Dzisiaj na naszym blogasku Romione. Przed nami duuużoo akcji, więc bez zbędnych opisów przejdźmy do czytania ;)
[001.] Mówiłem ci, że cię kocham..?
Zapewne tak, ale to chyba na fb.
25 Wrzesień 2011
28 marca 1992r.
Dwójka młodych czarodziejów przesiadywała podczas jednej z kilku przerw między lekcjami na murkach w szkole. Jeden opierał się, siedząc, o wysoki łuk, przyciskając ręką jedną nogę do swojego torsu, drugi czarodziej zaś siedział z założoną zgrabnie nogą na nogę.
Tak, kogo nie kręcą nogi i tors, uwielbiam takie opisy.
Ktoś mi powie jak wyglądał ten pierwszy?
- Hermiona?
- Tak? – zapytała cicho dziewczynka siedząca obok rudego chłopca wlepiającego w nią wzrok przez dłuższy czas. – tak? – powtórzyła pytanie wpatrzona w ciemne kafelki pod jej stopami.
Od oczu do kafelek.
- A ty, ty jakich lubisz chłopaków? – zapytał nieśmiało Ron wciąż gapiąc się na przyjaciółkę.
- Och, Ron. Wolę dziewczyny – westchnęła głęboko Hermiona. – Sarah cię polubi, zobaczysz, bądź po prostu sobą. – oznajmiła pogodnym głosem.
- Nie sądzę, by polubiła mnie, jakbym był sobą tym bardziej. Boję się do niej zagadać, właśnie dlatego. – podniósł jeden kącik ust, robiąc tym samym jedną ze swoich znanych ‘każda na inny humor’ min, lecz Granger nie wiedziała jak odczytać tą. Zmarszczyła tylko czoło.
- Wiesz co Ron, jesteś świetnym chłopakiem. Wiem, bo znałam wielu mugolskich chłopców, wiec nie mówię tego specjalnie, bo jesteśmy przyjaciółmi. (No nieźle czyli Ron jest mugolem?) – teraz i ona spojrzała na niego, widząc jednak, że on również na nią patrzy speszyła się i odwróciła małą główkę w drugą stronę. Młody Gryffon natomiast oblał się rumieńcem. (Jaki gryfon? Toż to mugol!) – mówię prawdę, przysięgam.
Weasley odetchnął. Słowa jego przyjaciółki znaczyły dla niego bardzo dużo, dlatego uwierzył w nie, mimo tego, że według niego były tylko dla pocieszenia go i wsparcia. Jednak pomogły mu. W duchu czuł wielką ulgę.
- Ciekawe czy Harry już skończył. – Hermiona zmieniła temat.
W odpowiedzi na jej ‘zastanawianie się’ gdzie jest Potter Weasley machnął lekko rękoma w geście, że nie ma pojęcia.
Zamilkli.
Wiatr w tej chwili powiewał ich bujne włosy.
On nadal się na nią patrzył, patrzył, patrzył i patrzył, patrzył, patrzył, patrzył, patrzył oraz patrzył, patrzył, patrzył. Mimo dosyć krótkiej znajomości zdążyły mu się już spodobać jej jasne loki.. Bardzo. Teraz nawet śmiesznie bawiła się palcami.
Jakiej krótkiej przyjaźni? To który to rok?
Pierwszy lub drugi.
Oboje nie wiedzieli co powiedzieć, jedno i drugie zajęci zupełnie czymś innym, jak zawsze, w końcu byli inni, różnili się nie tyle, że wyglądem, również charakterem.
Ale podobno przeciwieństwa się przyciągają, co nie?
Tak.
2 lipiec 1998 r.
Minęły całe dwa miesiące po bitwie stoczonej w Hogwarcie, kiedy to po raz ostatni Harry Potter zniszczył Voldemorta. Zamek udało się w pełni odbudować, dzięki pracy wszystkim zaangażowanym w walkę. Oczywiście przy użyciu czarów.
Nie przy pomocy murarzy?
Od ponad miesiąca rodzinie Weasley’ów dopiero udało się powoli zacząć zbierać po śmierci jednego z synów, Freda. Nikt szczególnie nie okazywał po sobie swojej rozpaczy i tęsknoty. Nie chcieli o nim zapomnieć, po prostu nie potrzebne było wyżalanie się wzajemnie. Brat bliźniak George’a został pochowany wraz z innymi umarłymi w tym czasie w Hogsmeade, na cmentarzu.
Nie rozumiem, oni się użalają w domu, a w Hogsmeade trwa pogrzeb Freda?
Ciepły, sierpniowy wieczór, pole wokół Nory. Idealny czas i miejsce na spędzenie go razem. – Równe osiem tygodni bycia parą. – pomyślała dziewczyna, po czym westchnęła. Objęta ramieniem, wtuliła się mocniej w jego tors.
Znowu w tors, jednak niektóre rzeczy się nie zmieniają.
- Za chwilę słońce zacznie zachodzić. – oznajmił piegowaty chłopak. Zaczął powoli wstawać, otrzepał się i spojrzał na brązowowłosą.
- Pomóc? – nie czekając na odpowiedź, schylił się i złapał dziewczynę za dłoń, ona również wstała i otrzepała się. Stanął blisko niej, tak, że ich nosy stykały się. Spojrzał w jej ciemne tęczówki, robiła to samo. W końcu, nadal nie odzywając się, zbliżyła swoje usta do jego i zamknęła delikatnie powieki. Długo nie musiała czekać na jego ruch. Pocałował ją namiętnie, jak najlepiej potrafił. Hermiona odwzajemniła pocałunek. Ron zawsze wiedział jak prowadzić. Badał wnętrze jej ust (suchar analizującej: badać to można co innego, hehehehe), a później ich języki bawiły się ze sobą. (To jest obrzydliwe, oni sobie grzebią w ustach językami blee) Dziewczyna tylko starała się dorównać jego krokom i umiejętnościom, mimo to z nim było jej tak dobrze podczas pocałunku, wiedziała, że jemu też. Miał przecież satysfakcję, że jest w tym górą. Jednakże, oboje za każdym razem czuli wzajemne uczucie miłości jakim się darzyli, trwałym i prawdziwym. To było wspaniałe. Przerwał. Brązowowłosa otworzyła oczy, wpatrywał się w nie nachalnie Ronald.
Składnia pierwsza klasa.
Myślą o sekszeniu się, mogę się założyć!
- Zjeść mnie chcesz? – zapytała. Zachichotała.
Tu również.
- Zwariowałaś? – zapytał poważnym tonem, nie zauważając w jej słowach żartu.
- Chodźmy się przejść, co? Skoro i tak już wstaliśmy.. – odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie zrezygnowana.
Chłopak westchnął i ruszył za brązowowłosą. Kiedy już szedł koło niej, złapał ją za rękę i mocno ścisnął.
Szli, nasłuchując dźwięków wydawanych przez ptaki i letni wiatr, razem były bardzo dobrym i przyjemnym połączeniem.
Ach aż to zepsuć, sama natura układa i romantyczny obraz.
Weasley przystąnał, tym samym jego dziewczyna. Stanął przed nią.
- Właśnie, przypomniało mi się coś.. proszę. – Ron wyciągnął z tylnej kieszeni płaski pakunek i podał Hermionie, wyciągając rękę i kładąc na jej dłoń.
- Chyba mi wysiedziałeś ten prezent, za bardzo. – zachichotała patrząc na podarunek od Rona, a później na niego.
- No otwórz. – pośpieszał ją chłopak.
Dziwny ten Ron, psuje tylko te słodkie momenty.
Nie przekomarzając się już, brązowowłosa otworzyła pakunek, wolno włożyła do niego dwa palce i wysunęła łańcuszek. Oboje spojrzeli po sobie, rudzielec oblał się szkarłatnym rumieńcem i zrobił swoją znaną minę, tym razem opisującą niepewność i zawstydzenie.
Złoty naszyjnik wisiał na jej wskazującym palcu odbijając promienie zachodzącego już słońca. Był śliczny, na cienkim łańcuszku wisiało złote serduszko niewielkich rozmiarów. Położyła go sobie na drugą dłoń, którą zamknęła w pięść. Znów spojrzała na Weasley’a, a ten na nią.
- Dziękuję. – szepnęła i posłała mu lekki uśmiech. Chciało jej się płakać. Ona nic dla niego nie miała. W miesięcznicę nic sobie nie dali, teraz też nie zamierzała, bo co to tylko dwa miesiące bycia razem.. Jednak dla kogoś te kilka tygodni było i tak czymś co uważał za ważne.
Coś takiego jak miesięcznica istnieje? Ci ludzie w związkach nie bankrutują?
- Wybacz, jeśli ci się nie podoba, ale tak a pro po (Czemu ludzie nie umieją pisać tego słowa? Może czasem warto sprawdzić w słowniku czy wyszukiwarce!), on się otwiera . – powiedział Ron, sądził, że Hermiona nie jest zachwycona prezentem. Wziął z jej dłoni naszyjnik i lekko rozszerzył szparkę (Szparkę? Porn alert?), przedzielającą serduszko w pół. Wtem Hermiona zobaczyła coś, przez co nie mogła powstrzymać łez. W środku było ich zdjęcie. Siedzieli na ławce, we trójkę, razem z Harry’m. Uśmiechali się. Najbardziej jednak w oczy rzucał się jej rudy chłopak, którego płomieniste włosy wspaniale komponowały się z śnieżnobiałym śniegiem w tle. – W Hogsmeade, niedawno przed balem. Mieliśmy po.. 14 czy 15 lat? Ginny zapewne zrobiła nam to zdjęcie. - pomyślała i wtuliła się w chłopaka. Ten niechcący upuścił podarunek na ziemię. Nie przejął nim, również objął swoją ukochaną.
Ron jest biedny wydał pieniądze na łańcuszek, a ten już zniknął, ale nasza Hermiona zamiast cieszyć się z prezentu i zacząć go szukać woli się przytulać!
- Podoba, Ronaldzie, bardzo mi się podoba. – oznajmiła, nadal łkając. Rudowłosemu nie ulżyło jednakże w duchu, bo czemu płakała? Nie umiał pojąć, jak bardzo Hermiona jest wrażliwa.
***
Wieczorem byli już w domu, oboje zjedli kolację i gotów i byli pójść spać. Ron i Harry siedzieli w pokoju Weasley’a, grali w szachy czarodziejów, które znaleźli przypadkowo. Hermiona zaś siedząc obok lezącej do góry brzuchem Ginny, opowiadała jej dzisiejszą ‘randkę’ z bratem przyjaciółki :
- Nie mogę uwierzyć! Mój brat, rodzony brat, kupił swojej dziewczynie naszyjnik, z SERCEM! – krzyczała zaskoczona Ginevra trzymając go w dłoni i przyglądając się uważnie. – ej, a skąd on w ogóle miał to zdjęcie..? Wiedziałam, wiedziałam, że mi grzebie w rzeczach, paskuda jedna!
- Ciii! Nie musisz tego tak głośno przeżywać.. nie gadaj takich głupot i nie przesadzaj, na pewno któryś z twoich braci daje równie piękne prezenty swoim ukochanym osobom. – starała się wytłumaczyć daną sprawę brązowowłosa.
Hermiona jeden z jej braci nie żyje, więcej taktu.
- Sama w to nie wierzysz, Hermiono! – oznajmiła Ginny. – nawet mój tata na każdą rocznicę ślubu kupuje mamie nowy, większy od pozostałych garnek na obiady.. – po czym dodała załamanym głosem i odłożyła złoty łańcuszek na szafkę nocną przy swoim łóżku.
Ginny chcesz jej ukraść ten łańcuszek?
- Więc co chcesz mi przez to powiedzieć?! – zapytała Granger unosząc głos. – że..
- Że zawsze wiedziałam o tym, iż moi bracia są DZIWNI. – powiedziała rudowłosa z naciskiem na ostatnie słowo z jakimś zrezygnowaniem. Spojrzała na soją przyjaciółkę i odkręcając się w drugą stronę poszła w stronę drzwi wyjściowych. Otwierając je spojrzała jeszcze na brązowowłosą i głośno odetchnęła. Wyszła. Hermiona została sama w pokoju. Nie próbowała zatrzymać przyjaciółki.
Nie rozumiem, poszła płakać za Fredem?
- Czy ona aby nie jest zazdrosna? – zadała retoryczne pytanie.
O brata?
Postanowiła również wyjść z tego pomieszczenia, nie miała ochoty w nim przebywać samotnie. Wspięła się po schodach i była tuż przed pokojem Rona. Bez pukania weszła do środka.
- Hej! – powitała chłopców siedzących nad szachami. Zamknęła powoli drzwi i podeszła do jednego z graczy.
- Widzieliśmy się już, ale : cześć. – odpowiedział jej czarnowłosy i spojrzał na swoją przyjaciółkę, po czym znów skupił swój wzrok na planszy.
Westchnęła, podeszła od tyłu i położyła dłonie na karku Weasley’a. Ten nawet nie zwrócił na nią uwagi.
Jak to zakochany do szaleństwa chłopak.
- Nie było tu Ginny? – zapytała. Koniecznie chciała sprawić, żeby zaczęli zwracać na nią większą uwagę.
- Nie. – odpowiedzieli z chórem gracze.
- Mhm.. a długo gracie? – nadal próbowała.
- Od niedawna. – znów odpowiedzieli chórem.
- Ja nadal nie umiem grać w szachy, nawet mugolskie.
- Aha. – oboje wpatrzeni w szachy, myśleli jaki ruch wykonać.
- Miłej gry.. – powiedziała. Zrezygnowana udała się w stronę wyjścia.
- Idziesz już? – odezwał się w końcu rudowłosy. Wstał z krzesła i podszedł do niej.
- Tak, gracie, nie będę wam przeszkadzać. – już złapała klamkę, gdy szybkim ruchem chłopak złapał ją za dłoń i przyciągnął do siebie.
- Wcale tego nie robisz. – oznajmił zatapiając swój wzrok w orzechowych oczach Hermiony.
- Och, Ron, nie dość, że ciągle wygrywasz, to jeszcze teraz przerwałeś, gdy szło mi naprawdę dobrze.. – jęczał załamany Harry.
A to podstępna wiewiórka płci męskiej!
Jednak Weasley się nim nie przejął, złapał ukochaną za rękę i usiadł na swoim łóżku. Dziewczyna usiadła mu na kolanach.
- Dobra, to ja pójdę do Ginny. – oznajmił Potter przyglądając się przyjaciołom. – Hermiono, gdzie ona jest?
- Właśnie nie wiem, myślałam, że będzie tutaj, ale.. – pomyślała chwilę i dodała. – jej nie ma. – nie przychodziło jej nic innego do głowy niż pokój Rona oraz Harry’ego. Zawsze tu przesiadywała ze swoim chłopakiem.
