Przepraszamy za opóźnienia, ale Meo nie miała internetu i nadal nie ma. Ten krótki kawałek analizowała dla was w moim domu i na sylwestrze. Wybaczcie za błędy , Meo zawsze wszystko sprawdza, ale ponieważ jej nie ma ten smutny obowiązek spada na mnie :(
Opko analizowane o "rodzicach Harry'ego" na prośbę Avady ;)
1. Początek wakacji.
22 Styczeń 2009
***Szmaragdami panny Evans***
Turkusami panny Lessi.
Mmmm… Powrót do domu… Powrót do rodziny… Wolność od Pottera… Tak, prawdziwa wolność! Od niego i jego kumpla Blacka. Na całe 2 miesiące…a potem całe 10 miesięcy to samo...
Jadę Expresem Londyn – Hogwart po skończonym 4 roku nauki w Hogwarcie, do domu, do mamy, do taty i… do Petunii... i do Seviego <3. Taak… Tej ostatniej osoby nienawidzę porównywalnie do Pottera i Blacka. (Lily ty osobo nienawistna, to twoja siostra) Odkąd dostałam list z Hogwartu znienawidziła mnie… a byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami… Ale, trzeba żyć dalej…wyżywam się na kropkach wciskając je wszędzie... w szczególności, gdy ma się wspaniałe zastępcze trzy „siostry” i dwóch „braci”, hehe, hue hue hue Dorcas Meadows, Ann Winsborn i Kate Serrock oraz Remus Lupin i Severus Snape. Wszyscy jesteśmy z Gryffindoru poza Sevem, który jest Ślizgonem.
A ja myślałam, że Lupin to przyjaciel "Pottera i Blacka" o ja głupia :(
Właśnie z dziewczynami obgadujemy najprzystojniejszych chłopaków z Hogwartu i tworzymy listę 10 najlepszych. Mamy dopiero połowę, a oto ona:
Super zabawa. Naprawdę.
Syriusz Black (Gdybyśmy brały pod uwagę charakter to pewnie by się na tej liście nie pojawił.)
James Potter (To samo co przy Syriuszu.) dopiero na drugim miejscu ;(
Frank Longbottom (Ja myślałam, że nie był za przystojny. W filmie miał takie śmieszne duże uszy).
Alex Trewett
5. Remus Lupin
Henry Francis
No, mamy ich ponad połowę. xDD (skąd Lily zna "xd"?) Czterech Gryfonów, Puchon i jeden Krukon.
- A co myślicie o Ernim Clintonie?? – spytała Dorcas
- To ten Puchon z szóstego roku??
- Nom… jakby go wstawić na miejsce Franka??
Nom.
- Odpada – powiedziała Ann – Frank jest dużo bardziej męski, jedynie za Frankiem na miejsce Alexa.
- Zgadzam się – powiedziałam
- No to Henry spada na 7 miejsce – Powiedziała Kate i zaczęła bazgrolić na pergaminie. – Zostało nam tylko trzech. Kogo by tu…
- Zapomniałyście o Michelu! – Krzyknęła Ann
- Michael Mrove?
To w końcu Michel czy Michael?
- Tak!
- No właśnie!! Gdzie go wciśniemy?? Przed Alexa Czy Remusa?
- Hmm… najlepiej chyba przed Pottera…
-Czy ktoś wymawiał moje nazwisko?? – zgadniecie kto to był? Potter! We własnej osobie! Razem ze swoimi zdurnowaciałymi kumplami, no, poza Remusem, bo tyko on jest spoko.
Nie, no co ty. Myślałam, że to Krysia sobie zażartowała.
- Czego chcecie? –warknęłam
- Pogadać.
- Wrr. O czym?
- O tym i tamtym…
- Czyli o niczym.
- Dobra, jak nie chcecie z nami gadać to sobie pójdziemy…
- NIE!! – Czy moje przyjaciółki znały przysłowie: „Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”?
Czy twoje przyjaciółki były muszkieterami?
- Ok., zostajemy.
Huncwoci weszli do środka. Remus usiadł obok Ann, Peter przy Kate, Black koło Dorcas, a Potter na ostatnim wolnym miejscu, czyli przy mnie… Wrr…zmieniam się w wilkołaka.
Jak on mógł usiąść obok ciebie?
Zaczęłam czytać. Wszyscy zagłębili się w rozmowie poza mną i Potterem, który z bezczelnością godną Petunii zaglądał mi przez ramię. Nienawidzę tego. Zamknęłam z trzaskiem książkę i spojrzałam na niego złowrogo. A ten tylko się uśmiechnął i powiedział:
- Co jest Liluś? Stęsknisz się za mną przez wakacje? Ale nie bój nic! Ja będę pisał do ciebie dwa razy na dzień! – tego obawiałam się najbardziej. Codziennie 2 listy o Pottera! DWA! Koszmar! – Co ty na to Liluś?
Borze! Ludzie giną z powod wojen, głodu porachunków karteli narkotykowych. Innych nie stać na godne życie, ale nie! To koszmar! Będziesz dostawać codziennie 2 listy od Pottera!
- Cudnie – Powiedziałam z ironią.
- Wiedziałem, że się będziesz cieszyć, Liluś! – I tutaj Potter stwierdził, iż jest jeszcze większym idiotą, niż myślałam.
Cała Lily, ostra, wściekła, warcząca.
Stanęliśmy. Uch… Te dwie godziny obok Pottera były dla mnie udręką. Ale to koniec!! Nie będzie Pottera przez całe dwa miesiące!! Juhu! Siabadaba.
Wyszłam na peron 9 i 3/4 i pożegnałam się ze wszystkimi. Musiałam się pośpieszyć, bo rodzice mieli jakąś niespodziankę. Nie mogłam się doczekać! Przeszłam przez barierkę i popędziłam na parking. Szłam chodnikiem rozglądając się. Mój wzrok przykuł blask na bruku parę metrów przede mną. Gdy podeszłam bliżej okazało się, że to błyszczący pierścionek z koniczyną. Hę? Podrzuciłam go i założyłam na palec na szczęście. Podniosłam się i poszłam dalej. Szukałam wzrokiem naszego auta. Nigdzie go nie widziałam…
Myślałam że kupili jej auto. Niestety to był tylko pierścionek.
