poniedziałek, 28 stycznia 2013

Ron i Hermiona II

Kolejna spóźniona notka, za którą przepraszamy. Dzisiaj kolejna część analizy poprzedniego opka. Przygotujcie swoje papierowe torebki!

Ruda dziewczyna nadal przesiadywała na ciemnoszarym meblu z nałożoną, starą, obdartą kapą. (Dokładny opis miejsca spoczynku. JEST!) Czuła się dosyć dziwnie. Totalnie nic ją w tej chwili nie interesowało, nawet nie wiedziała o czym ma myśleć. (To dokładnie jak ja przy analizowaniu tego opka.) To chyba było lenistwo, okropna niechęć do niczego. (Nie wiedziałam, dziękuję za informację.) W domu nie było nikogo, prócz tych dwóch, młodych czarodziejów. Dlatego rudowłosa nawet nie mogła pójść, pomóc swojej rodzicielce w przygotowaniu obiadu, to by ją przynajmniej jakoś zajęło. Niestety, nie mogła tego zrobić, pani Weasley wybrała się do Snape’a, do mężczyzny, nad którym główkował Harry. (Główkował, cudowne słowo.)
- Harry. – wypowiedziała cicho jego imię, mając nadzieję, że usłyszy. – Harry! – starała się podnieść głos.
- Tak? – zapytał czarnowłosy, zmierzając w stronę Ginny.
- Może deportuj się teraz do domu po twoim ojcu chrzestnym, tam jest moja mama, no i Snape.. – ucieszyła się, że udało jej się w tej chwili, kiedy to tak sobie leniuchowała, wpaść na jakiś dobry pomysł. - wypytasz ich o co tam tylko chcesz.
- Och, Ginny, chciałbym, ale niedługo wracają twoi rodzice, ich wypytam. – oznajmił i spojrzał na zegar, który wybił niedawno 14.00. Cicho westchnął. Usiadł koło swojej rudej dziewczyny, na skórzanej kanapie. Po niecałej godzinie czuł, że zaczyna go dręczyć nuda. Niestety nie miał zamiaru jakoś jej zwalczać. Chciał dalej spokojnie czekać na powrót Molly i Artura. Osoba, która siedziała niedaleko jego, przybliżyła się do niego. Po dłuższej chwili postanowiła się odezwać :
Przepraszam, że wtryniam się na dialog, ale to bez sensu. Przez całą godzinę patrzyli się w sufit i nawet się nie ślinili?
- Teraz już zawsze będę miała tak z tobą, gdy będziesz za bardzo ciekawski?
- Jak niby? – zapytał i położył swoją szorstką dłoń na rączce pani obok.
- Zabrał byś mnie gdzieś. Oboje się nudzimy, bo ty myślisz tylko o jakiś ‘ważnych sprawach’, które przecież tak czy siak będą tobie wyjawione.
- Ważnych sprawach mówisz? Wiesz, to moje ulubione zajęcie. – w tych słowach Ginevra nie wyczuła żartu. Harry pogłaskał jej delikatną dłoń i mocno złapał, wplatając swoje palce między jej. – dziś już nie dam rady wyjść nawet na najdrobniejszy spacer. Wszystko tym razem przez Snape’a. Przepraszam. – posłał jej skromny uśmiech. Myślał, że nim nadrobi swoje przeprosiny.
Akurat te czasy już się skończyły, teraz tylko całowanie wszystko naprawia.
Puściła jego dłoń, postanowiła przejść się sama. Zostawiając tym samym Potter’a, droczącego się ze swoimi myślami. Nie wiedziała dokąd ma iść, szczerze, to nawet nie miała na to ochoty, ale nie chciała pokazać tego po sobie. Zamknęła drzwi wejściowe do Nory i udała się w stronę pola za nią. Do jej ulubionego miejsca na dobry spacer, nawet samemu.

14 września 1994r.
Po niedawno skończonych wakacjach uczniowie Hogwartu niechętnie wracali do tej szkoły, oczywiście były wyjątki – jednym z nich był Harry Potter. W końcu, jak to on powiedział, kiedy żegnał pewnego razu wujka Vernona i jego rodzinkę :
- Wszędzie będzie mi lepiej niż u ciebie!
Gdybym była wredna sprawdziłabym ten fragment, ale jestem zbyt leniwa...
Gdyby nie to, że na każdym kalendarzu widniał napisWrzesień nikt nie zorientowałby się, że lada chwila nastąpi jesień przy takiej pogodzie.
Nadszedł oczekiwany piątkowy wieczór. Dzieci i młodzież porozchodziły się po swoich domach, żeby odpocząć w gronie swoich kolegów. My, tak sądzę, znamy pewną drobną osóbkę, która ten dzień wolała spędzić przed książkami, aby to móc odpocząć, gdy inni będą starali się napisać trudne wypracowania bądź inne ciężkie prace zadane na te dwa dni wolnego.
- No to jak? – wypytywał dziewczynkę rudowłosy chłopiec stanąwszy za nią. – masz ochotę?
Porn alert?
Chłopiec, dziewczynka, what the kupa?
- Sama nie wiem, z chęcią bym się z tobą wybrała do Hogsmeade, ale rozumiesz, tyle prac domowych i nauki.. Nie mam czasu. – próbowała wytłumaczyć odmowę na jego prośbę.
Jednak nie.
- Taak, rozumiem, szkoda, że nie chcesz. – cicho skomentował jej krótką, jak na nią, przemowę i odwrócił się w stronę swojego dormitorium.
- Ale ja chcę! Naprawdę! – jęknęła Hermiona i wstała, by dogonić przyjaciela zmierzającego do sypialni.
A może jednak...
- Właśnie widzę. – burknął.
- Ronald! Nie możesz obrazić się za to, że muszę się uczyć! – fuknęła brązowowłosa i złapała przyjaciela za ramię, żeby przystanął.
Ta to ma siłę.
Pierdu, pierdu, wchodzi Harry.
Byli sami w pokoju, więc Ron pozwolił sobie wyżalić się dobremu koledze :
- Tak bardzo chciałem, jak widać jedynie ja, się z nią wybrać do Hogsmeade w tą sobotę, no i spróbowałem ją zaprosić, ale ona..
Musiałam to przeczytać dwa razy żeby zrozumieć.

TERAŹNIEJSZOŚĆ, rok 1998
Ciekawe czy ja z Meo już się urodziłyśmy.
Cii...
Czasami nie wiemy co robić, mamy takie momenty. Nie chodzi o to, że się komuś nudzi i nie może znaleźć dla siebie odpowiedniego zajęcia, a o to, że jest w takiej sytuacji, że nie umie sobie poradzić z otaczającym go światem. Nasza Panna Wiem-To-Wszystko właśnie jest w takiej sytuacji.. Jest sama, a samemu trudniej sobie pomóc. Co ja piszę.. Sobie? Ej, a Ron?
Za bardzo nie wiemy o co chodzi, ale nie martw się aŁtorko grunt, że lubisz pisać.
Nie wiem o co chodzi, ale powiem wam, że spalił mi się włącznik światła, a raczej pali się.
- Nie! Nie potrafię! – jęczał rudy Weasley.
- Ronaldzie! – klęknęła przed swoim chłopakiem. Uniosła jego głowę i położyła ją na swoich kolanach.
Delikatnie otworzył jedno oko. Niebieska tęczówka Weasleya, która wpatrywała się teraz w nią zadziałała na nią pobudzająco. Wtuliła się w twarz rudowłosego. Od razu się od niej odkleiła, żeby nie spowodować, by znów straciła go na parę godzin.
- Hermiona. – wyszeptał jej imię.
- Och, tak, Hermiona. Znaczy się ja! – niemalże piszczała z radości.
- Śniłaś mi się.
- Miałeś zły sen ze mną? – odsunęła się i wolno zaczęła wstawać na nogi.
- Nie. Było wręcz przeciwnie, miło. – dziewczynie poczerwieniały policzki, wolała nie wypytywać o szczegóły, niech zostaną tajemnicą.
Oj... Ronaldzie zboczuszku.
- Możesz się podnieść? – wystawiła dłonie w jego kierunku.
Ron nie skorzystał z jej pomocy.
- Czemu miałbym nie móc? – oparł się rękoma o chłodną posadzkę i najpierw wstając na kolanach, uniósł się na stopy.
- Nic cie nie boli? – otrzepała z ramion chłopaka i torsu ślady kurzy i przybliżyła się do niego.
- Nie.
Odetchnęła.
- Gdzie my w ogóle jesteśmy? Nie pamiętam.. Czekaj! – podniósł palec do góry. – Nie, jednak nie pamiętam. – opuścił go zrezygnowany.
- Ja też nie wiem. – powiedziała cicho Hermiona. – i nie umiem nas stąd wydostać.. – spojrzała w oczy rudego. – bałam się o ciebie! – wydusiła, nie mogąc już wytrzymać. Cieszyła się z tego, że udało mu się obudzić. Do tej pory nie wpadła, jakim zaklęciem został obdarowany przez tych ludzi.
To już nie mógł sobie po prostu przysnąć?
Weasley przerzucił jednym ruchem długą grzywkę na jeden bok po czym zaczął okrążać pomieszczenie – ich więzienie.
Granger oparła się o wilgotną ścianę. Poczuła mrowienie na całym ciele, gdy zimno płytek przenikało przez jej kruche ciało. Opuszki palców stały się sztywne, krew przestała do nich dopływać.
OMG, ZAMIENIA SIĘ W WAMPIRA! 
- Masz jakieś pomysły? – zapytał po parunastu minutach.
- Jakbym miała to bym się z tobą nimi podzieliła. – przykucnęła w rogu szukając ciepła.
- No ja też.
Hermiona widząc bezradność Ronalda głośno westchnęła, przez co odkręcił się w jej stronę.
- Słucham? – zadała pytanie widząc, że się w nią wpatruje.
- Nie skarżyłaś się, że ci zimno.
- Muszę?
- Tak. – przykucnął na jednej nodze przed nią. – ponieważ ja muszę o ciebie dbać. – zdjął jedyną bluzkę jaką miał na sobie i podał dziewczynie. – wiem, że zapach nie jest ładny, ale mam nadzieję, że cię nie zabije.
Zmarznięty Ronald zdjął bluzkę i podał ją Hermionie, której było ciepło.
Nie prościej było się przytulić? Ciepło, miło, romantycznie.
Brązowowłosa założyła niechętnie koszulkę swojego chłopaka. Nie chciała tego robić, gdyż on też jest człowiekiem i może zmarznąć i koszulka brzydko pachniała.
Przez małą szczelinkę przedostawały się promienie słońca oświetlające to obrzydliwe miejsce, gdzie przebywali. Przyglądał się jej w tym czasie rudowłosy.
- Szkoda, że nie mamy różdżek – uprzedziła przemowę rudego.
- A już chciałem się pochwalić pomysłem.
- Domyśliłam się. – przeczesała palcami swoje niesforne loki przy twarzy.
Ron zrobił swoją minę nie wiadomo co opisującą. Brązowowłosa nagle się uśmiechnęła.
- Ee? – mruknął.
- Uwielbiam tą minę, chociaż nadal nie wiem co ona oznacza. – podeszła do otworu w ścianie. – dziwne to miejsce.
- Jesteśmy więźniami, to dopiero dziwnie brzmi.
- Już po raz któryś. – uzupełniła.
- Dziewczyny na mnie lecą, dlatego mnie w końcu porwały, by mieć mnie na wyłączność, lecz dlaczego ty tu jesteś nadal nie rozkminiłem. – nareszcie na jego ustach zagościł uśmiech.
One lecą na to, że jesteś rudy i ściągasz bluzki gdy im jest zimno.
- Ronaldzie! Z tego co mi się udało zauważyć, żadnego osobnika płci żeńskiej tu nie ma!
Przemilczał.
- Jesteś ty. – wydusił, kiedy okrążył po raz enty ich więzienie.
- Jestem ja.
- Hm? – wyrwał ją z zamyśleń.
- Jesteś dziewczyną. – oznajmił. – i jesteś, tutaj. – uprzedził atak z jej strony na temat spostrzegawczości w odróżnianiu płci.
Nie pamiętam to oni są razem czy nie?
- Czy ja na ciebie ‘lecę’? – parsknęła przypominając sobie o czym rozmawiali niedawno. – wolne żarty.
To taka "gra wstępna", zaraz się na siebie rzucą.
- Warto wiedzieć, przynajmniej ja na ciebie tak. Jestem tym jedynym, któremu się podobasz. – odgryzł się.
I rozpętało się piekło...
- Ronie Weasleyu! Jak mogłeś!
- O to samo mogę ciebie zapytać.
- Masz słabe poczucie humoru. Co ja mówię, w ogóle nie masz! – prawie, że krzyczała na rudego chłopaka.
(taaak nie krzyczała na "CHŁOPAKA", krzyczała na "RUDEGO chłopaka")– i skąd w ogóle wiesz, komu się podobam? Skąd Panie Weasleyu? – zapytała wściekła przez wypowiedziane przez niego słowa. – od bardzo dawna chciałam ci to powiedzieć, bo najwyraźniej nie umiałam do dziś! Tak cholernie mi się podobasz, że aż cię kocham głupku, ty kompletny idioto, egoisto jeden! I dobrze o tym wiesz, chciałam ci przypomnieć!
Ooooo, how sweet. Nasza czytelniczka ostatnio napisała, że rzyga tą romantycznością, pewnie teraz puściła pawia. Przepraszamy!
Kobiety lecą na małych, rudych drani.
Usta rudowłosego ułożyły się w okrągłą literę ‘O’.
- Wow. – skomentował.
- Oczywiście, na nic innego cię nie stać. – machała bezcelowo rękoma w powietrzu.
- Zaraz odfruniesz.
- Cham! Kompletny, bezuczuciowy i nie mam już słów, cham! – zrobiła się czerwona, jej towarzysz również. – sam poszukaj rozwiązania, JAK.. – podkreśliła mocno to słowo. – ..mamy się stąd wydostać. – odkręciła się na pięcie i po raz kolejny ukucnęła w kącie.
- Wydaje mi się, że już wiem, dzięki tobie. – wyszczerzył zęby uśmiechając się szeroko, co niestety nie zostało odwzajemnione przez partnerkę.
Może Harry w końcu ruszy zad i was poszuka.

***

- Hej Ginny! – przywitała córkę pani Weasley.
- Cześć mamo. – wracając do ciepłego mieszkania spotkała przed nim rodziców deportujących się z domu Harry’ego. – i tato.
- Córciu, co robisz sama przed Norą? – zapytał troskliwie ojciec 17-nastolatki.
- Wracam coś zjeść. – odpowiedziała sucho i otworzyła drzwi rodzicielce trzymającej torby z zakupami, które zaraz trzymała w swoich rączkach.
Rodzicielka trzymała torby, które zaraz trzymała w swoich rączkach?
Zauważywszy humor dziewczyny postanowili nie pytać ją już o nic.
- Witaj Harry! – pani Weasley uściskała czarnowłosego siedzącego bezużytecznie przy stole w jadalni.
Dziś Harry nauczy was bezużytecznie siedzieć.
- Dzień dobry. – uśmiechnął się i oparł ponownie podbródek o dłonie.
- Co wy dzisiaj tacy? – Artur skierował pytanie w stronę Pottera.
- Tacy? – zdziwił się.
- Nudno wam w lato? – postanowił spróbować zgadnąć.
- Nie. – stwierdziła szorstko Ginny.
- Przecież widać, że coś jest nie tak. – zmartwiła się Molly.
- Oni po prostu się nudzą, skarbie. – pocieszył żonę pan Weasley. – to nawet dobrze. – Harry i jego dziewczyna spojrzeli na mężczyznę. – mamy z Molly dla was zajęcie, Harry, tobie powinno się spodobać..
- Jakie? – szybko odszedł od stołu, by podejść bliżej rudego pana.
- Mianowicie. – zerknął kątem oka na małżonkę, która gestem głowy rozkazała mu kontynuować. – Snape. – określił jednym słowem.
Mają się bawić ze Snapem?
- Mamy się nim zajmować? – roześmiała się Weasleyówna.
- Coś w tym stylu, będziecie go odwiedzać razem z nami.
Harry mimowolnie podskoczył z radości. Będzie miał okazję wypytać go o wszystko i wszystkich o niego.
- Wspaniale, z chęcią. – zadecydował za siebie.
Ginevra ze srogą miną wyszła z pokoju w kierunku nikomu nieznanym.