- No nic, idę jej poszukać. – powiedział i wyszedł w dosyć szybkim tempie. – A! – nagle jego głowa znalazła się w drzwiach. – nie myśl sobie, Ron, że teraz udało ci się wymignąć z przegranej, jeszcze zobaczysz. – pogroził palcem Wybraniec po czym jego twarz zniknęła, a drzwi mocno trzasnęły. Weasley zmarszczył czoło i beztrosko zapytał :
- Chciałaś coś, że przyszłaś?
- Nie, przyszłam bez powodu, chociaż.. – przerwała na chwilę i zagłębiła wzrok w morskich oczach. – po prostu nie chciałam siedzieć sama, a spać mi się jeszcze nie chce.
Eee, więc będziecie grać w karty?
Rudowłosy uśmiechnął się. Objął brązowowłosą i zatopił swoje usta w jej.
- Nieźle. – podsumowała. Po raz pierwszy raz powiedziała mu, że dobrze całuje. Chociaż już wcześniej oboje to zauważyli.
Ronald lekko się zarumienił.
- Mogę powtarzać tę czynność kiedy chcesz. – oznajmił. Położył delikatnie dziewczynę na łóżko i podpierając się nad nią rękoma o krawędzie łożyska (Jej łożyska? Ona była w ciąży?) powtórzył pocałunek. Teraz liczył się tylko on.
Kiedy przerwali Ron położył się koło Hermiony, leżąc myśleli o przeróżnych rzeczach. Trzymali się swoje dłonie.
Uffff.
- Nie lubię, gdy Harry jest sam na sam z Ginny. – powiedział z wyrzutem chłopak. Na co Granger wybuchła śmiechem. – no co? – zapytał zdziwiony Ronald i wywołał jeszcze głośniejszy śmiech swojej dziewczyny.
Patrzył się jak rozbawiona kuli się. Podniósł jedną brew. Czekał aż coś powie. Hermiona, gdy się już powoli opanowywała starała się normalnie odpowiedzieć na jego wyżalenia :
- Nie no, Ron.. – przerwała, odchrząknęła widząc jego groźny wzrok i oznajmiła w miarę możliwości, poważnie – twoja siostra jest już dorosła, jeżeli nie zauważyłeś. Wie co robi, a Harry’ego znasz, wiesz, że o nią dba i nic głupiego nie zrobią. W sensie, że co mają robić?
- Wale nie jest dorosła! I to moja siostra! Muszę się martwić! – krzyczał podnosząc się. Usiadł na krześle, blisko łóżka, przypatrując się brązowowłosej z wyrzutem.
Ron ma dwie siostry? Ginny i Wale?
- Zauważyłam. Nigdy nie przestaniesz się wtryniać w jej życie prywatne, co?
- No wiesz? Ja, ja tylko chcę, by nikt jej nie skrzywdził.. – te słowa znów wywołały śmiech u Granger. Tym razem Ron wstał i nic nie mówiąc, wyszedł z pokoju.
- On sam nigdy nie dojrzeje. – powiedziała do siebie słysząc jak schodzi po schodach. Również wstała i udała się powolnym krokiem do pokoju Ginevry, nikogo w nim nie zastała. Ziewnęła i padła na swoje łóżko.
- Dobranoc. – szepnęła do siebie i chwilę potem już spała.
Och, niech się to słodkie Dramione schowa przed moim stukniętym i niezrozumianym Romione!
***
Śniadanie!!!!!!!! Wstawać śpiochy, ile można wołać?! – darła się, już od ponad pół godziny pani Weasley stojąc na samym dole przy schodach.
- Już, już mamo, nie mogłaś zrozumieć, że ubierałyśmy się? – Ginny zadała pytanie, na które i tak nie oczekiwała odpowiedzi. Jednak została obdarowana groźnym spojrzeniem od matki, schodząc ze schodów z Hermioną.
- A chłopcy? – zapytała po chwili rudowłosa kobieta.
- IDZIEMY! – nagle krzyknął Ronald.
- Mamo, a George dziś je z nami śniadanie? – zapytała Ginny.
- Nie.
- Ale on już w ogóle nas nie odwiedza, w ogóle!
- Wiem, i za każdym razem mówi, że ma coś ważnego do załatwienia.
- Ta sama, marna wymówka, a przecież my też cierpimy z powodu śmierci Freda, ja byłam na przykład jego siostrą i nie unikam was. – oburzyła się mocno najmłodsza Weasley’ówna (A George był na przykład jego bratem bliźniakiem i nie odstępowali się na krok) i znów matka na nią groźnie spojrzała, odpowiadając krótko :
- Córciu, widzę, ale ty nie masz własnego mieszkania, musiałabyś siedzieć cały czas w pokoju albo znaleźć jeszcze jakiś sposób by z nikim z nas się nie widywać, będąc tu. – w jej oczach pojawiały się już łzy. Ginny spłonęła rumieńcem. Rozdrapała dopiero gojącą się ranę. – no nareszcie, chodźcie jeść. – dodała po chwili pani Weasley widząc schodzących po schodach Rona i Harry’ego. Hermiona widziała, jak bardzo boli mamę jej przyjaciółki wspomnienie zmarłego Freda.
A rodzeństwo to już się w ogóle nie przejmuje?
- Podczas śniadania nikt się nie odzywał, Ginevra nadal miała rumieńce na policzkach, Ron siedząc na przeciwko brązowowłosej, obserwował ją ukradkiem, lecz często łapał ją na tym samym, Harry i pan Weasley rozmawiali na temat artykułu napisanego w Proroku Codziennym, a pani Weasley krzątała się po kuchni.
Ale by było śmiesznie gdyby aŁtorka ożywiła Freda!
Po kilkunastu minutach ani Ron, ani Hermiona już nie jedli, ich ‘zerkanie’ stało się częstsze i dłuższe. Wtedy chłopak wstał i podszedł do brązowowłosej, nie musiał nic mówić, ona również wstała i razem poszli do pokoju rudego. Wciąż nie odzywając się. Usiedli na jednym łóżku. Przodem do siebie. Wpatrywali się wzajemnie w swoje oczy, kasztanowe i morskie.
- Nie jesteś już zły? – zapytała dziewczyna, udając zaskoczoną.
- Nie. – odpowiedział krótko.
- Cieszę się. – skomentowała nieczule Granger. – nie boisz się, że teraz TWOJA SIOSTRA.. – akcentując te dwa słowa kontynuowała. – wybierze się gdzieś sama z Harry’m?
- Przestań! Nie rozumiesz mnie po prostu.
- Sądzę, że właśnie rozumiem, Ronaldzie.. i mi nic nie wmawiaj. – uprzedziła go.
W ciszy zaczęli wysłuchiwać porannego śpiewu ptaków za oknem.
Poszli na górę, żeby to sobie powiedzieć? Myślałam, że znowu się zaczną całować.
***
- Do widzenia rodzinko! – z dołu usłyszeli głos pana Weasley’a wychodzącego do pracy, oraz mieszkańców domu, którzy odpowiedzieli z chórem Aleksandrowa ‘do widzenia’. Hermiona zakochała się w tym miejscu, nie miała zamiaru wrócić do rodziców w te wakacje. Tu był jej drugi dom.
Tak Hermiono olej rodziców, siedź sobie z Weasley'ami.
- Ron! – pisnęła, a on wlepił w nią swój wzrok. – może wybierzemy się do Hogsmeade? – zapytała z nadzieją w oczach. Przypomniało jej się te miejsce, ze zdjęcia, które teraz nosiła między piersiami.
Określenie nosiła na szyi już jest niemodne.
- Jasne, jeżeli masz ochotę..
- To musimy jeszcze spytać Ginny i Harry’ego. – przerwała mu, a ten kiwnął głową. Nie wiadomo dlaczego, tak bardzo pragnęła tam się wybrać, sama tego również nie wiedziała.
Zeszli szybko na dół, do kuchni, trzymając się za rękę. Wchodząc cicho nie było żadnych szans żeby usłyszała ich para osób w tym pomieszczeniu.
- RON! – Hermiona złapała mocniej za rękę chłopaka. Już chciał podejść i wygarnąć coś swojej siostrze.
Na blacie siedziała Ginny, przed nią stał Harry. Miała oparte ręce o jego barki, jedną z nich przeczesywała kruczoczarne włosy chłopaka. Całowali się.
Jakie to dziwne! Nie wolno im się przecież całować.
Brązowowłosej nie udało się utrzymać Weasley’a. Podszedł do Harry’ego i odepchnął go od rudowłosej. Potter zdziwiony zapytał :
- Ron? Nie rozumiem, nic nie zrobiliśmy.
- W mojej kuchni, na moich oczach, całowaliście się! – krzyknął wkurzony do czerwoności rudzielec.
- Jesteś przewrażliwiony, już tyle razy widziałeś jak się całuję ze swoimi chłopakami. – oznajmiła zła Ginevra.
- Nienawidzę tego widoku. Krew mnie zalewa, gdy cię z kimś widzę i to w takich momentach. – oznajmił przez ściśnięte zęby Ronald.
- Jesteś przewrażliwiony. – powtórzyła jego siostra.
- Nie mów mi jaki jestem! – wyszedł z kuchni udając się schodami na górę.
Hermiona stała i przyglądała się dwójce przyjaciół.
- On NIGDY się nie zmieni. – powiedziała w końcu, a dwójka zrobiła miny na znak, że się zgadzają. – tak właściwie, to chcieliśmy się was spytać czy przejdziemy się do Hogsmeade..
- Świetny pomysł, zapewne twój. – przerwała jej rudowłosa ze zgorszoną miną.
- Uff, to ja pójdę uspokoić Rona, a wy się przygotujcie. – i pobiegła truchtem do swojego chłopaka.
Harry postanowił jednak zakończyć pocałunek jakim obdarowywał przed chwilą Ginny.
Języki w usta i robimy kółeczka!
***
- Masz wieści? – zapytał przybyłą w tej chwili chudą kobietę.
Stanęła przed nim, wyniosła i piękna.
- Po raz kolejny powtarzam ci : JAK BĘDĘ MIAŁA TO OD RAZU PRZEKAŻĘ JE TOBIE! – krzyknęła prosto w twarz przysadzistemu mężczyźnie, plując przy tym nadmiernie.
Jak ja uwielbiam nie wiedzieć o co chodzi.
- Oby. Trzymam cię za słowo, pamiętaj.
Wyszedł. Tak bardzo mu zależało, żeby w końcu udało się zrealizować jego wyjątkowo ‘wspaniały plan’.
Zabrał ze sobą dwóch z nadal Mu oddanych. Ciemnym korytarzem udali się do miejsca, gdzie mieli zrobić to po raz kolejny.
Aaa to zapewne jakiś śmierciożerca.
Mają zamiar kogoś zgwałcić?
- Przyprowadź. – zażądał.
Przed jego stopy rzucono niewinną, młodą osobę. Nie mogła wstać, nie miała sił. Jedynie cicho oddychała, łkając.
Uśmiechnął się pod nosem, tym samym unosząc delikatnie wąsy ku górze. Wyjął różdżkę. Nie, nie mam ochoty się dziś bawić :
- A..le może ty chcesz?
***
Sprawa została złagodzona, wcale tak trudno nie było.
- Dziś miał być udany dzień, z przyjaciółmi, więc po co niszczyć to głupią wściekłością? – zadała retoryczne pytanie. – przyzwyczaj się. – dodała na koniec.
- Zejdźmy już na dół.
Przy drzwiach stali gotowi do wyjścia przyjaciele Hermiony. Bo przecież nie Rona.
- Jak dobrze, że już jesteście. Szczerze, to się bałam, że tego gbura nie będzie dało się namówić z powrotem na ten wypad do Hogsmeade.. – oznajmiła złośliwie Ginny. – ale udało ci się. – dokończyła, widząc wzrok brata.
Ron bez słowa założył buty i łapiąc Granger za rękę wyszli za Harry’m i Ginevrą. Deportowali się. Wylądowali prosto przed starą i zniszczoną tabliczką z napisem Witamy w Hogsmeade!
Kręta dróżka zaprowadziła ich do Trzech Mioteł. Tam zasiedli przy jednym stoliku. Wybraniec poszedł zamówić kremowe piwa dla każdego. Wrócił z bardzo zadowoloną miną.
- Stary, co się stało? – zapytał jego przyjaciel.
- Dostałem za darmo, wszystkie cztery. – uśmiechnął się od ucha do ucha czarnowłosy. – jeszcze mi chciała jakieś słodkości powciskać. Fanki. – oznajmił z rozmarzoną miną, lecz po chwili dostał po głowie.
Szykują się romanse.
- Ja ci dam fanki. – pouczyła go rudowłosa.
Wybuchli śmiechem. Po chwili, w której popijali darmowe piwa, Hermiona postanowiła zadać dręczące ją pytanie :
- Wracacie do Hogwartu?
- Muszę, dwa lata jeszcze mnie czekają.. – usłyszała odpowiedź zrozpaczonej Ginny.
- A wy?
Od nich jej nie usłyszała.
- A wy? – zapytała ponownie.
- Wiesz, bo ten, ja to chyba chciałbym pomóc George’owi. W sklepie. – wydusił Ron. Trudno mu było o tym powiedzieć, wiedział, że Hermiona będzie chciała, by wrócił.
Rzeczywiście chciała. Obawiała się tylko, że nie będą mieli takiego zamiaru, nie palili się nigdy do nauki, a teraz po zabiciu Voldemorta każdy przyjmie ich do pracy z otwartymi rękoma. Nawet z zamkniętymi.
- Ty Harry pewnie też nie wracasz, prawda?
W odpowiedzi kiwnął niepewnie głową.
Już chciała wstać, ale pomyślała, że to byłoby bez sensu, niech robią co chcą. Wzięła łyk resztek piwa.
- Ej, nie martw się, ja wytrzymałam rok bez Harry’ego. – próbowała pocieszyć ją ruda przyjaciółka.
To wcale nie pomogło, na odwrót. ROK BEZ RONA?! – przeraziła się w myślach. Teraz nie powstrzymała się, wyszła.
- No leć za nią! – pogoniła brata. – powiedziałam tylko prawdę, co nie? – zapytała zdziwiona pod nosem.
- Sama leć! Wolę dokończyć piwo - odpowiedział roztargniony Ron.
***
Weasley pobiegł za wąską sylwetką, idącą gdzieś w tle.
- ZACZEKAJ! – krzyczał. Na marne. Przyśpieszył. Udało mu się ją dogonić. – jesteś zła?
- Nie.
- To stań, poczekaj, porozmawiajmy.
- Nie.
Nie.
Ruszyła dalej przed siebie, nie wiedząc nawet gdzie. Nie bała się, że się zgubi, on był przy niej, nie wrócił się, szedł koło niej. Milczeli, oboje mieli spuszczoną głowę w dół.
Taa, on się szybciej od niej zgubi.
***
Potter wraz z ukochaną nadal siedzieli w Trzech Miotłach, popijając następne piwa. Wybuchali co chwilę śmiechem z opowiadanych sobie różnych zabawnych historii. Albo z upicia się.
Ktoś zapukał do okna, przy którym znajdował się ich stolik.
- Luna! – krzyknęła Ginevra i wyskoczyła szybko ze sklepu obejmując zgrabną dziewczynę. – jak miło cię widzieć!
Jak można wyskoczyć ze sklepu? Chyba, że przez okno.
- Wzajemnie. – odparła blondynka. – przynajmniej wy zwróciliście na mnie uwagę, Hermiona i Ron nawet się nie chcieli przywitać.
- Widziałaś ich?
- Owszem, szli w odwrotną stronę niż ja, minęłam się z nimi. Coś nie tak z nimi?
- Chwilowo. – Weasley’ówna nie widziała potrzeby opisywania dokładniej zaistniałej niedawno sytuacji. Zmieniła temat :
- Sama się przechadzasz?
- Tak. Co u Snape’a?
- Pewnie dobrze. Leży sobie w trumnie. – odpowiedział zdziwiony pytaniem Harry. Właśnie wyszedł z pubu.
- Ach, to świetnie, ostatnio jakiś markotniejszy niż wcześniej był. – odetchnęła z ulgą niebieskooka.
Od kiedy ludzie martwi są markotni?
- CO?! To nie jest śmieszne, Luna.
- Mnie to nie bawi, nie widzisz? Nie po to szukałam godzinami razem z tatą tych wszystkich ziół, by teraz śmiać się, gdy się nareszcie udało!
- Nie rozumiem. – starał się przypomnieć coś na ten temat, z resztą jaki temat? Lovegood i Snape?
- Mhm. O niczym nie wiecie? Pan Weasley wczoraj o wszystkim się dowiedział, myślałam, że wy też..
- O której wraca twój tata? – przerwał podniecony Wybraniec zwracając się do Ginny.
- Punkt szesnasta. – usłyszał w odpowiedzi.
Nie myśląc nawet która może być godzina, złapał swoją dziewczynę za dłoń i deportował ich pod drzwi wejściowe do Nory. Tym samym zostawiając blondynkę samą.
LUNA CHODZI ZE SNAPEM? Lusnape?
***
- Gdzie my w ogóle jesteśmy?
- Nie wiem.
- Sama mówiłaś : Dziś miał być udany dzień, z przyjaciółmi, więc po co niszczyć to głupią wściekłością? – udawał jej głos. – przyzwyczaj się.
- Do czego Ronald JA mam się przyzwyczaić?
- Że nie jesteś pępkiem świata! Nie mam zamiaru zmienić zdania.
Tak, umiesz poprawić dziewczynie nastrój.
- Wspaniale. – przyśpieszyła kroku, chciała, by ją zostawił. Jednak wiedziała, że Ronald mówi prawdę.
- Wracam do domu, wróć ze mną! – krzyczał, bez potrzeby.
- Dobrze, idź sobie, cześć. – szepnęła dziewczyna, odkręciła się na chwilę i pomachała mu od ręką na pożegnanie. Odwracając się z powrotem przeklęła siebie w duchu.
- Przeklinam się!
***
W TYM SAMYM CZASIE, NORA.
- Mamo! – wołała Ginevra. Wpadła razem z Harry’m do kuchni gdzie ją zastali.
Z serii suchar analizującej: wpadła razem z Harrym, hehehehe.
- Słucham? – odpowiedziała zaskoczona ich nagłym przybyciem ruda kobieta.
- Nie powiedziałaś nam czegoś o Snape?
- Córeczko.. – starała się wymignąć od tematu pani Weasley.
- On żyje, tak?
HOŁ, HOŁ, HOŁ! Snapuś żyje?
Nagle wszyscy usłyszeli typowe ‘trzask’ i ktoś wszedł do pomieszczenia, w którym przebywali. Kobieta odetchnęła z ulgą.
- Arturze, chyba powinniśmy w końcu..
- No wiesz, Molly? Zawsze to ja wszystko wygadywałem nie chcący, ale, że ty? – zapytał z grymasem pan Weasley wiedząc o co chodziło małżonce.
- Do rzeczy! – pośpieszyła rodziców Ginevra.
Ci, westchnęli i udali się do jadalni. Mężczyzna usiadł przy stole, a jego żona stanęła za nim.
- Harry, Ginny, Snape żyje.. – oznajmił krótko.
Nie domyślimy się.
- To już wiemy, ale jak to się stało? – spytał szybko Potter.
- Khm, khm. – odchrząknął Artur dla poprawienia głosu po czym dodał :
- Kilka dni temu.. – zaczął.
- Ile?
- Nie przerywaj. – oburzyła się Molly.
- No więc, kilka dni temu, DOKŁADNIEJ 4.. – szybko dodał widząc pytający wzrok Harry’ego, a potem wdzięczny uśmiech na jego twarzy. – byliśmy w odwiedzinach u małego Teddy’ego, wiecie, mieliśmy go gdzieś zabrać, na spacer czy coś, żeby Andromeda trochę odpoczęła, praca i wnuk, a do tego przecież też ostatnio miała ostatnio niemiłe chwile..
No bo jej córka, zięć i mąż nie żyją...
- DO RZECZY! – prosił chłopak jego córki.
Harry kultury!
- No i przed zabraniem Teddy’ego z domu Harry’ego trochę tam Molly posprzątała do końca w niektórych pomieszczeniach, bo jak to ona, nie mogła pozwolić, by zajęła się tym Andromeda. – westchnął. – ja tak to sobie przez ten czas rozmawiałem z matką Nimfadory, i wtedy.. – ciągnął – przy Grimmauld Place 12 pojawiła się zakapturzona postać, Andromeda odtworzyła przybyszowi. Wiecie kto nim był? – starał się budować napięcie u słuchaczy. – Narcyza Malfoy we własnej osobie! – podniósł ton.- Zapraszamy ją do środka, i ta oświadcza nam, że potrzebuje naszej pomocy w ukryciu Severusa, to pilne. Oczekiwaliśmy wyjaśnień, więc nam tylko powiedziała tak : już z nim wszystko w porządku, ale potrzebuje ukrycia. Tyle wiemy.
Narcyza ot tak wpada sobie na Grimmauld Place 12 i mówi, że Snape żyje, taki tam normalny dzień.
Nastała chwila ciszy.
- I gdzie jest Snape? – zapytał oszołomiony tą wiadomością Potter.
- No, na Grimmauld Place 12. U Andromedy i małego Teddy’ego. Spokojnie, nic im wszystkim nie grozi, dom jest pod ochroną czarów.- oznajmił widząc miny młodych osób.
TRZASK!
- Ron, Hermiona! – krzyknął Harry. – ważna wiadomość, szybko, przyjdźcie do jadalni.
Do wzywanego pomieszczenia jednak przyszedł tylko Ronald. Wkładając ręce w kieszenie spodni oparł się ramieniem o futrynę wejścia.
- Gdzie..? – starał się zapytać Harry.
- Nie wiem, co to za wiadomość?
Usłyszał co przyjaciel chciał mu przekazać. Był równie zaskoczony, ale nie skomentował tego. Specjalnie się tylko na chwilę uśmiechnął. Poszedł do swojego pokoju.
- No to gdzie jest Hermiona?! – krzyczał za nim Potter. Niecierpliwił się, więc poszedł do Rona. Przecież nie mogli się jakoś poważnie pokłócić z powodu naszego wyboru co do powrotu do szkoły..
Jednak mogli.
***
Szła wolnym krokiem, już nawet nie widziała dokąd. Księżyc na bezgwiezdnym, ciemnym niebie oświetlał jej gdzieniegdzie drogę. Przez swoją dumę nie mogła pozwolić na to, by deportowała się z Ronem do Nory. Była na siebie okropnie zła. Zaraz całkowicie nic nie będzie mogła zauważyć. Muszę już wrócić. – pomyślała.
Wtedy, oprócz kroków swoich usłyszała jeszcze jakby niedaleko jej szły cztery dodatkowe nogi.
Coraz głośniejszy szelest, dźwięk łamanych patyków. Do tego czyiś śmiech, cichy, oschły.
Przeraziła się.
Pisnęła.
Po co wyciągnąć różdżkę, teleportować się, wyciągnąć różdżkę.
[003.] Po raz kolejny usłyszała to przezwisko.
Cześć Draco!
- Ciii. – od tyłu ktoś mocno przycisnął ją do siebie.
Natychmiast się odwróciła, mimo silnego uścisku.
- Ron! – wrzasnęła.
Odepchnęła go od siebie.
- Jak mnie znalazłeś? – na jej twarzy widniała złość, olbrzymia złość.
Dopiero pisnęłaś z przerażenia, a na widok znajomej buźki wrzeszczysz ze złości. Weź się zdecyduj.
- Sekret. – uśmiechnął się lekko rudowłosy. Zbliżył się i delikatnie objął dziewczynę. Pocałował w jej, porozrzucane na wszystkie strony, miodowe włosy, czuła to, choć przecież włosy nic nie czują. – wybaczysz mi, prawda? – zapytał przesłodzonym głosem.
To pewnie jakiś śmierciożerca wypił eliksir wielosokowy.
- Oj, już przestań. – parsknęła udawanym śmiechem. – Jest z tobą Harry? – nie miała ochoty już ‘przechadzać się’ po tej okolicy, całkowicie jej nie znanej.
- Nie.
- Nie? – nie dowierzała. Zaczęła rozglądać się wokoło – Ron, jeżeli znów macie ochotę zrobić mi ‘niespodziankę’ i mnie przestraszyć to niech Harry wyjdzie z miejsca gdzie się ukrył. – wzrokiem nadal starała się znaleźć przyjaciela.
- Nie-ma-go-ze-mną. – mówił w wolniejszym tempie chłopak.
- To kto z tobą..?
Aaaa czyli to jednak jest Draco.
***
- Witam, witam. – oznajmił dosyć pogodnym tonem mężczyzna stojący nad nimi.
Hermiona uniosła zmęczone powieki. Leżała, nie mogła się podnieść, jakby ktoś mocno ściskał ją za każdą część ciała. Brązowowłosa zaczęła natychmiast rozglądać się po miejscu, w którym teraz przebywała, chcąc znaleźć odpowiedź na zadane sobie pytanie ‘gdzie jesteśmy?’. To był pokój, przypominał ogromny salon. Poustawiane drogie, popielate meble, obrazy w pozłacanych ramkach, prawdopodobnie z wizerunkami dawnych przodków mieszkańców tego domu wisiały nisko nad podłogą, potężne figury przeróżnych zwierząt nie wskazywały na to, by mogło być to jakiekolwiek więzienie. Na wysokiej, ciemnoczerwonej ścianie wisiał bursztynowy żyrandol z mnóstwem poprzyczepianych, drobnych diamentów, świecących się we wszystkie kolory świata. W pomieszczeniu stały trzy karminowe kolumny, na około których wiły się sztuczne, fioletowe kwiaty. Za każdą kolumną znajdowały się szerokie drzwi z mosiądzowymi klamkami w kształcie i wielkości piłki do golfa. Wszystko wyglądało wręcz bardzo ładnie.
Może to Dwór Malfoy'ów?
Granger nagle spotkała wzrokiem Ronalda wijącego się na wszystkie strony i mruczącego coś do siebie. Był przy niej.
Dobra, nie ogarniam.
Nie mieli możliwości się odezwać, mogli jedynie ledwo wydawać zduszone dźwięki.
- Oj, spokojnie. – teraz jej oczy zwróciły się ku górze, nad jej głową stał wysoki (patrzyła od dołu, wiec był wysoki tak czy siak xD), szczupły, siwowłosy okularnik.
Na jego ustach pojawił się triumfalny uśmiech. Westchnął po czym dodał :
- Nawet nie wiecie, jak się cieszę, że was widzę, a tym bardziej teraz, gdy leżycie pode mną, nie mogąc nic zrobić. – zaśmiał się sucho.
A skąd wiesz, że nie mokry. W kaszlu nie da rady odróżnić.
To był śmiech :D
Jego śmiech już zdążyła usłyszeć Hermiona, przed nagłym pojawieniem się Weasley’a w lesie, po którym się błąkała. Zmieszała się. Nie dość, że wpakowałam w to siebie, to jeszcze Rona. Cholerna duma! – ganiła siebie w duchu i po raz drugi spojrzała na swojego chłopaka, który dalej próbował zwalczyć zaklęcie nie pozwalające mu na nic, prócz mrugania, oddychania i wydawania z siebie zduszonych jęków.
- Nott! – znów odezwał się człowiek wciąż stojący nad leżącą parą.
Właśnie zdradziłeś porwanym nazwisko, jak uciekną będzie wiadomo kogo aurorzy mają ścigać.
Po krótkiej chwili ktoś poruszył okrągłą klamką. Nie śpiesząc się, wszedł do pomieszczenia. Ubrany w ciasne, jasne jeans’y i długi płaszcz zapięty na wszystkie czarne guziki. Nie zamykając drzwi podszedł bliżej wołającej go osoby.
- Co?
- Jak to ‘co?’?! – zapytał groźnym głosem siwy mężczyzna. – nie widzisz?
- Ich?
- NIE WIDZISZ?! – powtórzył ostrzej, pokazując jednym palcem Hermionę. – szlama! – wyjaśnił krotko, widząc pytające spojrzenie Notta.
- Sam jesteś szlama, chamie jeden! - powiedziała niska szatynka, która pojawiła się znikąd.
- A ten ogier? – osoba w płaszczu wskazała palcem, jakby dźgała nim, szamocącego się Rona. Widać było odrazę na jego twarzy.
- Weasley, bynajmniej jeden z nich. – usłyszał w odpowiedzi i mimowolnie na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Nareszcie. – szepnął i szybko wyszedł z ‘salonu’.
Tortury.
***
- Wiedziałem, że będą chcieli jeszcze tam pogadać na osobności, ale bez przesady, minęło już równo dziesięć godzin. – powiedział i spojrzał po raz enty na zegar wiszący nad stojakiem na parasole.
Wybiła druga w nocy.
Po co zacząć ich szukać?
- Jeszcze nie jest tak późno, a Ron już jest stary i może się szwendać o takich porach. – próbowała poprawić atmosferę w Norze młoda dziewczyna siedząca obok Pottera.
- GINNY! – krzyknęła pani Weasley, a jej towarzysz przystanął. – o tej porze – NIE. – i wróciła do tej samej czynności, którą powtarzała z mężem od dłuższego czasu. Chodząc w tę i z powrotem wzdłuż jadalni.
- Andromeda nie wie, George też nie, Bill również. Nawet Neville i Luna nie mają pojęcia gdzie mogą przebywać. – zaczęła histeryzować. – inne miejsca?
Jednak nikt nie miał propozycji.
- Rodzice Hermiony ostatnio nam wysłali sowę, że wyjeżdżają, u nich tak to nie powinni być.. Więc? – zapytała z nadzieją w głosie. – chyba nie pójdziemy spać..
- Pójdziemy. – oznajmił mąż, uznał słowa żony za genialny pomysł, dlatego złapał za jej ramię i starał się zaprowadzić kobietę do ich wspólnego pokoju, lecz ta mu nie uległa.
- NIE! – wrzasnęła i przystanęła. – NIE..
- Molly, uspokój się, chodźmy już spać, jest późno. – przerwał żonie Weasley. – Chodź. – prosił.
Zaginął ci syn, a ty chcesz iść spać? Dobry pomysł też tak zrobię.
- Arturze! Ty zawsze się zachowujesz jakby nic się nie stało, jesteś taki nieuczuciowy, a to twój syn, powinieneś się interesować co z nim się dzieje!
- Mój syn ma już 18 lat, kochanie.
A nie 17?
- Ale to nie zmienia faktu..
- No cicho, już. – przytulił szlochającą małżonkę i gestem oznajmił Harry’emu, że idą spać po czym udał się wciąż trzymając w objęciach kobietę, do sypialni.
- Mama łatwo się poddała. Myślałam, że teraz będzie bardziej napierała na ‘bezpieczeństwo’, wiesz z jakiego powodu, ale jak widać.. – zauważyła Ginnevra. – a my co robimy, Harry?
- Ja posiedzę, poczekam.
- Uśniesz!
- Nie, oni zrobili tyle dla mnie to ja dla nich mogę SPRÓBOWAĆ – zaakcentował to słowo. – nie spać całą noc, póki nie pojawią się w Norze. Ty idź, jak chcesz. – spojrzał na nią nieprzytomnie, trzymając w lewej dłoni kubek z ciepłym napojem.
Wyszła, nie zamierzała przejmować się dłużej tym, że jej braciszek nie pojawia się w domu, a wiedziała, że Hermiona jest mądra i sobie w razie jakichkolwiek problemów poradzi. Stanąwszy nad swoim łóżkiem ubrała się w biszkoptową piżamę w misie. W końcu położyła na chłodnej pościeli, po czym od razu usnęła.
- Och, gdzie jesteście.. – westchnął ciężko Wybraniec i oparł brodę o prawą dłoń, ledwo otwierając opadające co chwila, ciężkie powieki.
Może pójdziesz ich poszukać?!
***
Przebudziła się.
- R-Ron? – zapytała cicho brązowowłosa. – jesteś tu?
Było ciemno, cicho pogwizdujący wiatr sprawiał, że było również chłodno. Hermiona leżała skulona na zimnej posadzce. Ledwo udźwignęła się na kolana, zaczęła szukać rękoma ciała Weasley’a.
- Och! – odetchnęła. – jesteś..
Czyli zaklęcie przestało działać skoro może gadać.
Znalazła jego twarz, do której od razu przybliżyła swoją, by zobaczyć czy się porusza.
Leżał nieprzytomny. Ciężko oddychał.
- Obudź się, proszę. – mówiła. – przepraszam.. – i załkała.
Miała nadzieję, że to on, chociaż nie mogła być tego pewna. Położyła się obok jego masywnego ramienia, które dosyć szybko udało jej się znaleźć i mocno się do niego przytuliła. Nadal płakała. Co ja zrobiłam..
Tak, obwiniała siebie. Hermiona zawsze taka była, prawda?
Do tego, czuła w tej chwili jakby dostała dziś zaklęciem Crucio. Wszystko, dosłownie wszystko ją bolało. Z zewnątrz oraz wewnątrz.
Cisza, kompletna cisza. Jedynie kilka kropel sprawiało, że w miejscu, gdzie teraz była odbijało się echo, gdy spadały na wilgotną już podłogę.
- Wyspałaś się?
- Słucham?
- Nie usłyszałaś, szlamo? – zapytał głośniej.
Ach, tak ktoś cię więzi, a ty odpowiadasz mu tak spokojnie.
Tym razem usłyszała czyjeś kroki. Coraz głośniejsze. I chlust wody, jakby ktoś wszedł w ogromną kałużę.
- Jak tam twój towarzysz? – zapytał ten sam człowiek z wyraźnie zadowolonym głosem.
- Co mu zrobiliście? – zapytała cicho.
- Zupełnie nic, sama widziałaś jaki był porywczy, gdy was związałem..
- To na pewno nie było związanie. O wiele silniejsze..
- Nie przerywaj, obrzydliwa dziewucho. Mówili mi, że jesteś przemądrzała. – zaśmiał się. – jeszcze pożałujesz wszystkiego, zobaczysz, wszystko przed tobą.
Zamilkła, chciała wybuchnąć, ryczeć na całe gardło.
- No, więc, nie dał się normalnie, tak jak ty. – znów się zaśmiał. – dlatego dostał silniejszym zaklęciem. – jego śmiech rozniósł się po wszystkich pomieszczeniach. – i jak widać, zadziałało. Leży grzeczniutko.
Nie wiem ominęłam jakiś rozdział, bo nie przypominam sobie tego wszystkiego o czym mówią..
- Śmierciożercy ma się rozumieć? – odważyła się zapytać obolała dziewczyna.
- Czy ja powiedziałem, że możesz się odezwać, brudasie? – odpowiedział jej pytaniem na pytanie. – NIE! – odpowiedział na nie. – Brzydzę się ciebie, wiesz? – oznajmił z satysfakcją.
Łzy ponownie napłynęły jej do oczu. Oczywiście, zawsze będzie miała brudną krew, zawsze będzie szlamą..
Usłyszała jak odchodzi osoba, która przed chwilą tak bardzo ją zraniła słowem. Z ust Malfoy’a nie bolały ją te wyzwiska, bynajmniej nie aż tak, jak teraz. Ale to przecież śmierciożercy. – pocieszała się. – normalne, że jestem dla nich nikim..
Pociesza się tym, że wpadła w ręce śmierciożerców?
Tępo leżała, nie starała się nawet zastanawiać na razie nad ucieczką, nie miała sił.
- AAAAAAAAAAAAAAA! – okropne wrzaski dochodziły z pobliskiego pomieszczenia.
Ciarki przechodziły przez jej ciało za każdym razem, gdy pomyślała co dzieje się z kimś lub czymś wydającym ten paskudny krzyk.
Lecz nagle wszystko ucichło.
***
- Harry, śpisz? – potrząsała swoim chłopakiem rudowłosa. – Eej! – robiła to coraz mocniej.
- Już nie. – ziewnął zaspany Potter podnosząc głowę. – Usnąłem..
- No raczej. – uniosła kącik ust ku górze.
- I?
- To chyba ja się powinnam spytać..
- Nie ma ich?! – Harry wstał i rozczochrał jedną z rąk włosy chcąc je jakoś ułożyć, by leżały po jednej stronie, te jak zwykle na to nie pozwalały.
Kochany Harry, jego przyjaciół torturują, a on sobie smacznie śpi.
Młoda Weasley’ówna uniosła teatralnie ręce na znak, że nie wie.
- Och, Ginny, idę się ubrać, w coś świeższego. – oznajmił wąchając swój T-shirt w okolicach pachy. – i muszę ich poszukać, nie ma mowy, nie powstrzymasz mnie. – powiedział widząc minę swojej dziewczyny.
- Nie żartuj! – wrzasnęła Ginny. – a Snape?! – dodała.
Czarnowłosy spojrzał na nią. Odchrząknął. Podniósł stojący koło lewej ręki pusty kubek i udał się do drugiego pomieszczenia.
- Harry? To chodźmy najpierw na spacer, dobrze ci zrobi. – oznajmiła spokojnie, gdy doszła za nim do kuchni.
- Przestań. Pewnie myślisz, że się boję o nich za bardzo. – warknął. – dobrze myślisz, nigdy nic nie wiadomo. Snape’a jeszcze zdążymy zobaczyć.
- Chodź mamusiu. – pośpieszała go dziewczyna złośliwie nazywając go swoją mamą. Pomogła mu wstać z drewnianego blatu, na którym siedział teraz Wybraniec popijając napój ‘stawiający na nogi’. Harry postawił kubek i udał się z Ginny do jadalni, skąd wyszli na pole, obok Nory.
- Na chwilę, tylko na chwilę. – powiadomił ją stanowczo Potter.
- Harry.. – złapała go za rękę i przyśpieszyła kroku, głośno wdychając powietrze.
Ginny co z ciebie za przyjaciółka?
***
- Przepraszam. – szepnęła prosto w jego dziwnie czerwone ucho. Po raz kolejny go przeprosiła.
Jego oddech był spokojny, wyglądał jakby smacznie spał. Chociaż tu nie było takich warunków do tego jak w Norze. Och, bardzo tęskniła za tym miejscem, mimo że nie widziała go zaledwie.. dzień bodajże.
Ale jak? Jak uciec?
Da się w ogóle..?
Musi to zrobić, tak czy siak.
Zaczęła próbować się nad tym zastanawiać. Przecież jest inteligentna, da radę. (Nie chwaląc się) Ma też przecież jego. Po raz kolejny spojrzała na postać leżącą przed sobą. Bardzo ją kochała. Wiedziała, że wzajemnie.
I zamknęła delikatnie powieki. Może uśnie?
Nie, na pewno jej się nie uda, teraz bynajmniej. Coraz głośniejszy dźwięk skrzypiącej, starej skóry nie pozwolił by jej.
Nagle, poczuła się jakby zanurzyła na chwilę twarz w misce pełnej okropnie lodowatej wody, zimniejszej bardziej niż posadzka, na której leżała wraz z Ronem.
- A! – pisnęła. Z jej twarzy woda szybko spłynęła, mocząc większość jej ciała.
I ten obrzydliwy śmiech siwego mężczyzny. Coraz częściej go słyszała.
Skąd wiedziała, że gość, który się śmiał był siwy, to da rady jakoś rozpoznać?
- Wiem, że woda nie zmyje twojego szlamu z ciebie, ale można było spróbować, prawda?
- Kiedy się obudzi? – zapytała Hermiona, ignorując jego pytanie.
- Kto?
- Ron.. – nawet nie zastanowiła się jak inaczej go nazwać, przecież i tak wiedzą, że to jeden z Weasley’ów.
- Ten rudy? – głupio spytał.
- Tak, więc?
- Nie wiem. – zarechotał, miał straszną chrypę. – zmęczony był, widać. – zakpił.
- Wcale nie! – wrzasnęła dziewczyna. – co to było za zaklęcie?! – nalegała na poprawną odpowiedź.
- Uspokój się. Wredna szlamo. Ciszej bądź.
A co ktoś śpi?
Hermiona parsknęła.
- Pewnie nudzi ci się co? Zaraz będziesz miała co robić. – oznajmił.
Odwrócił się i wyszedł.
Do Granger nie dotarły jego słowa. Nie pomyślała nawet, że zaraz może zostać skrzywdzona. Miała to gdzieś, i tak czuła się w tej chwili jakby była nikim. Łatwo było ją zranić. Starała się przy nim nie okazywać tego, jak bardzo ją boli, gdy ktoś nazwie ją szlamą. Starała się być przy nim odważna. Z resztą, zawsze się starała, by każdy sądził, że jest odważna, a ona była po prostu inteligenta, aż za bardzo.
Ach, ta skromność.
***
Szli za rękę, jak przystało na parę. Uwielbiali razem spędzać czas, sam na sam.
- Harry, patrz! – młoda Wesley’ówna pokazała chudym palcem chmurę nad ich głowami.
- Co to za kształt?
- No nie poznajesz..? – zapytała niedowierzająco. – patrz. – przybliżyła się bliżej do swojego chłopaka. – tu jest głowa, tu długi nos, a tu. – zaśmiała się. – jego duże uszy.
Nie wiem kto to... może Ron?
Na samo wspomnienie o Zgredku Harry mimowolnie się uśmiechnął, mimo tego, że niedawno wykopywał grób dla niego. Należał mu się porządny pogrzeb. Bynajmniej tak uważał.
- Masz rację, podobna. – spojrzał na Ginny Wybraniec posyłając jej promienny uśmiech. – wracajmy już. – dodał i złapał ją mocniej za jej drobną dłoń. Teraz w jego głowie kłębiło się pełno myśli, a to o Snape’ie, a to o trójce przyjaciół – Ronie i Hermionie, i nawet o Zgredku, jego również uważał za przyjaciela.
Czy tam nikt nie czuje żalu gdy umiera jego przyjaciel?
***
Hermiona zastanawia się jakiego zaklęcia użyto na Rona.
***
Para czarodziei siedziała leniwie na kanapie, koło siebie, oparci o miękkie boki mebla.
- Wiesz co Ginny? – przerwał niezręczną ciszę czarnowłosy chłopak drapiąc się mimowolnie, co chwilę po głowie. – dziwi mnie fakt, że twoi rodzice i Nimfadora przyjęli Snape’a, nawet o nic nie pytając lub robiąc jakichkolwiek wyrzutów, bo przecież… DLACZEGO? – zadał retoryczne pytanie.
Mnie dziwi czemu jeszcze nie szukasz Rona i Hermiony.
Młoda Weasley’ówna nie raczyła odpowiedzieć na to pytanie. Nie interesowało ją to i nie potrafiła na nie odpowiedzieć.
- Ginny?
- Nie wiem.
W tym miejscu były przeżycia Harry'ego w pokoju Rona. Tak, ciągle nie poszedł go szukać.
Tak oto kończyny dzisiejszą analizę. Czy Harry wreszcie poszuka swoich przyjaciół? Czemu śmierciożercy przetrzymują Hermionę i Rona? Miejmy nadzieję, że dowiemy się za tydzień!
Ileż to tajemnic w jednej analizie!
OdpowiedzUsuńMyślałam, że nie przebrnę przez ten nudny i romantyczny początek, ale wreszcie zaczęło się dziać! Snape żyje :D
Fascynująca opowieść...może uda mi się nie zwymiotować od tego romantyzmu :/
OdpowiedzUsuńJesteś niesamowita! Doskonale cię rozumiem sama mam podobne poczucie humoru
OdpowiedzUsuń