- Lily!! – To był głos taty! Odwróciłam się na pięcie i pobiegłam na przywitanie rodziców.
- Lily, nawet nie wiesz jak się stęskniliśmy! – powiedziała mama dusząc mnie.
- Hrr eh ah hasss. Łączność, brak tlenu w płucach… tracę łączność… mamo…!
- Och… przepraszam się Lily. Już cię puszczam. – Ale się musiała kobieta stęsknić…
Radosną gromadką poszliśmy na parking zmierzając do naszego samochodu.
- Córciu, jak wiesz mamy dla ciebie niespodziankę. – zaczął tata. – W tym roku na wakacje spędzimy u babci!
- Żartujecie?! W jej rezydencji?! Naprawdę? To świetnie!
- Oprócz nas będą jeszcze inni goście. A teraz wsiadaj, chyba nie chcesz się spóźnić?
- Chcę.
Po pół godzinie jazdy skręciliśmy w las, ale nie na zwykłą, leśną ścieżkę, tylko na brukowaną drogę, oświetloną lampami, umieszczonymi w poz-bruku. Nie minęła minuta, a zobaczyłam duży dom z fontanną i dwoma garażami. Stanęliśmy, a z wielkich frontowych drzwi wybiegła starsza pani z trwałą machając do nas obwieszonymi bransoletami rękami.
Co to "obwieszonymi bransoletami rękami"?
-Moje dziecko! – krzyknęła i chwyciła moją twarz i ucałowała w oba policzki.
- Witaj, Babciu!
- Jak ty dziecino urosłaś! Ile ty masz wzrostu? Zobacz! Jestem od ciebie tylko 2cm wyższa! Wchodź, wchodź! Twój pokój już na ciebie czeka!
Babcia ma linijkę w oczach.
Po tym jakże wylewnym powitaniu ze strony babci, udałyśmy się na górę, w stronę „mojego” pokoju. Przeszłyśmy korytarzem do ostatnich drzwi na lewo. Babcia poleciła mi je otworzyć. Nie wspomniałam jej, że mój pokój jest naprzeciwko. Ciekawość zwyciężyła. Chciałam zobaczyć jak się ma Petunia. Otworzyłam drzwi i… zobaczyłam porozrzucane rzeczy oraz… Petunię smarującą się samoopalaczem?
Nie lepsze słońce, albo solarka?
- Petunia? – powiedziałam rozbawiona.
- Eee… przepraszam cię Lily, to nie ten pokój… wybacz Petunio… o, ten. – Babcia otworzyła drzwi, do pokoju naprzeciwko. Wszystko było w odcieniu wiśni i zieleni – w moich ukochanych kolorach! Narzuta na wodne łóżko, niektóre poduszki, dywan, duża… przepraszam… WIELKA klatka na sowę (Jak ona się tu znalazła, hmm?) i różne dodatki były wiśniowe, a ściany i cała reszta w zielonym! Nic się nie zmienił. Otworzyłam kolejne drzwi.Wwłasna łazienka! Otworzyłam kolejne drzwi, które były w pokoju. Garderoba! Większość moich rzeczy już tu było.
Czy cała twoja rodzina wie, że jesteś czarownicą?
Po obejrzeniu całego pomieszczenia, wyszłam na ukochany balkon. Spojrzałam na ogród ogrodzony murem i lasem, tak, że ludzie z ulicy nie mogli nic widzieć. Są dwie fontanny… jedna duża druga, mała… Basen… I stajnia z 12 końmi. Babcia jest wielbicielką jazdy konnej, co po niej najwyraźniej odziedziczyłam.
- Widziałaś garderobę? – spytała Babcia.
- Tak. Jest super.
- A widziałaś co tam jest?
- Tak… nowe ubrania.
- I to wszystko? – spytała zaczepnie.
- … Buty? – powiedziałam niepewnie.
Babcia zakręciła oczami. Wydawało mi się, że stara się odmłodzić, przynajmniej zachowaniem.
- Też, ale nie było czegoś co przykuło twoją uwagę?
- Nie… chyba nie…
- Jesteś pewna?
- Nie. – powiedziałam z uśmiechem.
- To idź tam jeszcze raz.
Weszłam. Nic się nie zmieniło. Białe półki, miejsce na kufer, przebieralnia… i jakiś gruby słup z drzwiczkami.
- A co jest w tej szafie?
- Otwórz, a się dowiesz.
- A czy to nie jest niebezpieczne? – zapytałam znając odpowiedź.
- Nie wiem… – Babcia spojrzała na mnie swoimi figlarnymi piwnymi oczami. Otworzyłam drzwiczki. Były tam wszystkie rzeczy potrzebne do jazdy konnej. Kask, toczek, palcat, bryczesy, czapsy, sztyblety, rękawiczki, kamizelka… wszystko co do jazdy na koniu jest potrzebne.
- Wow… babciu, mogę pójść pojeździć?
- Oczywiście, Lily. I jeszcze jedno… Za dwa tygodnie przyjedzie syn mojego starego przyjaciela z żoną i dwójką synów, obydwaj są w twoim wieku. Zostaną u nas na miesiąc, bo ich rodzice muszą wyjechać do Belgii. Mieszkają kilometr stąd wiec jesteśmy najbliższymi znajomymi. Ale nie musisz się nimi przejmować, Petunia się nimi zajmie. Tylko cię uprzedzam.
- Okej, Babciu. Dobra teraz uciekaj, bo muszę się przebrać! – Krzyknęłam, a babcia zachichotała. Szybko wzięłam potrzebne rzeczy, weszłam do przebieralni i gotowa wybiegłam z pokoju, zmierzając w stronę stajni.
***
Od aŁtorki:
I jak się podoba? Wiem nie jest najlepsza, ale to dopiero początek.^^ A początki zawsze są najgorsze. Zachęcam do oceniania. xDD Notki zwykle będą tej długości. Czyli ok. 3 strony w Wordzie.
