niedziela, 16 grudnia 2012

Luna, Draco i Śmierciożercy.

Dziś analizujemy pierwsze Dralune na blogasku. Skupimy się głównie na Lunie i jej dziwnych przygodach ze śmierciożercami. To dobra odskocznia po przygodach Hermiony, nieprawdaż? 
Uwaga! Jeśli wejdziecie w linka chrońcie oczy i przyciemnijcie obraz w monitorze! Oczojebne tło!

1. Podróż

Luna pakowała ubrania do torby. Po chwili usłyszała głos ojca:
- Córciu! Choć na dół! Śniadanie gotowe!
Zejście na śniadanie? Jest!
- Już idę tato! - Krzyknęła po czym zbiegła na dół. - Mmm, jak ładnie pachnie. - Powiedziała i zaczęła zjadać posiłek z talerza. Gdy skończyła, umyła naczynia i pobiegła po walizkę. 
Przyzwyczaiłam się, że aŁtorki piszą co było na śniadanie albo chociaż podają gdzie było jedzone.
- Jak dojdziemy na peron? - Spytała Luna.
- Siecią Fiuu. - Odpowiedział jej ojciec. Dziewczyna wzięła garść proszku Fiuu i wrzuciła do kominka. Zaczął palić się szmaragdowy płomień, do którego weszła i krzyknęła:
- Peron 9 i 3/4! - I zniknęła. Jej ojciec uczynił to samo. Po paru sekundach teleportowała się na miejsce. Ku jej zdziwieniu nie było jeszcze tłoczno.
Na peronie 9 i 3/4 był kominek?
- Masz jeszcze pół godziny. - Rzekł do niej ojciec na co kiwnęła głową. Nagle zobaczyła dwoje ludzi. Jedną z nich była kobieta, a drugim był blond włosy chłopak o rok starszy od niej. Miał czarne dżinsy i białą koszulę zapinaną na guziki. Włosy były rozczochrane co dodawało mu uroku. Po chwili znikną (Kto? Dziewczyna i chłopak?) za drzwiami prowadzących do pociągu.
Taa, nie ma to jak olać tą dziewczynę i dokładnie opisać chłopaka.
- Tato, ja już pójdę. Pa. - Dała mu buziaka w policzek.
- Będę pisać. - Powiedział ojciec i znikną (kto?!), deportując się (Po raz kolejny w blogasku ktoś sam się deportuje. Jak oni to robią? Sami wydają sobie nakaz i przysyłają do siebie policję?) do domu. Luna weszła do pociągu i weszła do pierwszego lepszego przedziału. Położyła walizkę i usiadła wygodnie na siedzeniu. Po paru minutach weszli Harry, Ron, Hermiona, Ginny i Neville.
To takie niesamowite. Wygodnie usiadła w siedzeniu!
- Cześć. - Powiedzieli chórem na co Luna też odpowiedziała tym samym.
Też odpowiedziała chórem?
Pociąg ruszył. Jechali w ciszy gdy naglę białowłosa  poczuła się słabo.
Jest w ciąży. 
- Muszę wyjść. Zaraz wrócę. - Wyszła na korytarz i poszła przed siebie. Szła powolnym krokiem. Stanęła przy oknie i wdychała świeże powietrze.
- Co ty tu robisz Lovegood? - Spytał dobrze znany jej głos. Odwróciła się w jego stronę (w stronę głosu?) i powiedziała
-  Stoję i wdycham. Nie widać?
- Widać. - Odgryzł się jej Malfoy.
Aż się jej wgryzł w skórę.
Raczej jej coś odgryzł.
- Nie idziesz na zebranie prefektów? - Spytała.
- W pociągu?
- Zaraz idę.
- To idź. - Wróciła do przedziału i zaczęła czytać "Żonglera".

