkę i poszedł sobie nie zajmująć się nią więcej. (Jak to mężczyźni, nic nowego.)
Hermiono, cóż za cięta riposta!
- Za co pani dziękuje? – w jego głosie zabrzmiała nutka zdziwenia
- Za pomoc. Szkoda, że do moich problemów dołożył nowy.
- O czym pani mówi? – rzucił lekko ale nagle jakby poczuł, że jednak nie powinien się mną tak bawić i powiedział – Nie powinienem tego robić, powinienem skończyć na pomocy z ranami, ale pani wciąż płakała więc chciałem panią uspokoić. – teraz zdenerwowanie było tak wyraźne, że nawet jego chłód nie mógł tego zamaskować. - Co się tam stało na dole?
Nie ma to jak uspokajać kogoś wpakowując mu język w usta.
- Nie pana sprawa. Dziękuję za uspokojenie. Dobrze isę stało, bo to mi pomogło. A teraz załóżmy, że do niczego nie doszło, bo ja byłam wtedy niepoczytalna. Inaczej w życiu bym pana nie pocałowała, móże pan być pewien. – Wyrzyciłam z siebie zadowolona z efektu. Patrzył na mnie jakbym go uderzyła. – Obiad będzie o szesnastej. – dodałam chłodno i wyszłam ciesząc się ze zwycięstwa.
Hermiono, od kiedy jesteś mistrzem ciętej riposty? Cóż się stało?
I dobrze ci tak stary capie. Nie musisz wiedzieć co czułam naprawdę. Wiedz, że nie tylko tobie się nie podobało. Znowu poczułam wzbierający we mnie płacz. Oprócz strasznych obrazów, które widziałam znowu w mojej głowie, jakby jakaś tajemnicza tama pękła, doszło jeszcze coś co nie powisnno nigdy zaistnieć. Poczyłam, że Nietoperz, ten Smarkerus mi się podoba. I całowałam się jak nigdy z Wiktorem czy Ronem. To było wbrew naturze. Przecież on jest stary! Stary czy nie faktem jest, że nie wygląda na swoje lata. I za to go nienawidzę!
Między miłością, a nienawiścią jest cienka granica.
Cóż za niewybredne słownictwo! "Nietoperz", a nawet gorzej! "Smarkerus"! Już nie mówiąc o "starym cepie"! Sevi, ta zniewaga krwi wymaga!
Zatrzymałam się nagle i powróciłam do rzeczywistości. Przez chwilę zastanawiałam się gdzie jestem i uświadomiłam sobie, że nogi same zaniosły mnie do kuchni przypominając mi o obiedzie. Było już po 15:30 i nie chciało mi się zbytnio wysilać. Z resztą dla kogo. Ron zje wszystko co podam zanim nawet zauważy co to jest, a Snapem się nie przejmowałam. Wyjęłam z zamrażalnika pizze, którą nieco doprawiłam i ok 15:45 wsadziłam do piekarnika. Równo o 16 usłyszałam, że mój mąż wrócił z pracy. Prawie równocześnie ten idiota wyszedł ze swojej sypialni. Kiedy weszli do kuchni Ron podszedł jak zwykle żeby mnie pocałować na powitanie. Miałam jak zwykle wielką ochotę się odsunąć ale zobaczyłam drwiące spojrzenie czarnych oczu i przyciągnęłam rudzielca do siebie. Zdziwiła się (Tam była jeszcze jedna kobieta?) ale odwzajemnił pocałunek.
Skoro go nie kocha, to czemu nie weźmie rozwodu? Przecież to bez sensu!
Hermiono, dziękujemy za twoje sprawozdanie, nie zapomnij o tym, żeby nie trzymać pizzy dłużej niż 17 minut w piekarniku!

Mała kłótnia małżeńska + Sevi. Zostawiam mały fragment. Oto Hermiona jako "bad girl".