Masz fazę na "XD" czy co?
xoxo
2. To nie są bracia!
23 Styczeń 2009
Biegłam przez liczne ścieszki wielkiego, babcinego ogrodu. Zatrzymałam się dopiero u wrót stajni. Oczom nie wierzyłam. Była taaaaka wielka! (TAAAAAKA wielka?) Dwa pierwsze boksy po prawej zajmowały Perszerony, w pierwszej ogier w drugim klacz. Przejście na wybiegi i znów dwa boksy Koni Fryzyjskich, obrót w lewo o 90o i patrzyłam w boks kuca szetlandzkiego. Kolejny z kucem Falabella, obrót o 90o boks z Quarter Horse’em. Potem Koń Pełnej Krwi Angielskiej, następne dwa boksy zajmowały samica i samiec Czystej Krwi Arabskiej, a ostatnie dwa to dwa Konie Hanowerskie. Przy każdym boksie tabliczka ze szczegółami dotyczącymi konia. Do tego kantar i uwiązy.
Przepraszam to blog Potter'owski czy o koniach?
12 koni. W tym 2 kuce, 4 konie zimnokrwiste i 6 koni gorącokrwistych. Babcia szaleje. ^^ Też jestem gorąca ihaa gorąca jak koń.
Poszłam do siodlarni, a tam zobaczyłam oznakowane 12 siodeł, w tym 6 do skoków i 6 ogólnoużytkowych, ogłowia, 12 lonży, pudła ze szczotkami, 2 kawecany, i 4 uprzęże. W szopie koło stajni były trzy powozy: bryczka, sanie i coś, co wyglądało jak bryczka, tyle że z daszkiem. ^^
Fascynujące, opisz jeszcze końskie bobki?
Wzięłam z siodlarni szczotki, siodło i ogłowie do Arabki Amandy. Zanim weszłam do boksu, dałam jej obwąchać dłoń. Założyłam jej kantar i przyczepiłam linę do drzwiczek boksu. Zaczęłam ją czyścić.
- Spokojnie… spokojnie… – szeptałam, gdy się denerwowała. – No, dobry konik. Chodź, założymy siodło. – Arabka bez oporu dawała się osiodłać i założyć ogłowie. Wyszłam z nią przed stajnie, zamierzałam zwiedzić cały teren konno. Koń był bardzo spokojny, dosiadłam go, poprawiłam strzemiona i popręg. Popędziłam Amandę do stępu. Siwa, wręcz srebrzysto biała klacz szła spokojnie równównomiernie stawiając kopyta, jak w takt jakiejś nieznanej mi piosenki. Nagle tą melodie zagłuszył głos nieznanego mi chłopaka, który biegł w moją stronę. Zatrzymałam Amandę, a on podbiegł zdyszany i spojrzał na mnie. Miał ładne blond włosy i niebieskie oczy.
To nie jest Draco, więc czyżby Lucjusz?
- Kim jesteś? – spytał.
- Lily Evans. A ty? – odpowiedziałam.
- Jack Niwenson. Stajenny. A ty jesteś wnuczką pani Evans z tego domu?
- Tak. Mogę wziąć Amandę na przejażdżkę po lesie i ogrodzie? – spytałam, bo nie miałam pojęcia czy mogę ją wziąć czy nie.
- Tak, oczywiście, proszę pani.
- Jakie „proszę pani”?? Mów mi Lily.
- Dobrze, ale ty mi mów Jack.
- Nie ma sprawy, Jack. – Powiedziałam z uśmiechem.
- Nie będę ci przeszkadzał. Miłej przejażdżki!
- Dzięki – krzyknęłam i dalej zaczęłam stępować. Widziałam dwa wybiegi, małą krytą hale, pastwiska, klatki z owczarkami niemieckimi i wiele innych rzeczy. Zmierzałam ku bramie wjazdowej, gdy przechodził mój tata razem z jakimś panem. Zatrzymałam się by się przywitać. Cały czas siedziała na koniu.
- Dzień dobry, cześć tato.
- Lily, proszę poznaj oto główny pan stajenny. Pan Stan Hose.
- Miło mi cię poznać, Lily. – powiedział
- Nawzajem – odpowiedziałam. – Poznałam już pana pomocnika, Jacka.
- Bardzo miły chłopak.
- O tak. –powiedziałam. – Idę pojeździć.. Dowidzenia!
Pożegnałam się i udałam się stępem w stronę bramy. Wjechałam na leśną ścieżkę i zaczęłam kłusować… Gdy upewniłam się, że można jechać szybciej, popędziłam Amandę do galopu. Wiatr szumiał mi w uszach, a uderzenia kopyt połączone ze śpiewem ptaków tworzyły jakąś nieznaną mi melodie. Siwa sierść klaczy przy każdym promieniu słońca przebijającego się przez zielony baldachim, mieniła się odcieniem bieli i srebra. Znów czułam to uczucie letkości … Jak bym była ptakiem… który leci by zdobyć wolność… wolność…
co ty wolności nie masz, zamknęli cię w Hogwarcie na siłę?..wolność..wolność..
Lecz każde uczucie ma swój koniec. To też. Wjechałam tylnym wejściem na działkę. Przestępowałam Amandę i odprowadziłam ją do stajni. Rozsiodłałam, wyczyściłam i wzięłam na myjkę. Po skończeniu tych wszystkich czynności, poszłam się wykąpać i przebrać. Doprowadzona do porządku zeszłam na kolacje.
- Jak było, córciu? – spytała mama.
- Wspaniale. Tego mi było trzeba.
- Wiedziałam co ci sprawi przyjemność. – powiedziała babcia popijając Brandy.
– Dobrze się jeździ na tym koniu? – spytał tata.
- Na Amandzie? Tak, jest świetna. Czy ona skacze?
Petunia przewróciła oczami. Nienawidziła koni tak samo jak mnie.
- A jak myślisz? Każdy koń skacze. – powiedziała sarkastycznie.
- Tak. – Odpowiedziała starsza pani, nie zwracając uwagi na docinek mojej siostry.