2. Nocny koszmar i spotkanie

Luna szła po ciemnych błoniach. Nie słyszała nic oprócz sów i innych nocnych zwierząt (inne nocne zwierzęta czują się obrażone). Nie wiadomo czemu szła w stronę zakazanego lasu. Gdy do niego weszła poczuła dreszcz przerażenia. Szła dalej. Ujrzała, że ktoś leży na ziemi zakrwawiony. Podbiegła do tej osoby i starannie odkryła twarz z jego blond włosów.
Nie wiesz dlaczego gdzieś idziesz, gdy jesteś na miejscu czujesz dreszcze przerażenia, a pomimo to idziesz dalej, hmm... Jesteśmy w horrorze?
- Draco? - Spytała przerażona. On coś tam mrukną (kto?) w stylu "To pułapka". Nagle ktoś złapał ją od tyłu.
- Ratuuunkuuu!!! Poooomoooocyy!! Pedooofil! Gwałciciel! Na pooomoc!
- Drętwota! - Znała ten głos. Bellatrix Lestrange. Stała nad nią i śmiała się zwycięsko.
- Hahahahehehe huehueheue hehuhehuhe.
Jak się śmieje zwycięsko?
- Och, Bella już ją masz. - Drugą osobą był Lucjusz Malfoy. Podszedł do swojego syna Dracona i szeptał jakieś zaklęcia, po których wstał cały i zdrowy.
- A teraz zajmij się nią. - Bellatrix rzuciła Lunę przed Lucjusza.
- Crucio! - Krzyknął.
Luna uciekaj!

Luna siedziała na łóżku zdyszana. Oddychała szybko i ścierała pot z twarzy.
- Boże, co za koszmar. Jak można w trzeciej osobie liczby pojedynczej czasu przeszłego gubić "ł" na końcu? - Mruknęła cicho by nie obudzić innych dziewczyn. Spojrzała na zegarek. Była 2.56. Wstała i machnięciem różdżki przywołała szlafrok. Wyszła z dormitorium i weszła do sali wspólnej.
Ona wyszła i weszła.
Popatrzyła na ogień dogasający w kominku. Wyszła z wieży Rawenclavu i kierowała się do łazienki.
Wyszła, weszła, wyszła. Interesujące życie.
Szła powoli po ciemnych schodach. Usłyszała kroki. Chciała już schować się za kolumną, ale ktoś złapał ją za nadgarstek.
- Co ty tu robisz Lovegood? - Spytał Malfoy.
Od kiedy Malfoy'a obchodzi Luna?
- Idę do łazienki. - Odpowiedziała.
- O tej porze?
- No, a co? Miałam się zlać w łóżku?
- Byłoby fajnie.
- Dla ciebie. - Luna już odwróciła się i chciała iść kiedy on odwrócił ją szybko w swoją stronę. Byli bardzo blisko siebie. Tak bardzo, że ich czoła dotykały się.
- Już idziesz, Luna? - Spytał ironicznie się uśmiechając.
- Nie, wiesz? Zsikam się tobie na buty.
- Minus 5 punktów dla Rawenclavu za pyskowanie.
- Jak ja nienawidzę tego, że jesteś prefektem. - Jednym szybkim ruchem wyrwała mu się i poleciała w stronę łazienki.
Nie ma to jak konwersacja o moczu. 
Ja tam zwykle orzekam to na całe kino:
- Koniec tej imprezy! Muszę siku! 
Reżyserzy filmowi nigdy mnie nie słuchają, film kończy się 20 minut później.