I tak oto kończy się dzisiejsza analiza razem z tymże opkiem. Niestety, upadło ono po 4 rozdziale. Już nigdy nie dowiemy się co z Hermioną i Ronem ani czemu Snape żyje. Pozostawiło ono pustkę w naszych sercach i masę pytań bez odpowiedzi. Żegnaj, blogasku. Pozostaniesz na zawsze w naszej pamięci.

niedziela, 20 stycznia 2013

Ron i Hermiona I

Dzisiaj na naszym blogasku Romione. Przed nami duuużoo akcji, więc bez zbędnych opisów przejdźmy do czytania ;)
[001.] Mówiłem ci, że cię kocham..?
Zapewne tak, ale to chyba na fb.
25 Wrzesień 2011
28 marca 1992r.
Dwójka młodych czarodziejów przesiadywała podczas jednej z kilku przerw między lekcjami na murkach w szkole. Jeden opierał się, siedząc, o wysoki łuk, przyciskając ręką jedną nogę do swojego torsu, drugi czarodziej zaś siedział z założoną zgrabnie nogą na nogę.
Tak, kogo nie kręcą nogi i tors, uwielbiam takie opisy.
Ktoś mi powie jak wyglądał ten pierwszy?
- Hermiona?
- Tak? – zapytała cicho dziewczynka siedząca obok rudego chłopca wlepiającego w nią wzrok przez dłuższy czas. – tak? – powtórzyła pytanie wpatrzona w ciemne kafelki pod jej stopami.
Od oczu do kafelek.
- A ty, ty jakich lubisz chłopaków? – zapytał nieśmiało Ron wciąż gapiąc się na przyjaciółkę.
- Och, Ron. Wolę dziewczyny – westchnęła głęboko Hermiona. – Sarah cię polubi, zobaczysz, bądź po prostu sobą. – oznajmiła pogodnym głosem.
- Nie sądzę, by polubiła mnie, jakbym był sobą tym bardziej. Boję się do niej zagadać, właśnie dlatego. – podniósł jeden kącik ust, robiąc tym samym jedną ze swoich znanych ‘każda na inny humor’ min, lecz Granger nie wiedziała jak odczytać tą. Zmarszczyła tylko czoło.
- Wiesz co Ron, jesteś świetnym chłopakiem. Wiem, bo znałam wielu mugolskich chłopców, wiec nie mówię tego specjalnie, bo jesteśmy przyjaciółmi. (No nieźle czyli Ron jest mugolem?) – teraz i ona spojrzała na niego, widząc jednak, że on również na nią patrzy speszyła się i odwróciła małą główkę w drugą stronę. Młody Gryffon natomiast oblał się rumieńcem. (Jaki gryfon? Toż to mugol!) – mówię prawdę, przysięgam.
Weasley odetchnął. Słowa jego przyjaciółki znaczyły dla niego bardzo dużo, dlatego uwierzył w nie, mimo tego, że według niego były tylko dla pocieszenia go i wsparcia. Jednak pomogły mu. W duchu czuł wielką ulgę.
- Ciekawe czy Harry już skończył. – Hermiona zmieniła temat.
W odpowiedzi na jej ‘zastanawianie się’ gdzie jest Potter Weasley machnął lekko rękoma w geście, że nie ma pojęcia.
Zamilkli.
Wiatr w tej chwili powiewał ich bujne włosy.
On nadal się na nią patrzył, patrzył, patrzył i patrzył, patrzył, patrzył, patrzył, patrzył oraz patrzył, patrzył, patrzył. Mimo dosyć krótkiej znajomości zdążyły mu się już spodobać jej jasne loki.. Bardzo. Teraz nawet śmiesznie bawiła się palcami.
Jakiej krótkiej przyjaźni? To który to rok?
Pierwszy lub drugi.
Oboje nie wiedzieli co powiedzieć, jedno i drugie zajęci zupełnie czymś innym, jak zawsze, w końcu byli inni, różnili się nie tyle, że wyglądem, również charakterem.
Ale podobno przeciwieństwa się przyciągają, co nie?
Tak.

2 lipiec 1998 r.
Minęły całe dwa miesiące po bitwie stoczonej w Hogwarcie, kiedy to po raz ostatni Harry Potter zniszczył Voldemorta. Zamek udało się w pełni odbudować, dzięki pracy wszystkim zaangażowanym w walkę. Oczywiście przy użyciu czarów.
Nie przy pomocy murarzy?

Od ponad miesiąca rodzinie Weasley’ów dopiero udało się powoli zacząć zbierać po śmierci jednego z synów, Freda. Nikt szczególnie nie okazywał po sobie swojej rozpaczy i tęsknoty. Nie chcieli o nim zapomnieć, po prostu nie potrzebne było wyżalanie się wzajemnie. Brat bliźniak George’a został pochowany wraz z innymi umarłymi w tym czasie w Hogsmeade, na cmentarzu.
Nie rozumiem, oni się użalają w domu, a w Hogsmeade trwa pogrzeb Freda?

Ciepły, sierpniowy wieczór, pole wokół Nory. Idealny czas i miejsce na spędzenie go razem. – Równe osiem tygodni bycia parą. – pomyślała dziewczyna, po czym westchnęła. Objęta ramieniem, wtuliła się mocniej w jego tors.
Znowu w tors, jednak niektóre rzeczy się nie zmieniają.
- Za chwilę słońce zacznie zachodzić. – oznajmił piegowaty chłopak. Zaczął powoli wstawać, otrzepał się i spojrzał na brązowowłosą.
- Pomóc? – nie czekając na odpowiedź, schylił się i złapał dziewczynę za dłoń, ona również wstała i otrzepała się. Stanął blisko niej, tak, że ich nosy stykały się. Spojrzał w jej ciemne tęczówki, robiła to samo. W końcu, nadal nie odzywając się, zbliżyła swoje usta do jego i zamknęła delikatnie powieki. Długo nie musiała czekać na jego ruch. Pocałował ją namiętnie, jak najlepiej potrafił. Hermiona odwzajemniła pocałunek. Ron zawsze wiedział jak prowadzić. Badał wnętrze jej ust (suchar analizującej: badać to można co innego, hehehehe), a później ich języki bawiły się ze sobą. (To jest obrzydliwe, oni sobie grzebią w ustach językami blee) Dziewczyna tylko starała się dorównać jego krokom i umiejętnościom, mimo to z nim było jej tak dobrze podczas pocałunku, wiedziała, że jemu też. Miał przecież satysfakcję, że jest w tym górą. Jednakże, oboje za każdym razem czuli wzajemne uczucie miłości jakim się darzyli, trwałym i prawdziwym. To było wspaniałe. Przerwał. Brązowowłosa otworzyła oczy, wpatrywał się w nie nachalnie Ronald.
Składnia pierwsza klasa.
Myślą o sekszeniu się, mogę się założyć!
- Zjeść mnie chcesz? – zapytała. Zachichotała.
Tu również.
- Zwariowałaś? – zapytał poważnym tonem, nie zauważając w jej słowach żartu.
- Chodźmy się przejść, co? Skoro i tak już wstaliśmy.. – odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie zrezygnowana.
Chłopak westchnął i ruszył za brązowowłosą. Kiedy już szedł koło niej, złapał ją za rękę i mocno ścisnął.
Szli, nasłuchując dźwięków wydawanych przez ptaki i letni wiatr, razem były bardzo dobrym i przyjemnym połączeniem.
Ach aż to zepsuć, sama natura układa i romantyczny obraz. 
Weasley przystąnał, tym samym jego dziewczyna. Stanął przed nią.
- Właśnie, przypomniało mi się coś.. proszę. – Ron wyciągnął z tylnej kieszeni płaski pakunek i podał Hermionie, wyciągając rękę i kładąc na jej dłoń.
- Chyba mi wysiedziałeś ten prezent, za bardzo. – zachichotała patrząc na podarunek od Rona, a później na niego.
- No otwórz. – pośpieszał ją chłopak.
Dziwny ten Ron, psuje tylko te słodkie momenty.
Nie przekomarzając się już, brązowowłosa otworzyła pakunek, wolno włożyła do niego dwa palce i wysunęła łańcuszek. Oboje spojrzeli po sobie, rudzielec oblał się szkarłatnym rumieńcem i zrobił swoją znaną minę, tym razem opisującą niepewność i zawstydzenie.
Złoty naszyjnik wisiał na jej wskazującym palcu odbijając promienie zachodzącego już słońca. Był śliczny, na cienkim łańcuszku wisiało złote serduszko niewielkich rozmiarów. Położyła go sobie na drugą dłoń, którą zamknęła w pięść. Znów spojrzała na Weasley’a, a ten na nią.
- Dziękuję. – szepnęła i posłała mu lekki uśmiech. Chciało jej się płakać. Ona nic dla niego nie miała. W miesięcznicę nic sobie nie dali, teraz też nie zamierzała, bo co to tylko dwa miesiące bycia razem.. Jednak dla kogoś te kilka tygodni było i tak czymś co uważał za ważne.
Coś takiego jak miesięcznica istnieje? Ci ludzie w związkach nie bankrutują?
- Wybacz, jeśli ci się nie podoba, ale tak a pro po (Czemu ludzie nie umieją pisać tego słowa? Może czasem warto sprawdzić w słowniku czy wyszukiwarce!), on się otwiera . – powiedział Ron, sądził, że Hermiona nie jest zachwycona prezentem. Wziął z jej dłoni naszyjnik i lekko rozszerzył szparkę (Szparkę? Porn alert?), przedzielającą serduszko w pół. Wtem Hermiona zobaczyła coś, przez co nie mogła powstrzymać łez. W środku było ich zdjęcie. Siedzieli na ławce, we trójkę, razem z Harry’m. Uśmiechali się. Najbardziej jednak w oczy rzucał się jej rudy chłopak, którego płomieniste włosy wspaniale komponowały się z śnieżnobiałym śniegiem w tle. – W Hogsmeade, niedawno przed balem. Mieliśmy po.. 14 czy 15 lat? Ginny zapewne zrobiła nam to zdjęcie. - pomyślała i wtuliła się w chłopaka. Ten niechcący upuścił podarunek na ziemię. Nie przejął nim, również objął swoją ukochaną.
Ron jest biedny wydał pieniądze na łańcuszek, a ten już zniknął, ale nasza Hermiona zamiast cieszyć się z prezentu i zacząć go szukać woli się przytulać!
- Podoba, Ronaldzie, bardzo mi się podoba. – oznajmiła, nadal łkając. Rudowłosemu nie ulżyło jednakże w duchu, bo czemu płakała? Nie umiał pojąć, jak bardzo Hermiona jest wrażliwa.


***

Wieczorem byli już w domu, oboje zjedli kolację i gotów i byli pójść spać. Ron i Harry siedzieli w pokoju Weasley’a, grali w szachy czarodziejów, które znaleźli przypadkowo. Hermiona zaś siedząc obok lezącej do góry brzuchem Ginny, opowiadała jej dzisiejszą ‘randkę’ z bratem przyjaciółki :
- Nie mogę uwierzyć! Mój brat, rodzony brat, kupił swojej dziewczynie naszyjnik, z SERCEM! – krzyczała zaskoczona Ginevra trzymając go w dłoni i przyglądając się uważnie. – ej, a skąd on w ogóle miał to zdjęcie..? Wiedziałam, wiedziałam, że mi grzebie w rzeczach, paskuda jedna!
- Ciii! Nie musisz tego tak głośno przeżywać.. nie gadaj takich głupot i nie przesadzaj, na pewno któryś z twoich braci daje równie piękne prezenty swoim ukochanym osobom. – starała się wytłumaczyć daną sprawę brązowowłosa.
Hermiona jeden z jej braci nie żyje, więcej taktu.
- Sama w to nie wierzysz, Hermiono! – oznajmiła Ginny. – nawet mój tata na każdą rocznicę ślubu kupuje mamie nowy, większy od pozostałych garnek na obiady.. – po czym dodała załamanym głosem i odłożyła złoty łańcuszek na szafkę nocną przy swoim łóżku.
Ginny chcesz jej ukraść ten łańcuszek?
- Więc co chcesz mi przez to powiedzieć?! – zapytała Granger unosząc głos. – że..
- Że zawsze wiedziałam o tym, iż moi bracia są DZIWNI. – powiedziała rudowłosa z naciskiem na ostatnie słowo z jakimś zrezygnowaniem. Spojrzała na soją przyjaciółkę i odkręcając się w drugą stronę poszła w stronę drzwi wyjściowych. Otwierając je spojrzała jeszcze na brązowowłosą i głośno odetchnęła. Wyszła. Hermiona została sama w pokoju. Nie próbowała zatrzymać przyjaciółki.
Nie rozumiem, poszła płakać za Fredem?
- Czy ona aby nie jest zazdrosna? – zadała retoryczne pytanie.
O brata?
Postanowiła również wyjść z tego pomieszczenia, nie miała ochoty w nim przebywać samotnie. Wspięła się po schodach i była tuż przed pokojem Rona. Bez pukania weszła do środka.
- Hej! – powitała chłopców siedzących nad szachami. Zamknęła powoli drzwi i podeszła do jednego z graczy.
- Widzieliśmy się już, ale : cześć. – odpowiedział jej czarnowłosy i spojrzał na swoją przyjaciółkę, po czym znów skupił swój wzrok na planszy.
Westchnęła, podeszła od tyłu i położyła dłonie na karku Weasley’a. Ten nawet nie zwrócił na nią uwagi.
Jak to zakochany do szaleństwa chłopak.
- Nie było tu Ginny? – zapytała. Koniecznie chciała sprawić, żeby zaczęli zwracać na nią większą uwagę.
- Nie. – odpowiedzieli z chórem gracze.
- Mhm.. a długo gracie? – nadal próbowała.
- Od niedawna. – znów odpowiedzieli chórem.
- Ja nadal nie umiem grać w szachy, nawet mugolskie.
- Aha. – oboje wpatrzeni w szachy, myśleli jaki ruch wykonać.
- Miłej gry.. – powiedziała. Zrezygnowana udała się w stronę wyjścia.
- Idziesz już? – odezwał się w końcu rudowłosy. Wstał z krzesła i podszedł do niej.
- Tak, gracie, nie będę wam przeszkadzać. – już złapała klamkę, gdy szybkim ruchem chłopak złapał ją za dłoń i przyciągnął do siebie.
- Wcale tego nie robisz. – oznajmił zatapiając swój wzrok w orzechowych oczach Hermiony.
- Och, Ron, nie dość, że ciągle wygrywasz, to jeszcze teraz przerwałeś, gdy szło mi naprawdę dobrze.. – jęczał załamany Harry.
A to podstępna wiewiórka płci męskiej!
Jednak Weasley się nim nie przejął, złapał ukochaną za rękę i usiadł na swoim łóżku. Dziewczyna usiadła mu na kolanach.
- Dobra, to ja pójdę do Ginny. – oznajmił Potter przyglądając się przyjaciołom. – Hermiono, gdzie ona jest?
- Właśnie nie wiem, myślałam, że będzie tutaj, ale.. – pomyślała chwilę i dodała. – jej nie ma. – nie przychodziło jej nic innego do głowy niż pokój Rona oraz Harry’ego. Zawsze tu przesiadywała ze swoim chłopakiem.
- No nic, idę jej poszukać. – powiedział i wyszedł w dosyć szybkim tempie. – A! – nagle jego głowa znalazła się w drzwiach. – nie myśl sobie, Ron, że teraz udało ci się wymignąć z przegranej, jeszcze zobaczysz. – pogroził palcem Wybraniec po czym jego twarz zniknęła, a drzwi mocno trzasnęły. Weasley zmarszczył czoło i beztrosko zapytał :
- Chciałaś coś, że przyszłaś?
- Nie, przyszłam bez powodu, chociaż.. – przerwała na chwilę i zagłębiła wzrok w morskich oczach. – po prostu nie chciałam siedzieć sama, a spać mi się jeszcze nie chce.
Eee, więc będziecie grać w karty?
Rudowłosy uśmiechnął się. Objął brązowowłosą i zatopił swoje usta w jej.
- Nieźle. – podsumowała. Po raz pierwszy raz powiedziała mu, że dobrze całuje. Chociaż już wcześniej oboje to zauważyli.
Ronald lekko się zarumienił.
- Mogę powtarzać tę czynność kiedy chcesz. – oznajmił. Położył delikatnie dziewczynę na łóżko i podpierając się nad nią rękoma o krawędzie łożyska (Jej łożyska? Ona była w ciąży?) powtórzył pocałunek. Teraz liczył się tylko on.
Kiedy przerwali Ron położył się koło Hermiony, leżąc myśleli o przeróżnych rzeczach. Trzymali się swoje dłonie.
Uffff.
- Nie lubię, gdy Harry jest sam na sam z Ginny. – powiedział z wyrzutem chłopak. Na co Granger wybuchła śmiechem. – no co? – zapytał zdziwiony Ronald i wywołał jeszcze głośniejszy śmiech swojej dziewczyny.
Patrzył się jak rozbawiona kuli się. Podniósł jedną brew. Czekał aż coś powie. Hermiona, gdy się już powoli opanowywała starała się normalnie odpowiedzieć na jego wyżalenia :
- Nie no, Ron.. – przerwała, odchrząknęła widząc jego groźny wzrok i oznajmiła w miarę możliwości, poważnie – twoja siostra jest już dorosła, jeżeli nie zauważyłeś. Wie co robi, a Harry’ego znasz, wiesz, że o nią dba i nic głupiego nie zrobią. W sensie, że co mają robić? 
- Wale nie jest dorosła! I to moja siostra! Muszę się martwić! – krzyczał podnosząc się. Usiadł na krześle, blisko łóżka, przypatrując się brązowowłosej z wyrzutem.
Ron ma dwie siostry? Ginny i Wale? 
- Zauważyłam. Nigdy nie przestaniesz się wtryniać w jej życie prywatne, co?
- No wiesz? Ja, ja tylko chcę, by nikt jej nie skrzywdził.. – te słowa znów wywołały śmiech u Granger. Tym razem Ron wstał i nic nie mówiąc, wyszedł z pokoju.
- On sam nigdy nie dojrzeje. – powiedziała do siebie słysząc jak schodzi po schodach. Również wstała i udała się powolnym krokiem do pokoju Ginevry, nikogo w nim nie zastała. Ziewnęła i padła na swoje łóżko.
- Dobranoc. – szepnęła do siebie i chwilę potem już spała.
Och, niech się to słodkie Dramione schowa przed moim stukniętym i niezrozumianym Romione! 