- Super!
- Dobrze koniec gadania. Jeść! – krzyknęła mama.
Po zjedzonym posiłku poszłam na górę wyspać się.
Tak minęły mi dwa tygodnie. Wstawanie, mycie, śniadanie, bieg do stajni i jazda cały dzień. Zdążyłam się zaprzyjaźnić z Jackiem i Panem Stanem. Okazało się, że Jack w sierpniu skończy 18 lat, a pan Hose we wrześniu 42. Jeździłam już na wszystkich koniach i kucach oprócz kuca Falabella i Szetlanda, bo jestem na nie za duża. Najlepiej jeździło mi się na Amandzie. Była doskonała we wszystkim.
Dzisiaj przyjadą ci chłopcy… ciekawe jacy oni są… mają być za dwie godziny, więc mam dużo czasu. Zapomniałaś dać trzy kropki! Tylko przywitam i mogę lecieć do stajni. Ech…Trzeba iść się wykąpać. Do jacuzzi, marsz!
Po umyciu, czysta i pachnąca, przebrałam się w jeansy i bluzkę polo i zeszłam na dół.
- Jak się spało, córciu? – spytała mama, gdy już zeszłam na śniadanie.
- Super. To łóżko jest naprawdę wygodne.
- To świetnie. Za godzinę powinni być goście, więc możesz się przebrać już w strój do jazdy konnej, chyba że najpierw wejdziesz do basenu. – powiedziała rozchichotana Babcia.
- Pierwsza zawsze jazda! Później pójdę się wykąpać. Dzięki za śniadanie. Papa. – krzyknęłam i pobiegłam do pokoju. Przebrałam się i spojrzałam na zegarek. Było za piętnaście. Postanowiłam napisać list do Dorcas, pytając się jak się ma. I kiedy się spotkamy. Po skończeniu odłożyłam go na bok, bo nie miałam jeszcze sowy.
Spojrzałam na zegar. Ops… było pięć po dwunastej. Schodziłam właśnie ze schodów, gdy mama zawołała:
- Dziewczynki zejdźcie na dół!
- Idę! – zjechałam szybko po poręczy. Weszłam do salonu i stanęłam jak wryta. W salonie siedzieli… Potter i Black!! Na szczęście nie patrzyli na mnie tylko na swoje stopy. Wyglądali jakby… myśleli?
Szczerze, czy tylko ja się tego spodziewałam?
- Wnusiu, poznaj to jest Alan Potter, jego żona Violetta i dwaj synowie James i Syriusz. – Babcia wskazywała po kolei na każdego z osobna. Najstarszy mężczyzna uśmiechnął się dobrodusznie. Wyglądał jak starsza kopia Jamesa, za to kobieta, zapewne jego żona, miała tak samo promieniście rude włosy jak ja, ale spod grzywki zamiast szmaragdowych kolorów, jaśniały figlarne oczy Pottera.
Syriusz jest bratem Jamesa? O co tu chodzi?
- Babciu, to nie są bracia. Ten po prawej to rzeczywiście James Potter, ale ten drugi to Syriusz Black. Znam ich ze szkoły. – Powiedziałam niby znużona do babci. James tak szybko podniósł głowę, że aż się skrzywił z bólu. Natomiast Syriusz otworzył szeroko oczy i powoli podnosił swoją czuprynę. Pan Alan się spytał:
- Jesteś czarownicą? – spojrzałam uważnie na babcie. Nic nie robiła sobie z tego pytania, więc odpowiedziałam:
- Tak.
- Lil… Liluś! Co ty tu robisz? – spytał Potter.
- Po pierwsze: nie nazywaj mnie Liluś! Po drugie: nie widać? Tymczasowo mieszkam.
- Al… Ale…ja..ja..się..ją-jąkam.
- Już jestem! – do pokoju wbiegła zdyszana siostra – Cześć. – przywitała chłopaków – jestem Petunia Evans.
- Cześć. – odpowiedzieli.
- Petunia będzie się wami zajmować. – powiedziałam oschle.
- A dlaczego nie ty? – spytał z nadzieją w głosie Potter. Zignorowałam jego pytanie i zwróciłam się do babci:
- Mogę już iść?
- Tak, słońce, baw się dobrze! – wyszłam pośpiesznie z salonu i skierowałam się w stronę stajni.
W skrócie czemu aŁtorka robi z Jamesa idiotę, a z Lily dorosłą i dziwną laskę?
***
Od aŁtorki:
Jestem chora i nie ma co robić w domu.^^ Więc wkładam notkę. Juz samo opowiadanie ma 38 stron.^^ Szaleje. Notki będą tak co tydzień-dwatygodnie. Dzisiaj jest wyjątek.^^
xoxo
3. Basen i szprzeczka.
5 Luty 2009
Po skończonym treningu wróciłam do domu, skatowana (czyt.: zmęczona) szkoda.. , a była dopiero 15.26. Rodzice i babcia zajmowali się tym co zawsze, więc zapewne nie było już państwa Potterów.
Po kąpieli, przebrałam się w strój, wzięłam ręcznik i wyszłam z pokoju na korytarz. W sąsiednim pokoju była Petunia z Blackiem i Potterem. Widocznie opowiadała jakąś historie, bo mocno gestykulowała. Chłopcy mieli półprzymknięte powieki , a głowy co chwila bezwładnie im opadały. Po cichu zamknęłam drzwi, by mnie nikt nie zauważył. Zbiegłam na palcach do salonu, by stąd jak najkrótszą drogą dotrzeć do basenu. Weszłam do jacuzzi. Zamknęłam oczy… i już po chwili byłam w krainie moich cuuudnych myśli… Ale zawsze, to, co dobre szybko się kończy, jak już mówiłam…
BUMM!! Bomba atomowa?!
- Aaaaa!! – zaczęłam krzyczeć, bo coś strasznie zimnego, mokrego i w ogromnej ilości spadło mi na głowę.
- Liluś, przestań krzyczeć. To tylko woda. Nic więcej. – Puk, puk! Zgadnijcie kto to. Tak… Potter, Black i… Petunia! Wkurzyłam się na maxxa. Bo jeden max to za mało. Wyszłam z jacuzzi i poszłam po wąż ogrodowy, który był trzy kroki ode mnie. Wzięłam go, odkręciłam i zaczęłam lać wszystkich wokoło. Nie mieliby suchej nitki na sobie, lecz na moje nieszczęście wszyscy byli w strojach kąpielowych (czego nie zauważyłam.), więc się tym za bardzo nie przejęli. Odłożyłam wąż i zmierzałam w stronę ręcznika, ale napotkałam pewną przeszkodę, a mianowicie ręce Pottera, które podniosły mnie i zarzuciły sobie ramię. Zaczęłam krzyczeć i bić by mnie puścił, ale to nic nie dawało. Próbowałam się wyrywać, ale Potter był za silny. Argh… Nienawidzę tego. Zaniósł mnie na brzeg basenu.
Hu hu hu...szekszownie.
- Siema, Lily! – To był Jack! Ostatnia deska ratunku przed Rogaczem.
- Jack, pomocy!! Niech on mnie tu nie wrzuca!! – Zawołałam błagalnie.
- Ok, już pomagam. – podszedł do Pottera, który mierzył go groźnym wzrokiem. – wrzuć ją na drugiej stronie basenu, tam są 2m będzie głębiej. Nie uderzy o dno.– Rogacz pokiwał głową i uśmiechnął się huncwocko. (Huncwacko jeszcze).
- Zabiję, zamorduję, ukatrupię cię, Jack.
- Miłej kąpieli, Lily! – krzyknął.
- Dzięki! – odpowiedziałam z ironią. Potter właśnie donosił mnie na miejsce. – James…
- Tak, Liluś?
- Czy ty wiesz, że ja nie potrafię pływać?
- To nic. Syriusz cię złapie.
Spojrzałam ze strachem na skaczącego do wody, Łapę.
- Ale ja bym wolała jednak nie wchodzić tam. Błagam cię nie wrzucaj mnie tam!
- A co ja z tego będę miał, że cię nie wrzucę?
- Eee…nie wiem…
- Umówisz się ze mną?
- Zapomnij Potter!
- No to sobie popływasz…
- Dobra, dobra tylko mnie nie puszczaj! – krzyknęłam.
- Teraz to je chce dwie randki. – Debil, idiota, dupek.
- Ech.. Dobra… – Bo co innego miałam zrobić? – Tylko sobie nie myśl, że to zmieni moje stosunki do ciebie.
- Przyrzekasz, że cokolwiek zrobię to te dwie randki są aktualne? – wyciągnął dłoń.
- Tak, przyrzekam. – I ze strachem oddałam uścisk. Jasna struga światła oplotła nasze ręce i po chwili zniknęła. Potter chyba nie mógł uwierzyć, że umówiłam się z nim na randkę. Bo patrzył na mnie z jakieś 10 sekund zanim się ocknął. I zaczął krzyczeć.
Mówiłam..idiota...
- Evans się ze mną umówiła na dwie randki!! DWIE!! Tak!! – żałuje, że się ocknął. Bo po tym jego „Tak!!” wyrzucił mnie daleko do wody. Szczęście, że był tam Syriusz, bo nie wiem jak bym podpłynęła do brzegu. Żałuję, szczerze żałuję, że złożyłam tą przysięgę. Teraz najchętniej bym odwołała te dwie randki.
- Potter, ty idioto! Gdyby nie przysięga wieczysta to bym to odwołała! Dzięki, Łapa. – Te ostatnie słowa skierowałam do Syriusza, (Przysięga wieczysta? Tak jak ją złamiesz to umrzesz. GENIUSZ!)
- Nie ma sprawy, Evans. – i znów ten nonszalancki uśmiech! Nienawidzę tego! Nie dość, że Potter tak robi, to jeszcze Black! Wrr…
- Ale nie możesz! – krzyknął rozradowany Potter – To umawiamy się na cały dzień przez dwa Hogsmeade!
- Wrr…
Od tamtego zdarzenia minęły trzy dni, Potter prosił chyba z 50x razy bym mu wybaczyła ale ja się tak łatwo nie dam! Moja duma by na tym ucierpiała! A za to z Syriuszem coraz lepiej się dogaduje. To nawet fajny gość, tylko trochę za dużo się puszy.
W końcu wysłałam list do Dorcas (Nie musze dodawać, że Potter pożyczył mi sowę??). Zaprosiłam ją na do mnie na tydzień przed początkiem roku szkolnego. Mam nadzieję, że umili mi życie, gdy Potter i Black będą je zatruwać. Bo, niestety, okazało się, że będą musieli zostać do początku roku szkolnego. Arghh… Ale… przynajmniej nauczą mnie pływać.^^
Czytaj: JEAH będę mogła się przyglądać ich umięśnionym ciałom w slipkach.
Zdążyli już się zaprzyjaźnić z Jack’iem, co na moje „szczęście” wychodzi kiepsko, bo przeszedł na ich stronę i zdążył mi zrobić kawały. Więc miałam bardzo duuużo ciekawych atrakcji. A tak poza tym…
- POTTER, BLACK!! NIE ZAGLĄDAĆ MI PRZEZ RAMIĘ I NIE CZYTAĆ MOJEGO PAMITNIKA!! – i tak oto zaczęłam się drzeć na zupełnie zgłupiałych chłopaków. Nie wiem dokładnie ile krzyczałam, ale trwało to przynajmniej 10 min. Warczałam i warczałam, a oni gapili się na mnie w osłupieniu.
- Co macie na swoje usprawiedliwienie? – spytałam w końcu zła jak osa.
- Eee… nic – taak, Potter to potrafi strzelić gadkę – Nie gniewaj się Liluś, my tylko…
- Tylko nie „LILUŚ”!! – zamiast załagodzić sytuacje, on tylko ją podjudza. Byłam zła, cholernie zła.