3. Wierzba Bijąca i szpital
Niech zgadnę Malfoy'owi coś się stało, może Luna zlała mu się w końcu na te buty.

Następnego dnia Luna unikała Draco jak ognia. Nawet na obiedzie chowała się tak by jej nie zauważył. Nadeszła przerwa obiadowa. Luna i jej koleżanki Tiffany, Veronica, Ginny i Mandy poszły na spacer. Szły wygładzoną ścieżką prowadzącą do domu Hagrida.
- Ej, Tif (Skrót od Tiffany) (geniusz) masz może czekoladowe żaby? Mam taką ochotę na nie. - Luna pogładziła się po brzuchu
Ona w ciąży jest?
Mówiłam!
- Jasne. Mam kilka w torbie. - Powiedziała Tiffany i dała każdej po jednej. Jadły sobie spokojnie.
- O nie. Ślizgoni. - Powiedziała trochę zła Veronica. I rzeczywiście. W ich stronę szła grupa ślizgonów z Draco na czele. Oczywiście nie zabrakło tam Pansy, Zabiniego, Crabbe i Goyla.
Powtórzę pytanie. Od kiedy Dracona obchodzi Luna?
- Proszę, proszę. Kogo my tu mamy? - Spytała irytująco Pansy.
- Czego chcesz Parkinson? - Spytała oburzona Mandy. Nie zdążyła ugryźć się w język.
- Oho! Minus 10 punktów dla Rawenclavu za takie odzywki. O i jeszcze minus 15 za to, że Luna gapi się na mojego Dracusia! - Wydarła się Parkinson i wyciągnęła w stronę Luny różdżkę.
Witamy w przedszkolu.
- Ja wcale nie .... - Luna nie dokończyła bo Pansy zaatakowała.
- Experiallmus! - Luna odleciała w powietrze i wylądowała tuż przy Bijącej Wierzbie.
Czyli nie nasikała na buty, w dodatku nie umie się bronić.
Bójka czarownic o chłopaka musi być taka interesująca.
- Expe...
- Drętwota!
Te zwroty akcji, rozdzielanie siłą, rozcięte wargi i łuki brwiowe...
- Stać! - Krzyknął Draco. Białowłosa nie zdążyła wstać, bo jedna gałąź drzewa poderwała ją do góry i zaczęła miotać w lewo i prawo. Uderzała cały czas w jej pień gdy nagle straciła przytomność. Jedynie co ujrzała blond włosy nad sobą i pomyślała:
-"To na pewno Tiffany".
Akurat, to na pewno Draco.

- Dajcie ten eliksir! - Usłyszała Luna powoli się budząc. To był profesor Fitwick. Powoli podniosła głowę i ujrzała długie rzędy łóżek i białe ściany.
- Och, panna Lovegood. Wypij to. - Pani Pomfrey dała jej jakiś eliksir o smaku śluzu ślimaków (skąd wiedziała jak smakuje śluz ślimaków?). Luna od razu się wykrzywiła. Koło jej łóżka siedziała Tiffany.
- Dziękuję. - Szepnęła jeszcze słaba Luna.
- Za co? - Spytała Tif.
- Przecież mnie uratowałaś.
- Ale to nie ja.
- To niby kto?
- Wiesz, że jestem w szkole od niedawna i nie znam wszystkich imion. To był jakiś chłopak. Ja na prawdę chciałam Ciebie zabrać czarami, ale on nikomu nie pozwalał i zaniósł cię do szpitala. Potem siedział i przeklinał pod nosem na tą, jak ona tam? Pansy Parkinson.
Nie znasz Malfoya? Tyle tracisz!
- Jak wyglądał?
- Miał piękne stalowe oczy i blond włosy. To ten co stał na czele tych ślizgonów.
- Draco Malfoy .... - Szepnęła nie dosłyszalnie Luna.
Ach, Dralune.

4. Podziękowania

Luna wyszła ze szpitala w sobotę rano. Poszła do dormitorium i wyciągnęła kawałek pergaminu. 
Kochany tato!
Tak jak ci obiecałam, że będę pisać do ciebie jak się czuję. O tuż, niedawno zostałam pobita przez Wierzbę Bijącą i nie czuje się najlepiej. Dobrze, że w porę trafiłam do szpitala. Odpisz.
 Twoja Luna.
Ale długi, wzruszający list.
"Kochany tato
Zostałam pobita przez bijącą wierzbę.
Twoja Luna"
Blond włosa schowała list do koperty i pobiegła na wieżę gdzie przesiadywały sowy. Gdy wbiegała po schodach, napotkała Pansy.
Pomijając wszystkie błędy ortograficzne aŁtorki. Luna już nie jest białowłosa? 
- Gdzie tak lecisz Lovegood? - Spytała.
- Na wieże. Nie widać? Pospiesz się, bo mi skrzydła odpadną! - Odpowiedziała Luna.
- Minus 20 punktów dla Rawenclavu!
- Pansy! Zostaw ją! - Krzyczał wbiegający po schodach Draco. Pansy stała wściekła i zbiegła do niego. Ten szepną jej coś na ucho i rozeszli się. Malfoy podszedł niej.
- Cześć. - Powiedział i leciutko się uśmiechnął.
- Hej. - Odpowiedziała smutno.
- Jeśli chodzi o te punkty to sprawa jest nieaktualna. - Powiedział i przywiązał swój list do jakiejś sowy. Luna zrobiła to samo.
- Draco ... - Zaczęła.
- Hm? - Spytał.
- Dziękuję.
- Za co?
- Uratowałeś mnie. - Luna zaczęła iść w jego stronę. Ten stał cały czas w miejscu i tak jakby czekał.
- Ach, taka tam drobnostka. - Powiedział.
- Dla ciebie. Dzięki. - Poszła.
Jak słodko.