- Panu też się coś nie podoba? To nie hotel tym bardziej, że mi pan nie płaci więc radzę nie marudzić, bo wróci pan tam gdzie jego miejsce. – zrobiłam efektowną pauzę – do morderców, którzy cieszą się z nieszczęścia innych. idzie to panu nieźle.
Nie umiem być złośliwa. Ale go zabolało co nakręciło mnie jeszcze bardziej. Niech wie co o nim sądzę.
- W sumie się panu nie dziwię. Jak ktoś wychowywał się w ruderze z rodzicami, którzy byli na tyle tępi żeby przepuścić cały majątek matki, która była… jak to wy Śmierciożercy mówicie Czystej Krwi. A właściwie jak to się stało, że pana spłodzili? To ciekawe taki pijak i nieudacznik i czarodziejka z dobrego domu. Może ją czym naćpał… -nawiązywałam do wizji jaką miał Harry w piątej klasie kiedy czytał mu w myślach. Powiedział nam o niej kiedyś mimochodem.
Matko, przegięła. 
- Dosyć! – powiedział spokojnie patrząc na mnie takim tajemniczym spojrzeniem. Spodziewałam się krzyków i złości, a on nawet nie odpowiedział. Po prostu wstał i wyszedł. Szedł wyprostowany i nie obrócił się. Zrobiłam coś strasznego. Nie pomyślałam, że mogę go tak zranić…
No, bo przecież kto by się wkurzył! Przecież ona tylko obraziła jego rodziców!
Ron siedział z otwartą buzią. No jasne, nie spodziewał się po mnie czegoś takiego. Ja sama z resztą też nie.
- J..jedz, bo ci wystygnie – powiedział kiedy już otrząsnął się z wrażenia jakie na nim zrobił mój wybuch.
- Ty ciągle myślisz tylko o tym żeby napchać swój brzuch. Niczego sobą nie reprezentujesz. Do czego ty się w ogóle nadajesz?! – krzyknęłam tak, że słychać mnie było w domu obok i wybiegłam.
Nie mogłam iść do sypialni którą zwykle zajmowałam kiedy się z nim kłóciłam. Wybiegłam z domu. Noc była ciepła więc wyszłam tak jak stałam (Czyli w kapciach?). Czułam, że zaraz eksploduję. Przeszłam kilkaset metrów patrząc tępo przed siebie i starając się nie myśleć o wszystkim co się wydarzyło. W końcu podeszłam jednak do jednej z huśtawek na placu zabaw, usiadłam na niej i postanowiłam przemyśleć swoje zachowanie i uczucia. Zaczęłam od tego co spowodowało moje dzisiejsze zachowanie czyli od wspomnień o rodzicach.
Wiele razy o tym myślałam ale jak wcześniej wspomniałam nigdy nie płakałam. Patrzyłam na sprawę zimno i jakby z dystansu. Wiedziałam, że to moja wina ale z drugiej strony zdawałam sobie sprawę, że to był nieszczęśliwy wypadek. Tragiczna ironia losu, który chciał pokazać mi, że nie wszystko się w życiu udaje. Może i przewidziałam wszystko, posłałam ich do Australii i skasowałam pamięć ale nie zdawałam sobie sprawy, że powrót Voldemorta to sprawa międzynarodowa. Nie umiałam spojrzeć poza czubek własnego nosa. Jutro się z tym zmierzę. Wyrzucę ich rzeczy i przemebluję mieszkanie tak jak mi się będzie podobało. Nie mogę żyć iluzją i udawać, że nic się nie stało.
Co do Snape’a… Nie mam pojęcia. Wiem, że musi ze mną mieszkać wiem, że nawet jakby nie musiał to ja bym tego chciała. Nie dlatego, że go lubię. Po prostu codzienna monotonia została przerwana przez najmniej oczekiwane zjawiska i czułam radość, że nie muszę od razu wracać do codzienności. Ciekawe co Dumbledore chce nam jeszcze powiedzieć.
Zaczęłam zastanawiać się o co mu mogło chodzić ale po paru minutach doszłam do wniosku, że i tak na to nie wpadnę więc przeszłam do największego kłopotu z którym nie mogłam nic zrobić. Tym problemem był mój mąż. Nie chciałam poświęcać mu nawet jednej mojej myśli. Czułam, że zniszczyliśmy coś pięknego i nigdy już tego nie odbudujemy. (Zniszczyliście swoją przyjaźń.) Bo czy przyjaźń może wrócić skoro ja nie mogę na niego patrzeć? I czy jeśli się rozstaniemy to będziemy umieli dalej spotykać się na piwie kremowym i rozmawiać? Wątpię. Muszę pogadać z Ginny. Wiem, że to jego siostra ale jest moją przyjaciółką. Jedyną przyjaciółką, bo Harry jednak nie zrozumie. Faceci nigdy nie rozumieją takich spraw. Z resztą on zawsze staje po stronie Rona.
Siedziałam tak kilka godzin. Nawet nie zauważyłam kiedy zaczęło robić się późno. Ludzie którzy wracali o tej godzinie z pracy dziwnie mi się przyglądali. Kilka starszych pań, które przyszły z wnukami na plac zabaw wymruczało pod nosem różne uwagi na temat nieznośnej młodzieży i wandalizmu. Kiedy się ściemniło mieszkańcy pobliskich domów wyglądali zza okien, kręcili głowami i zaciągali zasłony. Z odrętwienia wyrwał mnie dopiero dziwny hałas. Ocknęłam się z mojego dziwnego transu i ze zdziwieniem spostrzegłam, że jest ciemno. Kolejny dowód, że powinnam wylądować w Świętym Mungu. Nagle zauważyłam, że z ciemnego końca uliczki za mną ktoś się zbliża. Pogasły latarnie, a moją pierwszą myślą było: dementor gwałciciel! Nie poczułam jednak chłodu ani nie odniosłam wrażenia, że całe szczęście ze mnie ulatuje. Może nie miało co ulatywać, bo w tej chwili nie byłam zbyt szczęśliwa ale kiedy przybywa dementor to nie ma znaczenia. Ten chłód jest wszędzie. A teraz nade mną świeciły gwiazdy i dało się odczuć przyjemne ciepło letniego wieczoru. Odwróciłam się i na wszelki wypadek chciałam sięgnąć po różdżkę chociaż byłam przekonana, że nie ma prądu i po prostu przyszli elektrycy naprawić usterkę. Nic się jednak nie działo. Grzebałam po kieszeniach i uświadomiłam sobie, że nie wzięłam różdżki.
O kurde!
- No, no… Szlama sama w ciemnej uliczce. I to jaka szlama! Nie jakaś zwykła, brudna idiotka, która myśli, że umie czarować ale Granger. Przyjaciółeczka Potterka. Mam szczęście.
Zawsze myślę w takich momentach to samo... DRACO!!
Poczułam, że robi mi się słabo. Musieli mnie cały czas śledzić. Ale…
-Dlaczego, moja mała? – Spojrzałam z niedowierzaniem to czytało mi w myślach! – Ach to proste. Czarnego Pana nie ma i nie powróci do nas ale to nie znaczy, że nie chcemy dalej utrzymywać z wami kontaktów. To byłoby nieeleganckie! Nie lubimy zapominać o starych znajomych.
To nie Draco.
- Kim Kibum (przepraszam, za dużo fanficów z SHINee)… – chciałam grać na zwłokę ale nie dał mi  skończyć zdania.
- Nie znamy się jeszcze. Bo widzisz ja nie uważałem za stosowne ujawniać się wcześniej. Kiedy uznaliście, że mój pan was nudzi to ja dopiero niedawno się przyłączyłem do jego armii. – ten głos mówił z obcym akcentem przeciągając sylaby – Przybyłem do was z Francji i napotkałem jego. Najpierw chciał mnie zabić ale miał kaprys się pobawić. Kazał mi walczyć. I zmienił zdanie… – usłyszałam dumę w tym nudnym głosie –  A po tym jak ten dzieciak go zabił ja postanowiłem pomóc kontynuować Śmierciożercom ich dzieło.
Czyli to francuz. Nie no, nie umiem sobie wyobrazić groźnego francuza.
Mówisz i masz. Kawał #@^$%
Najpierw nie chcieli ale ja potrafię być przekonywujący. To dlatego, że moi bracia i siostry uciekają z więzień Dumbledore postanowił się ujawnić. Wie, że macie małe szanse. I nawet byście mi za bardzo nie przeszkadzali, ty i twoi przyjaciele, gdyby nie to, że nie lubię zostawiać niedokończonych spraw.
- Skończyłeś? – zapytałam zaczepnie – Bo zaczęłam się nudzić. Jak chcesz to mnie zabij, a jak nie to puść wolno ale błagam zamknij się, bo czuję się senna od tych twoich wywodów.
POCISK! Kto się nie kłóci jak może zaraz zginąć?
Gdyby chciał ją zabić zrobiłby to już dawno, ach zapomniałam to jest opko.
Podszedł do mnie szybko i zanim zdążyłam zareagować skrępował mi ręce. Użył prostego zaklęcia ale widocznie nie chciał żebym nie mogła cała się ruszać. Wziął mnie pod brodę i zmusił żebym na niego spojrzała. Odrzucił kaptur. Ukazała mi się przystojna, opalona twarz. Miał długie czarne włosy i równie czarne oczy. Był niewiele starszy ode mnie ale w jego pięknych rysach kryła się nienawiść i żądza niszczenia. Popatrzył na mnie dziwnie i pochylił się żeby lepiej mi się przyjrzeć. Patrzył i patrzył. Próbowałam się wyrwać albo wstać ale przytrzymał mnie tak mocno, że jęknęłam. W jego ozach pojawiło się coś nieodgadnionego. Przekrzywił głowę, a jego twarz nabrała wyrazu na widok, którego zrobiło mi się słabo.
Znów się zakochałaś?
- Ładna jesteś jak na szlamę Granger. Bardzo ładna. – szeptał mi do ucha dysząc w mój kark. Zemdliło mnie.
Co śmierdziało mu z buzi?
- Puszczaj. – wydusiłam z siebie, bo wciąż trzymał mnie pod brodę.
- Jak sobie życzysz malutka.
Jego ręka pobłądziła pod moją bluzkę, a ja po raz czwarty poczułam, że zbiera mi się na płacz. Kiedy odrzucił różdżkę na chwilę wiedziałam, że to będzie koszmar. Zamknęłam oczy i biernie czekałam aż się rozbierze i zabierze za mnie. (To on chce siebie rozebrać? O co tu chodzi? Fenikso, nie czytaj dalej! PORN ALERT, a raczej RAPE ALERT) I wtedy kiedy myślałam, że to będzie ostatnia i zarazem najgorsza godzina mojego życia usłyszałam zaklęcie. Otworzyłam oczy i zobaczyłam jak odrzuca ciało tego gbura o kilka metrów. Poparzyłam na mojego wybawcę, który rozwiązał mi bez słowa ręce. Snape.
- Lepiej? – zapytał szorstko ale w jego oczach widziałam troskę. – Teraz się teleportujemy zanim to wstanie wskazał na nieruchome ciało leżące na trawniku.
- Zrób z nim coś on zaraz wstanie! – piszczałam nie swoim głosem
Snape rzucił mi spojrzenie, które przeniknęło mnie jakby zaglądał do mojej duszy.
- Mam go zabić? Tego chcesz? – ten głos… – O, nie. Nie zabiję go, bo po pierwsze nie mogę, a po drugie nie chcę.
Wziął mnie za rękę, kazał się skoncentrować i kiedy zamknęłam oczy i zaczęłam myśleć o moim domu deportowaliśmy się. Otworzyłam oczy w salonie, a on puścił moją rękę jakby się brzydził.
- Dlaczego…
- Bo twój heros Dumbledore mi zakał zabijać te ścierwa – w jego głosie zabrzmiało obrzydzenie – dlatego muszę mieszkać akurat tutaj. Ty byłaś pierwsza na liście. Miałaś szczęście, że mu się spodobałaś.
- Jak to? Nie rozumiem… – po raz koleiny mi przerwano w połowie zdania. To Ron, Harry i Ginny aportowali się przy mnie. Byli przerażeni.
Aaaa , nie rozumiem. 

Od aŁtorkowy wstęp:
Dzisiaj dodam notkę od mojej koleżanki Villeiviant, która chce pisać bloga, który dzieje się w tym samym czasie i rzeczywistości co mój ale o Ginny. Komentujcie jak Wam się podoba, bo inaczej powiedziała, że nie napisze tego bloga, a to byłaby strata. Przepraszam też za siebie, że ostatnio było tak nudno ale musiałam napisać coś żeby móc później rozkręcić akcję. Miłego czytania.
Fajny pomysł, dwie aŁtorki w jednym opku!


Ginny siedziała nad muszląklozetową już piąty raz tego dnia. Dzieciątko wymiotami dawało jej o sobieznać.
Aaa, nie mamy spacji co...
Dziękuję za opis wymiotów Ginny. Czekam tylko na opis wymiocin.
-Jeżeli zaraz nie przestaniesz to schlam się w trzy dupy inaćpam cie do granic możliwości! – powiedziała z groźną miną wskazującpalcem-zwiastującym-niechybną-zagładę na pępek. (Ostre słowa matki do dziecka.) Nie wiedzieć czemu, dzieciaksię uspokoił. Widocznie, jak każdy, bał się niestabilnej emocjonalnie matki.Jej huśtawki nastrojów zaczęły się pierwszego dnia od poczęcia. Dlatego wiedziała że coś jest nie tak. Dziecko będące aż tak nadpobudliwe że jego emocje przechodziły na rodzicielkę? To bardzo mało prawdopodobne.
Może urodzisz antychrysta? 

Pani Potter rozmyślała gorączkowo nad sensem istnienia tych głupich ciążowych pierdół (jak ochota na kiszone z kremówką, wahania nastrojów,rozstępy i ograniczenie ruchów. Tylko większe cycki były nieznacznym plusem.)kiedy usłyszała dzwonek do drzwi.
Do większych piersi wystarczy soja, prawda Meo?
Soja i dobre geny :D

-Już idę!- krzyknęła i w tempie galopującego żółwia podpełzła pod drzwi. Nie dlatego że była taka padnięta, ona po prostu nie byław odpowiednim nastroju na szybkie przemieszczanie się. Odetchnęła głęboko kilka razy, po czym przykleiła na twarz sztuczny uśmiech jakim zawsze obdarowywała niechcianych gości. A akurat w tej chwili wszyscy byli niechciani.

-Ginny, prędko, weź najważniejsze rzeczy i się zbieramy!-krzyknął Harry, nie dając jej buziaka, którym zawsze obdarowywał ją po pracy.
Okropne, jak ona to przeżyje?! Chyba urodzi na miejscu.

-Coś się stało?- spytała zdziwiona. Tak naprawdę miała ochotę wrzasnąć „Ty h* je*ny, co ty sobie k*va myślisz?!?! Wpadasz do domu, niedajesz mi powitalnego buziaka? Ja ci zaraz…”  (Matko... coś czuję, że aŁtorka nie jest stabilna emocjonalnie i przekłada się to na jej styl pisania.) Ale stwierdziła że nie chce jej się używać aż tylu niepotrzebnych słów. Jej mąż zrozumiał jednak przesłanie.

-Wybacz, ale musimy się spieszyć. Dumbledore zwołał nagłąnaradę u Wesleyów…-
Witamy nową rodzinę? Weslaye. Miło was poznać.
-Pff… ja nie przejmuję się tym starym naciągaczem… Jak kochato poczeka!- spojrzała na mężusia spojrzeniem mówiącym ‘zakwestionuj moje słowaa nie zrobię z tobą w łóżku tego wszystkiego co zrobiłam ostatnio’ więc (niedziwne) prędko się poddał.
Padłam, leżę i nie wstaję.
Coraz bardziej mi się podoba ta nowa aŁtorka.
-Rób jak chcesz. Byle nie trwało to za długo…- westchnąłtylko i usiadł na kanapie.

Zadowolona dziewczyna zrobiła triumfalny gest i popełzła dopokoju, aby spakować najpotrzebniejsze rzeczy.
NIE KONTYNUUJ AUTORKO TEGO OPKA!
Była już "Ludzka stonoga", teraz będzie "Ludzka dżdżownica" albo "Ludzki ślimak".
                                         
                                                            ***
Cóż chcę wam ukazać tym pięknym podkreśleniem? Tak, to są spację, nie opcja "Wyśrodkuj" albo taby.
Pół godziny później Harry pił kolejną herbatę, przy akompaniamencie wrzasków jego przeuroczej małżonki.

-Haaaaaaaarryyyy!! Widziałeś może moją portmonetkę?-krzyczała z sąsiedniego pokoju.
Sprawdź w torebce, albo istnieje takie zaklęcie jak "Accio".

-Zabrałaś ją już. Jest w torebce!- odpowiedział z anielską jak na niego cierpliwością. Gdyby ktoś ze szkoły zobaczyłby go teraz, nie uwierzyłby własnym oczom. Oszlifował się troszkę pod pantoflem Pani Potter, niema co. Teraz był prawie kurą domową, która dzielnie znosiła humorki żony, już od bitych czterech miesięcy. Zdążył się przyzwyczaić, gdyż jak się okazało Ginny w ciąży była w łóżku o wiele przyjemniejsza niż uszczuplona wersja.
Super, nas to bardzo interesuje.

-No! Możemy już iść!- oznajmiła zadowolona pani domu i ruszyła raźnym krokiem ku drzwiom wyjściowym.

-Nareszcie!- westchnął Harry i pobiegł za żoną do ogrodu.

-Teleportujemy się, czy zaproponujesz mi romantyczny spacerek?- spytała dziewczyna, zalotnie trzepocząc rzęsami.

-Żartujesz? Mieszkają jakieś sto kilometrów stąd. I to skrótem.

-Dobra, jak widzę coś ci dzisiaj romantyzm nie leży…trudno.- pufnęła  dziewczyna i złapała goza łokieć.
BACH! TELEPORTACJA!



                                                           ***

-ŻE CO SŁUCHAM?!??!?! Hermiona co?!?!?!?- wydarła się Ginny.

-Spokojnie kochanie, już, spokojnie, nic jej nie jest. Siądźsobie. –uspokajał ją Harry.- Dumbledore, mogę cię prosić na słówko?- spytałkiedy jego żona już spokojnie siedziała i popijała resztki herbaty. Stary piernik ochoczo skinął głową i ruszył za nim w jakiś zaciemniony kąt.
Nie mógł jej od razu tego powiedzieć? Jej koleżanka została prawie zgwałcona, a oni sobie normalnie rozmawiają.

-Czy tobie do reszty odwaliło?!- głośno szeptał chłopak,równocześnie gestykulując.- Ona jest w ciąży! Nie może się tak stresować! A tymi tu wyjeżdżasz z tekstem ‘Hermiona jest teraz prawdopodobnie gwałcona’?!?!Odpier*liło ci?!?!- tym razem chłopiec-który-przeżył-dwukrotnie wybuchnął, niepotrafiąc powstrzymać złości.
Cały Harry. Łatwo wybucha, klnie i nie ma szacunku dla dorosłych.

-Oh, racja, wybacz. Przecież nikt nie chce aby poroniła a później zostawiła cię z żalu na mojej łasce… Tak byś musiał u mnie zamieszkać,w sypialni z niewiadomych przyczyn sąsiadującej z moją… I prawdopodobnie pewnego dnia mogłoby się tak zdarzyć, że niechcący wszedłbyś do mojego pokoju i zobaczyłbyś moje pięknie wyrzeźbione ciało greckiego boga. Wtedy zapragnąłbyś więcej i wszedłbyś by spędzić ze mną niezapomnianą noc…
Teraz widać, że Albus to gej.
*Meo, to nie jest kolejne yaoi, czytasz ich już wystarczająco dużo, do niczego nie dojdzie, naprawdę.* PORN ALERT!!!!
-CO?!?!- Tym razem Harry nie szeptał.

-Nic, nic… nie przejmuj się. Lepiej już wróćmy, bo inaczej twoja przecudna żona dostanie szału.- uśmiechnął się uroczo i ruszył w stronę salonu. Zdziwiony chłopak patrzył za nim jeszcze chwilę.

-Hermiona!!- usłyszał krzyk żony i prędko pobiegł sprawdzić co się stało.

                                                                                           Villeiviant

             

*postać Albusa jest przekoloryzowana, bo jest on przemęczony i był to złośliwy komentarz na jaki nigdy wcześniej sobie nie pozwalał. Po prostu czuje,że ma dosyć. – Madelaine
Zawsze może wrócić do grobu.

Tak oto dotarliśmy do końca dzisiejszej analizy. Czego chciał tajemniczy francuz-śmierciożerca? Do czego jeszcze posuną się Hermiona i Severus? to wszystko w następnej analizie!

3 komentarze:

  1. Nie wyrabiam. No normalnie...
    Czekam na dalszą część analizy tego opka.
    Genialne jesteście.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super. Po prostu genialne! Nie mogę się doczekać NN.
    Vee

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie no ta analiza... Buhahaha. Najlepsze było o Ginny, że to raczej autorka jest niestabilna emocjonalnie XD

    OdpowiedzUsuń