- Oho, stary, nie wiedziałem, że dziewczyny tak na ciebie reagują – Kolejny! Tyle, że temu poczucie humoru nigdy się nie kończy. Wrr… – Dobrze, to wy tu sobie pogadajcie… nie będę wam przeszkadzał…
- Stój tu, póki nie skończymy.
- Oj, Lily, my tylko spojrzeliśmy w pamiętnik…
- Mój pamiętnik…
- No i?
- Co „no i”?
- „No i” w sensie „no i co”!
- Matko, z kim ja się zadaje…
- Z nami!
- Tak… z wami – idiotami…
- Nie mów tak do nas, Evansowa!
- Ja jestem Evansówna, nie Evansowa.
- A co to ma za znaczenie?
- Duże. Mam was zacząć uczyć mówić po mugolsku?
- Nie dzięki…
- Ale ja nalegam.
- Ale my nie chcemy.
- Ale jesteście w moim domu i ja wam każe.
- Lily, my naprawdę nie potrzebujemy.
- Jesteście tego pewni?
- Na 100%.
- Dlaczego nie na 99.999%?
- To jest duża różnica!
- Właśnie!
- 0,001%? Nie sądzę.
- Ale naprawdę nie musisz…
- Proszę… James…
- Ona znowu zaczyna… James, nie daj się temu spojrzeniu!!
- …
- JAMES!! BŁAGAM; NIE!!
- Dobra, poddajemy się…
- Kto powiedział, że ja się poddaje?!
- Ja. A teraz siadaj. Lily, czekamy.
- Ale teraz ja nie chce.
- Co?!
- Bo?!
- To.
- Argh… Lily…
- Hmm…?
- A dlaczego teraz nie chcesz??
- Bo… odechciało mi się?
- James… ja czasami poważnie się zastanawiam w kim ty się kochasz…
- Ja też…
- Słyszałam!
- Miałaś to, słonko, słyszeć. To w takim razie my sobie już pójdziemy. Pa, pa!
- Ooo, tylko nie słonko. I nigdzie się nie ruszacie.
- Lily…
- Wracać mi tu, ale już!! I bez żadnego „ale”!! Siadać na waszych grubych tyłkach i czekać aż przemówię!!
- O nie tego już za wiele! Ja spadam!
- A ja idę w twoje ślady.
- Czyli… IDZIEMY DO BASENU!!
- O nie, nic z tego. Najpierw…
- OBIAD!!
- No, właśnie.
Najdłuższy, najdziwniejszy i najbardziej niezrozumiały dialog jaki widziałam w życiu ;)
***
Od aŁtorki:
HaH… ^^ Jest. Nowa, nowa, nowa… xDD
Ey, żeby nie było, to opo (jeśli tak moje bazgroły można nazwać) Jest pisane jednym ciągiem, więc nie będzie prawie nigdy zaczynać się notka od, np.: ”Ciepłe promienie słoneczne… blablabla”, może najwyżej być tak jeśli akurat tak napiszę w ciągu i skończę przed takim fragmentem.^^
48 stron. Trochę mało, ale zawsze coś^^
xoxo
4. Joke i wycieczka. cz.I
24 Luty 2009
Nagle u drzwi rozległ się przenikliwy dzwonek.
- Pójdziesz otworzyć, Lily? – spytała mnie babcia.
- Lecę jak na skrzydłachhh!!!…. Do tego…. No…. Niebaaaa!!!! (hę?)– mruknęłam i podreptałam w stronę śnieżnobiałych drzwi. Otworzyłam je z rozmachem, ledwo zatrzymując je przed ścianą. Uniosłam powoli oczy ku górze by zobaczyć kto tam stoi. Zaparło jej dech w piersiach. Za nimi stał nie kto inny jak wampiry naczelne – Volturi z żonami, dworem i rodziną Cullenów.
O CO TU CHODZI?!
- Czeeeeśććć… – wychrypiał Aro jedwabistym głosem. – Co tam u ciebie, Lilyyyy???
Zaczęłam się drzeć jak głupia i poleciałam do salonu by wskoczyć za kanapę.
- Pomooooocy!!! – krzyknęłam w stronę domowników, którzy najzwyczajniej w świecie jedli obiad. – Oni chcąą mojej krrrwiiii!!!
Babcia obejrzała się za siebie i jak na córkę hrabianki przystało, podeszła do gości, przywitała się i uprzejmie zaprosiła ich do stołu. Oni jednak grzecznie odmówili, mówiąc, że schrupią tylko mnie.
- Potteeeeerrr!!!! Jak mnie uratujesz to umówię się z tobąąąą!!!!
- Jak się mówi??
- Proszeęę, Jamesie Alanie Potterzeee!!!!! Przybądź do mnie, jak rycerz w błyszczącej zbroi na białym koniu, by uratować swoją księżniczkęęęę!!! Wyrwij mnie z łap tych strasznych potworóóóówww!!! – zawyłam.
To jest sen ;)
- Od Łap się odwal. – mruknął Syriusz w papą pełną pyr.
- Zaraz wracam. – mruknął Potter i pobiegł na górę do pokoju.
- Zostawcie mnieee!!! – zaczęłam błagać wampiry.
Chwile się mną pobawili, podrapali pazurami i wąchali. Paroletnia Renesmee zaplotła mi warkocza na plecach.
Nagle dom zatrząsł się w posadach, gdy Potter wybił okno, jadąc galopem na śnieżnobiałej Amandzie, w rycerskiej zbroi i z maczugą w ręku. (Och… Kubówna, to ty mnie do tego natchnęłaś!! ^^ Pomysł z wjazdem jej, trochę przerobiony, z mojego prezentu urodzinowego.^^ Joker The Best!! haha. xD^^ dop. aut.). Klacz stanęła dęba i James się z niej sturlał, ale zaraz się podniósł, potargał włosy i stanął gotowy do walki.
- Zostawcie ją, podłe dranie! – warknął, a domownicy wreszcie oderwali się od swojej czynności i ze znudzonymi minami przyglądali się całej sytuacji.
- To może zróbmy tak. – zaczął Kajusz. – może mały układzik?
- Hmm… Chętnie. Co proponujesz?
- Może pogadamy, pośmiejemy się, schrupiemy razem Lilkę, a potem „pa”, lecimy do domu?
- Ja mam lepszy pomysł. Wy dajecie mi Renesmee i bierzecie Lilkę. Co wy na to?
Wszystkie wampiry zatrzęsły się w narastającym gniewie.
- Nigdy! – krzyknęła Bella i rzuciła się na Pottera.
- ZJEDZ GO! ZJEDZ GO!
Rozpoczęła się walka. Niektóre wampiry zamieniały się w nietoperze (Oni się nie zamieniają w nietoprze -,- Oni błyszczą się w słońcu *____*) i z góry, zrzucały bomby z odchodów. Inne rzucały się na wszystkich. James i Syriusz miotali zaklęciami uśmiercającymi, babcia wzięła zieloną parasolkę i biła po głowie, każdego wampira, który stanął jej na drodze. Tata zaczął wywijać rękoma, jak karateka, ale od razu dostał w głowę i padł na ziemię. Mam wzięła garnki, które zakładała na głowy i uderzała w nie patelnią. Ja schowałam się za kanapą. Amanda zjadła parę nietoperzy. W końcu zostały dwa wampiry i domownicy. Wszyscy chcieli się na nich rzucić, ale Potter krzyknął:
- Nie! To sprawa pomiędzy mną i Syriuszem, a nimi.
Wszyscy czterej zmrużyli oczy. Ustawili się jak w westernie po przeciwległych stronach pokoju w rozkroku i rękoma szeroko po bokach. Zaczęli biec w swoje strony.
- STOP!!! – krzyknął nagle babcia.- chodźcie ze mną. – machnęła na mamę, która pociągnęła tatę na górę po schodach. – zaraz wracamy.
Wszyscy zaczęli tupać i gwizdać ze zniecierpliwienia. Po pięciu minutach, zeszli trzymając coś za plecami. Zatrzymali się na schodach.
- No. Czyńcie swoją powinność. – mruknęła babcia i dała znak by zaczynali.
Poleciało parę zaklęć i ciosów. Petunia ukucnęła przy jednym martwym wampirze i przykładała swoją rękę do ich kłów, by wszczepiły trochę jadu. Próbowała nawet wyssać go z ich buzi. Cały czas się męczyła. Babcia i moi rodzice, w pewnym momencie, gdy Syriusz trafił zakleciem w Renatę („tarcza” Aro), wyjęli zza placów przyrządy do kibicowania. Tata gwizdek i małą flagę, mama założyła koszulkę z napisem „Wampiry do buszu, wyjąć drzewem wosk uszu” i makijaż na całą twarz, a babcia wielką, niebieską rękę z wielkim, wyprostowanym palcem wskazującym i resztą zagiętą w pięść z białym napisem „Czarodzieje #1”.
Walka toczyła się jeszcze 20 minut, gdy wtem Renata i Edward rzucili się na Blacka i Pottera odrywając im głowy i rozdrapując na kawałki…
Od aŁToki:
haha.
Nabrałam was^^
Nie zaczniemy tak tej notki. xD
To byłoby zbyt dramatyczne. x))
Uśmiercenie Pottera i Blacka, mogłoby przedziurawić moją duszę, skołataną smutkami i nerwami mojego życia codziennego.^^
haha.
Żartuję.^^
JokE.
Żarcik.^^
To na górze jest dedykowane dla Kubówny.^^
Reszta dla wszystkich czytających. ^^
Miłego czytania. xD
Jak zawsze „okrutna” x]]
.KlauDD.
- Syriusz, podaj mi ziemniaki.
Brzdęk, brzdęk, brzdęk, Brzdękają noże i widelce.
ŁUP ŁUP ŁUP bije się po głowie.
- No dzieciaki, – zaczął mój tata. – powiedzcie mi jak sprawy pomiędzy wami się układają?
- No wie pan… pewnie zostanę kiedyś pana zięciem… – Potter spróbował mnie objąć, ale mu nie pozwoliłam i kopnęłam go pod stołem. – AŁA!
- Byłabym bardzo zadowolony. – rzekł MÓJ ojciec. TWÓJ TWÓJ no przecież nie MÓJ lub nie ICH (czytelników).
Zatkało mnie, A babcia zachichotała.
- Tato! Odetkaj mnie BŁAGAM! On tylko żartuje! – krzyknęłam zła.
- Ależ Liluś… niech państwo Evans wiedzą zawczasu… AŁA! Teraz chyba przesadziłaś, Lily!
- Ciesz się, że tu są moi rodzice, bo byś dostał 10x mocniej. I jeszcze byś dostał opieprz za „Liluś”.
- Jak stare dobre małżeństwo… A ty Syriusz? Co powiesz?
- Ja to będę jej kochankiem. Będzie zdradzać Jamesa ze mną – powiedział i mrugnął porozumiewawczo do Pottera, a ten drugi odpowiedział mu łobuzerskim uśmiechem. (Bawimy się w Zmierzch? Tam są same łobuzerskie uśmiechy).
- Mogę iść do swojego pokoju? Nie mam zamiaru tego słuchać.
Znam ten ból , tylko, że ja nie mogę stąd wyjść.
Po jakże „miłym” obiadku poszłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Nie miałam co robić… Dorcas jeszcze nie odpisała, a ja czekałam jak głupia. Ech… musiałam kupić sobie sowę, bo nie miałam jak wysyłać listów. Bym sobie popisała, a tak to nie miałam jak… hehe ( to poczucie humoru ^^ )… Za dużo myślę… Mój mózg musi odpocząć przed piątym rokiem nauki w Hogwarcie. W tym roku są SUM-y. Trzeba się ostro brać do roboty. Mam nadzieję, że dobrze wypadnę. Ale miałam nie myśleć! ( Ty nie myślisz, ty gadasz do siebie). Idę spać, choć jest dopiero za dwadzieścia czwarta. Mała drzemka dobrze mi zrobi… <<CHRAP>> <<CHRAP>> xDD <- ma na to faze.