Była już 18.00. Luna siedziała sama nad jeziorem i rozmyślała. Usłyszała czyiś głos
- Często tu jesteś? - To była Bellatriks. Luna poderwała się z miejsca. Nagle z krzaków wyłonili się inni śmierciożercy wraz z Lucjuszem Malfoyem.
Znowu jakiś dziwny sen?
Nowa postać!!


5. Atak

Przerażona Luna patrzyła na czarne postacie wyłaniające się z krzaków. Poczuła, że nigdzie w kieszeniach nie ma różdżki. (Poszła do Zakazanego Lasu bez różdżki?!) Zaczęła krzyczeć.
- Petrificus totalus! - Bellatrix sparaliżowała ją całkowicie. Biało włosa wydała z siebie tylko cichy pisk.
- Crucio! - Tym razem był to Lucjusz Malfoy. Śmiał się szyderczo gdy patrzył jak Luna wije się z bólu w środku, bo była sparaliżowana.
- Teraz ja! - Powiedziała Bella.
- Proszę bardzo. - Lucjusz puścił zaklęcie.
- Crucio! - Kolejny ostry ból w kościach Luny. Nagle kolejna postać szybko wyłoniła się z krzaków.
- Draconie, co ty tu robisz? - Spytał Lucjusz.
- Przyszedłem jej pomóc! - Powiedział i podbiegł do Luny.
- O nie, nie. Crucio! - Draco leżał obok niej i wił się z bólu. Nagle ... ciemność.
Luna co ty jesz przed snem?

Luna otworzyła oczy. Nadal była nad jeziorem. Nie miała siły wstać. Był ranek. Obok niej leżał Draco. Usłyszała krzyki:
- Luna!! Draco!! Gdzie jesteście??!! - To byli nauczyciele. Byli niedaleko na błoniach. Dzieliło ich zaledwie kilka krzaków i drzew, które całkowicie zasłaniały ją i Draco. Spojrzała na kieszeń Malfoya. Była tam różdżka. Dziewczyna wyciągnęła w jej stronę rękę. Udało się. Trzymała ją w dłoni. Resztkami sił wystrzeliła w niebo gwiazdy. Po chwili byli już z nimi nad jeziorem.
- Boże! - Wykrzyknęła Pomfrey. Byli tam prof. Fitwick, McGonagall, Tiffany, Veronica i Pomfrey.
- Kto wam to zrobił? - Spytała prof. McGonagall.
- Ś-ś-śmierciożercy. - Wymamrotała ledwo Luna.
Ej to nie był sen! O co tu chodzi?
Wut da fuq? 



6. Szpital

Białe ściany odbijały promienie słoneczne. Białowłosa otworzyła oczy. Całe jej ciało przeszywał ból związany z wydarzeniem z przed kilku godzin. Rozejrzała się po sali.
- Gdzie ja jestem? - Spytała sama siebie.
- W skrzydle szpitalnym. - Odpowiedział jej głos z drugiego łóżka.
- Draco?
- No tak.
- O Boże. Ty tu leżysz przeze mnie! - Luna wbiła głowę w poduszki. Ten podszedł do niej i położył dłoń na ramieniu.
Po co ktoś atakował Lunę i o co chodzi Draconowi?
- Nie raz dostawałem od taty Cruciatusem. Raz tak nabroiłem, że gdyby nie mama krzyknął (jego matka to facet?! Ale fajnie! Mogę sobie sama postawić przecinek. Albo mama będzie mężczyzną, a reszta zdania bez sensu, albo będzie wszystko logiczne! Wybieram opcję pierwszą!)  by zaklęcie uśmiercające. - Luna popatrzyła na niego z żalem w oczach. Usłyszeli skrzypienie drzwi.
Mówiłam, że horror.
- Lepiej się połóż. Pomfrey tu idzie. - Po tych słowach pielęgniarka weszła do sali.
- Och! Już nie śpicie. - Wyjęła z kieszeni kilkanaście flakoników z eliksirami. Po serii okropnych leków położyli się na łóżkach. Luna popatrzyła na Draco, który wpatrywał się w sufit. W jej głowie brzmiało pytanie, które mu właśnie zadała.
- Czemu to zrobiłeś? - Spojrzał na nią spokojnym wzrokiem. Jego odpowiedzią było milczenie. Patrzyli sobie w oczy. Białowłosa miała w uszach jedno pytanie "Czy on przypadkiem nie wyprzystojniał? Jeśli to od cruciatusów to będę zmuszona rzucić to zaklęcie na niego raz dziennie." Uśmiechnęła się do siebie i wstała. Podeszła do niego i nachyliła się nad nim. Pocałowała go lekko w usta i powiedziała:
- Dziękuję. - Wróciła na łóżko i zasnęła. Śniła o blondynie ze stalowo-niebieskimi oczami ...
Pocałunek już szóstym rozdziale. Szekszownie.