***

Śniadanie!!!!!!!! Wstawać śpiochy, ile można wołać?! – darła się, już od ponad pół godziny pani Weasley stojąc na samym dole przy schodach.
- Już, już mamo, nie mogłaś zrozumieć, że ubierałyśmy się? – Ginny zadała pytanie, na które i tak nie oczekiwała odpowiedzi. Jednak została obdarowana groźnym spojrzeniem od matki, schodząc ze schodów z Hermioną.
- A chłopcy? – zapytała po chwili rudowłosa kobieta.
- IDZIEMY! – nagle krzyknął Ronald.
- Mamo, a George dziś je z nami śniadanie? – zapytała Ginny.
- Nie.
- Ale on już w ogóle nas nie odwiedza, w ogóle!
- Wiem, i za każdym razem mówi, że ma coś ważnego do załatwienia.
- Ta sama, marna wymówka, a przecież my też cierpimy z powodu śmierci Freda, ja byłam na przykład jego siostrą i nie unikam was. – oburzyła się mocno najmłodsza Weasley’ówna (A George był na przykład jego bratem bliźniakiem i nie odstępowali się na krok) i znów matka na nią groźnie spojrzała, odpowiadając krótko  :
- Córciu, widzę, ale ty nie masz własnego mieszkania, musiałabyś siedzieć cały czas w pokoju albo znaleźć jeszcze jakiś sposób by z nikim z nas się nie widywać, będąc tu. – w jej oczach pojawiały się już łzy. Ginny spłonęła rumieńcem. Rozdrapała dopiero gojącą się ranę. – no nareszcie, chodźcie jeść. – dodała po chwili pani Weasley widząc schodzących po schodach Rona i Harry’ego. Hermiona widziała, jak bardzo boli mamę jej przyjaciółki wspomnienie zmarłego Freda.
A rodzeństwo to już się w ogóle nie przejmuje?
- Podczas śniadania nikt się nie odzywał, Ginevra nadal miała rumieńce na policzkach, Ron siedząc na przeciwko brązowowłosej, obserwował ją ukradkiem, lecz często łapał ją na tym samym, Harry i pan Weasley rozmawiali na temat artykułu napisanego w Proroku Codziennym, a pani Weasley krzątała się po kuchni.
Ale by było śmiesznie gdyby aŁtorka ożywiła Freda!
Po kilkunastu minutach ani Ron, ani Hermiona już nie jedli, ich ‘zerkanie’ stało się częstsze i dłuższe. Wtedy chłopak wstał i podszedł do brązowowłosej, nie musiał nic mówić, ona również wstała i razem poszli do pokoju rudego. Wciąż nie odzywając się. Usiedli na jednym łóżku. Przodem do siebie. Wpatrywali się wzajemnie w swoje oczy, kasztanowe i morskie.
- Nie jesteś już zły? – zapytała dziewczyna, udając zaskoczoną.
- Nie. – odpowiedział krótko.
- Cieszę się. – skomentowała nieczule Granger. – nie boisz się, że teraz TWOJA SIOSTRA.. – akcentując te dwa słowa kontynuowała. – wybierze się gdzieś sama z Harry’m?
- Przestań! Nie rozumiesz mnie po prostu.
- Sądzę, że właśnie rozumiem, Ronaldzie.. i mi nic nie wmawiaj. – uprzedziła go.
W ciszy zaczęli wysłuchiwać porannego śpiewu ptaków za oknem.
Poszli na górę, żeby to sobie powiedzieć? Myślałam, że znowu się zaczną całować.


***

- Do widzenia rodzinko! – z dołu usłyszeli głos pana Weasley’a wychodzącego do pracy, oraz mieszkańców domu, którzy odpowiedzieli z chórem Aleksandrowa ‘do widzenia’.  Hermiona zakochała się w tym miejscu, nie miała zamiaru wrócić do rodziców w te wakacje. Tu był jej drugi dom.
Tak Hermiono olej rodziców, siedź sobie z Weasley'ami.
- Ron! – pisnęła, a on wlepił w nią swój wzrok. – może wybierzemy się do Hogsmeade? – zapytała z nadzieją w oczach. Przypomniało jej się te miejsce, ze zdjęcia, które teraz nosiła między piersiami.
Określenie nosiła na szyi już jest niemodne.
- Jasne, jeżeli masz ochotę..
- To musimy jeszcze spytać Ginny i Harry’ego. – przerwała mu, a ten kiwnął głową. Nie wiadomo dlaczego, tak bardzo pragnęła tam się wybrać, sama tego również nie wiedziała.
Zeszli szybko na dół, do kuchni, trzymając się za rękę. Wchodząc cicho nie było żadnych szans żeby usłyszała ich para osób w tym pomieszczeniu.
- RON! – Hermiona złapała mocniej za rękę chłopaka. Już chciał podejść i wygarnąć coś swojej siostrze.
Na blacie siedziała Ginny, przed nią stał Harry. Miała oparte ręce o jego barki, jedną z nich przeczesywała kruczoczarne włosy chłopaka. Całowali się.
Jakie to dziwne! Nie wolno im się przecież całować.
Brązowowłosej nie udało się utrzymać Weasley’a. Podszedł do Harry’ego i odepchnął go od rudowłosej. Potter zdziwiony zapytał :
- Ron? Nie rozumiem, nic nie zrobiliśmy.
- W mojej kuchni, na moich oczach, całowaliście się! – krzyknął wkurzony do czerwoności rudzielec.
- Jesteś przewrażliwiony, już tyle razy widziałeś jak się całuję ze swoimi chłopakami. – oznajmiła zła Ginevra.
- Nienawidzę tego widoku. Krew mnie zalewa, gdy cię z kimś widzę i to w takich momentach. – oznajmił przez ściśnięte zęby Ronald.
- Jesteś przewrażliwiony. – powtórzyła jego siostra.
- Nie mów mi jaki jestem! – wyszedł z kuchni udając się schodami na górę.
Hermiona stała i przyglądała się dwójce przyjaciół.
- On NIGDY się nie zmieni. – powiedziała w końcu, a dwójka zrobiła miny na znak, że się zgadzają. – tak właściwie, to chcieliśmy się was spytać czy przejdziemy się do Hogsmeade..
- Świetny pomysł, zapewne twój. – przerwała jej rudowłosa ze zgorszoną miną.
- Uff, to ja pójdę uspokoić Rona, a wy się przygotujcie. – i pobiegła truchtem do swojego chłopaka.
Harry postanowił jednak zakończyć pocałunek jakim obdarowywał przed chwilą Ginny.
Języki w usta i robimy kółeczka!


***

- Masz wieści? – zapytał przybyłą w tej chwili chudą kobietę.



Stanęła przed nim, wyniosła i piękna.
- Po raz kolejny powtarzam ci : JAK BĘDĘ MIAŁA TO OD RAZU PRZEKAŻĘ JE TOBIE! – krzyknęła prosto w twarz przysadzistemu mężczyźnie, plując przy tym nadmiernie.
Jak ja uwielbiam nie wiedzieć o co chodzi.
- Oby. Trzymam cię za słowo, pamiętaj.
Wyszedł. Tak bardzo mu zależało, żeby w końcu udało się zrealizować jego wyjątkowo ‘wspaniały plan’.
Zabrał ze sobą dwóch z nadal Mu oddanych. Ciemnym korytarzem udali się do miejsca, gdzie mieli zrobić to po raz kolejny.
Aaa to zapewne jakiś śmierciożerca.
Mają zamiar kogoś zgwałcić?
- Przyprowadź. – zażądał.
Przed jego stopy rzucono niewinną, młodą osobę. Nie mogła wstać, nie miała sił. Jedynie cicho oddychała, łkając.
Uśmiechnął się pod nosem, tym samym unosząc delikatnie wąsy ku górze. Wyjął różdżkę. Nie, nie mam ochoty się dziś bawić :
- A..le może ty chcesz?


***

Sprawa została złagodzona, wcale tak trudno nie było.
- Dziś miał być udany dzień, z przyjaciółmi, więc po co niszczyć to głupią wściekłością? – zadała retoryczne pytanie. – przyzwyczaj się. – dodała na koniec.
- Zejdźmy już na dół.
Przy drzwiach stali gotowi do wyjścia przyjaciele Hermiony. Bo przecież nie Rona.
- Jak dobrze, że już jesteście. Szczerze, to się bałam, że tego gbura nie będzie dało się namówić z powrotem na ten wypad do Hogsmeade.. – oznajmiła złośliwie Ginny. – ale udało ci się. – dokończyła, widząc wzrok brata.
Ron bez słowa założył buty i łapiąc Granger za rękę wyszli za Harry’m i Ginevrą. Deportowali się. Wylądowali prosto przed starą i zniszczoną tabliczką z napisem Witamy w Hogsmeade!
Kręta dróżka zaprowadziła ich do Trzech Mioteł. Tam zasiedli przy jednym stoliku. Wybraniec poszedł zamówić kremowe piwa dla każdego. Wrócił z bardzo zadowoloną miną.
- Stary, co się stało? – zapytał jego przyjaciel.
- Dostałem za darmo, wszystkie cztery. – uśmiechnął się od ucha do ucha czarnowłosy. – jeszcze mi chciała jakieś słodkości powciskać. Fanki. – oznajmił z rozmarzoną miną, lecz po chwili dostał po głowie.
Szykują się romanse.
- Ja ci dam fanki. – pouczyła go rudowłosa.
Wybuchli śmiechem. Po chwili, w której popijali darmowe piwa, Hermiona postanowiła zadać dręczące ją pytanie :
- Wracacie do Hogwartu?
- Muszę, dwa lata jeszcze mnie czekają.. – usłyszała odpowiedź zrozpaczonej Ginny.
- A wy?
Od nich jej nie usłyszała.
- A wy? – zapytała ponownie.
- Wiesz, bo ten, ja to chyba chciałbym pomóc George’owi. W sklepie. – wydusił Ron. Trudno mu było o tym powiedzieć, wiedział, że Hermiona będzie chciała, by wrócił.
Rzeczywiście chciała. Obawiała się tylko, że nie będą mieli takiego zamiaru, nie palili się nigdy do nauki, a teraz po zabiciu Voldemorta każdy przyjmie ich do pracy z otwartymi rękoma. Nawet z zamkniętymi.
- Ty Harry pewnie też nie wracasz, prawda?
W odpowiedzi kiwnął niepewnie głową.
Już chciała wstać, ale pomyślała, że to byłoby bez sensu, niech robią co chcą. Wzięła łyk resztek piwa.
- Ej, nie martw się, ja wytrzymałam rok bez Harry’ego. – próbowała pocieszyć ją ruda przyjaciółka.
To wcale nie pomogło, na odwrót. ROK BEZ RONA?! – przeraziła się w myślach. Teraz nie powstrzymała się, wyszła.
- No leć za nią! – pogoniła brata. – powiedziałam tylko prawdę, co nie? – zapytała zdziwiona pod nosem.
- Sama leć! Wolę dokończyć piwo - odpowiedział roztargniony Ron.


***

Weasley pobiegł za wąską sylwetką, idącą gdzieś w tle.
- ZACZEKAJ! – krzyczał. Na marne. Przyśpieszył. Udało mu się ją dogonić. – jesteś zła?
- Nie.
- To stań, poczekaj, porozmawiajmy.
- Nie.
Nie.
Ruszyła dalej przed siebie, nie wiedząc nawet gdzie. Nie bała się, że się zgubi, on był przy niej, nie wrócił się, szedł koło niej. Milczeli, oboje mieli spuszczoną głowę w dół.
Taa, on się szybciej od niej zgubi.


***

Potter wraz z ukochaną nadal siedzieli w Trzech Miotłach, popijając następne piwa. Wybuchali co chwilę śmiechem z opowiadanych sobie różnych zabawnych historii. Albo z upicia się.
Ktoś zapukał do okna, przy którym znajdował się ich stolik.
- Luna! – krzyknęła Ginevra i wyskoczyła szybko ze sklepu obejmując zgrabną dziewczynę. – jak miło cię widzieć!
Jak można wyskoczyć ze sklepu? Chyba, że przez okno.
- Wzajemnie. – odparła blondynka. – przynajmniej wy zwróciliście na mnie uwagę, Hermiona i Ron nawet się nie chcieli przywitać.
- Widziałaś ich?
- Owszem, szli w odwrotną stronę niż ja, minęłam się z nimi. Coś nie tak z nimi?
- Chwilowo. – Weasley’ówna nie widziała potrzeby opisywania dokładniej zaistniałej niedawno sytuacji. Zmieniła temat :
- Sama się przechadzasz?
- Tak. Co u Snape’a?
- Pewnie dobrze. Leży sobie w trumnie. – odpowiedział zdziwiony pytaniem Harry. Właśnie wyszedł z pubu.
- Ach, to świetnie, ostatnio jakiś markotniejszy niż wcześniej był. – odetchnęła z ulgą niebieskooka.
Od kiedy ludzie martwi są markotni?
- CO?! To nie jest śmieszne, Luna.
- Mnie to nie bawi, nie widzisz? Nie po to szukałam godzinami razem z tatą tych wszystkich ziół, by teraz śmiać się, gdy się nareszcie udało!
- Nie rozumiem. – starał się przypomnieć coś na ten temat, z resztą jaki temat? Lovegood i Snape?
- Mhm. O niczym nie wiecie? Pan Weasley wczoraj o wszystkim się dowiedział, myślałam, że wy też..
- O której wraca twój tata? – przerwał podniecony Wybraniec zwracając się do Ginny.
- Punkt szesnasta. – usłyszał w odpowiedzi.
Nie myśląc nawet która może być godzina, złapał swoją dziewczynę za dłoń i deportował ich pod drzwi wejściowe do Nory. Tym samym zostawiając blondynkę samą.
LUNA CHODZI ZE SNAPEM? Lusnape?


***

- Gdzie my w ogóle jesteśmy?
- Nie wiem.
- Sama mówiłaś : Dziś miał być udany dzień, z przyjaciółmi, więc po co niszczyć to głupią wściekłością? – udawał jej głos. – przyzwyczaj się.
- Do czego Ronald JA mam się przyzwyczaić?
- Że nie jesteś pępkiem świata! Nie mam zamiaru zmienić zdania.
Tak, umiesz poprawić dziewczynie nastrój.
- Wspaniale. – przyśpieszyła kroku, chciała, by ją zostawił. Jednak wiedziała, że Ronald mówi prawdę.
- Wracam do domu, wróć ze mną! – krzyczał, bez potrzeby.
- Dobrze, idź sobie, cześć. – szepnęła dziewczyna, odkręciła się na chwilę i pomachała mu od ręką na pożegnanie. Odwracając się z powrotem przeklęła siebie w duchu.
- Przeklinam się!


***

W TYM SAMYM CZASIE, NORA.

- Mamo! – wołała Ginevra. Wpadła razem z Harry’m do kuchni gdzie ją zastali.
Z serii suchar analizującej: wpadła razem z Harrym, hehehehe.
- Słucham? – odpowiedziała zaskoczona ich nagłym przybyciem ruda kobieta.
- Nie powiedziałaś nam czegoś o Snape?
- Córeczko.. – starała się wymignąć od tematu pani Weasley.
- On żyje, tak?
HOŁ, HOŁ, HOŁ! Snapuś żyje?
Nagle wszyscy usłyszeli typowe ‘trzask’ i ktoś wszedł do pomieszczenia, w którym przebywali. Kobieta odetchnęła z ulgą.
- Arturze, chyba powinniśmy w końcu..
- No wiesz, Molly? Zawsze to ja wszystko wygadywałem nie chcący, ale, że ty? – zapytał z grymasem pan Weasley wiedząc o co chodziło małżonce.
- Do rzeczy! – pośpieszyła rodziców Ginevra.
Ci, westchnęli i udali się do jadalni. Mężczyzna usiadł przy stole, a jego żona stanęła za nim.
- Harry, Ginny, Snape żyje.. – oznajmił krótko.
Nie domyślimy się.
- To już wiemy, ale jak to się stało? – spytał szybko Potter.
- Khm, khm. – odchrząknął Artur dla poprawienia głosu po czym dodał :
- Kilka dni temu.. – zaczął.
- Ile?
- Nie przerywaj. – oburzyła się Molly.
- No więc, kilka dni temu, DOKŁADNIEJ 4.. – szybko dodał widząc pytający wzrok Harry’ego, a potem wdzięczny uśmiech na jego twarzy. – byliśmy w odwiedzinach u małego Teddy’ego, wiecie, mieliśmy go gdzieś zabrać, na spacer czy coś, żeby Andromeda trochę odpoczęła, praca i wnuk, a do tego przecież też ostatnio miała ostatnio niemiłe chwile..
No bo jej córka, zięć i mąż nie żyją...
- DO RZECZY! – prosił chłopak jego córki.
Harry kultury!
- No i przed zabraniem Teddy’ego z domu Harry’ego trochę tam Molly posprzątała do końca w niektórych pomieszczeniach, bo jak to ona, nie mogła pozwolić, by zajęła się tym Andromeda. – westchnął. – ja tak to sobie przez ten czas rozmawiałem z matką Nimfadory, i wtedy.. – ciągnął – przy Grimmauld Place 12 pojawiła się zakapturzona postać, Andromeda odtworzyła przybyszowi. Wiecie kto nim był? – starał się budować napięcie u słuchaczy. – Narcyza Malfoy we własnej osobie! – podniósł ton.- Zapraszamy ją do środka, i ta oświadcza nam, że potrzebuje naszej pomocy w ukryciu Severusa, to pilne. Oczekiwaliśmy wyjaśnień, więc nam tylko powiedziała tak : już z nim wszystko w porządku, ale potrzebuje ukrycia. Tyle wiemy.
Narcyza ot tak wpada sobie na Grimmauld Place 12 i mówi, że Snape żyje, taki tam normalny dzień.
Nastała chwila ciszy.
- I gdzie jest Snape? – zapytał oszołomiony tą wiadomością Potter.
- No, na Grimmauld Place 12. U Andromedy i małego Teddy’ego. Spokojnie, nic im wszystkim nie grozi, dom jest pod ochroną czarów.- oznajmił widząc miny młodych osób.
TRZASK!
- Ron, Hermiona! – krzyknął Harry. – ważna wiadomość, szybko, przyjdźcie do jadalni.
Do wzywanego pomieszczenia jednak przyszedł tylko Ronald. Wkładając ręce w kieszenie spodni oparł się ramieniem o futrynę wejścia.
- Gdzie..? – starał się zapytać Harry.
- Nie wiem, co to za wiadomość?
Usłyszał co przyjaciel chciał mu przekazać. Był równie zaskoczony, ale nie skomentował tego. Specjalnie się tylko na chwilę uśmiechnął. Poszedł do swojego pokoju.
- No to gdzie jest Hermiona?! – krzyczał za nim Potter. Niecierpliwił się, więc poszedł do Rona. Przecież nie mogli się jakoś poważnie pokłócić z powodu naszego wyboru co do powrotu do szkoły..
Jednak mogli.


***

Szła wolnym krokiem, już nawet nie widziała dokąd. Księżyc na bezgwiezdnym, ciemnym niebie oświetlał jej gdzieniegdzie drogę. Przez swoją dumę nie mogła pozwolić na to, by deportowała się z Ronem do Nory. Była na siebie okropnie zła. Zaraz całkowicie nic nie będzie mogła zauważyć. Muszę już wrócić. – pomyślała.
Wtedy, oprócz kroków swoich usłyszała jeszcze jakby niedaleko jej szły cztery dodatkowe nogi.
Coraz głośniejszy szelest, dźwięk łamanych patyków. Do tego czyiś śmiech, cichy, oschły.
Przeraziła się.
Pisnęła.
Po co wyciągnąć różdżkę, teleportować się, wyciągnąć różdżkę.


[003.] Po raz kolejny usłyszała to przezwisko.
Cześć Draco!
- Ciii. – od tyłu ktoś mocno przycisnął ją do siebie.
Natychmiast się odwróciła, mimo silnego uścisku.
- Ron! – wrzasnęła.
Odepchnęła go od siebie.
- Jak mnie znalazłeś? – na jej twarzy widniała złość, olbrzymia złość.
Dopiero pisnęłaś z przerażenia, a na widok znajomej buźki wrzeszczysz ze złości. Weź się zdecyduj.
- Sekret. – uśmiechnął się lekko rudowłosy. Zbliżył się i delikatnie objął dziewczynę. Pocałował w jej, porozrzucane na wszystkie strony, miodowe włosy, czuła to, choć przecież włosy nic nie czują. – wybaczysz mi, prawda? – zapytał przesłodzonym głosem.
To pewnie jakiś śmierciożerca wypił eliksir wielosokowy.
- Oj, już przestań. – parsknęła udawanym śmiechem. – Jest z tobą Harry? – nie miała ochoty już ‘przechadzać się’ po tej okolicy, całkowicie jej nie znanej.
- Nie.
- Nie? – nie dowierzała. Zaczęła rozglądać się wokoło – Ron, jeżeli znów macie ochotę zrobić mi ‘niespodziankę’ i mnie przestraszyć to niech Harry wyjdzie z miejsca gdzie się ukrył. – wzrokiem nadal starała się znaleźć przyjaciela.
- Nie-ma-go-ze-mną. – mówił w wolniejszym tempie chłopak.
- To kto z tobą..?
Aaaa czyli to jednak jest Draco.


***

- Witam, witam. – oznajmił dosyć pogodnym tonem mężczyzna stojący nad nimi.
Hermiona uniosła zmęczone powieki. Leżała, nie mogła się podnieść, jakby ktoś mocno ściskał ją za każdą część ciała. Brązowowłosa zaczęła natychmiast rozglądać się po miejscu, w którym teraz przebywała, chcąc znaleźć odpowiedź na zadane sobie pytanie ‘gdzie jesteśmy?’. To był pokój, przypominał ogromny salon. Poustawiane drogie, popielate meble, obrazy w pozłacanych ramkach, prawdopodobnie z wizerunkami dawnych przodków mieszkańców tego domu wisiały nisko nad podłogą, potężne figury przeróżnych zwierząt nie wskazywały na to, by mogło być to jakiekolwiek więzienie. Na wysokiej, ciemnoczerwonej ścianie wisiał bursztynowy żyrandol z mnóstwem poprzyczepianych, drobnych diamentów, świecących się we wszystkie kolory świata. W pomieszczeniu stały trzy karminowe kolumny, na około których wiły się sztuczne, fioletowe kwiaty. Za każdą kolumną znajdowały się szerokie drzwi z mosiądzowymi klamkami w kształcie i wielkości piłki do golfa. Wszystko wyglądało wręcz bardzo ładnie.
Może to Dwór Malfoy'ów?
Granger nagle spotkała wzrokiem Ronalda wijącego się na wszystkie strony i mruczącego coś do siebie. Był przy niej.
Dobra, nie ogarniam.
Nie mieli możliwości się odezwać, mogli jedynie ledwo wydawać zduszone dźwięki.
- Oj, spokojnie. – teraz jej oczy zwróciły się ku górze, nad jej głową stał wysoki (patrzyła od dołu, wiec był wysoki tak czy siak xD), szczupły, siwowłosy okularnik.
Na jego ustach pojawił się triumfalny uśmiech. Westchnął po czym dodał :
- Nawet nie wiecie, jak się cieszę, że was widzę, a tym bardziej teraz, gdy leżycie pode mną, nie mogąc nic zrobić. – zaśmiał się sucho.
A skąd wiesz, że nie mokry. W kaszlu nie da rady odróżnić.
To był śmiech :D
Jego śmiech już zdążyła usłyszeć Hermiona, przed nagłym pojawieniem się Weasley’a w lesie, po którym się błąkała. Zmieszała się. Nie dość, że wpakowałam w to siebie, to jeszcze Rona. Cholerna duma! – ganiła siebie w duchu i po raz drugi spojrzała na swojego chłopaka, który dalej próbował zwalczyć zaklęcie nie pozwalające mu na nic, prócz mrugania, oddychania i wydawania z siebie zduszonych jęków.
- Nott! – znów odezwał się człowiek wciąż stojący nad leżącą parą.
Właśnie zdradziłeś porwanym nazwisko, jak uciekną będzie wiadomo kogo aurorzy mają ścigać.
Po krótkiej chwili ktoś poruszył okrągłą klamką. Nie śpiesząc się, wszedł do pomieszczenia. Ubrany w ciasne, jasne jeans’y i długi płaszcz zapięty na wszystkie czarne guziki. Nie zamykając drzwi podszedł bliżej wołającej go osoby.
- Co?
- Jak to ‘co?’?! – zapytał groźnym głosem siwy mężczyzna. – nie widzisz?
- Ich?
- NIE WIDZISZ?! – powtórzył ostrzej, pokazując jednym palcem Hermionę. – szlama! – wyjaśnił krotko, widząc pytające spojrzenie Notta.
- Sam jesteś szlama, chamie jeden! - powiedziała niska szatynka, która pojawiła się znikąd. 
- A ten ogier? – osoba w płaszczu wskazała palcem, jakby dźgała nim, szamocącego się Rona. Widać było odrazę na jego twarzy.
- Weasley, bynajmniej jeden z nich. – usłyszał w odpowiedzi i mimowolnie na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Nareszcie. – szepnął i szybko wyszedł z ‘salonu’.
Tortury.


***

- Wiedziałem, że będą chcieli jeszcze tam pogadać na osobności, ale bez przesady, minęło już równo dziesięć godzin. – powiedział i spojrzał po raz enty na zegar wiszący nad stojakiem na parasole.
Wybiła druga w nocy.
Po co zacząć ich szukać?
- Jeszcze nie jest tak późno, a Ron już jest stary i może się szwendać o takich porach. – próbowała poprawić atmosferę w Norze młoda dziewczyna siedząca obok Pottera.
- GINNY! – krzyknęła pani Weasley, a jej towarzysz przystanął. – o tej porze – NIE. – i wróciła do tej samej czynności, którą powtarzała z mężem od dłuższego czasu. Chodząc w tę i z powrotem wzdłuż jadalni.
- Andromeda nie wie, George też nie, Bill również. Nawet Neville i Luna nie mają pojęcia gdzie mogą przebywać. – zaczęła histeryzować. – inne miejsca?
Jednak nikt nie miał propozycji.
- Rodzice Hermiony ostatnio nam wysłali sowę, że wyjeżdżają, u nich tak to nie powinni być.. Więc? – zapytała z nadzieją w głosie. – chyba nie pójdziemy spać..
- Pójdziemy. – oznajmił mąż, uznał słowa żony za genialny pomysł, dlatego złapał za jej ramię i starał się zaprowadzić kobietę do ich wspólnego pokoju, lecz ta mu nie uległa.
- NIE! – wrzasnęła i przystanęła. – NIE..
- Molly, uspokój się, chodźmy już spać, jest późno. – przerwał żonie Weasley. – Chodź. – prosił.
Zaginął ci syn, a ty chcesz iść spać? Dobry pomysł też tak zrobię.
- Arturze! Ty zawsze się zachowujesz jakby nic się nie stało, jesteś taki nieuczuciowy, a to twój syn, powinieneś się interesować co z nim się dzieje!
- Mój syn ma już 18 lat, kochanie.
A nie 17?
- Ale to nie zmienia faktu..
- No cicho, już. – przytulił szlochającą małżonkę i gestem oznajmił Harry’emu, że idą spać po czym udał się wciąż trzymając w objęciach kobietę, do sypialni.
- Mama łatwo się poddała. Myślałam, że teraz będzie bardziej napierała na ‘bezpieczeństwo’, wiesz z jakiego powodu, ale jak widać.. – zauważyła Ginnevra. – a my co robimy, Harry?
- Ja posiedzę, poczekam.
- Uśniesz!
- Nie, oni zrobili tyle dla mnie to ja dla nich mogę SPRÓBOWAĆ – zaakcentował to słowo. – nie spać całą noc, póki nie pojawią się w Norze. Ty idź, jak chcesz. – spojrzał na nią nieprzytomnie, trzymając w lewej dłoni kubek z ciepłym napojem.
Wyszła, nie zamierzała przejmować się dłużej tym, że jej braciszek nie pojawia się w domu, a wiedziała, że Hermiona jest mądra i sobie w razie jakichkolwiek problemów poradzi. Stanąwszy nad swoim łóżkiem ubrała się w biszkoptową piżamę w misie. W końcu położyła na chłodnej pościeli, po czym od razu usnęła.
- Och, gdzie jesteście.. – westchnął ciężko Wybraniec i oparł brodę o prawą dłoń, ledwo otwierając opadające co chwila, ciężkie powieki.
Może pójdziesz ich poszukać?!


***

Przebudziła się.
- R-Ron? – zapytała cicho brązowowłosa. – jesteś tu?
Było ciemno, cicho pogwizdujący wiatr sprawiał, że było również chłodno. Hermiona leżała skulona na zimnej posadzce. Ledwo udźwignęła się na kolana, zaczęła szukać rękoma ciała Weasley’a.
- Och! – odetchnęła. – jesteś..
Czyli zaklęcie przestało działać skoro może gadać.
Znalazła jego twarz, do której od razu przybliżyła swoją, by zobaczyć czy się porusza.
Leżał nieprzytomny. Ciężko oddychał.
- Obudź się, proszę. – mówiła. – przepraszam.. – i załkała.
Miała nadzieję, że to on, chociaż nie mogła być tego pewna. Położyła się obok jego masywnego ramienia, które dosyć szybko udało jej się znaleźć i mocno się do niego przytuliła. Nadal płakała. Co ja zrobiłam..
Tak, obwiniała siebie. Hermiona zawsze taka była, prawda?
Do tego, czuła w tej chwili jakby dostała dziś zaklęciem Crucio. Wszystko, dosłownie wszystko ją bolało. Z zewnątrz oraz wewnątrz.
Cisza, kompletna cisza. Jedynie kilka kropel sprawiało, że w miejscu, gdzie teraz była odbijało się echo, gdy spadały na wilgotną już podłogę.
- Wyspałaś się?
- Słucham?
- Nie usłyszałaś, szlamo? – zapytał głośniej.
Ach, tak ktoś cię więzi, a ty odpowiadasz mu tak spokojnie.
Tym razem usłyszała czyjeś kroki. Coraz głośniejsze. I chlust wody, jakby ktoś wszedł w ogromną kałużę.
- Jak tam twój towarzysz? – zapytał ten sam człowiek z wyraźnie zadowolonym głosem.
- Co mu zrobiliście? – zapytała cicho.
- Zupełnie nic, sama widziałaś jaki był porywczy, gdy was związałem..
- To na pewno nie było związanie. O wiele silniejsze..
- Nie przerywaj, obrzydliwa dziewucho. Mówili mi, że jesteś przemądrzała. – zaśmiał się. – jeszcze pożałujesz wszystkiego, zobaczysz, wszystko przed tobą.
Zamilkła, chciała wybuchnąć, ryczeć na całe gardło.
- No, więc, nie dał się normalnie, tak jak ty. – znów się zaśmiał. – dlatego dostał silniejszym zaklęciem. – jego śmiech rozniósł się po wszystkich pomieszczeniach. – i jak widać, zadziałało. Leży grzeczniutko.
Nie wiem ominęłam jakiś rozdział, bo nie przypominam sobie tego wszystkiego o czym mówią..
- Śmierciożercy ma się rozumieć? – odważyła się zapytać obolała dziewczyna.
- Czy ja powiedziałem, że możesz się odezwać, brudasie? – odpowiedział jej pytaniem na pytanie. – NIE! – odpowiedział na nie. – Brzydzę się ciebie, wiesz? – oznajmił z satysfakcją.
Łzy ponownie napłynęły jej do oczu. Oczywiście, zawsze będzie miała brudną krew, zawsze będzie szlamą..
Usłyszała jak odchodzi osoba, która przed chwilą tak bardzo ją zraniła słowem. Z ust Malfoy’a nie bolały ją te wyzwiska, bynajmniej nie aż tak, jak teraz. Ale to przecież śmierciożercy. – pocieszała się. – normalne, że jestem dla nich nikim..
Pociesza się tym, że wpadła w ręce śmierciożerców?
Tępo leżała, nie starała się nawet zastanawiać na razie nad ucieczką, nie miała sił.
- AAAAAAAAAAAAAAA! – okropne wrzaski dochodziły z pobliskiego pomieszczenia.
Ciarki przechodziły przez jej ciało za każdym razem, gdy pomyślała co dzieje się z kimś lub czymś wydającym ten paskudny krzyk.
Lecz nagle wszystko ucichło.


***

- Harry, śpisz? – potrząsała swoim chłopakiem rudowłosa. – Eej! – robiła to coraz mocniej.
- Już nie. – ziewnął zaspany Potter podnosząc głowę. – Usnąłem..
- No raczej. – uniosła kącik ust ku górze.
- I?
- To chyba ja się powinnam spytać..
- Nie ma ich?! – Harry wstał i rozczochrał jedną z rąk włosy chcąc je jakoś ułożyć, by leżały po jednej stronie, te jak zwykle na to nie pozwalały.
Kochany Harry, jego przyjaciół torturują, a on sobie smacznie śpi.
Młoda Weasley’ówna uniosła teatralnie ręce na znak, że nie wie.
- Och, Ginny, idę się ubrać, w coś świeższego. – oznajmił wąchając swój T-shirt w okolicach pachy. – i muszę ich poszukać, nie ma mowy, nie powstrzymasz mnie. – powiedział widząc minę swojej dziewczyny.
- Nie żartuj! – wrzasnęła Ginny. – a Snape?! – dodała.
Czarnowłosy spojrzał na nią. Odchrząknął. Podniósł stojący koło lewej ręki pusty kubek i udał się do drugiego pomieszczenia.
- Harry? To chodźmy najpierw na spacer, dobrze ci zrobi. – oznajmiła spokojnie, gdy doszła za nim do kuchni.
- Przestań. Pewnie myślisz, że się boję o nich za bardzo. – warknął. – dobrze myślisz, nigdy nic nie wiadomo. Snape’a jeszcze zdążymy zobaczyć.
- Chodź mamusiu. – pośpieszała go dziewczyna złośliwie nazywając go swoją mamą. Pomogła mu wstać z drewnianego blatu, na którym siedział teraz Wybraniec popijając napój ‘stawiający na nogi’. Harry postawił kubek i udał się z Ginny do jadalni, skąd wyszli na pole, obok Nory.
- Na chwilę, tylko na chwilę. – powiadomił ją stanowczo Potter.
- Harry.. – złapała go za rękę i przyśpieszyła kroku, głośno wdychając powietrze.
Ginny co z ciebie za przyjaciółka?


***

- Przepraszam. – szepnęła prosto w jego dziwnie czerwone ucho. Po raz kolejny go przeprosiła.
Jego oddech był spokojny, wyglądał jakby smacznie spał. Chociaż tu nie było takich warunków do tego jak w Norze. Och, bardzo tęskniła za tym miejscem, mimo że nie widziała go zaledwie.. dzień bodajże.
Ale jak? Jak uciec?
Da się w ogóle..?
Musi to zrobić, tak czy siak.
Zaczęła próbować się nad tym zastanawiać. Przecież jest inteligentna, da radę. (Nie chwaląc się) Ma też przecież jego. Po raz kolejny spojrzała na postać leżącą przed sobą. Bardzo ją kochała. Wiedziała, że wzajemnie.
I zamknęła delikatnie powieki. Może uśnie?
Nie, na pewno jej się nie uda, teraz bynajmniej. Coraz głośniejszy dźwięk skrzypiącej, starej skóry nie pozwolił by jej.
Nagle, poczuła się jakby zanurzyła na chwilę twarz w misce pełnej okropnie lodowatej wody, zimniejszej bardziej niż posadzka, na której leżała wraz z Ronem.
- A! – pisnęła. Z jej twarzy woda szybko spłynęła, mocząc większość jej ciała.
I ten obrzydliwy śmiech siwego mężczyzny. Coraz częściej go słyszała.
Skąd wiedziała, że gość, który się śmiał był siwy, to da rady jakoś rozpoznać?
- Wiem, że woda nie zmyje twojego szlamu z ciebie, ale można było spróbować, prawda?
- Kiedy się obudzi? – zapytała Hermiona, ignorując jego pytanie.
- Kto?
- Ron.. – nawet nie zastanowiła się jak inaczej go nazwać, przecież i tak wiedzą, że to jeden z Weasley’ów.
- Ten rudy? – głupio spytał.
- Tak, więc?
- Nie wiem. – zarechotał, miał straszną chrypę. – zmęczony był, widać. – zakpił.
- Wcale nie! – wrzasnęła dziewczyna. – co to było za zaklęcie?! – nalegała na poprawną odpowiedź.
- Uspokój się. Wredna szlamo. Ciszej bądź.
A co ktoś śpi?
Hermiona parsknęła.
- Pewnie nudzi ci się co? Zaraz będziesz miała co robić. – oznajmił.
Odwrócił się i wyszedł.
Do Granger nie dotarły jego słowa. Nie pomyślała nawet, że zaraz może zostać skrzywdzona. Miała to gdzieś, i tak czuła się w tej chwili jakby była nikim. Łatwo było ją zranić. Starała się przy nim nie okazywać tego, jak bardzo ją boli, gdy ktoś nazwie ją szlamą. Starała się być przy nim odważna. Z resztą, zawsze się starała, by każdy sądził, że jest odważna, a ona była po prostu inteligenta, aż za bardzo.
Ach, ta skromność.

***

Szli za rękę, jak przystało na parę. Uwielbiali razem spędzać czas, sam na sam.
- Harry, patrz! – młoda Wesley’ówna pokazała chudym palcem chmurę nad ich głowami.
- Co to za kształt?
- No nie poznajesz..? – zapytała niedowierzająco. – patrz. – przybliżyła się bliżej do swojego chłopaka. – tu jest głowa, tu długi nos, a tu. – zaśmiała się. – jego duże uszy.
Nie wiem kto to... może Ron?
Na samo wspomnienie o Zgredku Harry mimowolnie się uśmiechnął, mimo tego, że niedawno wykopywał grób dla niego. Należał mu się porządny pogrzeb. Bynajmniej tak uważał.
- Masz rację, podobna. – spojrzał na Ginny Wybraniec posyłając jej promienny uśmiech. – wracajmy już. – dodał i złapał ją mocniej za jej drobną dłoń. Teraz w jego głowie kłębiło się pełno myśli, a to o Snape’ie, a to o trójce przyjaciół – Ronie i Hermionie, i nawet o Zgredku, jego również uważał za przyjaciela.
Czy tam nikt nie czuje żalu gdy umiera jego przyjaciel?

***

Hermiona zastanawia się jakiego zaklęcia użyto na Rona.

***

Para czarodziei siedziała leniwie na kanapie, koło siebie, oparci o miękkie boki mebla.
- Wiesz co Ginny? – przerwał niezręczną ciszę czarnowłosy chłopak drapiąc się mimowolnie, co chwilę po głowie. – dziwi mnie fakt, że twoi rodzice i Nimfadora przyjęli Snape’a, nawet o nic nie pytając lub robiąc jakichkolwiek wyrzutów, bo przecież… DLACZEGO? – zadał retoryczne pytanie.
Mnie dziwi czemu jeszcze nie szukasz Rona i Hermiony.
Młoda Weasley’ówna nie raczyła odpowiedzieć na to pytanie. Nie interesowało ją to i nie potrafiła na nie odpowiedzieć.
- Ginny?
- Nie wiem.

W tym miejscu były przeżycia Harry'ego w pokoju Rona. Tak, ciągle nie poszedł go szukać.

Tak oto kończyny dzisiejszą analizę. Czy Harry wreszcie poszuka swoich przyjaciół? Czemu śmierciożercy przetrzymują Hermionę i Rona? Miejmy nadzieję, że dowiemy się za tydzień!

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Lily, James, konie III

Dziś kontynuujemy romanse wśród Huncwotów. Jeśli macie słabe żołądki w kontaktach z romantyzmem blogaskowym, przygotujcie papierowe torebki!
PS. Żegnamy zimowo-świąteczny wystrój blogaska :(

            Obudziły mnie wcześnie rano, promienie słoneczne, wpadające się do mojego dormitorium. Wstałam cała obolała. Wczoraj wieczorem gadałyśmy jeszcze do późna. Jak na złość dziewczyny jeszcze słodko sobie drzemały. Dlaczego to ja mam tego pecha do wstawania wcześnie? (Jesteś taka wyjątkowa.)
Wykorzystałam sytuacje i poszłam do łazienki. Po pięciu minutach wyszłam z niej czysta, bez worów pod oczami, z którymi się obudziłam (Zapomniała dodać, że się załatwiła. Cóż to za zaklęcie usuwające wory pod oczami? Chętnie skorzystam.) Szybko ubrałam się  i uczesałam. Tak uszykowana do wyjścia zaczęłam wymyślać jakby je tu obudzić. W końcu postawhiłam na standardowy sposób. Wyszeptałam parę zaklęć i dziewczyny obudziły się, krztusząc lodowatą wodą (Po co normalnie budzić ludzi jak można na nich wylać wodę. W niektórych częściach świata ludzie nie mają co pić.)  Szybko wyparowałam z mojego dormitorium i poleciałam do Huncwotów. W końcu jak wszystkim robić kawał, to wszystkim.^^ Uchyliłam drzwi i najciszej jak mogłam (co było tak nawiasem mówiąc trudne, przy tylu klamotach leżących na ziemi) weszłam. Wszyscy słodko drzemali z wyjątkiem Lunatyka, który tak jak ja był rannym ptaszkiem. (Oby był w samych bokserkach, oby był w samych bokserkach!)
- Jeśli nie zamierzasz mieć kubła wody na głowie. – powiedziałam do niego. -  To lepiej stąd wyjdź.
Remus szybko wstał z łóżka.
- Będziesz miała przechlapane. – mruknął i przeszedł koło mnie.
To taki sucharek tak? Prze-chlapane?
- Już mam. – odpowiedziałam. Znowu mruknęłam kilka zaklęć i… chyba nie muszę dodawać.^^ (Jak można w myślach używać emotikon?) Szybko zwiałam z ich dormitorium wśród krzyków Huncwotów. Na dole siedział na kanapie Remus.
- Jak cię dorwą, to cię rozszarpią. – powiedział z uśmiechem.
- Nie tylko oni, gdy przyjdzie pełnia ty mnie zjesz. – mruknęłam.- Dziewczynom też tak zrobiłam.
- Łoł… ž huncwotów i ž dziewczyn z równoległego roku, to jest coś. Muszę to zobaczyć.
- Dzięki, że jesteś po mojej stronie.
- RUDA! – ktoś zawołał, chyba Syriusz.
- Yhmm… zaczyna się. – mruknęłam.
- LILY! – znowu ktoś zawołał. Tym razem chyba Dorcas. Widzicie jak oni do siebie pasują?
- „Zaczyna się” po raz drugi. – powiedział Remus przesyłając mi pocieszający uśmiech.
Po paru minutach, które były sekundami, na schodach prowadzących do dormitorium chłopaków pojawili się w niecałym składzie Huncwoci, a na schodach do dziewczyn też w niepełnym składzie dziewczynki. Jakże była to komiczna scena. Przemoczone nastolatki z grymasami wściekłości na twarzach. Zrobić tylko fotkę i dać do albumu rodzinnego, by pokazać przyszłym pokoleniom jak nie należy wyglądać. Cud – miód (Jak to mówi Werkaś. xDD. dop. aut.).
 Po co zacząć uciekać jak można sterczeć i czekać aż cie rozszarpią.
- Hejka! – krzyknęłam i pomachałam w ich stronę.
- Hejka. – odpowiedzieli wszyscy razem. Jacy oni zgodni.^^ – Co masz na swoje usprawiedliwienie, Ruda? – spytał Syriusz podchodząc bliżej.
- A dlaczego powinnam mieć? Czy ja coś zrobiłam? – spytałam, posyłając mu sztuczny uśmiech. Wstałam i skierowałam się wolnym krokiem w stronę portretu.
- Niee… oczywiście, że nic nie zrobiłaś,. To Lunatyk. Czyż nie? – spytała z sarkazmem, Dorcas.
Drugi punkt dla twierdzenia, iż do siebie pasują.^^
Postanowiłam, że wykorzystam sytuacje.
Pewnie wymyśli coś genialnego.
- Taak… to Lunatyk. – powiedziałam na co oczy wszystkich przeniosły się na kanapę, na której siedział biedny Remus. Byłam coraz bliżej portretu. 
Ta jasne żadne z tylu osób nie zauważyło, że ona się oddala.
- Czy to prawda, Lunio? – spytała Ann.
Och… jacyś oni głupi.
Wykorzystując sytuacje szybko wyleciałam przez obraz (umiesz latać przez przedmioty?). Biegłam przeskakując po dwa stopnie, a za sobą słyszałam odgłos wielu osób. Te konie i ćwiczenie lekkoatletyki w podstawówce robią swoje. Byłam (całe szczęście!) najszybsza z dziewczyn, ale nie od Jamesa i Syriusza. Oni to dopiero mają speeda (czyt.: spida.). Biegliśmy tak spod portretu do Wielkiej Sali. Ja jestem ubrana, ale oni dopiero co wstali. Więc są w bieliźnie, czyż nie? Jak już mnie maja dorwać, to przed uczniami w bieliźnie.^^ Oczywiście, jak szpan, to szpan. Xdd (Nawet, jeśli nie maja o nim pojęcia. ^^)
Noo to jest nie złe, ale Lily do jasnej ciasnej jak ty możesz pisać w myślach xd i buźki?
Wpadłam do WS jak strzała, przewracając paru trzecioklasistów (Ta to musi być silna, ja nawet pierwszaka nie przewrócę).Wszyscy spojrzeli w moim kierunku.
W połowie sali poczułam jak coś oplata mnie w pasie i przewraca na ziemie. A kto to mógł być? No, jakże by inaczej! Oczywiście, Potter. Jak zwykle, zresztą. Parę dziewczyn zemdlało, przez… aaa ^^ zaraz się dowiemy.
Jak on jest w bokserkach to... nie ważne.
- Doigrałaś się moja panno. – powiedział siedząc mi na brzuchu. (Bez skojarzeń proszę. Dop. aut.) – Teraz my, ci coś zrobimy.
- Ratunku! Siedzi na mnie ekshibicjonista i chce mi coś zrobić!
Nawet się nie dusi?
Spojrzałam po nich. Byli już całkowicie wysuszeni. Jednak nie to zwróciło moją uwagę. Chłopacy byli w SAMYCH bokserkach. Hmm… Syriusz miał w misie, a James w księżyce. Ich ciałko idealnie się z nimi komponowało. Więc, chyba już wiadomo dlaczego ich fanki mdlały.^^
Też bym zemdlała, kto nie lubi mężczyzn w bokserkach?
            Chwile po tym spostrzeżeniu do WS wpadła reszta. Czyli: Dorcas w prawie przezroczystej koszuli nocnej (do chłopaków: niestety miała stanik i majtki, miała. ^^) (Do naszych męskich czytelników, aŁtorka mówi sama do siebie czy chcieliście ją zobaczyć na golasa?), Ann w niebieskiej piżamie w kwiatki, Kate w koszuli nocnej, Peter w szlafroku, a Remi niestety ubrany.^^
To była naprawdę znacząca informacja. 
Parę osób gwizdnęło, parę osób chichotało, a parę zemdlało. Jak zwykle.
Ja zaczęłam się śmiać, co ostatnio mi się często zdarzało. Wszyscy spojrzeli na mnie jak na wariatkę. Zaczęłam walić ręką w podłogę dusząc się ze śmiechu, a głupi James wstał ze mnie.
Nie! Może się udusi! Wejdź na nią z powrotem!!!
- Ej, Ruda. – zaczął Syriusz. – a tobie co?
- N… ni… niccc… – wykrztusiłam i jeszcze bardziej ryknęłam śmiechem, a za mną cała wielka sala. (No, może nie cała, bo większość dziewczyn leżało na podłodze.^^)
Śmiech Lily: HAHAHAH! HUE HUE! HR KWIK HAAA RYCZEEE HAHAHAH HUE!
- Może chodzi jej o to, że jesteście w samej bieliźnie i wysyłacie większość części żeńskiej  Hogwartu do Skrzydła Szpitalnego? – odezwał się tubalny głos Dumbledore’a za mną.
Zapomniała dodać, że był ubrany.
Huncwoci spojrzeli po sobie. Zaczerwienili się i skierowali się do drzwi, posyłając mi mordercze spojrzenia. Tylko Remi przy mnie został.
- Mówię ci, nie dadzą ci dziś spokoju. – odezwał się podając mi rękę.
- Mam nadzieję, że nie będziesz im pomagał.
- No nie wiem… To taka kusząca propozycja.
- Spróbuj, to pożałujesz. – warknęłam, mrużąc oczy.
Raz się śmieje raz grozi raz marzy o jakimś chłopaku. Typowa nastolatka.
- Spoko, tylko się tak droczę. – powiedział uśmiechając się.
- Mam nadzieję.- odezwałam się i zaczęłam robić sobie kanapkę.
Jedliśmy jeszcze chwilę, kiedy podszedł do nas starszy brat Dorcas – Boris i młodsze bliźniaki Kate – Joe i Chloe.
- Jak ty to robisz, Lily? – spytał Boris siadając okrakiem na ławce. – Ja próbuję ją od 3 lat nakręcić jak jest w samej bieliźnie, a ty tu ją, od tak, zwabiasz.
To ty wiesz co to kamera?
- To było wielkie, naprawdę. – Powiedział starszy o 20 minut od swojej siostry Joe. Obydwoje byli na 4 roku. Boris był na 7.
- Dzięki, ale oni tu sami przybiegli. Nie musieli mnie gonić.
- Ale tak czy tak dziękuje. W końcu udało mi się ja nagrać.
Czym nagrać?
- Będzie wściekła – powiedziałam.
Posiedzieliśmy jeszcze trochę z Remusem i poszliśmy na lekcje. Nikt nie raczył się do mnie odezwać. Jedynie Ann czasami wysyłała do mnie wyzwiska przy pomocy oklumencji. Uśmiechałam się na to, co ją jeszcze bardziej denerwowało. Tak Czy tak wiedziałam, że im przejdzie do odpisywania zadań domowych.^^
Haha, znam to.

***

- Liluśśśśśśśśśś…. Ty moje kochanie! – odezwała się Dorcas. – dasz odpisać Transmutacje??
- Nie „Liluś”. Oo… To teraz jestem kochana? – spytałam uśmiechając się figlarnie.
Co ty koleżankę podrywasz?
-  Ty zawsze byłaś kochana. Tylko ci tego nie okazywałam.
- Tak, tak… czyli cos w stylu spojrzeń: „Jeśli się uśmiechniesz to ci odgryzę tą słodką buźkę” to też są oznaki miłości?
I co odgryzła? NIE!
- Oj, przestań ględzić i daj. – zawyła Dor i przybrała proszącą minę.
Ona nie potrafi się bawić. ^^
- Dobra – mruknęłam i wstałam z kanapy.
Poszłyśmy do  naszego dormitorium po prace. Wypędziłam Dor z dorma (Dor z dorma już wiemy skąd mamy imię jej koleżanki) , bo chciałam poczytać kolejne romansidło pożyczone od Jiffy, o Jakimś Emanuelu i Clotildzie. Hmm… zapowiadało się na jakieś ciekawe klimaty. ^^
 Po jakiś 30 minutach do pokoju wpadły Ann, Kate i Dorcas niosąc 3 opasłe księgi.
- Co tam macie? – spytałam.
- Coś o animagach.
- Ale miałyśmy robić to w sobotęęę… – zajęczała Dorcas.
- Ale robimy dziś. Chciałabyś mieć kaca i zamieniać się w animaga? – Na pytanie Ann Dorcas pokręciła głową. – No więc właśnie.
To one już piją? Powodzenia w życiu życzę. Ejjj gdzie jest Severus? 
Zaczęłyśmy przemianę. Na pierwszy ogień poszła Kate, która potrzebowała 3 razy by się idealnie przemienić. Dalej była Dorcas. Po 5 próbach udało jej się. Później byłam ja, a dalej Ann, Udało nam się po 2 razach. Każda z nas miała jakiś charakterystyczny element z naszej ludzkiej postaci. Kate jako kot miała swoje orzechowe oczy, była czarna z białym krawatem na szyi. Dorcas miała czarną jak smoła sierść, zapewne po włosach. Ann miała swoje błękitne oczy, bo sierść wilka jest u każdego prawie taka sama. Ja jako łania była promieniście ruda, prawie szkarłatna. Zadowolone z siebie postanowiłyśmy pójść o północy na błonia, by zabawić się naszymi wcieleniami.
Podobno to jest potwornie trudne, a Huncwotom zajęło 3 lata.

***Orzechowymi tęczówkami najlepszego szukającego Hogwartu i Huncwota naczelnego***
Te opisy są konieczne? Nie prościej napisać "Z perspektywy Jamesa", jeśli to takie potrzebne?
            - No dalej Peter postaraj się! – krzyknąłem.
Gwizdek napiął się i po chwili zamienił się w tłustego szczura.
- Nareszcie! – krzyknął uradowany Syriusz i runął na swoje łóżko.
Teraz ja, Syriusz i Peter staliśmy się nie zarejestrowanymi animagami (Za to ja jestem nie zainteresowana tym faktem, możemy już skończyć to opko?). Syriusz zamieniał się w psa, Peter w szczura a ja w jelenia. Trenowaliśmy animadztwo od ponad 3 lat, by pomagać Remusowi w jego okresie ciężkich chwil, zwanych przeze mnie „futerkowym problemem”. W czasie pełni nie panuje nad sobą i może rozszarpać każdego przypadkowego człowieka. Wilkołak jednak, nie jest groźny dla zwierząt. Dlatego my się zmieniamy, by mu pomóc, a nie przysporzyć szkód.
Mówiłam 3 lata!
- James, a jak tam twój „genialny” plan zdobycia Lily? Co tym razem?– spytał Syriusz
- Stawiam na czystą zazdrość. Standardowy sposób, by dowiedzieć się Czy ktoś jest o ciebie zazdrosny. (James gadasz bez sensu, chlejesz tak samo jak Lily?) Byłem więc u paru dziewczyn z Rawenclawu, prosić o pomoc. – odpowiedziałem.
- Hah.. to kiedy?
- Jutro… – gwizdnąłem cicho.
- A idziemy dzisiaj na błonia wypróbować animadztwo?? – spytał. – Remus weźmie niewidkę.
- Ja się zgadzam. – odezwał się Peter.
- Ja też. – powiedział Remi.
- I ja.

***

            Około 23:30 udaliśmy się na błonia. My jako zwierzęta i Remus pod peleryną niewidką. Biegaliśmy tak goniąc się przez godzinę, gdy na skraju lasu pojawiły się cztery inne zwierzęta. (Jak to kiedyś Meo powiedziała... PRZEDSZKOLE) Sarna, pies, wilk i kot. Tak jak my goniły się, nie zwracając na nas uwagi. Przyglądaliśmy się im w skupieniu. Po chwili jednak wpadliśmy w krzaki tam gdzie już był Remus. Zamieniliśmy się w ludzi i obgadaliśmy sprawę. Postanowiliśmy podejść do nich i „pobawić się” razem z nimi. Podchodząc uderzył mnie kolor sarny. Była szkarłatna. Pies i kot były czarne, a wilk, jak to wilk taki szarawy. Przyglądałem się łani z dużym skupieniem. Syriusz szczeknął na nie. Spojrzały na niego z zainteresowaniem. Suczka (^^) odpowiedziała mu Syriusz przyjął pozycję w stylu „Pobaw się ze mną”^^ Zaczął się z nią gonić. Kotka, gdy zobaczyła Petera, rzuciła się z nim w pogoń. Wilk dołączył do Syriusza, a sarna z przekrzywionym łbem patrzyła w stronę Remusa. Później bacznie się przyglądając spojrzała na mnie, Łapę i Petera. Oczy rozszerzyły się jej do wielkości spodków. Zerwała się i  zaczęła zapędzać do lasu wilka, kota i psa. Te posłuszne zagłębiły się w lesie. Staliśmy tam osłupieni.
O co chodziło z tym "zabaw się ze mną"? Wąchali sobie tyłki czy chcieli się rozmnożyć?

***Szmaragdami panny Evans***

            Zza krzaków wyłonił się Remus. Przyjrzałam się mu dokładniej. Patrzył w stronę okazałego jelenia. Też zaczęłam przyglądać się mu. Był jednym z najpiękniejszych zwierzat jakie widziałam… I miał takie śliczne, orzechowe oczy… oczy Rogacza. Rogacza?! Dostałam olśnienia. James – Rogacz, Syriusz – Łapa, Peter – Glizdogon, Remus – Lunatyk. James – Jeleń (BRAWO!) Zgadzało by się, bo ma jego oczy. Syriusz – Pies, Sierść koloru jego włosów. Peter – szczur, odcień sierści po włosach. Remus – … . On jako jedyny nie zmienił się. Zaczęłam zapędzać dziewczyny do lasu w obawie że nas rozpoznają. Szczęście, że mnie posłuchały. Biegłyśmy tak parę minut. Zatrzymałyśmy się pod dużym starym drzewem.
- Lily, co się stało? – spytała Dorcas zamieniając się w człowieka.
- O… o …oni. – wskazałam palcem w stronę, z której przyszłyśmy
- Wyduś to z siebie.
- James – Rogacz – Jeleń, Syriusz – Łapa – Pies, Peter – Glizdogon – Szczur.  – wydukałam.
Dziewczyny zatkało. Spojrzały na mnie.
- A co jeśli nas też rozpoznali? – spytała Ann.
- To mamy na nich haka. – powiedziała Kate.
- Chodźmy lepiej do zamku. Jak nas tam nie znajdą to mogą coś podejrzewać. – mruknęłam.
Wróciłyśmy padnięte. Zasnęłyśmy od razu.
No po takim gonieniu bez sensu przez godzinę trzeba odpocząć.

O aŁtorki:
***

Jestemmm.!!
Cieszycie cię, nie?? xdd Tak.
Hmm…. z notką chyba jest wszystko okeej…
Przynajmniej mi się tak wydaje. CCx
A te animagi dla urozmaicenia.
Nie będą sie często pojawiać.
Hmm… Do Zwinnej; Lily jako sarna bła dawno zaplanowana. A na twój blog dopiero dzisiaj weszłam, więc wiesz…  zbierzność poprostu. Sorry. (Czekaj jaka sarna? To nie była przypadkiem łania?)
Nocia oczywiście dla Izusii, bo dla kogo innego, jak nie jej.??
Oczywiście też dla czytelników. xdd
Nie żeby ona sobie wszystko wzięła. CCx
No too…lecę wysyłać info. ^^
xoxo


***Orzechowymi tęczówkami najlepszego szukającego Hogwartu i Huncwota naczelnego***

Następnego dnia poszliśmy razem z dziewczynami, na śniadanie. Cała noc główkowałem nad dziwnym zachowaniem łani.
Zwierzę otworzyło oczy po czym goniło inne. Szok!
Przy wejściu, tak jak prosiłem stała jedna z tych dziewczyn, które nie liczą się z kim się całują. Podszedłem do niej, kątem oka bacznie obserwując Lily. Zacząłem się z tą lalunią „ślinić”. Reakcja Evans była całkowicie odwrotna do mojej wymarzonej. Patrzyła z takim niesmakiem i odrazą, że aż żal ściskał tyłek.* Cholera! Byłem pewien, że będzie ją zżerać zazdrość. Jednak zapomniałem o jednej rzeczy: ona jest doskonała aktorką, zawsze i wszędzie.
Czyli była zazdrosna czy nie?
Usiedliśmy wszyscy przy stole, a Silvia, czy jak jej tam było, usiadła mi na kolanach. Świetnie grała. I to właśnie lubię w FunClub’ach, że można zawsze na nie liczyć. Czy deszcz, czy słońce one zawsze w pogotowiu.^^
O co tu chodzi?
- Skarbie, może pójdziemy się przejść na błonia? – spytałem, spoglądając na Lilkę. Ta ani rusz. Rozmawiała z Kate wymacując łyżeczką. Gotowałem się od środka. Musiałem jak najszybciej z tamtą wyjść. Syriusz, Remus i Peter trzęśli się ze śmiechu. Musieli zauważyć moja minę, która nie była na pewno dobrze zagrana do sytuacji.
Pff i tak wiadomo , że jest zazdrosna pewnie sobie przed chwilą uświadomiła, że go kocha.


            *W dormitorium po skończonych lekcjach.*

- Cholera nie działa! – krzyknąłem i kopnąłem drzwi od szafy, które z hukiem spadły na podłogę.
- James, ona na pewno udaje! Ile razy próbowałeś tego sposobu? Ze 100x? I przecież wiesz, że ona jest dobra w skrywaniu uczuć! – krzyknął na mnie Remus i wyrwał mi jego książkę, którą właśnie darłem na kawałki. (W czym Ci książka zawiniła?)
- Dobra?! Dobra?! Remi! Ona jest w tym cholernie, MEGA dobra! Nigdy nie wiesz jak naprawdę cos odbiera! Rogaś, ty się nią nie martw. Pójdę do Dorcas i wszystko z niej wyciągnę!
Rogaś? Liluś? Dor ? What the kupa?
- Nie musisz się nigdzie ruszać, Syriuszu. Twoja księżniczka i jej przyjaciółka już tu są.
Podniosłem głowę. W drzwiach stało rude, piękne stworzenie i Dorcas. (Hahahahaha, rude, piękne stworzenie? I co jeszcze? Remus jest słodkim i sexownym wilkołakiem?)
- Doruś, co wy tu robicie? – spytał Syriusz, podlatując do Dor i całując ją krótko w policzek. – Hej, Lily! Miło cię widzieć!
- Mi ciebie też, Syriuszu, ale dziwi mnie to bo jeszcze na śniadaniu byłeś obrażony za to, że wywaliłam na ciebie dżem. – powiedziała oschle. – I dzięki za słowa uznania względem aktorstwa. Ale ja tu przyszłam w innej sprawie. Panie Potter! – powiedziała głosem tak podobnym do McGonagall, że  nawet Gwizdek się obudził. Uśmiechnęła się w geście triumfu i podeszła do mnie. – Chciałabym się dowiedzieć czy skoro jesteś z tamtą dziewczyną nasze wspólne pójście na bal jest nadal aktualne?
Przecież widać, że jest zazdrosna. I po co ona tak dziwnie gada? Co ona sobie myśli, że jest jakąś królową czy co?
Spodziewałbym się wszystkiego, ale nie tego. Spojrzałem w jej śliczne szmaragdowo zielone oczy. Mógłbym patrzeć na nie godzinami…
To jest moment, który kocham w opkach! Tylko, że zwykle to dziewczyna "tonie" w oczach chłopaka.
- Potter.
Cały dzień…
- James…
Całą noc…
- Rogacz…
 Całą dobę…
- Rogaś…
Cały tydzień…
- Rogaczku…
Całymi miesiącami…
- Jamesik…
Całymi latami…
- Eee… Kochanie?
Całą wieczność…
- Sarna! – Syriusz włączył się do wymieniania, krzycząc mi do ucha.
- C-co?
- „G” w zoo, żeby nie powiedzieć gorzej. Jakbyś nie zauważył Lily nazwała cię „kochaniem” – powiedział Syriusz uśmiechając się łobuzersko.
Zmierzch, Zmierzch.
- Jednorazowy przypadek. – mruknęła. – To jak, idziemy nadal razem na ten bal czy nie?
- Tak! Oczywiście! – krzyknąłem podrywając się z łóżka.
- Gdzie te oczy mają wisieć? – spytała. (Tekst nauczycielki Chemii do Jasia^^ Oczy – wiście.  dop. aut. To naprawdę fascynująca historia aŁtorko.)
Minęła chwila zanim zrozumieliśmy. Pierwszy zaczął śmieć się Remus, a zaraz po nim Syriusz. Później całe dormitorium się śmiało.
I tak nie rozumiem.
- Szczerze mówiąc spodziewałam się innej odpowiedzi. Już nie jesteś z tą dziewczyną? – Liluś sprowadziła nas na właściwe tory rozmowy.
- A co się tak o to wypytujesz? Jesteś zazdrosna?
- Jestem tylko ciekawa.- odpowiedziała rudowłosa piękność wyszła razem z Dorcas.
Usiadłem na łóżku i zacząłem bawić się zniczem. Może jednak plan zadziałał??
Zerowa z niej aktorka, moja babcia zagrałaby to lepiej.


***Szmaragdami panny Evans***

            Dziś jest Sobota, o ile się nie mylę, to piąty dzień pobytu w Hogwarcie. Właśnie chodzimy po sklepach z sukniami na bal. Jest ok. godziny 11:00, a o 13:00 idziemy do „Trzech Mioteł”, by spotkać się z Huncwotami. Na pewno się nie wyrobimy. Jestem tego pewna.
Ćwiczymy sprawozdanie?
            Weszłyśmy do sklepu, zupełnie wyludnionego. Był mały wybór, ale widać było, że suknie szyte są z nadzwyczajną starannością. Wpadła mi w oko śliczna szmaragdowa sukienka. Sięgała mi do kolan, była rozłożysta, wykonana z wielu warstw, ale bardzo przewiewna i lekka. Wybrałam sobie do niej zielone szpilki na złotym obcasie (Nie za dużo tej zieleni u ciebie?). Tak jak mi dziewczyną przypadł do gustu ten sklep. Ann wybrała błękitną lejącą się sukienkę do ziemi z jedwabiu bez ramiączek, trzymającą się jedynie na złotym łańcuszku, który zakłada się na szyje. Do tego niebieskie obcasy na srebrnej, wysadzanej kryształkami szpilce. Dor wzięła krwisto czerwoną mini sukienkę. Do tego czarne szpilki – gladiatorki. Kate wzięła tradycyjną czarną sukienkę z krzyżem na plecach i obcasy.
Wszystkie na obcasach, a balerinki to co, pies?
            Mówiłam, że się nie wyrobimy i się nie wyrobiłyśmy. Spóźniłyśmy się dokładnie 26 minut, bo Kate zobaczyła „prześliczny” cień do powiek. Mówiła „idealny odcień!” jak go zobaczyła, ale w środku wybierała pomiędzy setką innych. Huncwoci jęczeli, że „ile można czekać?”, „jak można tak długo wybierać?”. Chciałam im przyłożyć, w końcu „ile można tego słuchać?”.
            Po wypitym piwie kremowym, wskoczyliśmy jeszcze do miodowego królestwa. Chłopacy byli obładowani całą masą toreb, a my miałyśmy po jednej siatce słodyczy. Jak oni przeszli obok Filcha, to ja nie wiem.
Nie wiem jak wy, ale gdy ja boję się, że się nie wyrobię to raczej nie idę się napić i najeść.
            Po zaniesieniu zakupów, wyszliśmy na błonia. Usiedliśmy tak jak zwykle, przy jeziorze na skałkach. Mocząc nogi w letniej wodzie gadałyśmy i obgadywałyśmy różne osoby. Podeszli do nas Huncwoci.
 - Dziewczęta nasze drogie… -zaczął Syriusz, ale Dor mu przerwała.
- Tylko nie „drogie”, my nie jesteśmy nabytkami na wyprzedaży.
Nienawidzę takich tekstów.
- Matko… masz problem, dziewczyno.
- Jaka matka?
- Twoja, wiesz?
- Moja? A Gdzie?
- Za tobą.
- Mamu…! James?! Mam przystojną matkę, nie ma co… Syriuszz… – Dorcas podniosła się z błyskiem w oku.
- Comm…?
- Chodź tu skarbie…
Mój backspace, wciąż odmawia posłuszeństwa :(
Dor zaczęła iść w stronę Łapy, który się cofał. W chwilę potem dwie sylwetki zaczęły oddalać się od nas w przyśpieszonym tempie. Ludzie mają dziwne pomysły.
Gadaliśmy i śmialiśmy się do późna, więc późno wróciliśmy do zamku. Wieczorem urządziłyśmy sobie babski wieczór. Zaprosiłyśmy na następny raz Huncwotów.^^
Nie rozumiem o co tu chodzi, czemu on uciekał?

***

- Sexi…
- Hmm…? Mówiłeś coś??
- Sexi…
- Co „sexi”?
- Sexi, Sexi…
- Dobrze się czujesz?
- Sexi, Sexi, Sexi…!
- O co ci, kretynie, chodzi?!
- Ty jesteś… Sexi… – wymruczał James. Aż mi ciarki przeszły po plecach. Co jak co, ale oni to potrafią NIEKTÓRE dziewczyny owinąć wokół palca. Niektóre, bo mnie, np.: nie.^^
Hahahahah jakie to durne hahahahhaah.
Oczywiście, przechodzą cię ciarki po plecach gdy on mówi, ale wcale cię nie owinął wokół palca.
Zaśmiałam się i sięgnęłam do torby po książki, by odrobić zaległe zadania. Poczułam wibracje. Wzięłam to coś, co wibrowało, do ręki (wibrator?). Małe pudełko z ekranem i klawiszami z cyframi i literami mrugało do rytmu piosenki. Komfurka, komturka… Komórka!! Od pierwszej klasy leżała w tej torbie! Sądziłam, że nie działa w Hogwarcie. Cóż, cuda się zdarzają tylko trzeba potrafić je odnaleźć.
To ona nie wie jak się komórka nazywa?
Komórka w tamtych czasach? Może jeszcze Lily na lekcjach zamiast uważać "siedzi na fejsie" i pisze z Sevim?
Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam urządzenie do ucha. Kate, Dorcas i Huncwoci dziwnie się patrzyli, a ja jakby z oddali usłyszałam chropowaty głos:
- Halo? Lily?
- Halo? Z… Z kim rozmawiam? – „Jeśli tak to mogę nazwać.” Pomyślałam.
- To ja, Mike. – musiałam zrobić strasznie głupią minę, bo Huncwoci zachichotali.
- Eee… Mike? Jaki Mike?- kto to był? Znałam tylko jednego chłopaka o tym imieniu.
Jednego.
Szykuje się romans!
- Aaaaa!! – zaczęłam się drzeć, a wszyscy spojrzeli na mnie. – Mike! – wcześniej gapili się na mnie jak na kretynkę, a teraz jak na wariatkę, która uciekła ze szpitala Św. Munga, pewnie dlatego, że gadałam do… komórki. Taa… dla nich to niecodzienny widok. I pomyśleć, że w mugolskim świecie dziewczyny nie mogą bez tego żyć.
            Zaczęłam chodzić w te i z powrotem po PW, a gryfoni śledzili mnie wzrokiem.
- Och, Mike! Jak ja cię dawno nie widziałam! – zaświergotałam do słuchawki.
- Wiem, w końcu ja ciebie też. – odezwał się tym swoim głosem z chrypką. – Poza tym chciałem cię usłyszeć. Szkoda, że w te wakacje nie zawitałaś na Privet Drive…
Jakie Privet Drive? To raczej było nowe osiedle w czasach Harry'ego.
Przegadałam z nim cały dzień. Wspominaliśmy wspólne wypady, zwały i inne nasze wygłupy. Jak przefarbowaliśmy sobie włosy, ja na czarno, on na blond. Wszyscy czarodzieje czystej krwi i niektórzy półkrwi też, dziwili się ile można gadać i jak w ogóle można gadać do takiego czegoś. W kimono poszłam po północy.
I oczywiście nikt jej tej komórki nie zabrał. MAGICZNY TELEFON!

Od aŁtorki:
*^*^*
*Tekst z II części Loony Tunes, Czy jakoś tak. ^^ To taki film-bajka z królikiem Bug’sem i kaczorem Daffy’im. Nie pamiętam jak to się pisze. xDD
Wyszukiwarki przestały istnieć.


Hmmm… coś mi nie pasuje.
Nie wiem co, ale coś napewno. xdd
Notka pisana daaaawnoo temu, jeszcze przed założeniem bloga. ;]]
A pomysł z komórką, może i suchy, ale nie miałam, chyba, weny. Ale wtedy pisałam sms’y…
Może dlatego.^^
Co tu duzo mówić, te dwa tygodnie minęły mi potwornie.
Nie dość, że mnie ktoś olał, to jeszcze nie miałam jak dostać się na zawody siłaczy [Polska - Węgry] i na koncert Grupy Operacyjnej, która występowała u nas, na dniach naszej miejscowości.
Nie miałam jak zgarnąć autografów.
A jestem fanką Grupy Operacyjnej. ;[[
Nooo.... Pokłóciłam się z koleżanką i ciągle sobie jedziemy.
Do tego napisałam cholernie źle test z fizyki.
I jestem zła, bo muszę napisać go na 5, żeby wyjść na 5.
Muszę się trochę wyslić. ;//
I jeszcze cos tam było...
Przepraszam, że notka tak późno, ale jak już mówię, miałam zły humor.
A co do szablonu, (bo było wspomniene coś o nim w komentarzu), proszę nie przywiązywać do niego wagi, bo tak czy tak, będzie często zmieniany. Lubię się bawić fotoszopem. xdd
Skoro notka napisana była dawno to czemu dopiero teraz dodała?
Ta historia mnie wzruszyła. Mój backspace, również.

I jeszcze to...

Zostałam nominowana przez Izvsię (http://rozczochrany-james.blog.pl/) do Kreativ Blogger.
Do czego? Kreativ? Nie Krejtiw?
Dzięki, wielkie, ale chyba na to nie zasługuję. ;]]
No... patrząc na inne blogi to chyba raczej nie..
Nominuję osoby, w linkach ‘nominowani’. xdd
Będą tam do następnej notki.
Zasady:
1. Wstaw logo zabawy.
2. Podaj link osoby, która Cię wyróżniła.
3. Nominuj co najmniej 7 blogów.
4. Podaj „namiary” na blogi i powiadom autorów.
Jutro wszystkich powiadomię xdd
Fiuuu…. ale się rozpisałam… hihi. xdd
Nie będę was zanudzać. x))
sorry, za błędy. ;]]
Pzdr. ;**
xoxo

            Następnego dnia wieści o mojej rozmowie objęły cały zamek. Wszyscy podchodzili i pytali się co to jest ta ‘komórka’ i jak działa. Nawet sam dyrektor do mnie podszedł. A ja odpowiadałam wszystkim ze stoickim spokojem.
No w końcu Dumbi podszedł! Gratulacje! 
            Po straaasznych męczarniach, (które, nawiasem mówiąc, nadal od czasu do czasu trwają.) Telefon zapikał i się wyłączył. I jak ja biedna miałam gadać wieczorem? Musiałam znaleźć ładowarkę, bo inaczej z pogadanki nici. Dopiero później zdałam sobie sprawę, że tu nie ma kontaktów, więc tak czy tak, nie mam jak jej naładować.
Miałam to właśnie napisać, biedny Mike jak on wytrzyma bez Lilusia. Ejjj ten Mike zajął miejsce Severusa! 
Po jakiś 30 minutach po moim odkryciu, wpadła do pokoju Ann.
- A co ty taka w skowronkach, Annie?
- Remusięzemnąumówił! – krzyknęła obracając się na palcach, jak mała dziewczynka.
- Poroszę zwolnioną i wyraźniejszą wersję.
- Remus… (…………………………………….) się… (………………………………..)…
- No dobra, przesadziłam troszkę szybciej, proszę.
- Ze… mną… umówił!
Spadłam z łóżka.
Zazdrosna czy co?
- ŻE CO?!
- O 20:00 pod Dębem (Nie pamiętam czy to był dąb czy buk. Ale i to i to, to drzewo więc nie widzę różnicy.^^ dop.aut. Faktycznie, żadna różnica. Jedno ma żołędzie drugie nie...)
- Która to… aaa! – zaczęłam się drzeć jak głupia. – 18:30!
- No i co? – spytała Ann. – jeszcze szmat czasu.
- Że co? Ann, stój tu i się nie ruszaj! – krzyknęłam i wybiegłam przez drzwi.
- DORCAS! KATE! DO DORMITORIUM! ALE JUŻ! – takie słowa usłyszeli gryfoni, gdy wpadłam do PW. Przeskoczyłam przez kanapę zmierzając w stronę Huncwotów. Dorcas i Kate już pędem pobiegły do pokoju. Podeszłam do chłopaków i nie wiem po co, nie wiem dlaczego uściskałam Remusa. Ten wielce zdziwiony spojrzał pytająco na mnie. Odczepiłam się od niego i spojrzałam mu w oczy. Wzrokiem (To było widać xDD) pytał mnie o co mi chodzi.
Na pewno nie poczuł się głupio.
- Remus! Co ty tu jeszcze robisz? – powiedziałam zmieniając natychmiastowo wyraz twarzy. – do dormitorium! Szybko, Zanim sama cię tam zaprowadzę! – chłopak szybko wziął książki i pobiegł na schody.
- A wy co tu jeszcze robicie? – spytałam resztę Huncwotów. – Za nim! Dalej! Pomóc mu się przygotować! – spojrzeli tylko po sobie i już ich nie było.
A ja najzwyczajniej w świecie poszłam do sypialni.
Ta to jest niezła.

***
            - Lily, musze przyznać masz niezły głos! – powiedziała Kate chichocząc.
- Dzięki. To od czego zaczynamy?
- Ty robisz makijaż! – krzyknęła kupa ubrań (czyt.: Dorcas w szafie) – Kate zajmuję się fryzurą i ja ubraniem!
Co one chcą z niej lalkę zrobić? Przecież Remusowi podoba się normalna Ann, a nie masa tapety wystrojona w najlepsze ciuchy.
- Okej.
            Wzięłam się do pracy. Po godzinie (i 22 minutach) Ann była gotowa. Pięknie uszykowaną wypuściłyśmy ją do PW. Ze łzami w oczach patrzyłyśmy jak odchodzi. Nasza Ann tak szybko dorasta! Na randki zaczyna chodzić! Och, niech będzie udane, to spotkanie!
Mam się śmiać czy płakać?
***
- I jak myślicie? Jest udaaaaaaaaaana? – spytała Kate ziewając.
- Musi być, skoro nie ma jej do… zaraz, która jest…? A.. do 1:02 – wychrypiała Dorcas. – Chodźmy do Huncwotów. Może oni coś wiedzą.
Przeszłyśmy przez PW do dormitorium chłopaków. Jak zwykle panował tam straszny zaduch i nieład. Dobra, za mało powiedziane. To było istne śmietnisko. I jak pachniało! Cudo. Rzeczy same się prosiły, by się na nich potknąć.
- Syriusz? – spytała ciemność Dorcas.
- Tak? – odpowiedział jej głos z oddali.
- Gdzie jesteś?
- Tu. – Łapa zapalił lampkę. Oślepiło nas jaskrawe światło.
- Możemy u was zostać do powrotu Ann i Remusa? – spytała słodko.
- Oczywiście, skar… petko!
- Jest Potter? – przerwałam.
- Je… nie, nie ma.
- Na pewno?
- Tak.
- To się u niego położę.
- A ja u Remiego. Siema Peter!
- Chraaap.
- Oo, tak. Mi też miło cię widzieć. Lily?
- Co?
- James?!
- Nie krzycz tak, bo ją obudzisz.
- A jak, ty tu… nie było słych… Jak się tu dostałeś?!
- Mam swoje sposoby na zanikanie i pojawianie się.
- Jesteś mugolskim wampirem?
- Niee… Co, ja niby jestem? Krwiopijca Czy pijawka? (Określenia ze „Zmierzchu”. Dop. aut.No ba! Ty wszystko ze Zmierzchu bierzesz.)
- Aa… no wiesz…
- Dobra, ey. Cicho być. Idę spać z Lilusią. To chyba jedyna okazja. Dobranoc. – usłyszałam jak ktoś podchodzi do łóżka, na którym leżałam.
Znowu, what the kupa?
- Nie waż się tu kłaść, Potter. – warknęłam przez zęby.
- Buhahaha… – Po dormitorium przeszedł donośny śmiech Syriusza, Dorcas i Kate.
- Ależ, Liluś! To moje łóżko!
- Śpisz na drugiej stronie. – powiedziałam i położyłam się na samym końcu. – I łapy precz ode mnie.
Ona to jest świrnięta.
- Ale ja jestem na innym łóżku. – powiedział niby zdziwiony Syriusz.
- Kanapowcu. Chodziło mi o ręce Potte… James! – krzyknęłam, gdy Rogacz chwycił mnie za nadgarstki i przygwoździł do łóżka. Kate i Dorcas zerwały się z łóżek żeby mi pomóc, ale Syriusz je przytrzymał.
Co oni robią? Sekszą się?
- Czego chcesz? – Spytałam zła zaczęłam się szarpać.
- Trochę tego, trochę tamtego… – mówił jeżdżąc palcem po moim brzuchu. Z trudem się powstrzymywałam, by się nie roześmiać.
O co tu chodzi?!
- Można dokładniej? – cała sytuacja zaczęła mnie nudzić. W końcu ile można?!
James przestał kreślić koła. Zbliżył swoją twarz do mojej. Opierał się czołem o moje czoło, a nasze nosy stykały się czubkami. Mimowolnie zamknęłam oczy i zmarszczyłam nos, by przybrać grymas. Czekałam na pocałunek. Ten, jednak nie nadszedł. Odetchnęłam z ulgą i otworzyłam oczy. Orzechowe tęczówki intensywnie  wpatrywały się we mnie. Pomiędzy brwiami powstała zmarszczka. Cholera, dlaczego on musiał być tak cholernie przystojny?!
No, ale teraz tak patrząc fajny moment. Taki romantyczny.
- Dziękuje. – powiedziałam.
- Za co? – spytał zdziwiony odsuwając twarz.
- Za to, że mnie nie pocałowałeś.
- Przeklinam samego siebie. Taka okazja! – zawył.
- Wiesz.. ja nie lubię nic, robionego na siłę. – powiedziałam, przekrzywiając głowę.
- Mhmm… – zamyślił się. WoW… coś nowego…
- Możesz mnie puścić? – spytałam.
- Nie. Powiedz mi Lily, – zasunął kotary i rzucił parę zaklęć. – Co takiego we mnie cię odpycha?
Hu hu hu i znów się robi gorąco!
- Arogancja, głupie kawały – w rzeczywistości rozumiałam dlaczego to robi. Sama kiedyś taka byłam. Gdy był Mike… – mierzwienie sobie włosów…
- To też?
- W szczególności. – powiedziałam. Mike też tak robił i jego też o to beształam.
- Dziwne… a co jeszcze?
- Jak mówisz, że mnie kochasz, a za chwile masz inną…
- Zazdrosna?
- Nie, ale to denerwuje.
- Mhmm… – mruknął.
- Możesz mnie już puścić?
- Nie.
- Tak! – krzyknęły Kate i Dorcas, którym udało się wyrwać Syriuszowi.
- Uciekaj, Lily! – zawołały i zepchnęły Pottera ze mnie. Podbiegłam do drzwi (czyt.: przedarłam się do drzwi ociekając potem) Spojrzałam za siebie, Syriusz  budził Petera, a James trzymał Kate i Dorcas. Spojrzałam w bok. Przy drzwiach stała nowiutka miotła Pottera. Chwyciłam ją.
Ej to jakby on ją więził. Plus James rzucił jakieś zaklęcia więc czemu nie zadziałały? Geniusz aŁtorki!
- Puść je, Potter. Inaczej twoja miotła będzie mogła pójść pooglądać śmietnik! – Krzyknęłam.
- Lily, nie… proszę… błagam! – krzyknął zdenerwowany, ale zaraz na jego twarz wstąpił uśmiech. Kiwnął prawie niezauważalnie głową, a ja poczułam jak coś zamyka mi usta, wyrywa miotłę i podnosi mnie do góry. Zaczęłam się szarpać i bić tego kogoś. Syriusz złapał mnie za jedną rękę i przykuł do łóżka. Spojrzałam na mojego porywacza. Był to Remus umazany błyszczykiem.
- Trochę tu sobie posiedzisz. – powiedział, a ja szukałam odpowiedniej riposty.
- Jesteś umazany błyszczykiem. – odparłam w końcu, a Remi spiekł buraka i zaczął się wycierać.
Hu hu, to było mocne ślinienie!
Chłopcy odeszli ode mnie, by zająć się pozostałą dwójką. Wykorzystali nas do gry w butelkę. Pomysłowe. Czyż nie? Oczywiście na „pytanie Czy wyzwanie” inaczej byśmy się nie dały, Syriusz i James byli za inna wersją. Poszliśmy jeszcze po Ann. Pierwszy kręcił James.
- Pytanie Czy wyzwanie? – spytał Syriusza.
- Pytanie.
- Ile miałeś lat, gdy pierwszy raz się całowałeś?
- Nie wiem. Po urodzeniu mnie matka pocałowała. – Syriusz się wzdrygnął. Fałszyskop nie zapiszczał, więc można było zaliczyć odpowiedź.
O dobre, szkoda, że my nie mamy fałszyskopu w mugolskim świecie :(
Fenikso, my i tak zwykle gramy na wyzwania.
- Ann.
- Pytanie.
- Co robiłaś dzisiaj z Remusem?
- Eee… buzi- buzi. – powiedziała czerwieniąc się. – i rozmawialiśmy.
Na twarz Syriusza wstąpił szeroki uśmiech.
- Lily.
- Pytanie.
Ann zamyśliła się.
- Jaki jest twój ideał mężczyzny?
James poruszył się niespokojnie. Zaświeciły mi się oczy.
- Opiekuńczy, miły, kochający, dowcipny, przystojny, odważny, męski, wysportowany, szlachetny, wysoki…
- Jednym słowem: James? – spytał Syriusz uśmiechając się łobuzersko.
- Jednym słowem… Mike. – powiedziałam, a w dormitorium zapadła cisza. Fałszyskop się nie odezwał. Spuściłam głowę przypominając sobie jak wyglądał rok temu. Wysoki brunet o pięknych, niebieskich oczach w których czaiły się figlarne błyski. Gotowy do psot i wysłuchania, każdej, najmniejszej obawy swojej przyjaciółki. Biegający ze mną po ulicach Surrey i posyłający wszystkim dziewczynom powalający uśmiech. Ale ten najpiękniejszy zawsze był zarezerwowany dla mnie. Ten, za który dziewczyny dałyby sobie odciąć rękę. Był cholernie przystojny. Czasem zastanawiałam się czy nie jest przystojniejszy od Syriusza. W kimś takim mogłabym się zakochać. Ale nie w nim. On na zawsze zostanie moim przyjacielem.
- A kto to? – spytał po dłuższej chwili Syriusz.
Ann spojrzała na mnie oczami rozumiejącymi mój zachwyt. Zapewne po spojrzeniu do mojej głowy.
- Mój najlepszy przyjaciel. – powiedziałam.
- Lepszy nawet od nas? – spytała z udawanym przyjęciem Dorcas.
- Nawet od was. – powiedziałam uśmiechając się figlarnie, a Kate i Dor szczęki spadły. – przepraszam, ale muszę wyjść.
Czasami trzeba się zamknąć.
Dziewczyny poszły za mną. Gdy zamknęłam drzwi, Ann zapiszczała:
- OMG! Jaki on przystojny!
- Kto? Remus? – spytała Kate uśmiechając się pod nosem.
- Nie! Ten Mike! Nie dziwię się Lilce, że to jest jej ideał.
- Narysujesz nam go? – spytała Dorcas.
Ann uwielbiała rysować. Szczególnie ludzi.
Po jakiś 20 minutach oddała skończony rysunek. Dziewczyny westchnęły zachwycone. Ja to mam szczęście.
ZANALIZOWAŁAM! HURA!
Ta sytuacja i te dialogi były tak fascynujące, że aż w ogóle. W połowie poszła w ruch moja papierowa torebka, a że nie miałam żadnej w zapasie wolałam się nie narażać i ominęłam co nieco.

Od aŁtorki:
*^*^*^
Hmm…
Notka nie podoba mi się…
Jest taka… nijaka.
Nic się nie dzieje…
Taka… bez sensu.
Ale musiałam ją włozyć, bo była w opowiadaniu…
Ale cieszmy się, bo następna notka to bal. xdd
Sorkates, za wszelkie błędy.
Dedyk dla Izz ;***
I dla wszystkich.
Łącznie z przeprosinami, za długą nieobecność.
P.S.: U mnie Ann urodziła się z darem oklumencji, chociaż pochodzi z rodziny mugoli. Wiem, że oklumencje, podobnie jak animagie, można się tylko nauczyć, a nie posiadać od razu. Ale przecież wszystko nie musi być tak jak w książce. xdd
xoxo

Tak oto docieramy do końca dzisiejszej analizy. Na prośbę Fenikso kończymy ten blogasek i za tydzień znajdziemy dla was inną historię. Miejmy nadzieję, że przynajmniej tam mój backspace pokona głupotę. Skoro było to opko z udziałem Huncwotów, trzeba ładnie skończyć, tak więc:
Koniec psot!