Mmm… oOo tak, czuję się o niebo lepiej. Dobrze mi zrobił sen, a nawet nie pamiętam co mi się śniło…. Hehe… A która to godzina była…? 1:30 w nocy! Haha. Ale jestem śpiochem. xDD
Lily przepraszam, ale....czy ty coś brałaś?
Wyszłam na balkon, pooddychać świeżym powietrzem. (Byłoby śmiesznie gdyby wypadła). Usiadłam na balustradzie i oparłam ścianę. Była tak przyjemnie zimna… Spojrzałam na ogród. Pięknie wyglądał w świetle księżyca. Jedyne co rozpraszało ten krajobraz, to światło w stajni. Postanowiłam pójść tam, i zgasić je, bo po co miało się palić.
Zeszłam na palcach po schodach i przez salon. W ogrodzie nie musiałam bać się, że ktoś mnie nakryje, bo tylko mój pokój i pokój gościnny (Pottera i Blacka) mają widok na ogród. A oni prędzej pójdą za mną niż zawołają rodziców. Weszłam pewnie do stajni. Wszystko było w porządku, jedynie drzwiczki do boksu narowistego araba były uchylone. Zgasiłam światło i przeszłam parę w kierunku boksu ogiera i znieruchomiałam. Ktoś tu był (i nie zorientował się, że ktoś zgasił światło) … Znałam ten głos, ale nie potrafiłam sobie przypomnieć skąd… Podeszłam bliżej… Głos stawał się coraz głośniejszy. Bałam się, ale moja wrodzona ciekawość wygrała ze strachem. Spojrzałam przez strzelinę i ujrzałam ciemność… nieprzeniknioną ciemność… Rozejrzałam się po boksie w poszukiwaniach ogiera. Znalazłam… Stał tam pochylony nad złotym sianem. Tylko na nogi padało światło księżyca. Nagle przez ten obraz przeszedł cień… cień ręki… Po plecach przeleciał mi dreszcz… Spojrzałam tam gdzie powinna być głowa nieznanego mi osobnika. Doznałam szoku. Siedziałam i patrzyłam przez szczelinę jak głaszcze tego pięknego konia… Siedzi tam jak gdyby nigdy nic…Głaszcze go, klepie… W każdym razie robi coś co temu arabowi się podoba… Ale… jak? Ten koń nie lubi obcych… Mi się ledwo daje dotknąć… A jednak… Pottera akceptuje, jakby go znał od źrebaka.Tego Jamesa Pottera, który mnie wciąż dręczy. Jego, tego egoistę, który się nad wszystkimi znęca. Ten co rzuca na każdego zaklęcia. A jednak… jest jednym z najpopularniejszym chłopaków Hogwarcie. Dziewczyny za nim szaleją. Ma 5 FanClub-ów. Ale nie on musiał się do mnie przyczepić… Połowa dziewczyn w szkole się w nim kocha, ale on chce koniecznie mnie. Mnie rudą mugolaczkę. Ech…(Ojoj jakaś ty biedna).
Poruszył się. Teraz siedział tak, że mogłam mu się lepiej przyjrzeć. Spojrzałam na jego oczy. Te oczy co na co dzień chowają w sobie figlarny błysk, teraz były pełne bólu i smutku. Czarne włosy wciąż rozczochrane i stojące na wszystkie strony, były oklapnięte… Jedyne co dodawało mu uroku, to promienie księżyca zahaczające o jego czuprynę. Nawet tak zaniedbany wyglądał uroczo… Te piękne orzechowe oczy, te śliczne usta, które tak często próbują dotknąć moich… LILY!! (Nie mam pojęcia co James w niej widzi). O czym ty myślisz?! To Potter, znęcający się nad wszystkimi szmatławiec! Lily, uspokój się to tylko chwilowe zauroczenie. Zaraz zapomnisz… Ale ja nie chce zapomnieć! Chcę dotknąć jego włosów… Nie, nie, NIE!! Nie mogę się poddać jego urokowi! Moja duma na to nie pozwala! Choć można zapomnieć chwilami o niej… Komu to potrzebne? Nie! Nie mogę zapomnieć. Chce skończyć szkołę z najlepszymi wynikami, więc nie będę sobie zawracać głowy facetami, a szczególnie Potterem! Tak, to moja ostateczna decyzja i nikt jej nie zmieni! Przynajmniej taką mam nadzieję…
Jak się skończy ten pojedynek z myślami? Czy Lily będzie z Jamesem (wiemy, że tak) i czy aŁtorka znowu opisze nam na pół strony stajnie i konie? To wszystko w następnej analizie już w niedziele ( jeśli Meo będzie miała internet).
O kurde jesteście niesamowite! Kilka dni temu rzuciłam propozycję na blog o Lily, a tu już! I wy jeszcze piszecie, ze przepraszacie za opóźnienie! :P
OdpowiedzUsuńJak zwykle się uśmiałam... (a co strzeliłam sobie wielokropek!) Zastanawia mnie tok myślenia aŁtoreczek opków - no bo czy one nie widzą same jakie głupoty wypisują?
A tak w ogóle to szczęśliwego nowego roku :D
Owszem było opóźnienie. Posty dodajemy w niedzielę, a ten dodałyśmy we wtorek ;)
UsuńNo nie mogę z tych głupot w tym opowiadaniu. Wasze komentarze ratują wszystko xD
OdpowiedzUsuńMoże się nie znam.. Ale mugole mają jakiś osobny język ? O.O
OdpowiedzUsuń"-Duże. Mam was zacząć uczyć mówić po mugolsku?
- Nie dzięki…"
Jak zwykle analiza świetna :3
,,to uczucie letkości" - letki, to jest chyba mózg aŁtorki... ( A co mi tam, też sobie walnę wielokropek)
OdpowiedzUsuń~GD
Kujonka uważająca, że żeby najlepiej się przygotować do SUM-ów i OWUTEM-ów trzeba nic nie myśleć przez całe wakacje, a zadania domowe zadane na wakacje to się pewnie odrobią same. Lilka na bank coś bierze i to nałogowo.
OdpowiedzUsuń