7. Szpitał cz.2

Od aŁtorki:
Cześć! Sorry, że długo nie pisałam (prawie 3 tygodnie xD) ale to z braku czasu. Mam teraz dużo na głowie (to zapewne włosy) i jakoś tak wyszło. No, a teraz ta upragniona notka.
-----------------------------------------------------
Minęły dwa, długie dni od kiedy Luna trafiła do szpitala. Była bardzo zmęczona. Kiedy tylko zamknęła oczy ktoś wparował do Skrzydła Szpitalnego.
Uciekajcie! Ktoś was chce otruć jakimś gazem! 
- Dracusiu! Co ci jest? - Piskliwy głos Pansy rozległ się po sali.
- Nie mów tak do mnie, Parkinson! - Warkną Platynowłosy. Dziewczyna usiadła obok niego łapiąc za rękę, którą bardzo szybko wyrwał.
Biało włosa Luna, ale Draco jest platynowłosy. Jak można tak ortograficznie dyskryminować kobiety?
- Muszę wyjść. Panie Malfoy, Panna Parkinson zostanie tu z tobą dla towarzystwa. - Rzekła Pomfrey, nakładając płaszcz.
- Nie! Ja... ja mam tu towarzystwo. - Spojrzał wymownie na Lunę, która mimowolnie się uśmiechnęła.
- No dobrze. - Pielęgniarka wyszła z sali, a za nią Mops. Chłopak wbił głowę w poduszki. Błoga cisza zmusiła Białowłosą do zamknięcia oczu i oddalenia się do świata snu...
A teraz dyskryminujemy mężczyzn! Luna jest Białowłosa, Draco tylko platynowłosy!
- Myślisz, że ona nas słyszy?
- Nie ani trochę. Tak tylko dziwnie się na nas patrzy.
- Cii. Jeszcze ją obudzisz! - Luna otworzyła oczy. Zobaczyła Ginny i Hermionę siedzące przy jej łóżku.
- O! Już wstałaś! - Na twarzy Rudzielca pojawił się uśmiech.
- Kiedy wychodzisz? - Spytała Miona.
- Nie wiem. Możliwe, że jutro ale nie ma pewności. - Odpowiedziała Luna. Zapadła cisza, którą przerwał jakiś bulgot.
- Co to? - Spytała Gin.
- Ja... Głodna jestem. - Powiedziała Białowłosa.
- Wzięłam to dla ciebie ze śniadania. - Ginny wyjęła z torby kilka tostów i flakonik z sokiem dyniowym.
- Dzięki. - Resztą wieczoru, dziewczyny zajęły się jedzeniem i plotkowaniem.
Czym niby innym zajmują się dziewczyny?


I tak oto koniec blogaska. AŁtorka skończyła na 7 krótkich rozdziałach. Dziewczęta zostały po wieki w szpitalu razem ze śpiącym Draconem, a my z ciekawością jak potoczyłaby się dalej ich miłosna historia.

5 komentarzy:

  1. No nareszcie koniec Hermiony Riddle XD
    Rzygałam już jej idealnym światem XD
    Dobra analizaaa :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślałam że poszczam się komuś w buty xD No bez przesady... Ale dobre to jest :D Genialna analiza przypomina mi trochę komentarze Saharyny do "Płomienia miłości" na mirrielu... Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zwykle, genialna notka. :D
    http://hogwartmoimdomem004.blog.pl/ - Oceńcie! XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń